wtorek, 18 października 2011

A TAK MAŁO BRAKOWAŁO DO III WOJNY ŚWIATOWEJ...





Arkadij Orłow

Materiał ten ukazał się na łamach rosyjskiego czasopisma „Smiena” z dnia 24 lipca 2002 roku. Mówi on o pewnym epizodzie Zimnej Wojny. Epizodzie, który mógł być początkiem końca swiata...
W listopadzie 1969 roku, radziecki SSBN[1] K-19 znajdował się na jednym z poligonów Floty Północnej, gdzie wykonywał wykonywaniem szkolno-bojowych zadań. W tym samym sektorze Morza Barentsa znajdował się amerykański SSN[2] USS Gatow, który wypełniał tajną misję zaplanowaną przez CIA.
Marynarze z obu okrętów podwodnych jeszcze nie wiedzieli, że los zgotuje im nieoczekiwane spotkanie. Spotkanie, które mogło zmienić wszystko, chociaż w ostatecznym rozrachunku niewiele zmieniło bieg historii światowej...

Słabe ogniwo po amerykańsku.

... z uniwersytetu Barry’ego Merrille’a wyrzucono za regularną nieobecność na zajęciach. Młodzieniec zatem postanowił zaciągnąć się do wojska i zostać marynarzem US Navy.
Po pewnym czasie Barry Merrille wpadł w oko ojca amerykańskiej floty atomowych okrętów podwodnych adm. Hymana Rickovera, i rychło świeżo upieczony oficer znalazł się na stanowisku radio-oficera na pokładzie USS Gatow.
Zgodnie z ustalonym porządkiem rzeczy, przed następnym wyjściem w morze, udał się on do sztabu w celu pobrania tajnych dokumentów. I tam stało się coś niewiarygodnego – w ręce Merrille’a wpadł ściśle tajny rozkaz bojowy.
Przed okrętem stało konkretna misja bojowa: USS Gatow miał za zadanie wtargnąć na wody terytorialne Związku Radzieckiego i tam prowadzić rozpoznanie radzieckich atomowych okrętów podwodnych. W przypadku, gdyby w trakcie misji okręt został namierzony przez nasze instalacje i okręty ZOP[3], przeciwko nim mogła zostać użyta broń – w tym także nuklearna...
Oczywiście Barry Merrille był oficerem marynarki zobowiązanym do wykonywania rozkazów swoich przełożonych. Jednakże należy wspomnieć, że w końcu lat 60. w USA miały miejsce rozruchy studenckie i milionowe marsze protestacyjne, demonstracje weteranów z Wietnamu koło Kapitolu i ruch „dzieci kwiatów” – hipisów. Taka atmosfera nie mogła pozostać bez wpływu na umysłowość młodego myślącego człowieka.
Do wypłynięcia USS Gatow w morze pozostało wszystkiego dwa dni. W czasie tak krótkim, Barry nie mógł znaleźć zmiennika. Rada nadeszła z najmniej oczekiwanej strony – od starszego pomocnika dowódcy okrętu.[4]
- Zajdź do biura prawnego i skonsultuj się z nimi. Może jakieś wyjście się znajdzie – powiedział mu on.
Tak też się stało. Został on przeniesiony na nowe miejsce służby z etykietką w papierach: „...z pacyfistycznymi skłonnościami”, która mu nie przynosiła łatwego życia. Dogadawszy się z przyjaciółmi, którzy obiecali zawalić te wyższe instancje informacjami o jego „podejrzanych skłonnościach”, które Merrille wyłożył w swym wniosku starpomowi. Wreszcie doszli do porozumienia – Merrille płynie w rejs, ale pod warunkiem: jeżeli USS Gatow zacznie wykonywać przedsięwzięcia o charakterze agresywnym, to Merrille może opuścić swoje stanowisko bojowe i udać się do swej kabiny i pozostanie tam do czasu powrotu okrętu do bazy.
Wiele z tej historii na temat tamtego dramatycznego rejsu dla naszych marynarzy zabrzmi dziko. No bo wziąć np. pod uwagę taki niuans: o zamiarach Barry’ego na pokładzie USS Getow wiedzieli dwaj ludzie: dowódca okrętu i starpom. I żaden z nich przed wykonaniem „zadania o najwyższym priorytecie państwowym” nie „podkablował” swego podwładnego!

