środa, 13 lipca 2011

AFERA „CZARNEGO BARONA”



Ze sprawą zaobserwowania we wczesnych latach 60. ubiegłego stulecia dziwnego, Nieznanego Obiektu Orbitalnego (NOO/UOO) zetknąłem się przy okazji opracowywania przekładu pracy A. I. Wojciechowskiego – „Co to było - Tajemnica Podkamiennej Tunguskiej". Ten dziwny NOO był tam opisany w kontekście katastrofy tunguskiej, której 102 rocznica upłynęła kilka dni temu. Autor rozważając różne hipotezy na temat spadku i eksplozji Tunguskiego Ciała Kosmicznego pisze o nim tak:

NOO/UOO

W połowie 1988 roku, w całym szeregu gazet centralnych i magazynach popularnonaukowych pojawiły się publikacje, w których odświeżono starą wersję naukowca i pisarza SF dr Aleksandra Kazancewa o pozaziemskim statku kosmicznym, który eksplodował w 1908 roku nad tunguską tajgą. Co głosiła ta wersja?

Wybuch TM (Tunguskiego Meteorytu) to zjawisko unikalne, - pisze on - które dotąd pozostaje niezrozumiałym we wszystkich tego słowa znaczeniach. Nie ma dzisiaj hipotezy, która kompleksowo objaśniałaby wszystkie anomalie związane z tą katastrofą. Pośród wielu ekspedycji, które niemalże każdego roku zapuszczały się w tajgę, była także i pod auspicjami samego dr Siergieja P. Korolowa, który - uwaga!!! -   chciał dostać w swe ręce… kawałek statku kosmicznego z Marsa! I taki kawałek naprawdę znaleziono! -  po 68 latach od wybuchu, w odległości 1.000 km od jego epicentrum, nad brzegami rzeki Waszka w Republice Komi. I to w miejscu znajdującym się na przedłużeniu trajektorii lotu TM... Dwoje robotników łowiących ryby w okolicach wioski Ertom znalazło na brzegu rzeki niezwykły kawał metalu o masie 1,5 kg. Kiedy uderzyli nim o kamień, wytrysnął z niego snop iskier. To zainteresowało ludzi, którzy wysłali go do Moskwy.

W niezwykłym stopie znajdowało się 67% ceru [Ce], 10% lantanu [La] - który oddzielono od domieszek innych lantanowców, czego nigdy nie udało się nikomu dokonać w świecie, i 8% niobu [Nb]. W znalezisku tym odkryto 0,4% czystego żelaza [Fe], bez tlenków - czyli dokładnie tak, jak w nierdzewnej kolumnie w Delhi i w ... księżycowym gruncie! Wiek metalicznego odłamka waha się pomiędzy 30.000 - 100.000 lat.

Kształt odłamka wskazywał na to, że był on częścią kulistej lub toroidalnej konstrukcji o średnicy około 1,2 m. Oryginalne były właściwości magnetyczne stopu: w różnych kierunkach odłamka zmieniały się one nawet więcej, niż 15-krotnie. Wszystko  przemawiało za tym - i przyznali to sami badacze - że stop ten był   s z t u c z n e g o   p o c h o d z e n i a. Z drugiej zaś strony - nie otrzymano odpowiedzi na zasadnicze pytanie: Gdzie i w jakich aparatach lub silnikach są wykorzystywane takie detale i stopy? Dlatego też wysunięto propozycję: być może była to część silnika antygrawitacyjnego statku kosmicznego pozaziemskiej cywilizacji???...

Następnie Kazancew przypomina odkrycie z 1969 roku amerykańskiego astronoma dr Jamesa Bagby’ego 10-12 księżyców Ziemi z dziwnymi trajektoriami. Takie satelity mogą być łatwo dostrzeżone przy obserwacjach astronomicznych. I rzeczywiście, w latach 1947, 1952, 1956 i 1957 obserwowano nieznane obiekty kosmiczne , przy czym w 1956 i w 1957 roku widziano aż dwa obiekty. Ostatnia obserwację w 1957 roku zaliczył właśnie dr Bagby.

