sobota, 14 lipca 2012

Nan-Madol: HAARP z czasów Atlantydy?








Andriej Czinajew



Nan-Madol uważa się za jedną z najdziwniejszych miejscowości świata. Na budowę tego kamiennego miasta bez okien i drzwi zużyto na tej okrągłej, pacyficznej wyspie Ponape (także Pohnpei – nie mylić z Pompejami! – uwaga tłum.) około 250.000.000 ton bazaltu, którego objętość jest porównywalną do Wielkiej Piramidy w Egipcie. Niektóre bazaltowe bloki swymi rozmiarami i masą przewyższają każdy z dwóch milionów bloków Piramidy Cheopsa. Nan-Madol od dawna jest porzucone, jego ściany pokrywają gęste mangrowe zarośla, wywierają wciąż przerażające wrażenie na ludziach, którzy zamieszkują w ich pobliżu.



Pacyficzna Wenecja



W czasach wielkich odkryć geograficznych, żeglarze z Hiszpanii, Portugalii, Holandii i Anglii wracając z dalekich rejsów opowiadali wiele niewiarygodnych historii o cudach pacyficznych wysp. A ludzie uczeni – jak zwykle – nazywali te opowieści morskimi bajkami. I tak też było w przypadku relacji hiszpańskiego kapitana Alvaro Saavedra, który w 1529 roku opowiadał o zadziwiającej wyspie Ponape, która znajdowała się pomiędzy Hawajami a Filipinami. (Dokładniej na 6˚50’31”N – 158˚19’56”E – przyp. tłum.) Saavedra przekonywał: na wyspie są ruiny świątyń, pałaców, ogromnej twierdzy i kamienne nabrzeże. Według jego słów zapomniane miasto przypominało mu Wenecję. (Wg Wikipedii był to Pedro Fernandez de Quiros na statku San Geronimo w 1595 roku – uwaga tłum.)



Przez trzy stulecia geografowie uważali Ponape za jeszcze jedną legendę, póki wyspa nie została odwiedzona w czasie rejsu dookoła świata w latach 1826-1829 przez załogę rosyjskiego statku Sieniawin, którego kapitanem był Fiodor Pietrowicz Litke. To właśnie on narysował pierwsze mapy tych wysp, opisał tajemnicze ruiny i naniósł na mapy sąsiadujące atole. Oglądając ruiny Litke dochodzi do wniosku: mieszkańcy dawno opuścili miasto i tylko na przeciwległej stronie wyspy w nędznych warunkach bytowała garstka tubylców. Niestety, wszystkie notatki na temat Ponape spisane przez Litkego zaginęły w archiwach Rosyjskiego Towarzystwa Geograficznego i nikt ich nigdy nie opublikował.



W 1857 roku ruiny Nan-Madol oglądał Amerykanin, niejaki Ghyulick (???), a nieco później Polak – Jan Stanisław Kubary, który osiedlił się na wyspie i tam sporządził pierwszy dokładny plan tych dziwnych ruin. U samego końca XIX wieku na Ponape dostał się angielski rabuś grobów i awanturnik niejaki Christian, który dorwał się do ruin Nan-Madol i je ograbił, przy czym o mało co nie zginął z rąk krajowców, którzy chcieli go zabić za zbezczeszczenie pradawnych grobów ich przodków.



Bogini Nanunsunsan



Pierwsze poważne badania ruin Nan-Madol przeprowadził niemiecki uczony Paul Hambruch, który stwierdził, że wszystkie wysepki w lagunie mają sztuczne pochodzenie. Naniósł on na mapę 92 takie sztuczne wysepki, kanały pomiędzy nimi dosłownie kipią od elektrycznych ryb. W 1914 roku Hambruch i inni badacze ustalili, że w Nan-Madol znajduje się około 800 kamiennych konstrukcji, wliczając w to umocnione ściany i konstrukcje portowe. Główna świątynia była zbudowana z megalitycznych bloków. Wokół wszystkich budynków nieznani budowniczowie wznieśli pięciometrowy mur z cyklopowych głazów – zob. plan.



