Wszystko zaczęło się od filmu. Lubię amerykańskie filmy
katastroficzne. Mają w sobie wiele efektownych scen, F/X i kończą się
optymistycznym wnioskiem – cokolwiek się stanie – Ameryka sobie poradzi! God bless America! „OK. i Amen” – jak
dodałby Mistrz Ildefons. A wszystko zaczęło się od filmu pt. „Pojutrze” („The
Day After Tomorrow”) z 2004 roku, w reżyserii Rolanda Emmericha.
Film pokazuje przerażającą wizję nadejścia kolejnej epoki
lodowej poprzedzonej globalnym ociepleniem. Raptowna zmiana klimatu niesie ze
sobą zagrożenie dla całej planety i wszystkich ludzi. To nie Obcy z Kosmosu, to
nie wielkie asteroidy, ale sama znieważana od stuleci przez człowieka Natura
staje się zagrożeniem dla cywilizacji. Oczywiście klimatolog grany przez Dennisa Quaida przewiduje zagrożenie,
ale jak zawsze nikt go nie słucha, a lobby energetyczo-przemysłowe skutecznie
wytłumia jego głos. Dopiero gwałtowne zmiany pogody i związane z tym kataklizmy
zmuszają polityków do podjęcia odpowiednich działań. Ten obraz w klimacie
przypomina nieco „Peacemakera” w reżyserii Mimi
Leder z 1997 roku, a to ze względu na osadzenie go w realiach naukowych i
politycznych.
Oczywiście krytyka powiesiła na realizatorach „Pojutrza”
wszystkie możliwe psy. „To jeden z najgłupszych filmów w historii kina. Globalne
ocieplenie doprowadza do zamrożenia Nowego Jorku” – jak pisali recenzenci.
Oczywiście recenzenci ci nie mieli bladego pojęcia o tym, o czym naprawdę mówił
ten obraz. Tymczasem tak właśnie być mogło – jak stwierdzili w swym artykule Jan Marcin Więsławski i Jan Piechura, w którym udowadniają, że
zmiana taka nie tylko jest możliwa, ale nawet może mieć miejsce i była w
przeszłości! (=> J. M. Więsławski & J. Piechura – „Pojutrze już było” w „Wiedza
i Życie” nr 7/2004, ss. 30-34). Ciekawy jestem, co teraz ci PT. Krytycy mają do
powiedzenia...
...bo świat się
zmienił w sierpniu 2005 roku.
Ten sierpień był faktycznie „czarnym sierpniem”. I to nie
dlatego, że w tym czasie spadło na ziemię kilka samolotów i wydarzyło się kilka
innych nieszczęść (o czym już pisałem m.in. na naszej stronie internetowej
Centrum Badań Zjawisk Anomalnych), ale dlatego, że to największe nieszczęście
zdarzyło się tam, gdzie mało kto się go spodziewał – potężny huragan uderzył w
miasto i niemal doszczętnie je zmiażdżył. Chodzi o huragan Katrina i miasto Nowy
Orlean. Jego efekty odczuli nawet mieszkańcy Islandii, gdzie w tydzień po
zagładzie Nowego Orleanu, w Akureyri spadł śnieg i nastały mrozy, co we
wrześniu raczej bardzo rzadko się zdarza nawet tam – jak zapewnili mnie
tameczni Polonusi – państwo Dorota i
Wacław Alfredssonowie. Akureyri leży tuż przy Kręgu Polarnym (na 65º30’N),
ale ogrzewane jest przez Prąd Zatokowy, co powoduje iż zima zjawia się tam
dopiero w styczniu...
Patrząc na to wszystko z perspektywy Europy mogę
powiedzieć jedno – Polska jest krajem naprawdę błogosławionym i gdyby nie
chciwi, krótkowzroczni i bezmyślni politycy, to naprawdę mielibyśmy tu raj na
Ziemi... Jak dotąd, to omijają nas jakieś straszliwe huragany, wybuchy wulkanów
czy trzęsienia ziemi o sile powyżej 5ºR albo zarazy. Jak długo jeszcze? Kiedyś
musi się skończyć pasmo powodzenia, a czy jesteśmy na to przygotowani???
Odpowiedź dostaliśmy w listopadzie ub. r., kiedy to w Polskę, Słowację i kraje
ościenne uderzył huragan, którego prędkość wiatru wyniosła „jedynie” 173 km/h.
Nowy Orlean spustoszyło uderzenie wiatru, którego prędkość była niemal
dwukrotnie wyższa – 321 km/h! Ale przecież to nie był jeszcze rekord prędkości
wichury!... Pędzone nim fale wdarły się w głąb lądu siejąc śmierć i
zniszczenie. Synergiczne uderzenia wiatru i fal uszkodziło bądź zniszczyło
platformy wiertnicze w Zatoce Meksykańskiej. Na światowych giełdach podskoczyła
drastycznie cena baryłki ropy i przebiła nawet ceny z Wielkiego Kryzysu
Energetycznego z połowy lat 70. XX wieku! – co natychmiast odczuliśmy na
stacjach benzynowych... Sam Nowy Orlean przestał właściwie istnieć. Miasta nie
da się odbudować w znanym nam kształcie.