W swej publikacji w amerykańskim czasopiśmie „Ikarus” dr Bagby twierdzi, że pierwsze obserwacje w 1947 i 1952 roku dotyczyły jednego „rodzicielskiego” ciała kosmicznego, które rozpadło się na części w dniu 18 grudnia 1955 roku i obecnie przedstawia sobą „rodzinkę” księżyców Ziemi o średnicach od 7 do 30 m, poruszających się po 6 różnych orbitach. W marcu i kwietniu 1968 roku, dr Bagby’emu udało się sfotografować kilka tych quasi-księżyców. Ten fakt - jak uważają astronomowie - potwierdzał hipotezę o istnieniu zwiadowczych sputników, choć było na to jeszcze za wcześnie. Aliści data 18 grudnia 1955 roku - jak twierdzi Kazancew -  doskonale pasuje do zaobserwowanego przez astronomów rozbłysku na orbicie. Co to było? Jakiś naturalny obiekt? - ale dlaczego nie zaobserwowano go wcześniej? A jak został on rozerwany jakimiś siłami Natury, to jakimi? Prawdopodobnie, jak zakłada uczony rosyjski dr S. Bożicz, eksplodował jakiś gwiazdolot Pozaziemian, wcześniej krążący na orbicie wokółziemskiej.

Wynika z tego zasadnicze pytanie: A dlaczegóż to przed 1955 rokiem tego dziwnego ciała nikt nie widział w teleskopie? Jednakże sam Bagby twierdzi, że takie obserwacje były, ale nie jest to w tej chwili najważniejsze. Obiekt mógł wejść w punkt wybuchu z innej - wyższej - orbity. Jeżeli to zagadkowe ciało było gwiazdolotem, to był on koloru czarnego - doskonale czarnego: jego powierzchnia wchłaniała całą energię z Kosmosu, jak to robią nasze słoneczne baterie stacji Mir  i innych sztucznych obiektów obiegających Ziemię, i to właśnie dlatego nie było widać go z naszej planety! - a zatem z Ziemi można było zobaczyć szczątki gwiazdolotu, kiedy już po wybuchu pokazały swoją nie-czarną stronę...

Kazancew sądzi, że można tym wytłumaczyć wydarzenia sprzed niemal wieku:

W 1908 roku w przestrzeń Układu Słonecznego wleciał wielki statek kosmiczny, który nie powinien był się spuszczać ku powierzchni Ziemi: nad Tunguską eksplodował jego lądownik . Sam gwiazdolot pozostał na orbicie, a straciwszy łączność z lądownikiem czekał na powrót załogi, korygując automatycznie swoją orbitę, by nie spaść na Ziemię. Skończyły się jednak zapasy paliwa, i gwiazdolot bezwładnie powinien spaść na powierzchnię planety. Można przypuszczać, że w programach jego komputerów był wpisany zakaz spadku na zamieszkały świat, więc zadziałały systemy autodestrukcji i nastąpił wybuch...

Szczątki, które wciąż orbitują wokół Ziemi w przyszłości wyjaśnią wiele fenomenów związanych z tunguską katastrofą.  Są one czymś realnym i można je dotknąć rękami. Dobrawszy się do nich, kosmonauci mogliby zbadać m.in. ich skład chemiczny, który być może pokryłby się ze składem „znaleziska waszkijskiego”, a także i inne rzeczy, o których możemy sobie tylko pomarzyć...

Hipoteza całkiem zgrabna i do przyjęcia, a jak odnieśli się do niej uczeni? Czy w jakiejś mierze jest ona wiarygodna?

Odpowiedzi na te pytania - jak mi się wydaje - zawarto w komentarzu pióra prof. W. Bronsztejna, opublikowanym w czasopiśmie „Ziemla i Wsieliennaja” nr 4,1989. Powiem krótko - na autorze hipotezy nie pozostawił on suchej nitki. Pisze on tak:

Wszystkie te fakty, które A. Kazancew przytacza na poparcie swych wywodów po sprawdzeniu okazały się być fikcją, zmyśleniami. Weźmy np. tą informację o znalezieniu metalowego odłamku, który według Kazancewa należał do szczątków międzyplanetarnego statku kosmicznego. Jacy uczeni i w jakich instytutach przeprowadzili analizy jakościowe tego odłamka? Gdzie opublikowali rezultaty swych badań? Okazuje się, że tylko w gazecie „Socjalisticzieskaja Industria” w numerze z dnia 27 stycznia 1985 roku , w artykule członka Komisji ds. Zjawisk Anomalnych W. Fomienko, zaś w prasie naukowej niczego nie opublikowano, i być nie mogło... Żaden z dyrektorów instytutów, którym rzekomo przekazano do zbadania fragment tego „kosmo-złomu” nie potwierdził tego faktu. Nie potwierdziło się także i to, że analizy dokonali pracownicy instytutów całkiem nieformalnie. Przekazać do analizy uczonym ten kawałek „złomu” W. Fomienko się wzbrania...

