Katastrofa smoleńska, to jeden wielki, międzynarodowy
kłopot, z którym tak do końca niewiadomo, co zrobić. Sprawę komplikują
dodatkowo domysły, spekulacje zarówno przeciętnych obywateli, jak i medialnych
specjalistów. Zauważmy, że osoby odpowiedzialne za analizy, ściślej, ich
opinie, są dla ogółu niedostępne i słusznie, gdyby pełnia informacji została
opublikowana, zapewne stopień zagrożenia ze strony Rosji wobec Polski, uległby
gwałtownej zmianie.
Od czasów „awantury gruzińskiej”, gdzie polski prezydent
uległ sytuacji, ilość głowic bojowych, skierowanych w Polskę ze Wschodu, uległa
potrojeniu. Kaliningradzki straszak póki, co nie funkcjonuje, zastąpiły
go…atrapy, jednak wiecznie tak nie będzie.
Polska dyplomacja w Rosji nie istnieje, odpowiedzialni za
rozmowy z sąsiadem są bezsilni, wobec doświadczenia ich polityków. Nasza rola
ograniczona została do potakiwania, lub wyłącznych kompromisów, zawsze na naszą
szkodę. Nawet w czasach Wałęsy, sytuacja taka, nie miała miejsca w sposób tak
ostentacyjny.
Polski rząd wręcz panicznie boi się strony rosyjskiej,
sprawa najbardziej drażliwa – Smoleńsk jest problemem nie do opanowania.
Jesteśmy bezsilni w każdej części śledztwa, które oficjalnie praktycznie
zakończyło się, nieformalnie trwa nadal. Ludzie, którzy zajmują się tą sprawą,
nie mają łatwej sytuacji, stan osobowy ulega ciągłym zmianom, pracują pod
presja z jednego powodu, sprawa stała się polityczną, a wszystko uwikłane
zostało w czas najbliższych wyborów. Smoleńsk to karta atu, wielu polityków
liczy na to, że dzięki niej dojdą ponownie do władzy. Czy mają jakieś szanse?
Raczej nie, świat ma dosyć Smoleńska, nikt o zdrowych zmysłach nie będzie
wikłał się w wewnętrzne spory Polaków, którzy podzielili się na tych, co mają
dowody i na tych, którzy wolą oglądać Kiepskich, uznając, że w podobnym stanie
ducha i wiedzy znajdowali się ci, którzy już nie żyją. Tak naprawdę nikomu z
polskich polityków wszystkich opcji, nie zależy na wyjaśnieniu tej sprawy,
liczą wyłącznie na głosy elektoratu, mamiąc go dobrą miną, do złej gry.
To straszna prawda i można krzyczeć, tupać, a nawet wyć z
rozpaczy, fakt jest tylko jeden, wszyscy mają tego dosyć. Czy na to liczą
Rosjanie? Oczywiście, jednak pamiętajmy, że ten kraj faktycznie tkwi w czasach
realnego socjalizmu, a tamte mechanizmy mówiły jasno – za wszelką cenę chronić
dobre imię Matki Rosji. Istnieją sprawdzone mechanizmy, które automatycznie
wprowadzane są w życie z chwilą jakiegokolwiek zagrożenia. Kiedy nie można
powiedzieć prawdy, zastępuje ją pospolite… kłamstwo. Możemy oburzać się, na tę
obłudę, jednak to działa i to od dziesiątków lat. Gdyby dzisiaj okazało się, że
są pewne dowody tego, że w Smoleńsku doszło do zamachu, który poprzedził polsko
– rosyjski spisek, wobec dawnej ekipy rządzącej, nie mam wątpliwości,
Amerykanie z trwogą i bezradnością obserwowaliby otwierające się zdezelowane,
zardzewiałe, ale ciągle sprawne sowieckie silosy atomowe.
Czy ktokolwiek przyszedłby Polakom z pomocą? Wolne żarty!
Powtórzyłby się 1939 rok i jak zawsze wspólne zdanie Zachodu, że to nie ich
wojna. W obliczu takich zagrożeń, solidarność nie istnieje, a podpisane pakty
warte są tyle, co papier, na których je spisano – dokładnie nic.
Ekipa Tuska jest świadoma tego, że nie jest wstanie
prowadzić skutecznej polityki dialogu z Rosją, to spuścizna i dowód
niekompetencji dawnego prezydenta, który tkwił w uporze, nie mając zielonego
pojęcia o polityce obłudy.