„Nie odtworzy się drewnianych detali, odcienia farby ani
patyny miasta założonego w XVIII wieku przez Francuzów” – pisze Piotr Zawodny – „ale jak tu się
roztkliwiać nad utraconymi urokami architektury, kiedy tysiące ludzi utraciło
życie, a setki tysięcy walczyło, by go nie stracić, bo poza nim stracili
wszystko.” (=> P. Zawodny – „Krajobraz po Katrinie” w „FiM” nr 37/2005)
Według niego sprawa jest jasna – ci ludzie, którzy mogliby pośpieszyć ofiarom
ataku Katriny na pomoc znajdowali się o tysiące mil na wschód, w
Iraku. Wydawałoby się, że sama Natura wymierzyła Amerykanom sprawiedliwość za
ich butę i aspiracje do bycia Supermocarstwem. Czyżby był to kolejny przejaw
syndromu Titanica: próżność, która została ukarana? Starzy górale
powiadają: Bóg strąca z nieba pysznych aniołów...
Katrina szła od południa już od tygodnia. Od początku było wiadomo,
że jest to huragan V (najwyższej) kategorii, który najpierw „pomacał”
południową Florydę, a jeszcze wcześniej Kubę i inne wyspy Antyli. Wszyscy
wiedzieli, że wiatr jeszcze bardziej się rozhula, a mimo to nikt nie ostrzegł mieszkańców N.O.! Czyżby ktoś
był tak dufny w swe siły, że ten alarm zlekceważył? Jak w Pearl Harbor 7
grudnia 1941 roku, czy w Nowym Jorku 11 września roku pamiętnego 2001!? Ta
tragiczna lekkomyślność kosztowała USA stratę 800 obywateli i ponad 200 mld
USD! (=> Dane wg portalu internetowego wp.pl z dnia 16 września 2005 roku)
Mówią świadkowie
Centrum Badań Zjawisk Anomalnych od początku śledziło
rozwój sytuacji w mediach, m.in. współpracując z red. Andrzejem Zalewskim z Eko Radio, jednakże jedna z naszych koleżanek
– Pani Anna Milewska z Trójmiasta
znalazła się niemal w ogniu wydarzeń i dzięki Internetowi mieliśmy od niej
informacje z pierwszej ręki. A oto jej relacja spisana na gorąco i na kolanie
jeszcze na pokładzie statku wycieczkowego, w składzie załogi którego się znajdowała,
a który popłynął na pomoc Nowoorleańczykom:
MV Carnival
Sensation. Koniec rejsu. (Wycieczkowiec ten kursował wahadłowo na trasie Nowy
Orlean – Cozumel [Meksyk] – Nowy Orlean – przyp. aut.) Ze sceny w statkowym
Atrium obserwujemy z zespołem kolejkę pasażerów ustawiających się do okienka
recepcji. Praktycznie widok ten jest identyczny każdego dnia. Ludzie
rozbawieni, często podpici, nie zwracający najmniejszej uwagi na grających
muzyków traktują ich bardziej jako element dekoracji. Może tym razem jakoś
spokojniejsi, bez śladu rozbawienia, może mówią bardziej przyciszonymi głosami.
Nawet nie wiem. Nauczyliśmy się po miesiącach pracy, że nie należy zwracać
uwagi na pasażerów. Gramy swoje dwie godziny i schodzimy ze sceny, jakby nas
tam w ogóle nie było. Chyba, że ktoś klaszcze gdy trafi na ulubiony utwór.
Wtedy uśmiechamy się w wyuczonym amerykańskim stylu i też schodzimy ze sceny.
Opuszczamy pokłady dla gości i na crew area zajmujemy się swoimi sprawami.
Następnego ranka, jak co 5 dni goście schodzą ze statku.
Tylko, że jak podają nam przez głośniki, zmienił się nam port docelowy.
Jesteśmy w Galveston w Teksasie. Dowiadujemy się, że Nowego Orleanu już nie
będzie. W kabinach nerwowo oglądamy CNN. Z godziny na godzinę świat zewnętrzny
zaczyna docierać. Jedna z tancerek wraca z płaczem na crew area. Miała za
zadanie asystować pasażerom przy opuszczaniu statku. Otoczyło ją kilkaset osób
pytając, dokąd mają iść. Wszyscy byli z Nowego Orleanu. Powiedziano im, że nie
mogą wrócić. Pod statek podstawili autobusy mające zawieźć ich do Houston, na
stadion. Chyba.
Na zebraniu departamentu muzycznego dowiadujemy się, że
nasz kolega gitarzysta również mieszkał w Orleanie. Po twarzy wysokiego,
trzydziestokilkuletniego faceta płyną łzy. Nikt nie śmiał o nic pytać. Na
szczęście jednak jego żona i dwójka dzieci zdążyły wyjechać.