Dalej prof. Bronsztejn komentuje odkrycie Bagby’ego w następujący sposób:

... można przedłużać spory o „księżyce Bagby’ego”, ale co ma do tego TM? Sam Bagby nie wspomina o tym ani słowem! Według niego, towarzyszący im obiekt wszedł w gęste warstwy atmosfery ziemskiej i spłonął... Wśród rosyjskich uczonych i badaczy Kosmosu nie ma żadnego S. Bożicza. Być może taka postać istnieje, ale nie ma nic wspólnego z astronomią...  Smutny przykład tej historii pokazuje nam, że w naszym kraju są ludzie, którzy rozdmuchują sensacyjne i niepotwierdzone wiadomości, nie mające nic wspólnego z osiągnięciami rosyjskich uczonych. Mało tego - są także u nas redaktorzy gazet, którzy publikują te sensacje bez jakiejkolwiek kontroli...

Co można do tego dodać? Tylko jedno: postawiono kropkę nad „i”, ale pytania pozostały!...

Tyle A. I. Wojciechowskij.

Czarny Książę, Czarny Baron, Czarny Rycerz?

Wojciechowskij nazywa ten obiekt Czarnym Księciem – Cziornyj Princ. W literaturze polskiej spotkałem się z określeniem Czarny Baron. Cała ta sprawa pachniała mi czymś znajomym i skojarzyłem ją sobie ze spadkiem do Basenu Portowego nr 4 jakiegoś „meteorytu”, co miało miejsce w dniu 21 stycznia 1959 roku w Gdyni. Dzięki temu właśnie wydarzeniu zacząłem uważać Gdynię za „polskie Roswell”. Ostatnio jednak założyłem, że była to radziecka próba broni ASAT, która częściowo się powiodła – Rosjanom udało się strącić z orbity amerykańskiego satelitę SCORE, wystrzelonego pod koniec 1958 roku. Rzecz była już wtedy całkiem możliwa technicznie i stanowiła preludium do współczesnych programów „Gwiezdnych Wojen”.

Co do prof. Bożicza, to istnieje i był swego czasu „szarą eminencją” radzieckich programów rakietowych i tamtejszej wersji „Wojen Gwiezdnych”.

A jednak intuicja mi podpowiada, że te sprawy mają ze sobą jakiś związek. Sprawa powróciła do mnie, kiedy na początku lipca 2010 roku otrzymałem od olsztyńskiego historyka, mgr Jerzego Lebiedziewicza odpisy dwóch notatek prasowych z gazety „Życie Olsztyna” z 1960 roku, w których podano niezmiernie ciekawe informacje na temat tajemniczego sztucznego satelity Ziemi, którego zaobserwowano w USA. a oto ich treść:

TAJEMNICZY SATELITA KRĄŻY WOKÓŁ ZIEMI

Waszyngton (PAP) - Departament obrony ogłosił komunikat in formujący, że amerykańskie stacje obserwacyjne wykryły niezidentyfikowany obiekt krążący na orbicie wpokół Ziemi.

Komunikat podaje, że tajemniczy satelita krąży po orbicie wokółziemskiej przebiegającej nad Biegunami Ziemi. Komunikat podaje, że nieznany satelita nie wysyła żadnych sygnałów radiowych oraz, że jest bardzo mały i lekki. Niezidentyfikowane ciało krążące dookoła Ziemi zostały wykryte przez stacje obserwacyjne marynarki amerykańskiej.

"Życie Olsztyna" z dn. 12.02.1960 r.

USTALONO ORBITĘ NIEZNANEGO SATELITY

Paryż (PAP) AFP podaje, że naukowcom amerykańskim udało się ustalić pierwsze elementy niezidentyfikowanego obiektu krążącego wokół Ziemi. Obliczono, że obiega on naszą planetę w ciągu 104 minut i 16 sekund. Perygeum orbity wynosi 230 km, zaś apogeum 1700 km. Nachylenie orbity względem płaszczyzny równika ziemskiego wynosi 79 stopni.

"Życie Olsztyna" z dn. 19.02.1960 r.  

