wtorek, 12 lipca 2011

Ekip: Czy UFO startują z Newady?



I jeszcze à propos radzieckich przygotowań do programu anty-SDI, które tylko pozornie odbiegają od tematu tajemniczego Skifa. Odtajnione dokumenty Sztabu Generalnego Armii Rosyjskiej rzucają światło na problematykę Latających Talerzy i belgijskich Czarnych Latających Trójkątów. W przypadkach, o których będzie tu mowa, zaszły mniej więcej w tym samym czasie, tylko w różnych regionach naszej planety: pod Moskwą, w Belgii i na amerykańskiej pustyni Newada. Punktem wspólnym tych zdarzeń jest to, że ich świadkowie i obserwatorzy odnotowywali niezwykłe Nieznane Obiekty Latające, a które nie miały niczego wspólnego z „pozaziemskim rozumem”. A oto artykuł z internetowej edycji gazety Trud.ru nr 49 z dnia 16.03.2001 r..

Dzienny Dysk nad Pierejesławem-Zaleskim

Wieczorem, 21 marca 1990 roku, z posterunków radiolokacyjnych Moskiewskiego Okręgu OPLot zaczęły napływać sygnały o pojawieniu się NLO, a dokładniej obiektu latającego z białymi światłami, który porusza się z prędkością o wiele przewyższającą prędkość samolotu. W powietrze poderwano dyżurnego myśliwca przechwytującego.

Z meldunku ppłk A. Semenczenko:

O godzinie 21:38 otrzymałem rozkaz startu na przechwyt. Już w powietrzu otrzymałem zadanie – w rejonie Pierejesławia-Zaleskiego odnaleźć i rozpoznać cel na wysokości 2000 metrów. […] O godzinie 22:05 odnalazłem cel na optycznej, charakteryzował się on dwoma białymi błyskającymi światłami. Cel zmieniał wysokość i kierunek lotu w przedziale 1000 metrów. Na rozkaz ze Stanowiska Dowodzenia (SD) włączyłem systemy uzbrojenia […] Obserwowałem cel na ekranie radiolokatora i na pytanie urządzenia IFF (IFF z ang. Identify: Friend or Foe - identyfikator swój-wróg – przyp. tłum.) cel nie odpowiadał.

Na kolejny rozkaz z SD wykonałem wiraż. Obserwowałem na północy i północnym-zachodzie zjawisko świetlne przypominające słabą zorzę polarną. Najpierw zbliżyłem się do celu na odległość 500-600 metrów, a potem przeleciałem nad celem, starając się rozpoznać, co to takiego. Widziałem tam tylko dwa jasne, migające białe światła. Przez chwilę udało mi się na tle oświetlonego miasta zobaczyć sylwetkę celu. Nie udało mi się ustalić rodzaju i przynależności tego celu z powodu niedostatecznego jego oświetlenia.

Ktoś mógłby zapytać, a dlaczego pilot nie poszedł na zbliżenie do celu? W Głównym Sztabie Wojsk OPLot dali taką odpowiedź: Zasady bezpieczeństwa lotów nie pozwalają na podchodzenie do drugiego obiektu latającego na odległość nie przekraczającą pół kilometra. I tak ppłk Semenczenko obserwował cel na ekranie radiolokatora, a tymczasem aparatura pokładowa w ogóle nie zarejestrowała tego obiektu! A jak reagowały inne środki techniczne na obecność UFO? Na ekranach niektórych stacji radiolokacyjnych obiekt był widoczny, jeden radiolokator nie wykrył celu, chociaż został on doprowadzony on gotowości N-1 do wykrycia obiektu.