W Teksasie na statek wchodzą nowi pasażerowie. Rejs
rozpoczyna się jakby nigdy nic. Tylko CNN oglądamy prawie bez przerwy. Na
meksykańskiej wyspie Cozumel na Sensation przychodzi wiadomość, że została ona
jednym z trzech statków wyczarterowanych przez FEMA (Federal Emergency
Management Agency) i będzie służyć ewakuowanym z Nowego Orleanu za tymczasowy
dom na co najmniej 6 miesięcy.
Wśród załogi chaos. Przez następne kilka dni nie wiadomo
co przyniesie kolejna godzina. Wydzielono grupy, które mają zaopiekować się
nowymi gośćmi. Bez psychologicznego przygotowania i doświadczenia personel
różnie okazuje zdenerwowanie. Niektórzy zamykają się w kabinach uznając, że ich
to nie dotyczy. Inni oferują współpracę członkom FEMY. Jednej nocy rozbrzmiewa
alarm medyczny - jedna z tancerek usiłuje podciąć sobie żyły. Może pijana, może
tak słaba, że nie wytrzymała napięcia. Wysyłają ją pod eskortą do domu
następnego dnia. Po dwóch dniach oczekiwania okazuje się, że ewakuowani
odmawiają przeniesienia na statek. Sama myśl o tak bliskim sąsiedztwie wody
jest dla nich przerażająca. Poza tym wciąż oczekują na połączenie z rodzinami.
Wreszcie FEMA decyduje się popłynąć na Sensation wprost do Nowego Orleanu, aby
stamtąd ściągać ocalałych z powodzi. Pojawiają się czarne opowieści wśród
załogi. Nawet według dziennikarzy liczba ofiar rośnie do 10 tysięcy, a wody
otaczające Orlean w oczach wyobraźni wypełniają się rozpadającymi się
szczątkami ludzkimi i zarazkami cholery. Kolejny dzień przynosi ulgę. Ofiar
jest kilkaset a nie tysiące. Dowiadujemy się, że wysyłają nas do domów.
Ludzkie umysły działają w zagadkowy sposób. Jedni,
broniąc się przed dramatem większym niż są w stanie ogarnąć, izolują się od
niego, nie patrząc, nie widząc, nie przyjmując do wiadomości. Inni czerpią
niemal masochistyczną przyjemność w roztrząsaniu i ubarwianiu wszystkich
szczegółów. Własne problemy stają się nagle małe w obliczu tragedii, której
ofiarami są inni. Jest nad kim się poużalać, współczuć, samemu czując się
lepszym. Jeszcze inni czują się winni. I zdają sobie nagle sprawę, jak kruche
jest życie, jak szybko można stracić wszystko, co gromadziło się latami. I
powstaje pytanie „czemu oni a nie ja?" Niektórzy zaczynają się modlić.
Inni zastanawiać. Czy jest Ktoś, Coś - do Czego można zawołać o litość. Jeszcze
inni dochodzą do wniosku, że to kara. Boża? Losu? Planety?
Kara Boża za historię ludzkości, która rozprzestrzenia
się dumnie uznając się za jedyny inteligentny gatunek życia na Ziemi i w
kosmosie. Losu za poczucie złudnej siły, że człowiek może wszystko kontrolować.
Planety za wszystkie wojny i zatruwanie środowiska.
Jak więc opisać to, co stało się w Nowy Orleanie? Huragan
zabrał życie setkom. Odebrał domy tysiącom.
Miliony zmusił do myślenia. I zastanowienia: kiedy następny? I kiedy w
telewizji dumnie mówią, że następnym razem ludzie będą lepiej przygotowani -
uśmiecham się z ironią. Ludzie dużo mówią. Jeszcze więcej krzyczą. Im więcej,
tym bardziej są bezbronni. W Indonezji, w World Trade Center w Nowym Jorku, w
Orleanie. Tak jak zawsze byli, od początku świata.
Można wyśmiewać Apokalipsy, Nostradamusy, wszystkie
przepowiednie grożące rychłym końcem świata. Można uśmiechać się z ironią na
powtarzające się "przekazy" od różnych nawiedzonych opowiadających o
jakichś tam aniołach czy kosmitach. Że wszyscy w kółko gadają to samo. Jakieś
tam wezwania do pokoju na świecie. Do ratowania systemu ekologicznego, który
wisi na krawędzi przetrwania. Do zmiany w sposobie myślenia. Do pokory - że
człowiek nie jest aż taki wszechmocny. Ani doskonały. A Homo Sapiens nie brzmi
dumnie. Ale gdy śmiech ten jeszcze brzmi, gdzieś tam znów trzęsie się ziemia.
Giną kolejne setki ludzi. Na Atlantyku tworzą się kolejne huragany.
