środa, 7 listopada 2012

UFO nad Zachodnią Syberią: CE6 w Rosji




Igor Wołozniew

W 1991 roku z archiwów specjalnych KGB ZSRR w otwarty obieg dostały się archiwalne materiały o obserwacjach UFO i spotkaniach z Obcymi na terytorium Zachodniej Syberii (tzw. Zachodniosyberyjskie archiwum NLO). W krótkim czasie, wszystkie cztery wypchane teczki z protokołami, raportami, listami i aktami ekspertyz zostały, według oficjalnej wersji – ukradzione. Jednakże badacze są zdania, że je znowu utajniono. Przedstawiamy Czytelnikowi trzy opisane w nich incydenty.

CE6: Zombies po Spotkaniu z Nimi

W lipcu 1969 roku, latający aparat podobny z wyglądu do sterowca, który świecił fioletowym światłem, około północy wylądował na polu koło wsi M. w Tjumeńskiej Obłasti. Widziało to kilku miejscowych. Z aparatu wyszedł pilot w skafandrze. Dwóch młodych mężczyzn, dwujajowych bliźniaków, wyszli mu na spotkanie. Obcy zaprosił ich do swego statku i wszyscy trzej znikli w luku.
Tymczasem zebrał się mały tłumek, w którym był także milicjant. Po godzinie luk otworzył się i z niego wyszli obaj bracia. Statek wystartował i odleciał z wielką prędkością.

Zachowanie braci wydawało się mieszkańcom bardzo dziwne. Oni jawnie byli nie w formie: poruszali się jakby spętani, nieruchomy wzrok. Milicjant zwrócił się do nich z pytaniami, ale oni milczeli. Wszyscy ludzie, obok których oni przechodzili odczuwali słabość i zawroty głowy.

Bracia skierowali się do domu. Kiedy tam potem weszło kilku co śmielszych wieśniaków to się okazało, że obaj kontaktowcy (tu: uczestnicy kontaktu z Obcym – uwaga tłum.) nieporuszenie stoją w kącie, a ich oczy i skóra słabo się świecą, natomiast członkowie ich rodziny leżą nieprzytomni na podłodze. Nie udało się udzielić im pomocy: każdy, który się do nich zbliżył odczuwał duszności i zawroty głowy. Przez jakiś czas bracia pałętali się po wiosce jak zombies. Tłumek śledził ich ruchy. Następnie bracia skierowali się do lasu, przy czym szli nie wybierając drogi: przez rzeczkę przeszli w bród, choć obok był most. W lesie stracono ich z widoku. W wiosce przebywali żołnierze i milicja, przeczesali oni las kilka razy, ale braci nie znaleziono. Ich krewnych nie udało się przywrócić do przytomności…  

CE6: „Urody” atakują

Latem 1949 roku, w przysiółku Małoj Soswy (Chanty-Mansijski Okręg Autonomiczny) miał miejsce wielki pożar. Ludzie założyli prowizoryczne osiedle na skraju lasu. Tutaj także przychodziły „urody” – jak nazywali ich naoczni świadkowie. (Rosyjski urod [урод] = pokraka, szkarada – przyp. tłum.)

Nocą ludzie przebudzili się od tego, że słyszeli jak po dachach ich szałasów cos łaziło. Jeden z mężczyzn wziął strzelbę i wyszedł przed szałas i wtedy na plecy wskoczył mu „urod”.

„Urody” opisano tak: kształt ciała podobny do ludzkiego, wzrost około 1 metra w odzieży w kolorze ciemnej, chropawej skóry (niektórzy twierdzili, że to była po prostu skóra – przyp. aut.), na grzbiecie coś w rodzaju grzebienia i „wężowa” głowa. Człowiek z „urodem” na plecach zastygł w bezruchu, broń wypadła mu z ręki. Potem nie próbując nawet zrzucić z siebie stwora wszedł do jednego z szałasów. Ludzie znajdujący się w nim uciekli. Ci, którzy obserwowali go z sąsiednich szałasów zauważyli, jak stwór przyłożył mu do głowy coś w rodzaju krótkiej metalowej rurki. Wyglądało to tak, jakby z człowieka wysysał on mózg.

Pojawiły się jeszcze dwa czy trzy „urody” – one przemieszczały się bardzo szybko i mogły wysoko podskakiwać. Ludzie w przerażeniu zaczęli uciekać.
Ci, którzy uciekli w las mieli pecha. Tam na drzewach siedziały dziesiątki „urodów”. One zeskakiwały na ludzi i wpijały się w nich i wstawiali im w głowy te rurki.

Uratowali się ci, którzy uciekli w stronę rzeki czy pomiędzy zgliszcza osiedla. Stąd widzieli, jak ludzie ze stworami na plecach pałętają się wokół opuszczonych szałasów. Niektórzy z „nosicieli” nie wytrzymywali ciężaru „urodów” i padali na czworaki. Żaden z nich nie próbował strącić intruza z pleców.

