wtorek, 19 grudnia 2023

Słowackie zagadki

 

dr Milos Jesensky

Jana Čavojská

 

Dr Miloš Jesenský rozwiązuje takie zagadki naszej historii, a mianowicie: Czy byli na Słowacji Templariusze i czy zakopali swój skarb wraz z tu pochowanym Wielkim Mistrzem? Czy alchemikom z Bratysławy udało się zrobić złoto? Zobaczcie wraz z nami miejsca największych słowackich zagadek.

Wojownicy, którzy byli także zakonnikami, Rycerze Czerwonego Krzyża, których zwano także Rycerzami Chrystusa ze Świątyni Salomona, skąd właśnie stali się słynni Templariusze. Czy prawdą jest, że uroczy kościółek w liptowskiej wsi Martinček jest dziełem ich rąk? I to, że kilka kilometrów dalej w krypcie kościoła w Ludrovej spoczywa ich Wielki Mistrz Johannes Gottfried von Herberstein, którego w czasie inspekcji na Węgrzech w roku 1230 zamordowali zbójcy lub jego właśni doradcy. Wraz z nim do jego grobu miał być włożony skarb o ogromnej wartości… 

 

Zabawa w muzeum

 

- Na badania archeologiczne w kościele nam niestety nie zezwolili – mówi dyrektor Kysuckiego Muzeum z Czadcy i badacz tajemnic dr Miloš Jesenský, który już od wielu lat rozwiązuje największe zagadki z przeszłości. Na koncie ma także co najmniej 40 książek i porównywany jest z Erichem von Dänikenem.  Dr Jesenský jest przekonany, że Templariusze przebywali na terytorium Słowacji. Wyczytał to z pisemnych źródeł i różnych historycznych relacji. Z wielu średniowiecznych twierdz zostały już tylko ruiny i trudno dziś powiedzieć, czy kryją one jakieś tajemnice.

- Ale dlaczego mielibyśmy się mylić, co do tego co dotyczy Templariuszy? – pyta dr Jesenský i oczy mu zaświeciły jak zawsze, gdy mówi o jakiejś zagadce.

Ten naczelny badacz tajemnic studiował – o dziwo! – weterynarię, ale weterynarzem nigdy nie był. Od dziecka interesowały go zagadki i tajemnice, nieodpowiedziane pytania o przeszłość, zjawiska paranormalne, polemiki o Kosmitach i Ich odwiedzinach na Ziemi. tematem jego dysertacji była historia alchemii. Według jego poglądów, na historię nie powinien spadać kurz zapomnienia. W muzeach nie ma prawa być nudnych, pachnących naftaliną eksponatów. Wręcz odwrotnie – powinny być miejscami spotkań z przeszłością, gdzie ukazuje ona swą autentyczną formę. Potwierdzeniem tego jest fakt, że wynalazki Leonarda da Vinci dzieci poznają w sklepach i centrach handlowych, a nie w muzeach. 

 

148 Ojczenaszów i banki

 

Wojskowy zakon Templariuszy został założony na przełomie lat 1118 i 1119 przez ośmiu francuskich rycerzy, członków I Krucjaty. Zakon miał chronić święte miejsca i pątników na drogach do Jerozolimy. Już w 10 lat później, ubodzy rycerze mieli swoją bazę w pobliżu Świątyni Salomona w Jerozolimie, 300 członków oraz ponad 1000 piechocińców.  Musieli też trzymać się reguł: nosić biały habit, odmówić 148 razy dziennie modlitwę „Ojcze nasz”, milczeć przy wspólnym posiłku, dobrze się obchodzić ze swą bronią i ekwipunkiem, mieszkać w skromnie wyposażonych przybytkach i utrzymywać ścisły celibat. Nie było własności prywatnej jako takiej – wszystko było społeczne. Ani także tajemnic – osobiste listy do każdego z nich były czytane na głos. Jeszcze bardziej dokładne były reguły walki. Nie mieli prawa się cofnąć, póki nad nimi łopotała ich chorągiew. Za jeńców zakon nie dawał okupu.

