Powered By Blogger

niedziela, 13 maja 2012

Możliwe przyczyny katastrofy polskiego samolotu rządowego Tupolew 154M (3)


Katastrofa smoleńska, to jeden wielki, międzynarodowy kłopot, z którym tak do końca niewiadomo, co zrobić. Sprawę komplikują dodatkowo domysły, spekulacje zarówno przeciętnych obywateli, jak i medialnych specjalistów. Zauważmy, że osoby odpowiedzialne za analizy, ściślej, ich opinie, są dla ogółu niedostępne i słusznie, gdyby pełnia informacji została opublikowana, zapewne stopień zagrożenia ze strony Rosji wobec Polski, uległby gwałtownej zmianie.



Od czasów „awantury gruzińskiej”, gdzie polski prezydent uległ sytuacji, ilość głowic bojowych, skierowanych w Polskę ze Wschodu, uległa potrojeniu. Kaliningradzki straszak póki, co nie funkcjonuje, zastąpiły go…atrapy, jednak wiecznie tak nie będzie.



Polska dyplomacja w Rosji nie istnieje, odpowiedzialni za rozmowy z sąsiadem są bezsilni, wobec doświadczenia ich polityków. Nasza rola ograniczona została do potakiwania, lub wyłącznych kompromisów, zawsze na naszą szkodę. Nawet w czasach Wałęsy, sytuacja taka, nie miała miejsca w sposób tak ostentacyjny.



Polski rząd wręcz panicznie boi się strony rosyjskiej, sprawa najbardziej drażliwa – Smoleńsk jest problemem nie do opanowania. Jesteśmy bezsilni w każdej części śledztwa, które oficjalnie praktycznie zakończyło się, nieformalnie trwa nadal. Ludzie, którzy zajmują się tą sprawą, nie mają łatwej sytuacji, stan osobowy ulega ciągłym zmianom, pracują pod presja z jednego powodu, sprawa stała się polityczną, a wszystko uwikłane zostało w czas najbliższych wyborów. Smoleńsk to karta atu, wielu polityków liczy na to, że dzięki niej dojdą ponownie do władzy. Czy mają jakieś szanse? Raczej nie, świat ma dosyć Smoleńska, nikt o zdrowych zmysłach nie będzie wikłał się w wewnętrzne spory Polaków, którzy podzielili się na tych, co mają dowody i na tych, którzy wolą oglądać Kiepskich, uznając, że w podobnym stanie ducha i wiedzy znajdowali się ci, którzy już nie żyją. Tak naprawdę nikomu z polskich polityków wszystkich opcji, nie zależy na wyjaśnieniu tej sprawy, liczą wyłącznie na głosy elektoratu, mamiąc go dobrą miną, do złej gry.



To straszna prawda i można krzyczeć, tupać, a nawet wyć z rozpaczy, fakt jest tylko jeden, wszyscy mają tego dosyć. Czy na to liczą Rosjanie? Oczywiście, jednak pamiętajmy, że ten kraj faktycznie tkwi w czasach realnego socjalizmu, a tamte mechanizmy mówiły jasno – za wszelką cenę chronić dobre imię Matki Rosji. Istnieją sprawdzone mechanizmy, które automatycznie wprowadzane są w życie z chwilą jakiegokolwiek zagrożenia. Kiedy nie można powiedzieć prawdy, zastępuje ją pospolite… kłamstwo. Możemy oburzać się, na tę obłudę, jednak to działa i to od dziesiątków lat. Gdyby dzisiaj okazało się, że są pewne dowody tego, że w Smoleńsku doszło do zamachu, który poprzedził polsko – rosyjski spisek, wobec dawnej ekipy rządzącej, nie mam wątpliwości, Amerykanie z trwogą i bezradnością obserwowaliby otwierające się zdezelowane, zardzewiałe, ale ciągle sprawne sowieckie silosy atomowe.



Czy ktokolwiek przyszedłby Polakom z pomocą? Wolne żarty! Powtórzyłby się 1939 rok i jak zawsze wspólne zdanie Zachodu, że to nie ich wojna. W obliczu takich zagrożeń, solidarność nie istnieje, a podpisane pakty warte są tyle, co papier, na których je spisano – dokładnie nic.



Ekipa Tuska jest świadoma tego, że nie jest wstanie prowadzić skutecznej polityki dialogu z Rosją, to spuścizna i dowód niekompetencji dawnego prezydenta, który tkwił w uporze, nie mając zielonego pojęcia o polityce obłudy.