A jakby uruchomić wyobraźnię... Musi to być niezły widok
dla istot spoza Ziemi (zakładając, że istnieją naturalnie). Patrzeć na te
miotające się miliony, które uważają, że zawsze wygrają. I może to właśnie Oni,
w swoich Latających Spodkach, uśmiechają się z ironią. Bo planeta sobie
poradzi. Ziemia odrodzi się czysta i piękna, pozbywszy się zarazy jaka toczyła
ją od wieków. Odetchnie świeżym powietrzem i życie rozpocznie się od nowa...
Podobne odczucia miał inny Polak zamieszkały na Florydzie
– artysta-malarz Pan Tad Jeczalik,
który napisał do nas tak:
Po paru dniach po przejściu huraganu przejeżdżałem przez
okolice dotknięte tym huraganem. Co mnie
zaciekawiło to nie tylko szkody wyrządzone przez huragan. Lasy w tej okolicy mają pełno połamanych
drzew, a trawa i drzewa straciły większość zieleni. Drzewa liściaste nie mają
prawie liści i wszystko dookoła stało
się szare. Niektóre małe drzewka zaczęły od nowa puszczać zielone pączki
i małe listki.
Jadąc do strefy wielkich szkód spotkałem wiele wojska,
policji stanowej z innych stanów jadących z powrotem do swoich rodzinnych
stanów.
Ogólne spostrzeżenie potwierdziło moje przewidywania - dużo budynków które
zostały niedobrze zbudowane zostało uszkodzonych. Dla przykładu na Florydzie
wymogi budownictwa po wielu huraganach są bardzo ostre i takich szkód zazwyczaj
nie widać.
Organizacja po huraganie Katrina to jedna wielka
nieudolność lokalnych władz.
Przerwane wały ochronne koło Nowego Orleanu to także
sprawa polityki. Zostały budowane podczas ery wojny w Wietnamie. Ówczesny
prezydent potrzebował pieniędzy na wojnę i zamiast wydać odpowiednią ilość
pieniędzy na zrobienie dobrze wałów ochronnych - prezydent USA rzucił resztki
pieniędzy na wały które były nieodpowiednio zrobione i zabezpieczone. Matka
Natura po raz kolejny ukarała [nas za] partactwo i ludzką ignorancję.
Jadąc po autostradzie 10 w Mississippi i Luizjanie
satelitarne radio podało mi najświeższe wiadomości - 34 mieszkańców domu
starców znaleziono w Nowym Orleanie nieżywych. Umarli z wysokiej temperatury,
braku jedzenia i wody. Właściciele domu starców odpowiedzą za tą karygodną
sytuację - są odpowiedzialni za 34 morderstwa. Takich zaniedbań i ignorancji
można było znaleźć pełno podczas tragedii w Nowym Orleanie. Strzelania do
Policji, rozboje, rabunki, kradzieże - ludzie w trudnych warunkach mogą
zachowywać się jak zwierzęta lub gorzej niż zwierzęta.
Szef FEMA – pan Brown to zwykły prawnik, któremu kolega
ze studiów pomógł w Waszyngton DC załatwić pracę, którą potem zmienił na szefa
FEMA. Facet bez większych doświadczeń i kwalifikacji został zaskoczony
katastrofą i nie mógł sobie z nią poradzić od samego początku w Nowym Orleanie.
Bush na początku powiedział, że Brown robi dobrą robotę –
co wszystkich wkurzyło na amen. W tamtym tygodniu wyszło szydło z worka i
kwalifikacje prawnika wyszły na światło dzienne – dzięki za to dziennikarzom!
Brown został odwołany z Nowego Orleanu przez prezydenta, „żeby zająć się innymi
katastrofami”.
I jak widać, elity u żłobu próbują sobie pomagać, ale
czasami ich machinacje wychodzą na jaw.
Myślę, że mimo nieco chropawej polszczyzny sens tej
wypowiedzi jest całkowicie zrozumiały. Kumoterstwo i korupcja oraz totalna
niekompetencja jest chorobą demokracji... Mam nadzieję, że u nas, w takich
instytucjach, które są odpowiedzialne za stany kryzysowe, znajdują się ludzie
kompetentni, jak gen. Wiesław Bogdan
Leśniakiewicz, który jest strażakiem z dziada pradziada...
Winni są tylko
ludzie
Oczywistym jest, że ktoś jest odpowiedzialny za taki stan
rzeczy. Jak już powiedziano w dwóch powyższych relacjach – to karygodna
niedbałość człowieka doprowadziła do tej tragedii. A oto opinia znanego
australijskiego obrońcy środowiska Pana Piotra
Listkiewicza:
Niewiele wiem poza tym, co donosi codzienna prasa, ale z
tego wszystkiego widać prawdziwe oblicze amerykańskiego modelu demokracji.
Obywateli dzieli się na białych i kolorowych, więcej i mniej wartościowych itd.