Ubodzy bracia stopniowo się bogacili. Byli wolni od płacenia kościelnych i świeckich podatków i danin. Mogli je pobierać dowolnie na swych ziemiach. Dokonali w tym czasie rewolucyjne transakcje finansowe, które były podobne do nowoczesnej bankowości. W tym czasie posiadanie gotówki w podróży było bardzo ryzykowne. Podróżujący mógł zostawić pieniądze w jednej templariuszowskiej twierdzy i pobrać w innej – w miejscu zamieszkania lub u celu podróży. Niektórzy jednak myśleli, że alchemicy Zakonu Templariuszy znaleźli sposób jak zamienić ołów w złoto i dlatego są oni tak bogaci.

 

Kościół Templariuszy w Martinczyku

Dokument potwierdzajacy bytność Templariuszy na Słowacji

Czerwoni mnisi i zagadkowa śmierć

 

Na górze w wiosce Martinček, kilka kilometrów od Różemberoka stoi średniowieczny kościółek ozdobiony przedziwnymi freskami. W starych źródłach góra ta nosi nazwę Mnich. Zaś ówcześni historycy z XIX wieku są zgodni co do tego, że stał tam templariuszowski klasztor. Historyk Damian Fauxhoffer w swym dziele „Monasteriologia Regni Hungariae” wydanym w Estergom (Ostrzygomiu) w 1803 roku pisze: Dokumenty potwierdzające ten fakt dostały się do naszych rąk z archiwum słynnego rodu Herbesteinów z rozkwitającej Austrii, a pisze tam dosłownie tak:

Johannes Gottfried Herberstein – wielki wizytator i przedstawiciel Zakonu Templariuszy zmarł w czasie inspekcji w 1230 roku na Węgrzech, na peryferii Liptowa, na górze mnich przy Świętym Marcinie.   

Śmierć wizytatora jest do dziś dnia owiana tajemnicą. Nie wiadomo, czy zginął w bitwie, kiedy przybył na pomoc kupcom, których napadli zbóje, albo zginął z ręki zdrajcy. W każdym razie skonał na szczycie Mnicha w klasztorze, kiedy kościół tam jeszcze nie stał (według dostępnych źródeł zbudowano go 300 lat później), pochowano w najbliższym kościele. Miał to być kościół pw. Wszystkich Świętych (w Ludrowej), w którym według Jána Kalinčaka: …z wyprawy przeciwko Turkom wracający Jan III Sobieski, król polski, służby Boże wykonał…

Skarb, czyli wóz załadowany skrzyniami ze skarbami, wspominają także opowieści. A także tajne przejście podziemne pomiędzy templariuszowskim kościółkiem na szczycie Mnicha a Likavským Hradem.

Historycy nie mogą dojść do zgody co do tego, czy czerwoni mnisi byli na naszych ziemiach czy nie. O ich obecności mówią bardziej legendy i podania ludowe niż papierowe dokumenty. Ale mimo wszystko…

 

Rzeźba alchemika w Bratysławie

Alchemik Kempelen

 

Szukali oni Kamienia Mędrców (Kamienia Filozoficznego), tynkturę potrzebną do zamiany zwykłych metali w złoto, usiłowali wytworzyć eliksir życia, odtwarzać żywe organizmy z ich własnego popiołu, czy stworzyć homunkulusa – żywą istotę w sposób laboratoryjny. Alchemicy działali także w Bratysławie. Stefan de Liszty ma nawet pomnik i tablicę pamiątkową na ul. Laurinskej na budynki jednej z restauracji, ale w rzeczywistości od początku XVII w. próbował on robić złoto nieco dalej, na ul. Uršulinskej 11. Najznamienitszy z bratysławskich alchemików i wynalazców był baron Ján Wolfgang Kempelen (1734-1804). Ten sekretarz i radca dworu zajmował się także fizyką i mechaniką. Studiował prawo i filozofię w Bratysławie, Gyor, Wiedniu i Rzymie, znał 6 języków. Jego dom rodzinny wciąż stoi na rogu ul. Dunajskiej i Klemensovej w Bratysławie. I chociaż jego fasadę przebudowano, to widać na nim ślady ówczesnej architektury do dziś dnia.

Wynalazca skonstruował wiele pomysłowych urządzeń, które nie przestawały zadziwiać jego współczesnych, w tym mówiąca maszyna czy maszyna do pisania dla niewidomych.

