Niedawno otrzymałem ten materiał
od dr. Miloša Jesenský’ego, który ukazał się na Słowacji, a dotyczy
tajemniczego zaginięcia w Tatrach pewnego bratysławskiego dziennikarza. Wypadek
ten wpisuje się do Tatrzańskiego Archiwum X ze względu na gęsty woal tajemnicy
otaczający to wydarzenie…
Młody
dziennikarz pisał o sprawach St.B. a potem nagle znikł. Jego ciało nie zostało
znalezione
Jednym z pierwszych dziennikarzy,
który zniknął na Słowacji był Marcel
Samuhel – były redaktor nieistniejącego już dziennika „Praca”. W tych
dniach od chwili jego zniknięcia upłynęło już 30 lat. Sprawą zainteresowała się
telewizja RTVS. Kilka lat po łagodnej rewolucji dwudziestodziewięcioletni
Bratysławczyk poświęcił się normalnemu programowi dziennikarskiemu redaktora
gazety, ale także badaniu spraw byłego reżimu, które dotyczyły członków ŠtB.
O
jego zaginięciu wspomina jego przyjaciel
Pod koniec kwietnia 1993 roku
wraz z przyjacielem Borysem wybrali
się na wycieczkę w Tatry Wysokie. Pojechali kolejką linową na Skalnate pleso.
Stamtąd udali się do Szczyrbskiego Plesa. Za Batyżowskim Plesem zeszli ze szlaku
i zgubili się. Zaczęło padać, ale niezbyt
mocno, zaczął się spieszyć, nie miałem czasu jechać tak szybko, a potem
dosłownie zniknął – wspominał Borys dla RTVS po latach.
Wyczerpany Borys znalazł chodnik,
a później asfaltową drogę. Nieznany kierowca zawiózł go do Popradu, gdzie się
zatrzymali. Miał nadzieję, że jego przyjacielowi było już ciepło. Ale Marcela
tam nie było. Boris zgłosił zniknięcie Samuela rano. Tak opisał to przed laty
przyjaciel Samuela dla magazynu „Život”, w zeznaniach dla policji, a obecnie
także dla RTVS.
Następnie przeprowadzono
kilkudniowe szeroko zakrojone poszukiwania z udziałem ratowników górskich,
leśników, policjantów i żołnierzy z Popradu. - Nic wtedy nie znaleźliśmy, nic. Ani śladu jego obecności. Coś wydaje
się być nie tak – powiedział RTVS Viktor
Beránek, ówczesny członek zespołu poszukiwawczego HZS.[1]
Niejasne
okoliczności zniknięcia
Do tej pory nie znaleziono
żadnych szczątków szkieletowych. W przeszłości pojawiło się wiele spekulacji,
że Marcel Samuhel wcale nie musiał stać się ofiarą tatrzańskiej przyrody.
- Na podstawie tych informacji i na podstawie faktów, które
przeszukaliśmy, pojawiło się kilka znaków zapytania i niejasności –
powiedział po latach przewodnik górski, były ratownik górski Róbert Turjanik.
W okresie poprzedniego reżimu
Samuhel należał do zakonu franciszkanów. W okresie przed zaginięciem jako
publicysta intensywnie zajmował się przyczynami śmierci potajemnie wyświęconego
księdza Przemysła Coufala. Samuhel
odrzucił oficjalną wersję Prokuratury Generalnej Republiki Słowackiej o rzekomym
samobójstwie. W lutym 1992 r. napisał w „Pracy” artykuł zatytułowany „Raped
Truth”, w którym wyraził wątpliwości co do wstrzymania ścigania karnego w
przypadku zabójstwa. W dniu 2 marca 1992 r. prokuratura skierowała pismo do
redakcji gazety, określając ww. artykuł jako niebezpieczną ingerencję w
działalność prokuratury. 19 lutego 1993 r. w „Slovenský dennik” ukazał się
całostronicowy artykuł „Morderstwo czy samobójstwo?”, którego autorstwo przypisuje
się Samuhelowi. Autor zwróciła uwagę na nieścisłości i sprzeczności w decyzji
prokuratury. Autor zakończył artykuł zdaniem: A jeśli coś mi się stanie, poinformuję lekarza rodzinnego SR, że nie
mam zamiaru popełnić samobójstwa. Doskonale zdawał sobie sprawę, że grozi mu
niebezpieczeństwo – napisał przed laty tygodnik „Život”.
-
Powiązałem zniknięcie z tym, o czym Marcel zaczął pisać, bardzo drażliwym
tematem dla wielu ludzi w tamtym czasie - ostrzega inny z jego
przyjaciół i sygnatariusz Karty 77, Tibor
Novotka, według RTVS.