Ze słów miejscowych wynikało, że ongi wyspą rządził kacyk Sau Deleur, (albo Mvehin Sau Deleur – przyp. tłum.) który stał się założycielem dynastii Nahnmvarki złożonej z 15 władców, którym przypisano zasługę wzniesienia tych budowli. Zapisał on także legendę o bóstwie opiekuńczym Nan-Madol – bogini morza żółwicy Nanunsunsan. Dla niej właśnie wybudowano pałac z basenem i samą boginię też bogato zdobiono macicą perłową. W dni świąteczne obwożono ją w łodzi po kanałach i wykrzykiwano jej imię. Potem boginię piekli i zjadali w rytualnej uczcie. Amerykanie w 1958 roku na dnie zbiornika wodnego w świątyni znaleźli tysiące pancerzy takich „bogiń”.



Od tego czasu odkrycia archeologiczne na Ponape wywołały lawinę najfantastyczniejszych hipotez. Jeden z badaczy twierdził, że na Ponape znajdują się pozostałości legendarnej Atlantydy. Inni widzieli w tych budowlach ślady działalności Inków-kolonizatorów, którzy jakoby dostali się na wyspę z Peru. Pojawiła się także hipoteza, że Ponape była forpocztą egipskich faraonów na Oceanie Spokojnym. Z czasem popularyzatorzy nauki doszli do wniosku, że budowle na Ponape wznieśli Kosmici.



Platynowe sarkofagi



Trzeba powiedzieć, że w 1946 roku Ponape stał się protektoratem USA, po czym te wyspy zostały objęte zakazaną strefą – na sąsiednich wyspach planowano testy z bronią jądrową. W czasie II Wojny Światowej wyspa znajdowała się pod okupacją japońską. Ale po 1958 roku, kiedy amerykańskim archeologom pozwolono na rozpoczęcie badań Nan-Madol, dzięki opowiadaniom tubylców stało się jasne, że w czasie okupacji Japończycy prowadzili wykopaliska w wielu miejscach na wyspie, coś tam znaleźli i wywieźli.



Wyspiarze opowiedzieli im o jakichś metalowych przedmiotach, rzeźbach i sarkofagach. Amerykanie wysłali oficjalne zapytanie do Tokio, ale japońskie władze odpowiedziały, że nic im na ten temat nie wiadomo. (Co wcale nie dziwi, bowiem do 1952 roku Japonia znajdowała się pod amerykańską okupacją, a potem ściśle współpracowała wojskowo z USA na mocy układu o bezpieczeństwie gwarantujący istnienie baz wojskowych USA na terytorium tego państwa, więc zapytanie zostało skierowane przede wszystkim do kogoś z dowództwa wojsk amerykańskich w Japonii – przyp. tłum.) Później udało się ustalić, że Japończykom udało się znaleźć w ziemi pomiędzy ścianami dużą ilość sarkofagów, wykonanych z czystej platyny. Według jednych były one puste w środku, według innych – zawierały one ciała niezwykle wysokich ludzi.



Z wielkim rozmachem prace archeologiczne Amerykanów trwały do 1986 roku, w tym czasie dokonano wiele odkryć archeologicznych. Na 58 wysepkach wewnątrz laguny znaleźli oni groby plemiennych wodzów. Badając wieżę nazwaną Nan-Duvas uczonych czekała niespodzianka: wielki tunel wybity w koralowej skale biegnący pod wodami laguny. Okazało się przy tym, że wszystkie sztuczne wyspy w lagunie są połączone siecią takich właśnie tuneli i pieczar. (Dr Miloš Jesenský porównuje to do… schronu przeciwatomowego chroniącego przed atakiem z powietrza czy nawet z kosmosu – zob. M. Jesenský – „Bogowie atomowych wojen” – przyp. tłum.)



Na głębokości 85 ft/28,4 m i około 100 ft/33 m w pobliżu wyspy zostały znalezione przewrócone na dno kamienne kolumny i inne kamienne konstrukcje. Konstrukcji nabrzeży, otaczającego Nan-Madol miasta, tyle że… 12.000 lat temu!



Potem australijski badacz David Childress i jego ekipa znalazła na podwodnych grzbietach w pobliżu Ponape także jakieś kamienne krzyże i kwadraty, które sfotografowali japońscy akwanauci u wybrzeża znanej wyspy Ionaguni…



A u końca lat 80. pewien badacz interesujący się badaniami magnetyzmu ziemskiego w bazaltowych blokach Nan-Madol przyłożył kieszonkowy kompas do jednej ze ścian – a „strzałka wirowała cały czas bez zatrzymania” – wspomina Childress.