No, ale co się dziwić - przecież to właśnie amerykańscy fizycy przy poparciu
rządu odpalili w powietrzu bombę atomową nad głowami kilku batalionów
amerykańskich żołnierzy i więźniów (a wszyscy oni byli zupełnie przypadkowo
czarni). [Była to tzw. Operation Big Smokey, którą przeprowadzono w dniu 31
sierpnia 1957roku, a która dopiero teraz została nagłośniona w USA m.in. dzięki
filmowi Petera Markle’a pt. Nightbreaker z 1989 roku, z Martinem Sheenem w roli
głównej. Napromieniowaniu poddano wtedy 1140 żołnierzy. => J. Tölgyessi
& M. Kenda – Alfa-Beta-Gamma – Promienie nadziei, Warszawa 1984, ss. 97-98,
a także Zb. Schneigert – Broń i strategia nuklearna, Warszawa 1984, ss. 6-9 –
przyp. aut.] Również do Wietnamu "łatwiej" się było dostać czarnemu
żołnierzowi, zaś białym udawało się tego unikać.
Jeszcze Reagan zapowiadał NWO (New World Order) i to się
mniej więcej po cichu lub jawnie realizuje tak w USA, jak i u amerykańskich
sojuszników, takich jak m.in. Polska, Australia, UK itp. oraz w Trzecim
Świecie, którego infiltrację prowadzi się na najprzeróżniejsze sposoby. Według
tego planu najpierw miały być zlikwidowane wszystkie religie poza
chrześcijańską, zaś w drugim etapie zamierza się również i tę zlikwidować,
dając w zamian ideologię opartą na coraz bardziej rozwijającej się technologii
i elektronice. Już w tej chwili mamy uzależnienia od komputerów, komunikacji
komórkowej itd. Po tych w końcu niewielu latach wyobraź sobie, że jakiś krach
odbierze biznesiarzom komputery, komórki, samochody. Internet nie został dany światu
za friko! W zamian za łatwiznę odpowiednie służby przy pomocy komputerowych
"robotów" śledzą każdy nasz krok, słowo, czyn i myśl. Zamiast
kosztownego i nieetycznego otwierania listów na poczcie oraz zakładania
podsłuchów, te służby wszystko o nas wiedzą dzięki naszym własnym e-mailom,
witrynom internetowym oraz SMS-om. Kto wie czy również rozmowy nie są
podsłuchiwane - na pewno są w przypadku pewnych osób.
W międzyczasie plan przewidywał stopniową eksterminację
"kolorowych" poczynając od Afryki i Azji. Potem "Naród
Panów" zabierze się za białych przygłupów, pobożnych, intelektualistów,
twórców i innych mało produktywnych ludzi. Tacy jak my oba pójdą na pierwszy
ogień, czyli na rozpałkę. W końcu zostanie tylko czysta rasa, będzie więcej miejsca
do życia, czyściej, zdrowiej i więcej szmalu do podziału. Oto perspektywa, z
jakiej patrzą na to niektóre "szare eminencje". Czy to czasem nie
współczesny faszyzm?
Na szczęście są to tylko mrzonki idiotów, którym się
przewróciło w głowach od nadmiaru dolarów. Wbrew pozorom i temu, co sami o
sobie sądzą, nie oni rządzą tym światem, lecz siły, które nie dopuszczą do
takiego końca i urządzą nam koniec o wiele bardziej humanitarny i o wiele
wcześniej.
Gorzkie i mocne słowa, ale takie jest oblicze
współczesnego kapitalizmu – czyli Cywilizacji Kupców i Dealerów. A cena – jaka
za to wszystko płacą w końcu szeregowi obywatele, a nie elity – jest wysoka.
Zapłacili ją właśnie Nowoorleańczycy... Także i u nas dostrzega się ciemne
strony CKiD. Pisze o tym nasza koleżanka z Centrum – Pani Renata Herpszt:
Mieszanie w katastrofy UFO, masowy spisek masonów i
żydów, czy wrogich sił we wszechświecie to typowy wybieg człowieka uchylającego
się od odpowiedzialności za swoje czyny.
Rabunkowa gospodarka polegająca na emitowaniu w nieskończoność
substancji chemicznych w atmosferę i hydrosferę, wycinanie lasów, wybijanie
zwierzyny po to, żeby na przykład jakaś paniusia mogła mieć nowe buciki na
coctail-party to tylko nieliczne przykłady przestępstw bezmyślnego HOMO
SAPIENS, któremu się wydaje, że skoro zlazł z drzewa i nauczył się formułować
zdania z dźwięków i zapisywać je na papierze (niestety, serce mi się kraje jak
widzę ile drzew traci życie w dobie komputeryzacji po to, żeby wyprodukować
tony kartek i wyciągów, których nikt i tak na dłuższą metę nie potrzebuje - a
tak niestety jest choćby w bankach ) umieściwszy w Biblii zapis, że człowiek
jest królem czy ukoronowaniem stworzenia i ma sobie czynić ziemię poddaną, to
wszystko mu wolno i za nic nie trzeba odpowiadać.