Moje
3 grosze
Kiedy przekładałem ten tekst, to
przypomniała mi się sprawa zaginięcia dwojga młodych ludzi – Piotra i Justyny –
sprawa poruszona na łamach „Nieznanego Świata” przez red. Marka Rymuszko. Sprawa ta wyglądała mniej więcej tak, jak opisałem
ją w „Projekcie Tatry”:
Tej
dziwnej sprawie zaginięcia w Tatrach dwojga 20-latków: Piotra G. i Justyny T. poświęcono cykl artykułów na łamach „Nieznanego
Świata”. Dziewczyna i chłopak literalnie rozpłynęli się wśród regli Doliny
Kościeliskiej, dokąd wybrali się feralnego dla nich dnia 2 marca 1981 roku.
Poszukiwania spełzły na niczym. Psychotronicy, którzy ich poszukiwali, podawali
miejsca przebywania ich zwłok od Doliny Chochołowskiej i Grzesia aż do Wantul i
masywu Giewontu i Czerwonych Wierchów. Jest to obszar o powierzchni niemal 45
km² terenu nader urozmaiconego. Ciekawe jest zaś to, że jedna z lokalizacji –
Przysłop Miętusi znajduje się w miejscu, z którego widać doskonale trzy tutaj
wymienione „podejrzane” miejsca: Giewont, Czerwone Wierchy i Kominiarski
Wierch... A nie zapominajmy, że tutaj
właśnie widziano tajemnicze NOL-e...
Przysłop
Miętusi jest węzłem dróg turystycznych, wiodących na gmach Czerwonych Wierchów
i należące doń doliny reglowe. W sezonie letnim i zimowym panuje tutaj ogromne
natężenie ruchu turystycznego, a mimo tego, zdarzają się dziwne przypadki
zaginięć czy tajemniczej śmierci ludzi.
Jaki był
los Piotra i Justyny? Mogli oni być porwani przez NOL-a, co swego czasu
wylansowało dwoje jasnowidzów z Lublina (dane personalne zastrzeżone), którzy w
transach w i d z i e l i moment samego porwania ich na pokład NOL-a,
a potem pobyt na nieznanej planecie wśród nieznanych Istot o zupełnie różnej od
nas mentalności... Jak bardzo jest to prawdziwe? – tego nie wiem. Być może lubelscy
jasnowidze maja rację i Piotr z Justyną rzeczywiście żyją na innej planecie czy
w innym wymiarze Rzeczywistości.
Niestety,
nie jestem aż takim optymistą. Być może wpisali się oni w SCHEMAT A i ich
zwłoki poniewierają się gdzieś na dnie lasów reglowych Kościeliskiej, albo leżą
połamane w jakiejś „mikro-jaskini Łataka”.
Mogli oni
spotkać się z fatalnym dla nich skutkiem, z jedynym tatrzańskim zwierzęciem,
które jest w stanie zagrozić człowiekowi – z niedźwiedziem brunatnym – Ursus arctos. Co więcej – głodny miś, podobnie
jak śp. Kuba Kondracki czy Magda Roztoczanka – szuka towarzystwa
człowieka, bo wie, że dostanie od niego smaczny kąsek, co akurat wiem z
własnych doświadczeń z niedźwiedziami, kiedy służyłem jeszcze na Łysej
Polanie... NB, obydwa te misie są już historią, bowiem zabiła je źle pojmowana
miłość do zwierząt, która obróciła się przeciwko nim... Marzec jest miesiącem przebudzenia tych
zwierząt ze snu zimowego i być może, jakiś głodny niedźwiedź spotkał się z
Piotrem i Justyną. Dobrze, ale co się stało z ich rzeczami? Nie wyobrażam sobie
misia, który pożarłby człowieka wraz z plecakiem i ubraniem. Coś zawsze m u s i a ł o b y zostać!
Istnieje
jeszcze jedna ponura strona tego medalu – Piotr i Justyna mogli paść ofiarą
ludzi. Kogo? Przede wszystkim chodzi mi tutaj o kłusowników i przemytników,
którzy bardzo nie lubią, kiedy podgląda się ich „przy robocie”.
Druga
możliwość, to mord polityczny. Oboje zaginieni byli silnie zaangażowani w ruch
niepodległościowo-solidarnościowy, a zatem polska SB czy radziecka KGB mogły
wykorzystać fakt ich wyjazdu w góry, by ich „uciszyć” – raz na zawsze, jak np.
ks. Jerzego Popiełuszkę...
Zagadka
zniknięcia Piotra i Justyny w dalszym ciągu pozostaje nierozwiązaną. O ich
domniemanych losach pisano na łamach „Nieznanego Świata”.[2]
Źródła:
2.
www.Slovenskýdeník/necenzurovane.net
Przekład ze słowackiego - ©R.K.F.
Sas - Leśniakiewicz