sobota, 8 czerwca 2024

O katastrofach lodowych

 


Natrafiłem – całkiem przypadkiem – na dwie powieści o tym samym tytule: „Lód” i napisanych przez parę brytyjskich autorów. Pierwsza z nich to eko-techno-thriller napisany przez Jamesa Folletta i wydany u nas w 1991 roku. Drugą jest kobylasty eko-thriller czy też eko-kryminał (wg. „The Times”) autorstwa Laline Paull z 2017 roku. A tematem obydwu są katastrofy spowodowane efektem globalnego ocieplenia - EGO, który uwolnił do Wszechoceanu ogromne ilości lodu z obu biegunów.

Oczywiście to wszystko jest fantazją Autorów, ale…

Ale problem tkwi w tym, że coś takiego może się zdarzyć – szczególnie, że wciąż mamy do czynienia z wzrastającym EGO, który powoduje, ze masy lodu zsuwają się powoli do Wszechoceanu i stwarzają zagrożenia, takie jak w tych powieściach.  

Laline Paull skupiła się przede wszystkim  na oddziaływaniu EGO na polarną biosferę, której przynosi on zagładę. Czasem teraźniejszym powieści jest niesprecyzowana, bliska przyszłość, w której Europa zmaga się z upałami i zapyleniem powodowanym przez gorące samumy znad Afryki. Statki wycieczkowe przybywają do Arktyki by pasażerowie mogli podziwiać resztki miejscowych zwierząt. W tym przypadku chcą oni zobaczyć polarnego niedźwiedzia, który pokazał się na Spitzbergenie… Niejako przy okazji znaleziono ludzkie zwłoki, co stanowi wątek kryminalny na tle ekologicznego techno-thrillera.



Ta kobylasta powieść (516 stron!) została napisana w oparciu o solidną literaturę faktu i popularno-naukową, a na dodatek konsultowano ją z kilkoma brytyjskimi uczelniami i uczonymi – a zatem pod tym względem jest ona wyjątkowo solidna i wiarygodna. Kojarzy mi się z inną – równie kobylastą i pesymistyczną powieścią pt. „Odwet oceanu” Franka Schätziga oraz „Teoria Gai” Maxime Chattam z równie mocnym przesłaniem. Polecam je każdemu, komu leży na sercu przyszłość naszej planety i gatunku Homo sapiens sapiens. I powieść Laline Paull jest konkretną odpowiedzią wszelkiej maści pożytecznym idiotom, quasi-uczonym, hochsztaplerom i oszustom na usługach wielkiego kapitału i ponadnarodowych koncernów wmawiającym nam, że nic złego się nie dzieje i to wszystko są jeno mrzonki nawiedzonych ekologów i klimatologów, kiedy kontynenty pustoszone są przez susze, powodzie, tornada i inne dopusty boże! Osiągnęliśmy punkt bez powrotu i obawiam się, że ponure wizje Autorki się spełnią, a wtedy będzie już za późno na cokolwiek…