Po przeczytaniu tych notatek zapragnąłem dowiedzieć się czegoś więcej i poszperałem w Internecie. Jakoż okazało się, że istotnie – na stronach anglojęzycznych przewijała się informacja na temat czegoś, co w lutym 1960 roku nazwano Czarnym Rycerzem – Black Knight. I pisano o nim tak:

W lutym 1960 roku, Amerykanie wykryli nieznany obiekt poruszający się po polarnej orbicie. Jest to taka orbita, która przebiega nad oboma Biegunami naszej planety i w czasie 12 godzin satelita jest w stanie zaobserwować wszystkie punkty na Ziemi, a to było coś takiego, czego wtedy nie mogliśmy dokonać ani my, ani ZSRR. Jakby tego było jeszcze za mało, to obiekt ten był o wiele większy od tych, które wtedy można było wynieść na orbitę.

No a potem zaczęło być jeszcze dziwniej. Operatorzy HAM zaczęli przyjmować dziwne kodowane wiadomości. Pewna osoba stwierdziła, że może spróbować deszyfrować  wiadomości zawarte w tych transmisjach i że korespondują one z mapami nieba. Mapa gwiezdna, która powstała wskutek dekryptażu tych wiadomości ukazywała położenie gwiazd 13.000 lat temu ze wskazaniem na gwiazdę Epsilon Booti – ε Wolarza czyli al-Izar, Mirak lub Pulcherrima.

(Izar [ε Boo] – to druga co do jasności gwiazda w gwiazdozbiorze Wolarza [wielkość gwiazdowa dla całego układu: 2,35 m]. Jest ona gwiazdą podwójną, której odległość od Słońca to ok. 210 lat świetlnych. Składnik A (Epsilon Booti A) – pomarańczowy olbrzym typu widmowego K0 II-III ma jasność obserwowaną 2,5 m, wielkość absolutna zaś wynosi -1,69 m. Epsilon Booti A jest cztery razy masywniejsza od Słońca, jej średnica mierzy ok. 45,9 mln km, jasność jej 400 razy przewyższa słoneczną, temperatura zaś powierzchni osiąga 4.500 K.  Składnik B (Epsilon Booti B) – jest gwiazdą ciągu głównego (karzeł) o typie widmowym A2V, ma obserwowaną wielkość gwiazdową 4,9 m, wielkość absolutna natomiast oceniana jest na 1,08 m. Masa Epsilon Booti B dwukrotnie przewyższa masę Słońca, średnica zaś to 2,7 mln km. Gwiazda ta ma temperaturę powierzchniową sięgającą 8.700 K, jej jasność jest 27 razy większa od słonecznej.  Obydwa składniki układu Izar oddalone są na niebie o 2,8" => Wikipedia)

W dniu 3 września 1960 roku, siedem miesięcy po pierwszym kontakcie radarowym z satelitą, został on sfotografowany przy pomocy specjalnej kamery fotograficznej należącej do Grumman Aircraft Corporation’s Long Island. Ludzie na ziemi mieli okazje obserwować go przez dwa tygodnie licząc od tego dnia. Obserwatorzy widzieli tego satelitę jako czerwono świecący obiekt poruszający się po orbicie ze wschodu na zachód. Zdecydowana większość satelitów w tym czasie, zgodnie z materiałami na temat Czarnego Rycerza, jakie tylko byłem w stanie znaleźć, poruszały się z zachodu na wschód. Jego prędkość była około trzykrotnie większa od normalnej. Powołano specjalny komitet w celu zbadania tego NOO, ale niczego więcej już nie podano do publicznej wiadomości.

W trzy lata później, Gordon Cooper został wystrzelony w kosmos w celu zrealizowania 22. misji orbitalnej. W czasie ostatniego obrotu wokół Ziemi zameldował on, że widzi świecący zielono kształt znajdujący się przed jego kapsułą i lecący w jej kierunku. Mówi się, że stacja śledząca lot statków kosmicznych w Muchea, Australia – gdzie Cooper zameldował o swej obserwacji – także złapała NOO radarem, jak leciał ze wschodu na zachód. Wydarzenie to zostało opublikowane przez NBC, ale reporterom zabroniono wypytywać o ten incydent Coopera po wylądowaniu. Oficjalne wyjaśnienie tego było takie, że wskutek awarii instalacji elektrycznej podniósł się w kabinie poziom dwutlenku węgla, co spowodowało halucynacje.

Poniedziałek, 7 marca 1960 r.