Świadkowie obawiali się, że „urody” dobiorą się także do nich, ale nieoczekiwanie za drzewami pojawiło się pomarańczowe światło, jakby tam nisko nad ziemią przeleciała ognista kula. „Urody” zostawiły ludzi i rzuciły się w jej kierunku i znikły z widoku. Ludzie przez jakiś czas jeszcze nie zdecydowali się na wyjście z ukrycia, a potem podeszli do tych, których napadły te dziwne stworzenia. Poszkodowani byli żywi, ale nie rozumieli, co się stało. Oni żyli nie przejawiając objawów jakiejkolwiek choroby jeszcze około 10 godzin. A potem, jeden za drugim zaczęli umierać.

Sekcja zwłok wykazała, że ich mózgi przekształciły się w jakąś galaretowatą masę. Nie było żadnych dziur w głowie, ale wszyscy mieli pęknięcia w kościach potylicy lub skroni. Tajemniczych „urodów” nie znaleziono. Psy nie chciały pójść ich tropem.

CE0/CE6: Może to chupacabra?

Dziwny stwór, sądząc z opisów podobny do „urodów” z  Małoj Soswy, pojawił się w dwa dni później, wieczorem, na podwórzu domu w pobliżu osiedla Sergino, czyli jakieś 120 km od miejsca poprzedniego incydentu.

Gospodyni domu początkowo wydawało się, że widzi psa. Ale kiedy stworzenie to wstało na tylne łapy i wskoczyło do wielkiej, próżnej beczki, kobieta pomyślała, że to małpa. Nie zastanawiała się dłużej i wygoniła „małpę” z beczki. Stworzenie pobiegło do domu i zrobiło tam bałagan. Czegoś takiego tam jeszcze nigdy nie widzieli. Miało to rozmiary średniego psa, przemieszczało się na czterech łapach, często podskokami, ale mogło też chodzić na dwóch tylnych kończynach jak człowiek. Jego wzrost nie przekraczał 1 metra. Głowa bezwłosa, ciało pokryte brodawkami, na grzbiecie coś w rodzaju grzebienia lub długiego garbu.

W domu stwór schował się pod łóżko. Wygnano go stamtąd i ukrył się on na stryszku. Pogonili tam za nim, ale stąd stwór gdzieś przepadł…

W nocy gospodynię obudził dziwny dźwięk. Weszła do pokoju, gdzie spał jej brat i ujrzała stwora siedzącego jemu na piersi. Brat leżał z otwartymi oczami i nie widzieć czemu nie poruszał się. Według jej słów, stwór językiem podobnym do rurki dotykał głowy leżącego.

Kobieta zaczęła rzucać w „nieczystego” wszystkim, co popadło i zdzieliła go pałką. W końcu stwór wyskoczył przez okno i się ukrył. Więcej jego już nie widzieli. Wydarzenie to zostało opisane w raporcie dzielnicowego. Nie powiedział on jednak tego, czym to stworzenie być mogło.

Ciekawe jest to, że psy mieszkające na podwórzu tego domu, uciekły krótko przed pojawieniem się tego stworu i powróciły nad ranem. Na górnej części głowy brata gospodyni pojawiła się plama w kształcie kwadratu, podobnego do oparzenia. Od tego czasu zaczęła boleć go głowa, a w ciągu roku on zmarł. A przecież miał niewiele ponad 30 lat…!

CE3: Polecieli z wiatrem!

Wrzesień 1952 roku. Wieczorem, z bramy obozowej gułagu na brzegu rzeki Czułym wyjechała odkryta ciężarówka. Na pace siedzieli zeki i konwojenci, zaś w kabinie kierowca-cywil i dowódca konwoju. Jechali na budowę znajdująca się 60 km od łagru z poleceniem przybycia przed nastaniem mroku. Kiedy przejechali połowę drogi, naraz zgęstniały chmury i pokazały się błyskawice.

Naraz na poboczu drogi, z dala od zasiedlonych miejsc, szofer dostrzegł dwóch niskich mężczyzn. Podejrzani obywatele byli odziani niezwykle, jak na tą krainę – w „obcisłe, sportowe trykoty koloru ciemnoszarego”. Obydwaj byli bladzi, z łysymi głowami, podobni do siebie, jak jednojajowe bliźniaki. Dowodzący sierżant kazał szoferowi zatrzymać się. Wyszedł z kabiny i kazał obcym pokazać dokumenty. „Sportsmeni” ich nie mieli. Polecił im wejść na pakę i powiedział, że dojdą z nimi do ładu. Obcy bez słowa wykonali jego polecenie. Inni twierdzą, że słychać było jak odpowiadają monosylabami. Wszyscy byli zgodni co do tego, że od pierwszej chwili poczuli, że coś jest nie tak…

W czasie jazdy nad ciężarówką przez cały czas wisiała niewielka chmura. Pioruny zaczęły bić obok pojazdu, ale żaden nie trafił w ciężarówkę. A potem zaczęło się dziać coś najdziwniejszego: samochód podniósł się w górę i poleciał nad drogą! W powietrze poderwali się też Obcy. Przez jakiś czas lecieli oni razem z ciężarówką. Ludzie w ciężarówce siedzieli skamienieli z przerażenia.