Niestety, trzeba ponieść konsekwencję swoich działań i
nie ma wytłumaczenia, że o czymś się nie wiedziało. Najgorsze jest to, że cenę
głupoty przodków zapłacą przyszłe pokolenia.
Wygląda na to, że zaczynamy płacić już teraz.
Ziemia jest żywym organizmem podlegającym ciągłym zmianom
i jeżeli podejmuje się jakieś ingerencję to należy liczyć się z konsekwencjami.
Tu nie ma co płakać i zgrzytać zębami, że zalało Nowy
Orlean, że Tajfun, Tsunami, trzęsienia ziemi - trzeba po prostu wyciągnąć
wnioski i wziąć się za naprawianie błędów, bo niestety na rozpaczanie i
obwinianie nie ma już więcej czasu.
To człowiek stworzył sam taką rzeczywistość jaka jest i
to człowiek jest odpowiedzialny za katastrofy, które obecnie coraz częściej
mają miejsce. I mieć będą - nie ma się co czarować. Tylko ślepy i upośledzony
na umyśle może sobie myśleć, że jest inaczej.
Gadanie, że UFO czy cokolwiek innego jest winne to dobra
bajka na dobranoc dla dwuletniego malucha, a jeśli dorośli wierzą w bajki - to
już prawdziwy horror.
Ten horror stał się udziałem tych wszystkich, którzy
ponoszą straty materialne czy te najgorsze – psychiczne – wskutek tych
katastrof. Takie traumatyczne wspomnienia wloką się za człowiekiem aż do
śmierci...
Praktycznie ocenia te wydarzenia Pan Patrick Moncelet z Malezji – a zatem kraju, który od czasu do czasu
jest atakowany przez tropikalne tajfuny, a który pisze wprost:
Nowy Orlean? Moim zdaniem jest to kompletne fiasko
tamtejszej administracji, jej skandaliczne zaniedbania. Obawiam się, że koszt
odbudowy będzie zbyt wysoki, nawet na amerykańskie warunki – i bardziej
opłacalnym będzie wybudowanie nowego miasta na wyżej położonym terenie
gdziekolwiek indziej.
Podobnie ocenia to nasz japoński współpracownik – dr Kiyoshi Amamiya, który pisze tak:
Wydarzyło się to dlatego, że mimo wiedzy o możliwości
uderzenia huraganu w Nowy Orlean, nie dokonano koniecznych inwestycji na
budownictwo ochronne i naprawy istniejących instalacji. Miasto to było
zamieszkane przez wielu ubogich Afroamerykanów, którzy nie przynosili miastu
zbyt wielu dochodów, zaś pomoc ze strony rządu USA była niewielka, zapłacili
oni życiem i zdrowiem, co jest jawnym przejawem dyskryminacji rasowej.
Najważniejszym problemem w tej chwili stają się „nagłe
zmiany pogody” w różnych częściach naszego globu i „globalne ocieplenie” –
spowodowane one są przez wzrost stężenia dwutlenku węgla w atmosferze. Takie
huragany są spowodowane przez skokowe zmiany ciśnienia atmosferycznego do
wartości <900 hPa, których Ludzkość jeszcze nie doświadczyła.
Huragany wywołane przez takie niskie ciśnienie
atmosferyczne powodują także silne wiatry, o prędkości rzędu 100 km/h i powyżej.
Te biblijne wręcz apokaliptyczne kataklizmy w rodzaju np. dramatycznych skoków
ciśnienia, burz, sztormów, huraganów, wybuchów wulkanów, trzęsień ziemi,
powodzi, itd. itp. dotkną nasz świat w najbliższej przyszłości.
To powinno dać priorytet dla działań zabezpieczających
nas przed nimi, a nie przed terroryzmem i innymi wojnami, a wszystkie narody
powinny się przygotować do zmian, które już nadciągają. Są one już za naszym
progiem...
A zatem semper paratus? Bądźmy zawsze gotowi?
Ale czy to wystarczy?
Pytanie to jest o tyle na czasie, że gwałtowne w skali
całej planety zmiany, przewidywane przez różnych jasnowidzów i uczonych (ta
kolejność jest nieprzypadkowa) już mają miejsce, że przypomnę tylko straszliwe
w skutkach trzęsienia ziemi w Izmicie (Turcja), Kobe (Japonia) czy Azji
Południowo-Wschodniej, które wydarzyły się w ostatniej dekadzie. W jednej ze
swych prac dr Leszek Szuman
(1903-1987) cytuje raport zespołu naukowców Jeffreya Goodmanna, gdzie stoi jak byk:
1. Znaczne obszary zachodnich rejonów USA
zapadną się w morze, kiedy linia brzegowa zostanie zaatakowana przez potężne
fale prące w kierunku wschodnim. Ostateczna linia wybrzeża ustali się w stanach
Nebraska i Kansas. Potężne rozlewiska Wielkich Jezior zatopią część stanów
Wisconsin, Michigan i Illinois. Wschodnie rejony Południowej Karoliny i New
Jersey zostaną zatopione. Trzęsienia ziemi i zalanie wybrzeży w stanach
Connecticut i Massachusetts. Ogromne wylewy wód w stanach Floryda, Luizjana i
Teksas. (=> L.