„Time Magazine”:

Trzy tygodnie temu, nagłówki krzyczały o tym, że Amerykanie wykryli tajemniczego „ciemnego” satelitę obiegającego Ziemię na regularnej orbicie. Zaczęły się nerwowe spekulacje, że mógł to być satelita zwiadowczy wystrzelony przez Rosjan i że Amerykanie tak na dobrą sprawę nie mają pojęcia o tym, co im lata nad głowami. Ale w poprzednim tygodniu Departament Obrony chełpliwie oznajmił, że udało się im  zidentyfikować satelitę. Był to kosmiczny wrak, resztki satelity Air Force Discoverer, który wcześniej zagubiono. Ten NOO stał się pierwszym obiektem, na którym zademonstrowano efektywność nowego amerykańskiego systemu obserwacji przestrzeni kosmicznej. Jednak to trzytygodniowe opóźnienie identyfikacji tego satelity jest dowodem na to, że system ten wymaga dokładniejszej koordynacji i jakieś pomyłki wciąż mogą się pojawiać.

Pierwsza obserwacja. Najważniejszy komponent obserwacji przestrzeni kosmicznej został włączony do działania około 6 miesięcy temu. Wtedy to konstrukcja znana jako Dark Fence – rodzaj systemy stacji radiolokacyjnych rozmieszczonych na terytorium USA do śledzenia sztucznych satelitów Ziemi. System ten zaprojektowano w Naval Research Laboratory w celu śledzenia wszelkich satelitów, a przede wszystkim małych i radiowo już nieaktywnych, a zatem trudnych do wykrycia i śledzenia. Duże nadajniki o mocy 50 kW zostały postawione w Gila River k./Phoenix, AZ oraz Jordan Lake, AL., emitujące do góry fale radiowe ułożone w kształt otwartego wachlarza mierzącego 250 mil (400 km) po obu stronach, zaś stacje przyjmujące sygnały odbijane przez każdy obiekt przelatujący przez wachlarz radiofal. Posługując się metodami triangulacyjnymi, operatorzy byli w stanie wyliczyć prędkość, odległość i kurs obiektu.  

W dniu 31 stycznia Dark Fence odnotował dwa przeloty jakiegoś nieznanego obiektu kosmicznego. Po wykryciu kilku przelotów w ciągu następnych dni, dowódca Dark Fence – kmdr W. E. Berg – oświadczył, że coś nieznanego lata nam nad głowami po polarnej orbicie. Poleciał do Pentagonu i tam osobiście zameldował o obecności NOO samemu szefowi Wydziału Operacyjnemu Floty – Arleighowi Burke. Po kilku minutach zameldowano o tym prezydentowi Eisenhowerowi i rzecz została utajniona pod gryfem TOP SECRET.

Ku ich zdumieniu i konfuzji okazało się, że byli spóźnieni, bowiem ktoś inny dokonał pierwszego kroku w celu pozytywnego zidentyfikowania tego NOO, a mianowicie nowe Centrum Śledzenia Satelitów USAF w Bedford, MA. Jego zadaniem jest zbieranie wszelkich informacji o satelitach ze wszystkich punktów obserwacyjnych – optycznych i elektronicznych, które to dane są wrzucane do komputerów. Ich zadaniem jest podanie liczb, które pozwalają na zidentyfikowanie każdego satelity, opisanie jego orbity poprzez podanie jej elementów i przewidzenie jego dalszych losów. Jeden z wysoko postawionych funkcjonariuszy wyjaśniając na zimno fakty ery kosmicznej rzekł – „Jedynym sposobem na dowiedzenie się tego, ze pojawił się nowy satelita jest stała obserwacja starych satelitów”.

W czasie dwóch tygodni, naukowcy z Dark Fence sprawdzali swe wcześniejsze obserwacje i doszli do wniosku, że ten tajemniczy NOO po raz pierwszy pojawił się w dniu 15 sierpnia 1959 roku. Ośrodek USAF także dokonał sprawdzenia swych zapisów, a ich komputery opracowały ekstrapolacyjnie historię ruchu tego NOO na orbicie. Dane przekazane przez oba te ośrodki wskazały na to, że był to Discoverer V, wystrzelony z Vandenberg AFB, CA, w dniu 13 sierpnia 1959 roku.        


