Ksenia Ładkina
Ta historia wydarzyła się 10 lat
temu (w 2008 r.). Opowiedział mi ją mój przyjaciel o imieniu Aleksiej, który zajmował się fotografią
amatorską, a szczególnie lubił fotografować leśne pejzaże. Pewnego razu w poszukiwaniu
kolejnych widoków do fotografowania, on znalazł się w niewielkiej syberyjskiej
wiosce wśród tajgi.
Wezwanie
pomocy
Jak głosiła miejscowa legenda,
niedaleko od wsi znajduje się jezioro z
martwą wodą. Miejscowi wieśniacy obchodzili go bokiem. Mówiło się, że Martwe
jezioro od czasu do czasu przyciąga do siebie dusze, zaś ludzie, którzy
przychodzą do niego – giną. Do tego ciał nieszczęśników nigdy nie odnaleziono…
Miejscowi od razu uprzedzili
Aleksieja: w pobliżu jeziora słychać od czasu do czasu plusk wody i krzyki,
jakby dziewczynka albo dziecko tonęło i wzywało pomocy.
- W takim przypadku nie wolno iść
na pomoc. Żaden normalny człowiek tam nie pójdzie. Ono właśnie w ten sposób
oszukuje następnego wędrowca – uprzedził go jeden ze staruszków.
A na dodatek opowiedział, że
zagubionym w tamecznych lasach grzybiarzom nierzadko ukazuje się staruszka i
jeżeli ktoś zapyta się ją o drogę, to skierowuje pechowca do martwego,
przeklętego jeziora.
Twarze
w wodzie
Pewien dziadek pozwoliwszy Aleksowi
przemieszkać parę dni u siebie w domu, podzielił się z nim historią o tym, jak
to pewnego razu znalazł się tuż obok Martwego jeziora. Zaczynało już zmierzchać
i od strony wody usłyszał on kobiecy krzyk. Dziadek z początku myślał, że mu
się przesłyszało. Ale krzyk się powtórzył – kobieta tonęła i wzywała pomocy.
Dziadek pobiegł w kierunku jeziora poprzez drzewa, ale po czasie oprzytomniał,
przypomniał sobie, że jezioro tak przywołuje ofiary do siebie… Spojrzał z
oddali na wodną gładź – była gładka jak powierzchnia zwierciadła. Nikt tam nie
tonął, nawet nie kąpał się. Dziadek przeżegnał się i z całych sił biegł ku
domowi, odmawiając wszystkie znane mu modlitwy. Ale postanowił wyjść na
pobliski chełm[1],
by spojrzeć na to wszystko z góry. Wspiął się na ten chełm, a tam… Cicho,
powierzchnia jeziora gładka jak zwierciadło, ale spod wody patrzyło nań
kilkaset ludzkich twarzy…
Zachciało
mu się kąpieli
No i oczywiście Aleksowi
zachciało się sfilmować to jezioro swoją kamerą. Stwierdził on, że obok niego
trawa była żółta i wyschnięta (a w innych miejscach zielona!) i nie słyszy
żadnych dźwięków tylko martwa, przerażająca cisza. Aleks zrobił dwa zdjęcia i
naraz odczuł nieprzemożoną chęć do kąpieli.
Zapomniawszy o ostrzeżeniach
wszedł do wody. Woda była ciepła i przyjemna. Ale wystarczyło odejść od brzegu
na kilka kroków, a dno nagle się obrywało w dół, a woda stawała się lodowata.
Nogi Aleksieja zaczęły się ślizgać, a prąd wody znosił go na głęboki środek
jeziora.
Naraz Aleksieja oświeciło – w
takim jeziorze NIE MOŻE być prądów wodnych! Zrobiło mu się nieswojo. Próbował
zawołać na pomoc, ale zdał sobie sprawę, że nikt go nie usłyszy, a jeżeli nawet
to pomny na legendę jeziora nie przyjdzie z pomocą. Według sów Aleksa, miał on
paskudne wrażenie, że nie jest tam sam, i że ktoś ściąga go na głębinę.
Pomogła
modlitwa
Jakim sposobem mój znajomy
wydostał się z wody, tego nie pamięta. Staruszek, u którego się zatrzymał na te
parę dni opowiadał potem, że Aleks przyszedł całkiem mokry co oznacza, że kąpał
się w ubraniu i z aparatem fotograficznym na szyi. Zdążył opowiedzieć
dziadkowi, że kąpał się w jeziorze i zasnął wyzuty z sił. Spał on niemal całą
dobę, jego sen był ciężki i bardzo gwałtowny z jakimiś okropnymi koszmarami.
Obudził się pod wieczór następnego dnia i stwierdził, że dziadek sprowadził
popa z miejscowej cerkwi. Ten zaś przez całą noc czytał nad nim modlitwy
pragnąć wygonić z chłopca siły nieczyste. Na szczęście mu się to udało…
Źródło – „Tajny XX wieka” nr
21/2018, s. 24