Analizując dane na temat trajektorii lotu obiektu uzyskane z naziemnych stacji radiolokacyjnych oraz relacji świadków – w tym wielu wojskowych – sztabowi specjaliści doszli do następującego wniosku: UFO wyglądał jak dysk o średnicy 100-200 metrów z dwoma pulsującymi światłami. Prędkość jego lotu zależała od migotania jego bocznych świateł – im wyższa była ich częstotliwość, tym większa była prędkość UFO. Należy dodać, że była ona większa od prędkości samolotu myśliwskiego. Lot UFO był bezgłośny. I wniosek końcowy: Żaden znany nam w świecie aparat latający nie dysponuje takimi możliwościami, co oznacza, że było to zjawisko naturalne.  

Brukselski trójkąt

Od listopada 1989 roku, siły powietrzne Belgii odpowiedzialne za tamtejszą obronę przeciwlotniczą odczuły znaczny dyskomfort za sprawą zmasowanych doniesień o obserwacjach UFO. W nocy 30 marca 1990 roku, wojskowi postanowili sprawdzić napływające sygnały. Natowski radiolokator w Glone (na południowy-wschód od Brukseli) i belgijski radiolokator w Zedelgem (na północy-zachód od stolicy Belgii) kontrolujące cywilny i wojskowy ruch w korytarzach powietrznych Belgii, złapały echo od jakiegoś niezidentyfikowanego obiektu latającego. Sztab Sił Powietrznych wydał rozkaz natychmiastowego skontrolowania sytuacji. Dwa radiolokatory pokazywały jeden i ten sam obiekt w belgijskiej przestrzeni powietrznej.  

Przepisy wymagają od dyżurnych Sił Powietrznych przechwyt nierozpoznanych obiektów latających z przestrzeni powietrznej kraju. Dlatego też piloci dwóch myśliwców F-16 Fighting Falcon otrzymali rozkaz startu i przechwycenia „nieznanego”. Lotnicy nie odrywali oczu od pokładowych lokatorów. Naraz na ekranach stacji radiolokacyjnych obu samolotów pokazał się obiekt w kształcie poruszającej się kropki. Radiolokatory trzymały cel na namiarze przez 6 sekund.

Środki kontroli obiektywnej ujawniły, co następuje: NOL lecący z prędkością 280 km/h w czasie 1 sekundy rozwinął prędkość 1800 km/h i zniżył swój lot z wysokości 3000 metrów do 1700 metrów. Takiego gwałtownego, skokowego przyspieszenia nie byłby w stanie znieść żaden lotnik. (W opisywanym przypadku przyśpieszenie wyniosło ok. 43 g, co oznacza, że ciało pilota ważące np. 75 kg w ciągu 1 s zwiększyłoby swą wagę [ale nie masę, bo ta pozostaje zawsze taka sama] do 3225 kg – uwaga tłum.) Co jeszcze zdumiało specjalistów? A to, że z wysokości 1700 metrów UFO błyskawicznie zszedł na wysokość poniżej 200 metrów i znikł obu myśliwcom z radiolokatorów. (Jest to klasyczny manewr unikowy stosowany przez lotników po to, by nie można ich było namierzyć przy użyciu radiolokatorów naziemnych i napowietrznych – przyp. tłum.)

Wygląda na to, że piloci tego UFO znali doskonale możliwości taktyczno-techniczne myśliwców F-16 i rozgrywali swój spektakl na niebie. Oni szybko zeszli na wysokość, gdzie F-16 nie mogą latać ze swą normalną prędkością bojową i muszą wznieść się w górę, a zatem UFO uciekało w kierunku migających świateł przedmieść Brukseli, które zlewały się z nimi. W oficjalnym oświadczeniu rzecznika prasowego Belgijskich Sił Powietrznych mówiło się, że: Lotnikom w trzech przypadkach udało się namierzyć cel przy pomocy radiolokatorów na kilka sekund i za każdym razem prowadziło to do gwałtownej zmiany parametrów lotu UFO.

Zaczęły pojawiać się pytania: Czy te UFO nie były amerykańskimi samolotami zbudowanymi w oparciu o technologię stealth, które miały tam swe loty doświadczalne? Jednakże Amerykanie oświadczyli, że nie mają z tymi incydentami niczego wspólnego.