Wszystko jest polityką, aby ją skutecznie uprawiać należy
być oszustem, złodziejem, donosicielem, sprzedawczykiem, wariatem i pospolitym
mordercą wysługującym się cudzymi rękoma. Bez różnicy jest to, pod którą
szerokością uprawia się to ”rzemiosło”, mechanizm jest zawsze ten sam.
Polacy toną w domysłach, kontekst Smoleńska budzi
nieuzasadnione emocje, wylewane są hektolitry żółci, która oblewa nie tych,
którzy odpowiadają za tak fatalne zaniedbania (czyżby?), a rozmówców z ich
własnego kręgu. To już nie paranoja, a histeria, umiejętnie podsycana przez
grupę osób okupujących kluczowe witryny internetowe, traktujące o problemie.
Mechanizm jest zawsze taki sam, każda rocznica, nowa
informacja medialna , powodują, że ich działalność w jednej chwili zwiększa
się. Mówimy o prowokatorach i zwyczajnych, prawych obywatelach, których
zwyczajnie boli to, że w XXI wieku ginie cały gabinet z prezydentem włącznie.
Mają słuszność, to nie był zwyczajny wypadek, do których
przyzwyczaiły nas telewizje relacjonujące katastrofy samolotów pasażerskich,
bez wątpienia było coś jeszcze, ale tego nie dowiemy się nigdy, a ci, którzy
złamią się i zechcą zabawić się w szczerość…znikną, jak kokpit polskiej „Tutki”
i trzecia „czarna skrzynka” z jego pokładu.
Jest coś jeszcze…, nigdy nie uwierzyliśmy w winę pilotów i
słusznie, zrobili więcej, niż było w ludzkiej mocy, jednak najłatwiej właśnie
ich było obarczyć winą. Dlaczego? Zawsze tak było, jest i będzie.
W końcu tak latają „debeściaki”, chociaż na lotnisku jest
kompletna „p….zda”(fragmenty stenogramów z rozmowy pilota Jaka 40 z kapitanem
Protasiukiem z rządowej „tutki”.
* * *
Po katastrofie samolotu CASA mój nieżyjący już przyjaciel
kapitan żeglugi wielkiej Pan Marek Pierzynowski
z Międzyzdrojów napisał takie epitafium dla poległych lotników:
POLEGŁYM LOTNIKOM
Trzynasta
eskadra,
Samolot
piętnasty,
Zginęła
w nim kadra.
Z nieba,
w drzewa, chwasty,
Wpadła z
samolotem.
Huk,
trzask, wybuchł pożar!
A co
było potem?
Ognista
kula, wielki żar!
I cisza,
nikt się nie rusza.
I cisza,
aż w uszach dzwoni.
I cisza,
a płacze ma dusza.
Nie
żyją, czym winni oni?
Polecieli
do nieba
W szyku,
czwórek pięć,
Jak
wojsko, tak jak trzeba!
Bez
samolotu ZERO JEDEN PIĘĆ!
Bez
samolotu CASA C - DWA DZIEWIĘĆ PIĘĆ!
Cześć
Ich Pamięci!
Pozwolę sobie na krótki komentarz do tekstu Mariusza Fryckowskiego. „Polski lotnik
poleci nawet na drzwiach od stodoły” – powiedział pewien polityk, którego
nazwiska nie wymienię, by nie robić mu dodatkowego obciachu. Jakie jest polskie
lotnictwo wojskowe – każdy widzi. Przestarzały sprzęt, niedoszkolony personel,
przedpotopowe zaplecze techniczne, niedofinansowanie, a do tego generalska
wyobraźnia dowódców i chorobliwe ambicje polityków – oto symptomy choroby
trawiącej nasze lotnictwo wojskowe i siły zbrojne w ogóle. Moim zdaniem
katastrofa smoleńska po prostu MUSIAŁA SIĘ WYDARZYĆ. Pierwszym ostrzeżeniem był
wypadek helikoptera Mi-8 wiozącego Leszka
Millera, potem była katastrofa samolotu CASA. Zlekceważono je, co
zaowocowało katastrofą w Rosji…
W kwestii Olega
Deripaski i jego dziwnych spraw, to czytając tekst Pana Mariusza Fryckowskiego przypomniały mi
się wydarzenia z przełomu lat 80. i 90., kiedy to Polska odzyskała ponoć tzw.
„wolność” oraz „niepodległość” i otworzyła się na świat. Do Polski zaczęli
ściągać zagraniczni biznesmeni i politycy, a za nimi mafia i wszelka inna
przestępczość zorganizowana.