Kronika jednej kolizji.

Nocą 15 listopada 1969 roku, K-19 znajdował się na głębokości 40 m w ćwiczebnym sektorze Morza Barentsa.
O godzinie 07:00 wynurzenie. Zaspani marynarze nie śpiesząc się spuszczali się w wąskie przejścia pomiędzy kojami, kiedy okrętem wstrząsnęło silne uderzenie. Wielu z nich zbiło ono z nóg. Po upływie kilku sekund, K-19 zaczął powoli pogrążać się w wodę. Zegar wskazywał godzinę 07:12.
Dowódcą na pokładzie tego SSBN w tym rejsie był zastępca dowódcy dywizjonu atomowych okrętów podwodnych Floty Północnej kapitan 1 rangi[5] Władimir Lebienko. Dzięki jego przytomności umysłu i doświadczeniu udało się powstrzymać opadanie w głębiny i wyprowadzić okręt na powierzchnię. Wszystko trwało trzy minuty...
Po pewnym czasie K-19 włączywszy sonar i oświetlając sobie drogę mocnym reflektorem, zaczął badać akwen na miejscu kolizji. Jednakowoż nie znaleziono obiektu, z którym się zderzyli. Dopiero po dziesiątkach lat stało się jasnym, co to był za „obiekt”, i jak jego załoga przeżyła zderzenie.
Do momentu kolizji z K-19 dowództwo USS Gatow ustanowiło swoisty rekord – okręt był nie wykryty przez 19 godzin, w czasie których poruszał się w kilwaterze naszych okrętów podwodnych.[6] W zasadzie wszystkie zadanie zostały wykonane i nic nie stało na przeszkodzie wziąć kurs na macierzystą bazę. Jednakże Amerykanie przebywali zbyt blisko radzieckiego okrętu – błąd, który może zaowocować najgorszymi konsekwencjami pod wodą. Rezultat – radziecki okręt podwodny wbił się w burtę USS Gatow.
No, ale to najgorsze mogło zdarzyć się po zderzeniu. Amerykański okręt podwodny wciąż posiadał zdolność bojową i jego oficer torpedowy wydał przewidziany instrukcjami rozkaz do przygotowania do odpalenia rakiet i rakietowych torped z nuklearnymi głowicami bojowymi. Na szczęście dowódca amerykańskiego okrętu był człowiekiem rozumnym i dał rozkaz odboju alarmu bojowego, a to dlatego, że nie zauważył i nie stwierdził zagrożenia dla swego okrętu. NB, wysłany w pościg radziecki patrol ZOP nie był w stanie namierzyć i zaatakować intruza.
Tymczasem USS Gatow cichcem, chyłkiem i boczkiem dostał się do bazy na Islandii. Wszystkie szczegóły jego misji zostały najściślej utajnione. Na rozkaz CINCATL[7], dowódca USS Gatow przedstawił fałszywe wpisy w dzienniku okrętowym, z których wynikało, ze okręt podwodny wrócił do bazy po dwóch dniach (!!!) od zderzenia.
W czasie opisywanych wydarzeń Barry znajdował się w swej kabinie. Nie bacząc na umowę, wyszedł z niej po zderzeniu i powrócił do wypełniania swych obowiązków na stanowisku bojowym w radio-kabinie.
Przeniesienie tego oficera na służbę na ladzie trwał ponad rok. Po odsłużeniu swego terminu przeszedł do rezerwy i zajął się swoją ulubioną radioelektroniką. Zainteresowała się nim komputerowa firma MXG Software, która przekształciła się w ogromną kompanię, z którą współpracują inne giganty rynku wysokich technologii. Ale i wtedy zła fama pociągnęła za nim. [...]

Spotkanie po latach.

