niedziela, 26 czerwca 2011

Powrót… poprzez 50 milionów lat










Wadim Ilin


Gdybyśmy 200 milionów lat (MA) temu zagłębili się w toń wodną, to moglibyśmy zobaczyć najzwyklejsze w świecie ryby, jakie dzisiaj zamieszkują w naszych wodach. Od tamtych czasów te zwierzęta w zasadzie się niewiele zmieniły. O tym i innych fenomenach ewolucji traktuje artykuł Wadima Ilina, zamieszczony na łamach czasopisma „Tajny XX wieka” nr 14/2011, ss. 18 – 19.

W podręcznikach zoologii, z których uczniowie z ZSRR uczyli się w latach 40. i 50. XX wieku, mówi się o tym, że na pewnych stadiach ewolucji życia na Ziemi, a szczególnie w czasie Ery Paleozoicznej, na granicy Karbonu i Permu (granica C/P) w zbiornikach wodnych pojawiły się pierwsze ryby kwastopłetwe (trzonopłetwe) – celakanty.[1] Doszło do tego około 300 MA temu, a dziesiątki MA zanim na Ziemi pojawiły się dinozaury.

Celakanty istniały na przeciąg 250 MA praktycznie w niezmienionym kształcie, o czym świadczy wiele znalezisk ich skamieniałych szkieletów w różnych warstwach skorupy ziemskiej. Rysunki takiego szkieletu zostały zamieszczone w tym podręczniku. A około 50 MA wszystkie celakanty wymarły i na zawsze znikły z powierzchni Ziemi (wiek ostatniego znalezionego odcisku szkieletu celakanta wynosi 70 MA). Tak podawały podręczniki i tak sądziła ówczesna nauka.

Niezwykła zdobycz młodej lady

W roku 1938, w portowym mieście East London na wschodnim wybrzeżu Południowej Afryki znajdowało się muzeum, które prowadziła młoda, ale bardzo energiczna Miss Marjorie Courtenay-Latimer. Od samego początku swej pracy całe swe siły skoncentrowała na stworzeniu ekspozycji mówiących o życiu w tych krajach. Widząc, że głównym zajęciem miejscowych jest rybołówstwo, zaznajomiła się z kapitanami i szyprami trawlerów i kutrów, zarażając ich entuzjazmem w poszukiwaniach nowych gatunków i rzadkich egzemplarzy stworzeń morskich. Rybacy wyciągali z sieci różne nieznane stworzenia i przekazywali je pannie Latimer.

Rankiem, 22 grudnia 1938 roku, panna Latimer odebrała telefon od firmy rybackiej Irvin & Johnson Co., którzy powiadomili ja o tym, że jeden z trawlerów zostawił dla niej niezwykłego „gościa z morza”.

Na pokładzie trawlera leżał świeży odłów, w którym m.in. znajdowały się zwykłe rekiny, ale pod nimi Miss Latimer ujrzała dużą, dziwną, niebieską rybę o mocnej łusce i niezwykłych płetwach. Poprosiła więc o wyciągnięcie z kupy ryb tej niezwykłej zdobyczy.[2]

Lady Latimer nie widziała w swym życiu czegoś podobnego do tego stworzenia. Ten kolor, te płetwy, ta łuska, pysk niezwykłego kształtu… Każda płetwa składała się z oddzielnych płetewek jakby zebranych w kiść, zaś ogon był zakończony trójkątną płetwą. Na pytanie, czy zdarzało się złowienie takiej ryby szyprowi, który ja przywiózł, staruszek odpowiedział, że jak łowi na tych wodach 30 lat, to jeszcze tak niezwykłej ryby z rękami jak u człowieka nie złapał.[3]

Rybę zmierzono i zważono – miała około półtora metra długości i 57,5 kg wagi. Poza tym pewien fotograf-amator na prośbę Lady Marjorie wykonał serię zdjęć, ale zgodnie z zasadą złośliwości rzeczy martwych, okazało się, że film był już prześwietlony… Ryba była nieżywa już kilka godzin, a pogoda wręcz letnia i żar lał się z nieba, jej ciało zaczęło się rozkładać wydając dziwne fetor, wcale nie podobny do zapachu gnijących ryb. Wszystkie wnętrzności eksponatu trzeba było wyrzucić.

„Pomóżcie sklasyfikować!”

Przejrzawszy jakieś atlasy ryb, Miss Latimer nie znalazła w nich żadnych danych, które pozwoliłyby jej na sklasyfikowanie istoty, która tak niespodzianie wpadła jej w ręce. Zatem wykonała ona normalne w takich warunkach czynności: dokonała niezbędnych pomiarów, wykonała rysunki i poprosiła przewodniczącego rady naukowej muzeum o pozwolenie na opisanie tego znaleziska.