Należy tutaj przypomnieć Czytelnikom, że:

Discoverer V lub Discoverer-5 – satelita amerykański wystrzelony w dniu 13.VIII.1959 roku, pozycja katalogowa 9002, numer 1959-005A, oznaczenie 1959 EPS-1, kamera fotograficzna typu KH-1. Misja niewykonana z powodu awarii zasilania. Satelita nie został odzyskany. Był to jeden z wielu satelitów z programu Corona/Discoverer wykorzystywanego przez wywiad wojskowy i CIA w celu dokonania globalnego rozpoznania terytoriów ZSRR i Ch.R.L. (Wikipedia)

Satelity oznaczone jako KH (od słów key hole – dziurka od klucza) przeznaczone były przede wszystkim do zwiadu fotograficznego wrogich terytoriów i były w stanie przekazywać naświetlone materiały fotograficzne z orbity na ziemię przy pomocy specjalnych kapsuł wyłapywanych w powietrzu przez specjalne samoloty.

A zatem zagadka rozwiązana?

Nie, nic z tego. Istnieją bowiem inne wersje wydarzeń, które podam poniżej i są o wiele mniej prozaiczne. A oto jedna z nich:

Czym jest satelita Czarny Rycerz? Jest to tajemniczy satelita o nieznanym pochodzeniu odkryty w roku 1960, który śledził lot Sputnika-1. Wierzy się w to, że jest on pozaziemskiego pochodzenia i przesyłał z powrotem sygnały radiowe wysyłane w Kosmos w latach 20. i 30. zanim znikł. Opóźnienia radiosygnałów, a raczej radioech, w interpretacji Duncana Lunana wskazują na gwiazdę Epsilon Bootis i jej system planetarny takim, jakim on był 13.000 lat temu.

W książce „Disneyland of the Gods” John A. Keel pisze nam więcej na temat tego satelity – i tutaj powtarza się informacja zacytowana na początku, więc nie będę jej tu powtarzał. Co jest nowego? Administrator strony internetowej, z której ściągnąłem te rewelacje konkluduje, że:

Teraz nie jestem w stanie znaleźć jakichkolwiek raportów i doniesień na temat tego satelity ze źródeł prasowych, ale kiedy dostałem najnowsze odnalezione rosyjskie zdjęcia satelitów Ziemi i historie o NOO opowiadane przez pierwszych astronautów amerykańskich jestem w stanie sądzić, że ten satelita istniał naprawdę. Prawidłowo postawione pytanie brzmi: czy był to tajny satelita amerykański, artefakt z czasów poprzedniej cywilizacji czy może pojazd pozaziemski? Dowód jest niewystarczający, by udzielić jasnej odpowiedzi…


Czarny Rycerz i radioecha Störmera

Mnie natomiast bulwersuje powiązanie Czarnego Rycerza z inną ciekawą aferą – aferą Epsilona Wolarza, która dla ufologów stanowi dowód na istnienie życia pozaziemskiego i dowód penetrowania naszej planety przez Obcych. W nie wydanej jeszcze książce „Bolid Syberyjski” rzuciłem hipotezę o tym, że w sąsiedztwie Ziemi, w jednym z pięciu punktów libracyjnych Lagrange’a może znajdować się sonda Bracewella i ująłem to tak:

Hipoteza nr 83: Sonda Bracewella?

Co spadło - zadam tutaj już po raz n-ty to przeklęte pytanie - w dniu 30 czerwca 1908 roku, o godzinie 00:17.11 GMT, na punkt określony współrzędnymi geograficznymi 60°55’N - 101°57’E? Wszystkie przedstawione przez Wojciechowskiego i Krassę teorie i hipotezy mają jakieś mankamenty, a to nie wyjaśniają zmian kursu, a to nie wyjaśniają  - dlaczego było więcej niż jeden epicentrów wybuchu, itd. itp. Hipoteza nr 81 nie wyjaśnia np.: dlaczego obserwowano nocne świecenie nieba przed   spadkiem tego „satelity śmierci”, zaś hipoteza nr 82 nie wyjaśnia tak ogromnej mocy tej eksplozji. Dlatego też przyszło mi do głowy, że to, co eksplodowało nad Podkamienna Tunguską było zwiadowczą sondą z innych światów - tzw. sondą Bracewella.