 

Turek, który wygrywał w szachy

 

Ale na całym świecie von Kempelena rozsławił inny wynalazek: legendarna maszyna grająca w szachy znana jako Turek. Figura ze skrzyżowanymi nogami miała wygląd Turka. Siedziała przed stołem na którym znajdowała się szachownica. Turek pokonał w szachowych meczach najlepszych szachistów swych czasów: Benjamina Franklina, Fryderyka II i Napoleona Bonapartego. Von Kempelen pokazał Turka na wiedeńskim królewskim dworze, a potem z nim pojechał na tournée po Europie. Potem tę dziwną maszynę sprzedał on Johannowi Nepomukowi Maelzenowi za 30.000 franków. Ten z nim występował w Paryżu, Londynie i USA. Turek przyniósł mu sławę i pieniądze. Niestety, legendarny automat skończył w zapomnieniu w jakimś muzeum osobliwości a następnie został zniszczony przez pożar.

Jaka była tajemnica tego ustrojstwa? W jego wnętrzu siedział szachista świecąc sobie świeczką a ruchy na wierzchniej szachownicy śledził dzięki magnesom w figurkach. I chociaż tą zagadkę wyjaśniło czasopismo „The Chess Monthly” w 1857 roku, to nikt już nie mógł tego zweryfikować, bowiem maszyna spaliła się 3 lata wcześniej.

Von Kempelen w Wiedniu zaznajomił się z włoskim anatomem Giovannim Spalanzanim i zaprzyjaźnił się z nim.  Spalanzani często odwiedzał przyjaciela w Bratysławie i w końcu postawił pałac na przedmieściu Zuckermandel. Tam właśnie oddawał się swoim doświadczeniom. Udało mu się stworzyć sztuczną krew z roślin. Hodował je w swym wielkim ogrodzie i w szklarniach, zaś uzyskane z nich specyfiki aplikował do żył zwierzętom doświadczalnym. Miejscowi zaczęli nazywać jego pałac Blutfabrik  - fabryka krwi. Krążyły o nim różne straszne historie.

 

Czy zainspirowaliśmy Juliusza Verne’a?

 

Czy słynny autor powieści sci-fi odwiedził Słowację i czerpał tu tematy swych powieści?  Miloš Jesenský jest przeświadczony, że tak. Twierdzi on, że podróż do Słowacji zainspirowała go do napisania książki „Tajemnica zamku w Karpatach” – podobnie jak Brama Stokera, kiedy napisał „Drakulę”. Według dr. Jesenský’ego Jules Verne przyjechał na Słowację w 1892 roku. Przebywał tu parę dni, a oprowadzał go student Janko – naprawdę Ján Maliarik, późniejszy ewangelicki ksiądz, filozof, pisarz i publicysta.

O podróży na Słowację Verne opowiedział pewnemu duńskiemu dziennikarzowi, któremu udzielił obszernego wywiadu.

- Kiedy zwiedziłem obie stolice c.k. Monarchii, pojechałem do znacznie mniejszego, ale bardzo starego miasta Prešporku (Bratysławy). Tam miałem się spotkać z pewnym węgierskim pisarzem, który miał mnie oprowadzać po karpackich wierchach. (Był to Mór Jókai de Ásva, także Maurns Jokay albo Maurycy Jokai). Z powodów rodzinnych nie mógł przyjechać do Bratysławy, tak że zostałem w hotelu zupełnie sam. Wszyscy koło mnie mówili po niemiecku, węgiersku i słowacku, a ja nie rozumiałem z tego ani słowa. Nadaremno prosiłem hotelarza, by mi załatwił jakiś przewodnik. Czegoś takiego tam nie mieli. Ale w jednej kawiarni napotkałem pewnego młodzieńca, który czytał francuską gazetę. Zagadałem do niego i poprosiłem, by mnie oprowadził po drogach. Zgodził się. Był to Słowak, student teologii. Miał na imię Ján , a jego przyjaciele mówili do niego Janko. Powiedział mi, że to jest zdrobnienie jego imienia, i gdybym był Słowakiem, to moje imię brzmiałoby Julko.

Wraz ze studentem Jankiem, Verne zwiedził zamek w Devinie, wędrował górami i dolinami. Poznał słowacki krajobraz. Książkę „Zamek w Karpatach” skończył zaraz po powrocie.

 

Źródło – „NotaBene”, lipiec 2014, ss. 7-10

Przekład ze słowackiego - ©R.K.F. Sas - Leśniakiewicz