Wszystko jest polityką, aby ją skutecznie uprawiać należy być oszustem, złodziejem, donosicielem, sprzedawczykiem, wariatem i pospolitym mordercą wysługującym się cudzymi rękoma. Bez różnicy jest to, pod którą szerokością uprawia się to ”rzemiosło”, mechanizm jest zawsze ten sam.



Polacy toną w domysłach, kontekst Smoleńska budzi nieuzasadnione emocje, wylewane są hektolitry żółci, która oblewa nie tych, którzy odpowiadają za tak fatalne zaniedbania (czyżby?), a rozmówców z ich własnego kręgu. To już nie paranoja, a histeria, umiejętnie podsycana przez grupę osób okupujących kluczowe witryny internetowe, traktujące o problemie.



Mechanizm jest zawsze taki sam, każda rocznica, nowa informacja medialna , powodują, że ich działalność w jednej chwili zwiększa się. Mówimy o prowokatorach i zwyczajnych, prawych obywatelach, których zwyczajnie boli to, że w XXI wieku ginie cały gabinet z prezydentem włącznie.



Mają słuszność, to nie był zwyczajny wypadek, do których przyzwyczaiły nas telewizje relacjonujące katastrofy samolotów pasażerskich, bez wątpienia było coś jeszcze, ale tego nie dowiemy się nigdy, a ci, którzy złamią się i zechcą zabawić się w szczerość…znikną, jak kokpit polskiej „Tutki” i trzecia „czarna skrzynka” z jego pokładu.



Jest coś jeszcze…, nigdy nie uwierzyliśmy w winę pilotów i słusznie, zrobili więcej, niż było w ludzkiej mocy, jednak najłatwiej właśnie ich było obarczyć winą. Dlaczego? Zawsze tak było, jest i będzie.



W końcu tak latają „debeściaki”, chociaż na lotnisku jest kompletna „p….zda”(fragmenty stenogramów z rozmowy pilota Jaka 40 z kapitanem Protasiukiem z rządowej „tutki”.



* * *



Po katastrofie samolotu CASA mój nieżyjący już przyjaciel kapitan żeglugi wielkiej Pan Marek Pierzynowski z Międzyzdrojów napisał takie epitafium dla poległych lotników:



POLEGŁYM LOTNIKOM



Trzynasta eskadra,

Samolot piętnasty,

Zginęła w nim kadra.

Z nieba, w drzewa, chwasty,



Wpadła z samolotem.

Huk, trzask, wybuchł pożar!

A co było potem?

Ognista kula, wielki żar!



I cisza, nikt się nie rusza.

I cisza, aż w uszach dzwoni.

I cisza, a płacze ma dusza.

Nie żyją, czym winni oni?



Polecieli do nieba

W szyku, czwórek pięć,

Jak wojsko, tak jak trzeba!

Bez samolotu ZERO JEDEN PIĘĆ!

Bez samolotu CASA C - DWA DZIEWIĘĆ PIĘĆ!



Cześć Ich Pamięci!



Pozwolę sobie na krótki komentarz do tekstu Mariusza Fryckowskiego. „Polski lotnik poleci nawet na drzwiach od stodoły” – powiedział pewien polityk, którego nazwiska nie wymienię, by nie robić mu dodatkowego obciachu. Jakie jest polskie lotnictwo wojskowe – każdy widzi. Przestarzały sprzęt, niedoszkolony personel, przedpotopowe zaplecze techniczne, niedofinansowanie, a do tego generalska wyobraźnia dowódców i chorobliwe ambicje polityków – oto symptomy choroby trawiącej nasze lotnictwo wojskowe i siły zbrojne w ogóle. Moim zdaniem katastrofa smoleńska po prostu MUSIAŁA SIĘ WYDARZYĆ. Pierwszym ostrzeżeniem był wypadek helikoptera Mi-8 wiozącego Leszka Millera, potem była katastrofa samolotu CASA. Zlekceważono je, co zaowocowało katastrofą w Rosji…    



W kwestii Olega Deripaski i jego dziwnych spraw, to czytając tekst Pana Mariusza Fryckowskiego przypomniały mi się wydarzenia z przełomu lat 80. i 90., kiedy to Polska odzyskała ponoć tzw. „wolność” oraz „niepodległość” i otworzyła się na świat. Do Polski zaczęli ściągać zagraniczni biznesmeni i politycy, a za nimi mafia i wszelka inna przestępczość zorganizowana.