Czym są sondy Bracewella? Zacznę od tego, że pojęcie to wprowadził do ufologii i programów CETI, SETI i innych programów poszukiwań Obcych w latach 60., australijski uczony prof. dr Ronald Bracewell. Doszedł on do wniosku - zresztą ze wszech miar rozsądnie brzmiącego - iż eksploracja Kosmosu może być przeprowadzana przy pomocy automatycznych sond lub kosmolotów z załogami składającymi się z maszyn rozumnych – neuropatów wyposażonych w sztuczną inteligencję, które wysyła się w Kosmos w kierunku słońc, co do których są podejrzenia, że wokół nich krążą zamieszkałe planety. Po przybyciu w rejon aktywności takiej CNT sonda „przyczaja się” i obserwuje tą CNT, jednocześnie wysyłając informacje na swoją macierzystą planetę, - do CNT, która ją wysłała... I tak najpierw automaty sondy prowadzą zwiad w ramach dozoru niejawnego, potem - kiedy dana CNT już „dojrzeje” do tego - nadzór staje się jawny. Te dwa etapy znamy. Jaki będzie następny krok Kosmitów - to możemy tylko zgadywać... Kto wie, czy tajemnicze kręgi i piktogramy pojawiające się w zbożach, kukurydzy, owsie, prosie, ryżu czy trawie, a nawet w śniegach i na lodzie nie są Ich dziełem i próbą bezpośredniego kontaktu!?...

A próby takie miały już miejsce, jeżeli liczyć dziwne efekty doświadczeń pierwszych radiowych sondowań jonosfery van der Poola i Störmera w 1926 roku. Ideę tego ekspery-mentu pokazuje ryc. 17. Otrzymali oni w odpowiedzi na swe sygnały serię radiowych ech, które próbowano interpretować na różne sposoby w latach 70. XX wieku. Młody szkocki astronom z uniwersytetu w Glasgow - prof. dr Duncan Lunnan sporządził wykres opóźnień tych tajemniczych radiosygnałów i w rezultacie otrzymał on rysunek gwiazdozbioru Wolarza z wyróżnioną nań gwiazdą ε-Booti czyli al-Izar albo Pulcherrima.

W pewien czas później mieszkający w Tallinie astronom dr A. W. Szpilewskij obrócił wykres o 90° i otrzymał mapę konstelacji... Wieloryba, z wyróżnioną na niej z kolei gwiazdą τ-Ceti (Tau Ceti) - odległą od nas jedynie o 11,85 ly! - czyli bliziutko, jak na kosmiczne odległości... Z kolei polski interpretator L. Gorzym z Lublina widzi w tym rozmaite figury geometryczne i ukazane zależności pomiędzy nimi...

Niezorientowanych informuję o tym, że:

Tau Ceti (τ Cet /τ  Ceti) – to gwiazda ciągu głównego, typu widmowego G8Vp widoczna w gwiazdozbiorze Wieloryba, o masie 0,81 masy Słońca i promieniu 0,77 promienia Słońca. Jasność tej gwiazdy to 0,44 jasności naszej Dziennej Gwiazdy. Temperatura powierzchni Tau Ceti to 5380 K. Rotuje ona w czasie 31 dni wokół własnej osi. Znajduje się w odległości prawie 12 lat świetlnych od Ziemi i jest jedną z najbliższych nam gwiazd posiadających planety. (Wikipedia)

Od siebie dodam, że planety te znajdują się w ekosferze tej gwiazdy, a zatem istnieje możliwość istnienia siedliska życia!

Osobiście jestem zdania, że w czasie swego eksperymentu van der Pool i Störmer nawiązali przypadkowo kontakt z Czarnym Baronem, który już raz posłał był na Ziemię lądownik, a kiedy ten ostatni nie wrócił 30 czerwca 1908 roku, to jego automaty czekały na sygnały, którymi dopiero „pomacano” go w 1926 roku. Odpowiedziały na nie, używając identycznej częstotliwości - 9,75 MHz (31,4 m) i podejrzewam, że te radioecha nie były tylko prostymi odzewami, ale wielowarstwowymi sygnałami w rodzaju tych, jakie odbierali bohaterowie powieści Carla Sagana i zrobionego na jej podstawie filmu Roberta Zemeckisa pt. „Kontakt”. Potem Czarny Baron zszedł z orbity i pod wpływem sił pływowych rozleciał się na kawałki, które powoli wpadały w atmosferę i płonęły, jak zwyczajne meteory.