Jednocześnie panna Latimer wysłała list do znanego uczonego – ichtiologa, profesora college’u w Grahamstown i swego znajomemu dr Jamesowi L. B. Smithowi. Opisała ona w nim zagadkową rybę i załączyła do tegoż listu jej rysunek.

A oto tekst tego listu:

East-London, RPA
23 grudnia 1938 r.

Szanowny Doktorze Smith,

- w dniu wczorajszym przyszło mi zaznajomić się z całkowicie niezwykłą rybą. Dowiedziałam się o niej od szypra rybackiego trawlera, natychmiast udałam się na statek i po oględzinach przekazałam ja naszemu preparatorowi. Jednocześnie wykonałam dokładny rysunek tej ryby. Mam nadzieję, że pomoże mi Pan zidentyfikować tą rybę.

Jest ona pokryta mocną łuską stanowiącą doskonały pancerz, płetwy przypominają kończyny pokryte łuskami aż do samych skórzastych promieni. Każdy promień kolącej płetwy grzbietowej jest pokryty maleńkimi, białymi szypami. Zaznaczyłam je czerwonym atramentem.

Byłabym nad wyraz wdzięczna, gdyby Pan wyraził swoja opinię, choć doskonale rozumiem, że trudno jest powiedzieć cokolwiek pewnego na podstawie takiego opisu.

Z serdecznymi pozdrowieniami – Marjorie Courtnay-Latimer

Nie profesorze, pan się nie myli

A oto jak opisuje swoją reakcję na ten list sam prof. Smith:

W dniu 3 stycznia 1939 roku, jeden z naszych przyjaciół przyniósł nam z miasta wielki pakiet poczty – najwidoczniej z świątecznymi i noworocznymi życzeniami. Rozłożyliśmy pocztę i zaczęliśmy czytać – każde swoje listy. Pośród moich listów poświęconych, jak zwykle, wędkowaniu i rybom znalazł się list ze stemplem muzeum w East London – i od razu poznałem pismo Miss Latimer.

Pierwsza stroniczka listu miała charakter prośby o pomoc w klasyfikacji. Obróciłem stronę i spojrzałem na rysunek. Dziwne… To nie było w ogóle podobne do jakiejkolwiek ryby znanej z mórz na całym świecie… W ogóle do jakiejkolwiek znanej mi ryby. To wyglądało jak jakiś płaz. I nagle jakby mi w mózgu eksplodowała jakaś bomba: naraz zza listu i rysunku ukazało się wyobrażenie dawnych mieszkańców Wszechoceanu – ryb, które już od dawna nie istnieją, które żyły w dawnej przeszłości i znane są nam tylko z wykopalisk i skamieniałości.

Tylko nie zwariuj – przykazałem sobie. Jednak uczucia stały w sprzeczności ze świadectwem oczu. Nie mogłem oderwać ich od szkicu, usiłowałem domyśleć się tego, co było w nim najważniejsze. Huragan burzliwych myśli i uczuć przesłonił mi wszystko.
- Na Boga, co się stało? – zapytała mnie żona.
Spojrzałem jeszcze raz na list i rysunek, a potem powoli odrzekłem:
- To jest list od Miss Latimer, i o ile się nie mylę, to ona właśnie odkryła coś, czego nie powinno już od dawna być na Ziemi. To mnie całkiem zbiło z tropu, bo przecież wygląda na to, że jest to bardzo stara ryba, która – jak się szacuje – wygasła przed milionami lat…

Profesor nie mylił się. To faktycznie była dawna ryba trzonopłetwa, celakant, która ponoć od dawien dawna była wymarła. I onże sam, i Miss Latimer uwierzyli swoim oczom tylko po dokładnym zbadaniu tego, co pozostało po tym ichtiologicznym cudzie. A potem postanowili powiadomić publiczność o swoim odkryciu. Celakant został złowiony na głębinie w pobliżu ujścia rzeki Chalumna i dlatego dr Smith postanowił nadać jej łacińską nazwę od imienia odkrywcy, który ją pierwszy opisał i miejsca, w którym ją złowiono – i tak nadano jej nazwę Latimeria chalumnae. I pod taką nazwą – latimeria – zwierzę to stało się znane całemu naukowemu światu.

One żyją i się mnożą

Informacja o sensacyjnym odkryciu spotkało się z różnymi odczuciami. Część społeczności naukowej przywitała go z zadowoleniem i gratulowała prof. Smithowi i Lady Marjorie. Ale byli też 9i tacy, którzy wątpili w prawdziwość odkrycia i kompetencję profesora, posądzając go wręcz o oszustwo. Na rękę sceptykom było to, że złowiono tylko jeden – jedyny egzemplarz latimerii, i nie patrząc na wszystkie badania – przydałoby się wyłowić choć jeszcze jeden egzemplarz, tymczasem przepadła ona jak kamień w wodę.