O spotkaniu rosyjskich i amerykańskich podwodniaków Merrille dowiedział się z Internetu. I od razu zapalił się do myśli: jak by tutaj spotkać się z członkami załogi K-19? Zorganizowanie spotkania okazało się proste. Przyjechał on do Pitra[8] ze swoją żoną Judith.
W Klubie Marynarza na Piątej Linii Wyspy Wasilewskiej zebrało się około 40 osób, które służyły na K-19. wśród nich znajdował się kontradmirał w st. spocz. Władimir Lebienko i kapitan 1 rangi rez. Walentin Szabanow – to jego załoga w ten dzień obsadzała okręt. Oczywiście program spotkania wyszedł daleko poza ramy towarzyskiego spotkania z rosyjskimi podwodniakami. Był on na krążowniku Aurora, w morskim katedralnym soborze pod wezwaniem św. Mikołaja i przy pomniku-memoriale marynarzy z Kurska na Cmentarzu Serafimowskim. [...]
Barry Merrille gościł w północnej stolicy wszystkiego trzy dni. Do domu Barry zabrał ze sobą zaświadczenie z Klubu Marynarzy Podwodniaków wystawione z numerem porządkowym 1564 i nie jest to pusta formalność. Barry Merrille wziął na siebie obowiązek reprezentowania Klubu w Stanach Zjednoczonych.

* * *

Zabierając się za przekład tego materiału zajrzałem do Internetu, by tam dowiedzieć się czegoś więcej na temat tego wydarzenia z 1969 roku. Nie znalazłem o nim nawet jednej wzmianki w książkach: Lwa Żilcowa, Nikołaja Mormuła i Leonida Osipienko - „Podwodne dramaty”, Poznań 1995 oraz Mikołaja Zatiejewa - „SOS z głębin”, Warszawa 2000.  A to ciekawe, bowiem niemal wszyscy autorzy służyli na K-19!
Według nich – K-19 był wyjątkowo niefartownym okrętem typu Hotel. W czasie swej morskiej kariery trzykrotnie – sic! – zdarzają mu się nieszczęśliwe przypadki: pierwszy w dniu 4 lipca 1961 roku – w którym zginęło 7 członków załogi wskutek awarii reaktora w czasie atlantyckiego patrolu, to właśnie wtedy okręt otrzymał swą nazwę „okręt klasy Hiroszima”; drugi wypadek w dniu 15 listopada 1969 roku, o którym było powyżej i trzeci – w dniu 23 września 1972 roku, kiedy to wybuchł pożar w czasie akcji patrolowej na Północnym Atlantyku. Zginęło wtedy 28 załogantów, zaś okręt otrzymał nowe miano – „Producent wdów”... 4 kwietnia 1972 roku okręt został doholowany do Siewieromorska. W czasie drogi powrotnej ginie w wypadku jeszcze dwóch ludzi. Anglosasi w takim przypadku mówią Unlucky Ship... Jak podała „Prawda” na swej stronie internetowej – na której relacjonowała spotkanie weteranów-podwodniaków w Sankt Petersburgu, K-19 wciąż znajduje się w stoczni remontowej, gdzie jest naprawiany. Tak było do lipca 2002 roku.
Ciekawym jest to, że większość okrętów podwodnych, które poszły na dno ma w swym numerze taktycznym cyfrę „9”: K-19, K-129, K-159, K-219, K-429 - z czego K-19 dwukrotnie ulegał poważnym katastrofom. Czyżby końcówka ta była dla nich feralną?
Katastrofa ta dała wspaniały żer dla sępów z Hollywood, którzy nakręcili dwa filmy poświęcone tym wydarzeniom: „Hostile Waters” i „K-19: The Widowmaker”, które zyskały na popularności po kolejnych katastrofach rosyjskich okrętów podwodnych: K-141 Kursk w dniu 12 sierpnia 2000 roku (118 ofiar); i K-159 w dniu 28/29 sierpnia 2003 roku (10 ofiar).


Przekład z j. rosyjskiego i komentarz –
Robert K. Leśniakiewicz ©



[1] SSBN – nuklearny okręt podwodny z rakietami balistycznymi na pokładzie.
[2] SSN – nuklearny torpedowy okręt podwodny.
[3] ZOP – zwalczanie okrętów podwodnych.
[4] Jest to tzw. Senior Officer – najstarszy stażem oficer na okręcie, po rosyjsku „starpom”.
[5] Polski odpowiednik – komandor.
[6] Pokazał to dokładnie Tom Clancy w książce „Polowanie na CZERWONY PAŹDZIERNIK”.
[7] CINCATL = Dowódca Floty Amerykańskiej na Atlantyku.
[8] Gwarowa nazwa Sankt Petersburga.