Niepojęta siła podniosła ciężarówkę na dość duża wysokość, przenosząc na odległość 35 km od miejsca przeznaczenia i opuściła na drogę. Obcy znikli, a chmura rozwiała się. A potem, choć nie od razu, zaczął pracować silnik.

W końcowym rezultacie, ludzie przyjechali na miejsce przeznaczenia nie z tej strony, z której trzeba, a z przeciwnej. Dowódca konwoju napisał raport, w którym opowiedział tak, jak było. Jego słowa potwierdzili pozostali ludzie, którzy jechali z nim ciężarówką. Znaleźli się świadkowie, którzy widzieli, jak ciężarówka jechała drogą, po której jechać nie mogła – jeżeli uwzględniło się czas jej wyjazdu z gułagu.

Wszyscy uczestnicy incydentu podpisali oświadczenie o konieczności zachowania milczenia na ten temat. Po dziwnych „sportsmenach” zaginął wszelki ślad…

* * *

Trzy grosze tłumacza

Wszystkie te relacje dotyczą bardzo skomplikowanych wydarzeń – Bliskich Spotkań Szóstego Rodzaju z Obcymi istotami, które skończyły się dla ludzi urazami, ranami i po jakimś czasie śmiercią. Taka jest właśnie specyfika CE6. W przeciwieństwie do CE1-3 są one mniej optymistyczne i pokazują, że Obcy i ich technologia wcale nie jest taka pokojowa, jak nam to wpajano od dziesięcioleci.

Pierwszym w naszym kraju, który zwrócił na to uwagę, był Bronisław Rzepecki, który w swym memorandum ostrzegał przez kontaktami z Obcymi – a w szczególności długofalowymi ich efektami, które nierzadko kończą się różnymi urazami psychicznymi i fizycznymi, a nierzadko śmiertelnym zejściem. Przykłady podane powyżej są doskonałą ilustracją tego ostrzeżenia.

I jest jeszcze coś. W moim opracowaniu UFO i Czas (Tolkmicko 2012) wysunąłem hipotezę o tym, że wszystkie (no powiedzmy prawie wszystkie) kryptydy mogą być mimowolnie czy celowo przenoszone w czasie przez chronoloty (czyli UFO) do naszej Rzeczywistości. I to mogą być istoty z dalekiej Przyszłości – kiedy Ludzkość opanuje technikę chronomocji (swobodnego przemieszczania się w Czasie), jak i z dalekiej Przeszłości – np. sprzed czasów Ziemi-śnieżki o których wiemy bardzo niewiele, a w których już mogła istnieć na ziemi wysoko rozwinięta Cywilizacja I Generacji – i to niekoniecznie ludzi…

Po drugie - jak wiadomo, kryptydy te są przystosowane do życia w naszej atmosferze i jedzenia naszych pokarmów, a zatem istoty te nie pochodzą z innych planet, ale z naszej Ziemi.

Po trzecie – żadna z tych kryptyd nie została złapana żywcem. To oczywiste, jeżeli weźmiemy pod uwagę hipotezę o temporalnym pochodzeniu tych istot: Chrononauci likwidują rezultaty swoich działań poprzez zabieranie kryptyd z naszej Rzeczywistości i umieszczaniu ich z powrotem w ich Rzeczywistościach. Tak więc znikanie kryptyd jest de facto (a to wie, czy nie de iure) likwidacją chronoklazmu. Stanisław Lem, który wymyślił ideę chronomocji i opisał w jednym z opowiadań swych Dzienników gwiazdowych zdaje się trafił w dziesiątkę, bowiem wyjaśnia ona wszystkie fenomeny związane z UFO: od fenomenu missing time do chupacabry i Nessie.

Tak już à propos znikania, to mogło dojść do zniknięcia, a nie utajnienia, teczek KGB zawierających dane o CE na terenie Syberii. Po prostu Oni nie życzyli sobie, by ludzie dowiedzieli się o Ich wpadkach i je po prostu zabrali. 

Bo oczywiście zdarzają się Im wpadki i niektóre z nich mogą być właśnie niebezpiecznymi chronoklazmami, jak np. epidemia wirusa HIV wywołującego AIDS czy innych tajemniczych chorób, które wydają się być „nie z tego świata”. Być może mamy do czynienia właśnie z Przybyszami spoza Czasu, a nie tylko z Kosmitami. A kto wie, czy Ludzkość nie wejdzie w kontakt z Innymi właśnie w innej Rzeczywistości poszukując Ich nie tylko w przestrzeniach Kosmosu, ale także w otchłaniach Czasu? Czy wyobrażasz sobie Czytelniku spotkanie ludzi z, dajmy na to, XXXI wieku z Obcymi z np. Układu Syriusza na brzegu syluryjskiego morza albo w puszczy węglowej czy na prerii dinozaurów? Myślę, że warto jest się nad tym dłużej zastanowić.


Źródło – "Tajny XX wieka", nr 34/2012, ss. 32-33
Przekład z j. rosyjskiego i komentarz –
Robert K. Leśniakiewicz ©