Specjaliści sprawdzili charakterystyki amerykańskiego „niewidzialnego” samolotu F-117 Nighthawk. Jego minimalna prędkość wynosi 287 km/h, zaś prędkość minimalna tego UFO wynosiła tylko 40 km/h. F-117 nie posiada takich silników odrzutowych, które pozwoliłyby mu lecieć tak wolno. Ponadto żaden samolot nie jest w stanie lecieć tuż nad ziemią z prędkością 1800 km/h (ok. 1,7 Ma) nie wywołując tym tzw. balistycznej fali uderzeniowej, dźwiękowego gromu – sonics boom. 

Co się wydarzyło w Newadzie?

W czasie, kiedy belgijscy i rosyjscy specjaliści dochodzili do wniosku, że takich aparatów latających z takimi charakterystykami i osiągami na świecie jeszcze nie ma, do prasy przedostały się przecieki o nowych generacjach lotniczo-kosmonautycznych technologii. Wygląda zatem na to, że „niewidzialne” samoloty F-117A skonstruowane w oparciu o technologie stealth, to już dzień wczorajszy.   

Autorytatywne czasopismo lotnicze „Aviation Week & Space Technology Magazine” oznajmił, że w okolicach całego rzędu tajnych obiektów wojskowych w USA na pustyni Nevada i Mojave pojawiły się latające aparaty o niemożliwej wprost konstrukcji. Wykazano przy tym, że chodziło o najnowsze typy wojskowych konstrukcji lotniczych, które byłyby w stanie rozwinąć prędkość rzędu 10 Ma. Ich dane taktyczno-techniczne wykazują, że biją one na głowę wszystkie charakterystyki samolotów stealth w rodzaju F-117A.

Jak opisywali naoczni świadkowie te dziwne aparaty latające? Mają one kształt płaskiego trójkąta. No i po pierwsze – „zupełnie bezgłośnie przemieszczają się w powietrzu”, a po drugie – „mają one niezwykle wysoki pułap lotu”. W tym magazynie zamieszczono także inne świadectwa istnienia całej serii aparatów latających z niezwykłymi silnikami i kształtami aerodynamicznymi, o których do dziś dnia nie ma żadnej pełnej informacji. Według redaktorów tego magazynu, relacje świadków wskazują na to, że istnieje supertajny projekt lotniczy pod kryptonimem Aurora – a o którym wspomina się w planach budżetowych Pentagonu.

Jest oczywiste, że te wszystkie nowinki techniczne mogą spowodować to, że nowoczesne konstrukcje lotnicze – ziemskiego pochodzenia – mogą być uważane za UFO. Specjaliści z wielu krajów poszukują przeciwwagi dla tego poglądu. Ostatnio uczeni holenderscy oznajmili o rozpracowaniu technologii, przy pomocy której można wykrywać „niewidzialne” samoloty. Być może w najbliższej przyszłości będzie możliwe rozwiązanie zagadki niektórych typów UFO.

Komentarz redakcji Trud.ru

Tak jak stwierdził to jeden ze specjalistów Głównego Sztabu Rosyjskich Sił Powietrznych, niektóre nowości techniczne o naszych (ziemskich) konstrukcjach można zakwalifikować jako informacje o UFO. W saratowskich zakładach lotniczych firma „Ekip” prowadzi montaż unikalnych konstrukcji aparatów latających. One nie mają masy. (Autorowi artykułu chodziło najprawdopodobniej o ciężar – uwaga tłum.) Unosi się on nad powierzchnię ziemi na zasadzie poduszki powietrznej. Rozpędza się jak ekranoplan, ale potem leci już jak normalny samolot na wysokości 70.000 metrów. Wygląd zewnętrzny tych aparatów mało co różni się od wyglądu tylokrotnie opisywanych Latających Talerzy ponoć pilotowanych przez Kosmitów.