Szuman – Tajemnice astrologii, Warszawa 1992, ss. 80-99)
Jak widać, ostrzeżenia te zostały przez rządzący
establishment całkowicie zignorowane. Zapłacili za to Nowoorleańczycy... A
media donoszą, że do tego miasta zbliża się kolejny huragan Rita,
który jest także V kategorii... Oczywiście do najsłynniejszych mediów
przewidujących przyszłość należał Edgar
Cayce (1877-1945), którego słynne „readings” zawierają również ostrzeżenia
o nadchodzących kataklizmach. Zwróciłem się w tej sprawie do znanego
zakopiańskiego eksperta od jego prac, członka Zakopiańskiego Stowarzyszenia
Psychotronicznego – inż. Jerzego Łataka,
który na me pytania dotyczące „readings” na temat Nowego Orleanu, odpowiedział
mi tak:
Przeglądnąłem
„readings” Cayce’go szczególnie pod kątem ostatnich wydarzeń. Można by powiedzieć, że to co się stało w Nowym
Orleanie a wcześniej w Nowym Jorku jest ciągiem rozwijających się zdarzeń,
które będą narastać, będą coraz bardziej dramatyczne i tak jak przewiduje Cayce
zakończą się totalnym kataklizmem spowodowanym przesunięciem się biegunów.
Jest wiele przepowiedni
Cayce’go, które wskazują na wielką odpowiedzialność Ameryki za przyszłość
świata. W proroctwie jeszcze z przed końca II Wojny Światowej jest powiedziane,
że tak długo będzie dobrze jak długo Ameryka będzie szczodra dla swoich
bliźnich. Natomiast nieszczęścia zaczną się, kiedy zamiast Bogu będą służyć
mamonie.
To proroctwo,
zresztą bardzo obszerne przesłano Roosveltowi (1561-018) i chyba podziałało bo
po wojnie Ameryka bardzo wydatnie pomagała zniszczonym krajom śląc słynne
paczki UNRRA czy tworząc Plan Marshala.
Później było już
coraz gorzej. Do głosu doszły militarne sępy, Zimna Wojna, wyścig zbrojeń,
zbrojenia atomowe i o mało co, nie doprowadzono do tragicznego w skutkach
konfliktu z Rosją.
Kiedy po
Pierestrojce świat zachłysnął się pokojem amerykańska mafia zbrojeniowa pchnęła
naród do zbrojnego konfliktu z Arabami. Zamiast nieść pomoc obrzucono ich
bombami. Teraz Ameryka wydaje w ciągu dwóch tygodni tyle na wojnę w Iraku, co
ONZ na utrzymanie pokoju w siedemdziesięciu krajach przez cały rok.
Oczywiste jest, że
gdyby Ameryka zamiast prowadzić wojnę z Arabami niosła im pomoc medyczną i
żywnościową to nie byłoby tragicznego zdarzenia z Word Trade Center, miałaby
więcej środków na pomoc własnej ludności dotkniętej kataklizmami.
Jeżeli nic się nie
zmieni w polityce mocarstw to przyszłość niestety, nie zapowiada się różowo. Postępująca zmiana
klimatu na Ziemi powodować będzie kataklizmy (susze, powodzie, huragany), one
to doprowadzą do powszechnego głodu z którym rządy nie będą w stanie sobie
zaradzić (1561-018). Zwiększy się ilość trzęsień ziemi.
Kiedy w jednym
czasie wybuchną wulkany na górze Etna i na górze Pele [chodzi o wulkan Mt.
Pelée na Martynice, którego wybuch w dniu 8 maja 1902 roku zmiótł z powierzchni
ziemi miasto Saint-Pierre de Martinica i zabił 40.000 osób – przyp. aut.]
(3651-001) mieszkańcy Kalifornii będą
mieli tylko 90 dni na jej opuszczenie, gdyż zapadnie się pod wodę.
Tak samo pod wodę
może dostać się północna część Europy i część Japonii.
Pozostaje tylko
jedno pytanie, czy to będzie następować szybko czy powoli. Jeżeli powoli to nie
będzie wiele ofiar, natomiast jeżeli szybko, to lepiej sobie tego nie
wyobrażać.
Optymistyczne jest
to, że po tych kataklizmach ludzie całkowicie się zmienią i nastąpi Nowa Era
pokoju i szczęśliwości.