Kiedy służyłem na granicy, to w latach 1989-94 miałem
okazję widzieć to na własne oczy, jak wszelkiego rodzaju mafie, Cosa Nostra,
Camorra, ‘Ndrangheta, Yakuza, Triada i rosyjskie „organizacje” pchają się do
kraju, co było o tyle oczywiste, że tzw. „demokratyczne” rządy zrobiły z Polski
potężny tort, z którego każda z tych organizacji pragnęła ukroić coś dla
siebie. Co bardziej doświadczeni pogranicznicy informowali, meldowali,
ostrzegali o zagrożeniu ze strony zorganizowanej przestępczości
międzynarodowej. Wszystko na nic – nasze meldunki szły do Wydziałów Zwiadu
Brygad WOP (potem do Wydziałów Kontroli Ruchu Granicznego Oddziałów SG), skąd
wysyłano je do Warszawy. Tam podobno były przekazywane do odpowiednich pionów
MSWiA, gdzie najprawdopodobniej szły ad
kosz. Dlaczego? To teraz jest oczywiste – po prostu politycy szybko
zwietrzyli dobry interes i wszystkie nasze meldunki były ignorowane, a
przestępczość zorganizowana miała się dobrze i coraz lepiej.
Pamiętam, jak we wrześniu 1991 roku ukazał się na łamach
„Polski Zbrojnej” mój artykuł pt. „Skąd się wzięła rosyjska mafia w Polsce?”,
który wywołał szok. W dwa dni po opublikowaniu artykułu byłem w Warszawie na
dywaniku, gdzie dostałem propozycję „kopniaka w górę”. Odmówiłem, więc kazano
mi podpisać „lojalkę” która zabraniała mi zajmowania się publicystyką. W 1994
roku i tak musiałem przejść na emeryturę. Nie z mojej woli… - bo pozbyto się
mnie tak, jak wszystkich funkcjonariuszy SG, którzy dostrzegali pochód mafii w
Polsce i ostrzegali przed nią.
W 1991 roku po zakończeniu dziwnego puczu Janajewa-Pugo-Kriuczkowa-Jazowa
wymierzonego w Michaiła Gorbaczowa,
nastąpiły znaczne redukcje w KGB i GRU. Ich pracownicy szybko zasilili szeregi
mafii i zaczęli działać w najbardziej sprzyjającym im kraju – w Polsce. Dzięki
liberalnej polityce imigracyjnej wielu z nich uzyskało obywatelstwo RP tylko po
to, by potem jako „Polacy” mogli wyjeżdżać na Zachód. Ci, co pozostali w Polsce
z miejsca przyłączyli się do krajowych band i grup przestępczych jako tzw. „żołnierze”
(nie wiem, co za dziennikarski kretyn wymyślił ten termin, który uwłacza
prawdziwym żołnierzom!). Ich skuteczność pokazała się w czasie strzelaniny w
Magdalence, kiedy to dwóch przestępców trzymało w szachu pluton specjalny AT
przez kilkanaście godzin!
Pamiętam, jak później – już koło 1995 roku – wraz ze śp.
red. Andrzejem Zalewskim
propagowaliśmy hasło „TIR-y na tory”. Odpowiedzią na to było stwierdzenie ówczesnego
ministra z namaszczenia Unii Wolności, że póki on jest na urzędzie a UW przy
władzy, to nie dopuści do czegoś takiego, bo – uwaga! – „coś takiego uniemożliwiłoby kontakty obywateli krajów byłego ZSRR z
obywatelami polskimi” (!!!). A zatem kontakty takie były ważniejsze od stanu
finansowego PKP i kondycji polskich dróg!? Oczywiście! Jak z tego była korzyść
i to bardzo wymierna, to czemu nie?
Podsumowując – katastrofa ta i ja poprzedzające mają
jeszcze jeden wątek – wątek, nazwijmy go, mafijnym. Wątek ten jest bardzo
prawdopodobny, liberalno-aferalny, który mógł mieć związek z zagraniczną
(niekoniecznie rosyjską) przestępczością zorganizowaną i jej polskimi
pomocnikami i poplecznikami, którzy mają z tego określone korzyści. A jeżeli
tak jest, to prawda o tej katastrofie nigdy nie wyjdzie na jaw, bo wbrew
pozorom, nie ma w Polsce sił, którym zależałoby na jej ujawnieniu.
A do tego jeszcze dochodzi niewyjaśniona do dziś dnia
sprawa zabójstwa gen. Papały…