Analizy już odtajnionych źródeł w postaci zagranicznej specjalistycznej prasy wojskowej świadczy o tym, że w ostatnie lata w USA dano zielone światło programom USAF i NASA zbudowania ultratajnych, hipersonicznych aparatów latających stealth, których prędkość może przekroczyć granicę 10 Ma. W ramach jednego z tych programów o kryptonimie LoFLYTE w Edwards AFB (CA), prowadzi się badania nad konstrukcją balistycznych aparatów latających, w ramach czego testuje się trzy perspektywiczne modele hiperdźwiękowego samolotu. Pracuje się nad ich właściwościami aerodynamicznymi oraz systemami sterowania. Jeden z tych modeli miał awarię w 1997 roku, a pozostałe cały czas prowadzą loty doświadczalne.

Moje 3 grosze

Dla mnie i trzeźwo myślących ufologów jest oczywistym, że gros z relacji o NOL-ach dotyczy także relacji o obserwacjach wojskowych i cywilnych maszyn latających odbywających loty doświadczalne czy tajne misje. Od siebie dodam tylko tyle, że wciąż pracuje się nad samolotami hipersonicznymi i jednostopniowymi statkami kosmicznymi z napędem nuklearnym. Pisałem już o tym, i nie będę do tego wracał.

Oczywiście Rosjanie i Chińczycy oraz Europejczycy też święci nie są i pracują nad swoimi konstrukcjami latającymi. Pisze Clas Svahn:

Rosyjski samolot wywiadowczy w kształcie latającego talerza może latać bezkarnie nad USA. Takim właśnie latającym zwiadowcą jest rosyjski dyskokształtny pojazd Ekip, który - jak twierdzą wojskowi specjaliści amerykańscy - jest niczym innym, jak udoskonalonym samolotem (o ile jeszcze go można nazwać samolotem).

Ekip, który unosi się w powietrzu na zasadzie poduszkowca (wentylatorowca) może latać bardzo wolno i być niezmiernie użytecznym w lokalizacji i likwidacji pożarów lasu. Może on brać na pokład duże ilości wody, którą później zrzuca na pożar z niskiego pułapu. Jednakże może on się poruszać i to dość szybko - z prędkością 750 km/h (prędkość maksymalna). Ale to nie wszystko, bowiem Ekip może lądować równie dobrze na lądzie jak i na wodzie.

Jak dotąd, to nad takimi pojazdami pracuje się nie tylko w Rosji, ale także i w USA i pierwsze próby prototypu są przewidziane na rok 2007, zaś seryjna produkcja na rok 2012. Mówi się także, że Chińczycy są także nim bardzo zainteresowani.

Tak zatem obawiam się, że jakieś 50% wszystkich światowych relacji o obserwacjach UFO dotyczy właśnie nich – zaś 45% to różne zwidy, omamy i muchy przed obiektywami kamer i aparatów fotograficznych. I tylko te pozostałe 5% to są TRUFO, które – jak uważam i uważa coraz więcej ufologów – wcale nie są aparatami kosmicznymi pochodzącymi od Obcych Cywilizacji, ale np. czasolotami pochodzącymi z dalekiej Przeszłości/Przyszłości. Osobiście nie wykluczam wizyty Kosmitów, ale uważam, że do nich dochodzi sporadycznie raz na jakieś 10.000 lat (założenie optymistyczne) albo tylko raz na 1 mld lat, jeden jedyny raz w historii Ziemi (wariant pesymistyczny)  lub nigdy (wariant skrajnie pesymistyczny). W każdym razie jego prawdopodobieństwo jest większe od zera, a zatem zawsze kiedyś musi się zdarzyć, albo już się zdarzyło i się nie powtórzy…

Przekład z j. rosyjskiego –
Robert K. Leśniakiewicz ©