Tam, gdzie rodzą się tajfuny



Ma dziwne zjawiska elektromagnetyczne mające związek z ruinami Nan-Madol zwrócili uwagę jeszcze pierwsi koloniści z Europy. W nocy widać było niejednokrotnie przebiegające po ścianach wyładowania elektryczne, pioruny kuliste i jakieś dziwne poświaty. Krajowcy uważali te ruiny za siedzibę złych duchów, i pośród nich funkcjonowało ścisłe tabu dotyczące odwiedzin ruin Nan-Madol w czasie nocy.



Kiedy w 1907 roku niemiecki gubernator Wysp Marshalla o nazwisku Berg odwiedził Ponape, to pośmiał się z tutejszych wierzeń. Chcąc rozproszyć głupie przesądy, udał się na nocleg pośród ruin. Na drugi dzień znaleziono go martwego. Lekarzom nie udało się ustalić przyczyny śmierci, ale najwidoczniej była ona spowodowana przez te elektryczne anomalie, czy elektromagnetyczne - EM.



Żeby było ciekawiej, w odległości 340 nmi/ok. 630 km na południowy-wschód od Ponape znajduje się wyspa Kosrae (5˚19’N – 162˚59’E – przyp. tłum.), na której znajdują się bardzo podobne ruiny budowli wzniesionych z bloków bazaltu zwane Insaru. Te cyklopowe konstrukcje też stoją na brzegach kanałów i zbudowano je z ogromnych, bazaltowych  głazów. Różnica polega na tym, że ruiny Insaru europejscy kolonizatorzy obrócili w kamieniołomy i tym samym przynieśli im uszczerbek nie do naprawienia. Tym niemniej amerykańskiemu badaczowi Frankowi Josephowi nie przeszkodziło to zwrócić uwagę na fakt, iż i Ponape i Kosrae znajdują się niemal w tym samym rejonie Oceanu Spokojnego, w którym rodzą się najpotężniejsze tajfuny.



Dzisiaj współczesna nauka wiąże powstawanie tajfunów nie tylko ze zmianami temperatury, ale i ze zjawiskami EM. Joseph założył, że od niepamiętnych czasów Nan-Madol i Insaru wpływały na górne warstwy atmosfery, podobnie jak dzisiejsza amerykańska instalacja HAARP czy rosyjska SURA. Oni po prostu likwidowali w zarodku powstające tajfuny i chronili w ten sposób przed morderczymi deszczami i wiatrami swoją metropolię – Atlantydę. (Raczej krainę Mu [Moo] lub Lemurię – uwaga tłum.) W tej niezmiernie oddalonej od nas epoce był to bardziej złożony, niż dzisiaj kompleks, z którego do dziś dnia pozostały jedynie kamienie. Z analizy radiowęglowej wynika, że w XIII wieku na Ponape znów pojawili się ludzie. Ale to byli nie znający nawet ceramiki ludzie pierwotni.



System regulacji pogody czy kosmodrom?



Czy wszystkie megalityczne budowle tego świata nie tworzyły kiedyś – za czasów istnienia Atlantydy, Mu, Lanki czy Lemurii – zintegrowanego systemu regulacji pogody na całym globie? A czemużby nie? Skoro były to cywilizacje będące w stanie kolonizować odległe planety – a ślady ich możemy znaleźć na Księżycu i Marsie, które są pierwszymi celami ziemskich wypraw kosmicznych – to dlaczego nie byli w stanie regulować także pogodą?



Sprawa druga – platynowe sarkofagi. Platyna jest wyjątkowo rzadkim metalem szlachetnym – jej zawartość w skorupie ziemskiej wynosi 4 ppb i jest odpornym na czynniki chemiczne. Jej temperatura topnienia wynosi 1768˚C, więc jej rafinacja z tego względu jest utrudniona. Trudno sobie wyobrazić topienie i rafinację platyny w kamiennych piecach polinezyjskich czy nawet w dymarkach. A jednak pierwotni mieszkańcy Nan-Madol potrafili sobie dać z tym radę, chyba że…



Chyba że te platynowe sarkofagi, które wcale nie musiały być sarkofagami, tylko jakimiś kontenerami na np. aparaturę elektroniczną – zostały przywiezione skądinąd – np. z Mu, gdzie istniała zaawansowana technologia wydobywania, wzbogacania, topienia i obróbki platyny, a sarkofagami stały się DOPIERO po upadku cywilizacji, która je wytworzyła!