Dopiero po upływie 14 lat, przedsiębiorca połowowy i właściciel szkunera rybackiego Eric Hart, który został przyjacielem prof. Smitha i Miss Latimer, złowił jeszcze jedną, półtorametrową latimerię. Miało to miejsce w dniu 20 grudnia 1952 roku, u wybrzeży wyspy Pamanzi z archipelagu Komorów, wysp leżących na Oceanie Indyjskim pomiędzy północnym cyplem Madagaskaru a kontynentem afrykańskim.

Na przestrzeni kolejnych 8 lat, rybakom udało się wyłowić jeszcze 16 latimerii o długości od 109 do 180 cm i wadze od 19,5 do 95 kg. Wszystkie one wyłowiono na wodach przybrzeżnych Komorów, z głębokości od 150 do 390 m. Tak więc zostały obalone twierdzenia zatwardziałych sceptyków, że stworzenia te wymarły 50 czy jak wolą inni 70 MA temu, a wręcz na odwrót – udowodniono, że żyją one do dnia dzisiejszego i mają się dobrze. Potem złowiono w tamtym akwenie jeszcze około 100 osobników. Rząd Komorów uznał latimerie za dobro narodowe, zaś w roku 1992 tą „żywą skamielinę” wyłowiono także u wybrzeży Mozambiku.

A jednak sensacyjne wieści związane z celakantami się jeszcze nie zakończyły. W jednym z numerów amerykańskiego magazyny „Fate” z roku 1999 pojawiła się notatka, z której wynika, że 1998 roku po upływie 60 lat od złowienia pierwszego okazu latimerii, odkryto nowe pokolenie celakantów zamieszkujące akweny odległe od Afryki o 6000 mil – przybrzeżne wody Indonezji…

Przekład z j. rosyjskiego –
Robert K. Leśniakiewicz ©         

  

       

    



[1] Trzonopłetwe (Crossopterygii) – drapieżne ryby kostnoszkieletowe o płetwach osadzonych na długich trzonach o strukturze pięciopalczastej. W zapisie kopalnym są znane od dolnego dewonu (około 400 mln lat temu). Występowały w wodach morskich i w zbiornikach słodkowodnych. Osiągały około 1,5 m długości. Do czasów współczesnych przetrwały jedynie Coelacanthimorpha, do których należy latimeria. Klasyfikacja trzonopłetwych ulegała wielu zmianom, klasyfikowano je m.in. w randze podgromady ryb kostnoszkieletowych lub – razem z dwudysznymi – jako dwie podgromady mięśniopłetwych. Obecnie takson Crossopterygii nie jest używany, a zaliczane do nich latimerie umieszczono w rzędzie celakantokształtne (latimeriokształtne) włączonym do gromady mięśniopłetwych – Wikipedia.
[2] Złowiony okaz mierzył 1,5 m długości i ważył ok. 60 kg. Długość ciała największych osobników dochodzi do 2 m przy masie kilkudziesięciu, maksymalnie 95 kg. Ciało stalowoniebieskie z jasnymi plamami osłonięte jest dużymi, okrągłymi łuskami pokrytymi kosminą. Płetwy parzyste osadzone są na silnych trzonach. W budowie wewnętrznej zachowało się wiele cech zbliżających latimerie do ryb chrzęstnoszkieletowych, m.in. podobny system regulacji ciśnienia osmotycznego, spiralny fałd zwiększający powierzchnię chłonną jelita oraz w większości chrzęstny szkielet, tylko częściowo skostniały. Pęcherz pławny latimerii osłania tkanka tłuszczowa – Wikipedia.
[3] W roku 1938 roku, przed świętami Bożego Narodzenia u wybrzeży RPA szyper trawlera Hendrik Goosen złowił jedyny okaz w pobliżu miasta East London do zarzuconej sieci w pobliżu ujścia rzeki Chalumna do Oceanu Indyjskiego. Złowioną rybę odkupiła Marjorie Courtenay-Latimer – kustosz w nowootwartym East London Muzeum w East London. Po zrobieniu szkiców przekazała rybę do spreparowania konserwatorowi w tamtejszym muzeum. Następnie wykonany przez siebie szkic przesłała do Uniwersytetu Rhodes w Grahamstown, do profesora chemika Jamesa Smitha. Z zamiłowania był on znanym i cenionym autorytetem z zakresu wiedzy o ichtiologii – Wikipedia.