Czarny Baron, czy jak to wolą Rosjanie Czarny Książę był niemal doskonale czarny, tzn. pochłaniał 99,99% padającej na jego powierzchnię energii, boż chodziło tu nie tylko o pobór energii, ale i o... maskowanie! A tak, bo ciało niemal doskonale czarne jest w Kosmosie niemal zupełnie niewidzialne! Staje się ono widzialne wtedy i tylko wtedy, gdy staje na jasnym, promieniującym tle tarczy Słońca czy Księżyca lub jakiejś mgławicy. To właśnie to miał na myśli Peter Kolosimo pisząc swą książkę „Ombre sulla stelle”. Byłby to argument za hipotezą, że Czarny Baron był de facto sondą zwiadowczą Kosmitów, która usiłowała z nami nawiązać Kontakt. Ale jak się okazuje – w ZSRR przeprowadzano próby z wysłaniem załogowego statku kosmicznego na orbitę o wiele wcześniej! Wszystko to pozwala domniemywać, że Czarny Baron i inne NOO sprzed 1961 roku były po prostu poronnymi próbami radzieckich lotów kosmicznych!

Za hipotezą „kosmicznej sondy Bracewella” przemawiają badania psychometryczne przeprowadzone przez polskiego ufologa wykładającego w wyższych uczelniach na Nowej Zelandii prof. dr inż. Jana Pająka i warszawskiego ufologa inż. Miłosława Wilka z Centralnego Laboratorium Ochrony Radiologicznej, którzy odtworzyli wygląd Czarnego Barona i jego lądownika. I rzecz ciekawa – rekonstrukcja ta przypomina inne – równie ciekawe i tajemnicze zdarzenie, jakim był przelot Wielkiego Bolidu Polskiego w dniu 20 sierpnia 1979 roku. Jak widać – obie te konstrukcje są do siebie nader podobne!

I jeszcze jedno: takich sond Bracewella może operować w Układzie Słonecznym kilka, bo - jak uważam - Kosmos kipi życiem, a nikt nie powiedział, że Obcy czy też Kosmici muszą być stworzeni na naszą modłę, przez identyczne jak na Ziemi warunki na swych planetach macierzystych. Tak myślą tylko ludzie bez wyobraźni... Ziemianie dają Kosmosowi znak życia od ponad 100 lat na falach eteru. Doświadczenia z radiem zaczęliśmy w latach 1895-1897, zaś pierwsze transmisje rozpoczęły się w 1899 roku. To było jak pierwszy krzyk noworodka!... Pierwsze transmisje TV miały miejsce w 1936 roku, a od 1950 roku Ziemia stała się   drugim   co do jasności radioźródłem w Układzie Słonecznym. Gdyby istnieli jacyś Kosmici widzący świat falami radiowymi, to patrząc w kierunku Słońca widzieliby oni trzy silne radioźródła: Słońce, Ziemię i Jowisza, przy czym od razu zorientowaliby się, że ziemska emisja radiowa ma charakter sztuczny... Ziemia znajduje się wciąż w stale puchnącym pęcherzu promieniowania radiowego, który liczy sobie co najmniej 160 ly średnicy! Ile zamieszkałych planet może znajdować się w kuli o takim promieniu 80 ly? - co najmniej kilka.

I tak należałoby patrzeć na ten problem.

Jeżeli idzie o moje hipotezy, to starałem się je osadzić w realiach naukowych znanej nam fizyki, choć miejscami pozwalam sobie na science-fiction, boż jestem obowiązany „brzytwą Occhama” (tak znienawidzonej przez niektórych ufologów) – i nie namnożyłem tutaj bytów ponad potrzebę.

Pozostało tylko czekanie

Rosjanie twierdzą, że Czarny Książę rozpadł się na 12 fragmentów, które jeszcze krążą wokół Ziemi po jakichś pokręconych orbitach. Kiedyś ponoć próbowali namówić Amerykanów na wspólną wyprawę do nich, ale ci ostatni odmówili nie podając nawet powodów. Być może szczątki te spaliły się już w atmosferze Ziemi i tajemnicy tej już nigdy nie da się rozwikłać – chyba że ktoś kiedyś cofnie się w czasie do przełomu lat 50. i 60. XX wieku i uda się mu wyjaśnić tajemnicę Czarnego Księcia i incydentu Gdynia’59.

A może już to miało miejsce i UFO widziane wtedy nad Trójmiastem było po prostu … czasolotem, którego pasażerowie chcieli sobie obejrzeć to, co spadło do Basenu nr 4 portu gdyńskiego? A dlaczegóżby nie? Jako racjonalista twierdzę, że potęga ludzkiego rozumu kiedyś przełamie barierę Czasu i człowiek będzie w stanie wreszcie spojrzeć z boku i obiektywnie na swoją historię i rozwiązać jej wszystkie zagadki.

CDN.