Osobiście nie wiążę tego wszystkiego z przebiegunowaniem
Ziemi, o czym pisałem w innym miejscu, boż w ciągu ostatnich 4 mln lat swego
istnienia Ziemia przeszła przez co najmniej 20 tego rodzaju epizodów i jeszcze
istnieje na niej życie... Tym niemniej, i to ostrzeżenie zostało zlekceważone z
wiadomymi efektami. A dlaczego? – a dlatego, że w CKiD pokutuje wciąż mit o
tym, że Bóg dał nam Ziemię we władanie:
A potem Bóg im
błogosławił mówiąc do nich: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się , abyście
zaludnili Ziemię i uczynili sobie poddaną; abyście panowali nad rybami
morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po
ziemi.” I rzekł Bóg: „Oto daję wam roślinę przynoszącą ziarno po całej ziemi i
wszelkie drzewo, którego owoc ma w sobie nasienie: dla was będą one pokarmem. A
dla wszelkiego zwierzęcia polnego i dla wszelkiego ptactwa w powietrzu; i dla
wszystkiego, co się porusza po ziemi i ma w sobie pierwiastek życia, będzie
pokarmem wszelka trawa zielona.” I stało się tak. [=> Biblia Tysiąclecia,
Warszawa – Poznań 1980, Rdz. 1,28-30]
I tylko zapomniano o jednym drobiazgu, a mianowicie o tym,
że władza nad światem równa się odpowiedzialność za ten świat i wszystkie
istoty żywe go zamieszkujące. A co my zrobiliśmy z tym Bożym Dziełem!?
Niszczymy je każdego dnia. Co zrobiliśmy z Bożym błogosławieństwem? Zwykłe
pustosłowie, którego nie rozumieją nawet ci, którzy je głoszą. Lepiej nie
mówić, bo każde porównanie stanowi akt oskarżenia Homo sapiens sapiens, który w swej głupocie obwołał się królem i
koroną stworzenia. Ile warte są te bombastyczne tytuły – zobaczyliśmy w
ubiegłym roku w Azji Południowo-Wschodniej czy teraz w Luizjanie...
CKiD musi upaść, bo nie można wciąż i bez końca brać z
Natury nie dając niczego w zamian. Nie można naginać Jej praw do swych
zachcianek, bo wreszcie doprowadzimy do naszego upadku, który będzie równie
bolesny jak kara Potopu. To, co stało się w Nowym Orleanie może w każdej chwili
powtórzyć się w każdym punkcie globu i nie ma bezpiecznego miejsca na Ziemi.
Ale to nie jest wina Kosmitów (jak chcą tego niektórzy „ufolodzy” z Bożej
łaski) czy zemsta Matki Ziemi (jak twierdzą niektórzy prominentni duchowni zwalczający
tzw. sekty i ruch New Age), tylko nasza. Nasza – czyli ludzi z planety Ziemia.
Prawdziwe bowiem potwory są wśród nas...
Jordanów, dn. 2005-09-20
* * *
Powyższy tekst napisałem niemal siedem lat temu i do dnia
dzisiejszego niczego nie stracił na swej aktualności. Straszliwe katastrofy
naturalne, które uderzają od czasu do czasu Ludzkość nauczyły ja tego, ze jej
niczego nie nauczyły.
Ale ja nie o tym. Zdumiewająca siła huraganu Katrina
brała się nie z działania jakichś kosmicznych czy poza-astronomicznych sił (w
domyśle: działania wrogich nam Kosmitów) ale – jak dowiedli tego uczeni – było to
działanie synergicznych sił Prądu Zatokowego i huraganu. Niezbyt duży huragan
idący od Oceanu Atlantyckiego najpierw zawadził o Florydę, gdzie skręcił w
Zatokę Meksykańską. Tam napotkał dwa wiry ciepłej wody powstałej wskutek
oddzielenia się części wód Golfstromu od jego głównego nurtu. I to właśnie „podładowało”
energią rozkręcający się orkan, który nad Zatoką wykonał kolejny zwrot – tym razem
w kierunku Luizjany, a na drodze stanął mu Nowy Orlean. I to wszystko. Nie było
Kosmitów, ale to była gra złowrogich sił Trójkąta Bermudzkiego. Dodam od razu -
sił Natury, a nie jakichś pozaplanetarnych machinacji czy nadprzyrodzonych mocy
Davy’ego Jonesa...
Resztę znamy. Nowoorleańczycy mieli po prostu fatalnego
pecha, który zrzucił im na karki miliony ton wody z morza i powietrza. W rezultacie
kosztowało to życie prawie 90 osób i straty wynoszące około 810 mld USD. Miasto
zostało zrujnowane i obrócone w perzynę. Dla wielu ludzi pozostanie trauma na
całe życie. Podobnie, jak Japończykom po mega-tsunami z 11 marca 2010 roku. Te
wydarzenia pokazują nam, że wobec Przyrody jesteśmy zawsze na przegranej
pozycji i każda nasza nieprzemyślana działalność prędzej czy później odbije się
fatalnym rykoszetem na nas…