Sprawa trzecia – te wyspy znajdują się w strefie ekwatorialnej planety. Co to znaczy? A znaczy dokładnie to, że mogły tam się znajdować kosmodromy właśnie… Nie ma bowiem lepszego miejsca do wystrzeliwania rakiet kosmicznych i umieszczania satelitów i stacji orbitalnych na orbitach wokółziemskich, niż właśnie strefa równikowa. Proszę sobie przypomnieć, co pisałem o Marcahuasi na marginesie filmu Romana Warszewskiego i artykułów Marka Rymuszko? Ano właśnie to, że wyniesiony na 4200 m n.p.m., położony mniej więcej na 10°S płaskowyż Marcahuasi z tegoż właśnie względu jest idealnym kosmodromem! A takich miejsc jest więcej na Ziemi.



Jaki z tego wypływa wniosek? Ano tylko jeden możliwy, a mianowicie: ruiny Nan-Madol i Insaru pozostawiła po sobie pradawna cywilizacja, która wskutek katastrofy naturalnej – np. wzmożonego wulkanizmu i/lub wojny z użyciem BMR – została wymazana z powierzchni Ziemi (i innych planet). Jej istnienie niezależnie od siebie potwierdzają fakty istnienia jednego pisma i jednego języka na całej Ziemi – że wspomnę prace prof. Benona Zbigniewa Szałka, w których dogłębnie zanalizował on ten problem, czy chociażby biblijne podanie z księgi Genezis o wieży Babel i losie tych, którzy ją budowali:



Mieszkańcy całej ziemi mieli jedną mowę, czyli jednakowe słowa. A gdy wędrowali ze wschodu, napotkali równinę w kraju Szinear i tam zamieszkali. I mówili jeden do drugiego: "Chodźcie, wyrabiajmy cegłę i wypalmy ją w ogniu". A gdy już mieli cegłę zamiast kamieni i smołę zamiast zaprawy murarskiej, rzekli: "Chodźcie, zbudujemy sobie miasto i wieżę, której wierzchołek będzie sięgał nieba, i w ten sposób uczynimy sobie znak, abyśmy się nie rozproszyli po całej ziemi". A Pan zstąpił z nieba, by zobaczyć to miasto i wieżę, które budowali ludzie, i rzekł: "Są oni jednym ludem i wszyscy mają jedną mowę, i to jest przyczyną, że zaczęli budować. A zatem w przyszłości nic nie będzie dla nich niemożliwe, cokolwiek zamierzą uczynić. Zejdźmy więc i pomieszajmy tam ich język, aby jeden nie rozumiał drugiego!" W ten sposób Pan rozproszył ich stamtąd po całej powierzchni ziemi, i tak nie dokończyli budowy tego miasta. Dlatego to nazwano je Babel, tam bowiem Pan pomieszał mowę mieszkańców całej ziemi. Stamtąd też Pan rozproszył ich po całej powierzchni ziemi. (Rdz 11,1-9).



Biblijny przekaz jest jasny – ludzi poniosła wygórowana ambicja, która mogła zagrozić bogom zazdrosnym o władzę nad światem, stąd właśnie ich akcja skierowana przeciwko ludziom, aby nie stali się takimi jak oni sami. A może właśnie chodziło o uratowanie ludzi przed losem, jaki był udziałem bogów-astronautów? Oni już raz przez to przeszli i nie chcieli, by stał się on naszym udziałem ponownie…? Takiej opcji nie rozważał jak dotąd nikt.     



To bardzo pesymistyczne, zważywszy, że nawet wysoki poziom techniczny tej cywilizacji nie uchronił ją przed katastrofą naturalną, wojną i zagładą. To grozi także naszej cywilizacji, w której istnieją bardzo głębokie podziały pomiędzy tworzącymi je grupami ludzi. Niestety – także i w tym przypadku historia powtarza się tyle razy ile tylko może – a raczej tyle razy, na ile się jej na to pozwoli.



Kiedyś już napisałem i powtórzę to po raz wtóry – materialne siły Wszechświata mogą nas zniszczyć w każdej chwili, i żeby przetrwać, ludzie muszą działać razem. Nie ma innego sposobu i innej drogi. Im szybciej to zrozumiemy, tym efektywniej będziemy działali, bo w przeciwnym przypadku Natura znów zwycięży Rozum.



I nas samych.           



Źródło: „Tajny XX wieka” nr 12/2012, ss. 16-17



Przekład z j. rosyjskiego i komentarz –
Robert K. Leśniakiewicz ©