Kiedy służyłem na granicy, to w latach 1989-94 miałem okazję widzieć to na własne oczy, jak wszelkiego rodzaju mafie, Cosa Nostra, Camorra, ‘Ndrangheta, Yakuza, Triada i rosyjskie „organizacje” pchają się do kraju, co było o tyle oczywiste, że tzw. „demokratyczne” rządy zrobiły z Polski potężny tort, z którego każda z tych organizacji pragnęła ukroić coś dla siebie. Co bardziej doświadczeni pogranicznicy informowali, meldowali, ostrzegali o zagrożeniu ze strony zorganizowanej przestępczości międzynarodowej. Wszystko na nic – nasze meldunki szły do Wydziałów Zwiadu Brygad WOP (potem do Wydziałów Kontroli Ruchu Granicznego Oddziałów SG), skąd wysyłano je do Warszawy. Tam podobno były przekazywane do odpowiednich pionów MSWiA, gdzie najprawdopodobniej szły ad kosz. Dlaczego? To teraz jest oczywiste – po prostu politycy szybko zwietrzyli dobry interes i wszystkie nasze meldunki były ignorowane, a przestępczość zorganizowana miała się dobrze i coraz lepiej.



Pamiętam, jak we wrześniu 1991 roku ukazał się na łamach „Polski Zbrojnej” mój artykuł pt. „Skąd się wzięła rosyjska mafia w Polsce?”, który wywołał szok. W dwa dni po opublikowaniu artykułu byłem w Warszawie na dywaniku, gdzie dostałem propozycję „kopniaka w górę”. Odmówiłem, więc kazano mi podpisać „lojalkę” która zabraniała mi zajmowania się publicystyką. W 1994 roku i tak musiałem przejść na emeryturę. Nie z mojej woli… - bo pozbyto się mnie tak, jak wszystkich funkcjonariuszy SG, którzy dostrzegali pochód mafii w Polsce i ostrzegali przed nią.



W 1991 roku po zakończeniu dziwnego puczu Janajewa-Pugo-Kriuczkowa-Jazowa wymierzonego w Michaiła Gorbaczowa, nastąpiły znaczne redukcje w KGB i GRU. Ich pracownicy szybko zasilili szeregi mafii i zaczęli działać w najbardziej sprzyjającym im kraju – w Polsce. Dzięki liberalnej polityce imigracyjnej wielu z nich uzyskało obywatelstwo RP tylko po to, by potem jako „Polacy” mogli wyjeżdżać na Zachód. Ci, co pozostali w Polsce z miejsca przyłączyli się do krajowych band i grup przestępczych jako tzw. „żołnierze” (nie wiem, co za dziennikarski kretyn wymyślił ten termin, który uwłacza prawdziwym żołnierzom!). Ich skuteczność pokazała się w czasie strzelaniny w Magdalence, kiedy to dwóch przestępców trzymało w szachu pluton specjalny AT przez kilkanaście godzin! 



Pamiętam, jak później – już koło 1995 roku – wraz ze śp. red. Andrzejem Zalewskim propagowaliśmy hasło „TIR-y na tory”. Odpowiedzią na to było stwierdzenie ówczesnego ministra z namaszczenia Unii Wolności, że póki on jest na urzędzie a UW przy władzy, to nie dopuści do czegoś takiego, bo – uwaga! – „coś takiego uniemożliwiłoby kontakty obywateli krajów byłego ZSRR z obywatelami polskimi” (!!!). A zatem kontakty takie były ważniejsze od stanu finansowego PKP i kondycji polskich dróg!? Oczywiście! Jak z tego była korzyść i to bardzo wymierna, to czemu nie?



Podsumowując – katastrofa ta i ja poprzedzające mają jeszcze jeden wątek – wątek, nazwijmy go, mafijnym. Wątek ten jest bardzo prawdopodobny, liberalno-aferalny, który mógł mieć związek z zagraniczną (niekoniecznie rosyjską) przestępczością zorganizowaną i jej polskimi pomocnikami i poplecznikami, którzy mają z tego określone korzyści. A jeżeli tak jest, to prawda o tej katastrofie nigdy nie wyjdzie na jaw, bo wbrew pozorom, nie ma w Polsce sił, którym zależałoby na jej ujawnieniu.



A do tego jeszcze dochodzi niewyjaśniona do dziś dnia sprawa zabójstwa gen. Papały


Robert K. Leśniakiewicz