piątek, 21 grudnia 2012

Godzina końca świata (4)




19 grudnia, g. 07:45 CET, ARMAGEDDON -47 h

Spadł śnieg. Niewiele, ale zawszeć to lepiej, niż nic. W Ostrowcu Świętokrzyskim zapadła się ziemia tworząc w drodze wyrwę o szerokości 70 m i głębokości 10 m.

g. 10:10 CET - „SuperExpress” podał następującą radosną wiadomość:

Polskę zaleje tsunami? To tu ma zacząć się koniec świata

Już pojutrze 21 grudnia, czyli dzień, na który przewidywany jest koniec świata. Jak donosi "Super Express" w Polsce wszystko ma zacząć się od Pomorza. Czy nasz kraj może dotknąć tsunami? "Tak to właśnie może wyglądać" - mówi prof. Jan Rozmarynowski, oceanograf i podróżnik.

Tabloid przewiduje, że w piątek pod wodą znajdzie sie Półwysep Helski, a zaraz po nim fale tsunami zaleją Gdańsk. Prof. Jan Rozmarynowski przypomina, że w Polsce miało kiedyś miejsce to potężne zjawisko. "Ostatnie (tsunami - red.) było w Kołobrzegu w 1779 roku, a wcześniej w Darłowie w 1497 roku - dodaje profesor.

Kilkaset lat temu tsunami spowodowało spore zniszczenia, jednak te, które są planowane na 21 grudnia będą nieporównywalnie większe. Według "Super Expressu" gigantyczne fale mają zgładzić kilkadziesiąt tysięcy osób. Napływająca woda będzie zalewać bowiem wszystkie piwnice i ewentualne miejsca schronienia.

"Super Express" zapytał w gdańskim magistracie, gdzie mieszkańcy mogliby schronić się przed końcem świata. Michał Piotrowski z biura prasowego urzędu miasta w Gdańsku powiedział, że "w razie nagłego kataklizmu za chwilowe schrony dla ludności służyć mogą wszelkie przejścia i tunele podziemne". Jednak, czy cokolwiek jest w stanie uchronić nas przed przewidywanym końcem świata?

Więcej w najnowszym Super Expressie ("Super Express", żg)


Wyjaśnijmy coś. Fala tsunami jest falą płytkowodną, a jej wysokość zależy od głębokości i prędkości przemieszczania. Tą zaś wylicza się z prostego wzoru:

C = √gD

- gdzie C to prędkość fali, g to ziemskie przyspieszenie grawitacyjne (9,81 m/s2) a D to głębokość wody w metrach. Prędkość wychodzi w m/s. Dla Bałtyku, którego głębokość wynosi średnio zaledwie 50 m, prędkość fali wyniesie ~22,15 m/s czyli jakieś 79,74 km/h. W porównaniu z prędkościami oceanicznych tsunami, które wynoszą 200 – 700 km/h, to pestka. Tylko że akurat uderzenie kilku tysięcy ton wody z prędkością 80 km/h jest także niszczące, tylko że w o wiele bardziej ograniczonym zakresie… Można to obliczyć z prostego wzoru na energie kinetyczną:

Ek = ½ mC2

- gdzie Ek to energia kinetyczna w dżulach, m to masa wody przenoszonej przez falę a C to prędkość fali. Dziwię się, że pan profesor o tym „zapomniał”. A może redaktorzy z „SE” ocenzurowali jego wypowiedź? No bo strach ma wielkie oczy i małą głowę.

I kolejna hiobowa wieść:


2,5 tony kosmicznego złomu spadnie na Ziemię

Jak podaje portal Astronomia24.com, na koniec grudnia została zaplanowana deorbitacja sowieckiego satelity szpiegowskiego – Cosmos 1984. Jeszcze nie wiadomo gdzie dokładnie można się spodziewać inwazji kosmicznego złomu, informacje o tym będą dostępne na kilka minut przed sprowadzeniem go na Ziemię. Wiadomo za to, że dzisiaj (19.12.2012) o 9:22 satelita ten przeleciał w okolicach Szczecina.
Satelita został wystrzelony w 1983 roku, ma 12 metrów długości i waży ponad 2,5 tony. Z uwagi na wielkość i wagę satelity, jego upadek będzie prawdopodobnie dość widowiskowy, porównywalny ze sporym meteorytem. Kosmiczny złom nie ulegnie całkowitemu spaleniu i jego szczątki spadną na Ziemię, jednak prawdopodobieństwo upadku na zamieszkałe tereny jest na szczęście minimalne.

Satelita okrąża kulę ziemską w 90 minut, więc jeszcze prawdopodobnie kilka razy będzie nad Polską przelatywał, gdzie znajduje się aktualnie możecie sprawdzić na stronach : WWW.satview.org  lub WWW.n2yo.com  (Aleksander Kiszniewski, Onet.pl)


Kosmos-1984 wpadnie w atmosferę i spali się całkowicie, podobnie jak setki innych zużytych satelitów. Nie ma co panikować. Pamiętam jak zdeorbitowano amerykańskie Skylaby i rosyjskiego Mira, których masa wielokrotnie przewyższała masę Kosmosa i też się spaliły. Nie ma co się bać.


20 grudnia, g. 07:05 CET, ARMAGEDDON -24 h  
        

Słucham dziennika radiowego JEDYNKI o siódmej. Nic nowego się nie dzieje. W Stanach dyskusja o broni w prywatnych rękach – jak to w ogóle jest możliwe, że oni tam posiadają 300 mln jednostek różnego rodzaju broni palnej? To jest dopiero paranoja!

Tymczasem Onet.pl podaje:


Świry czy perfekcjoniści? Oni przygotowują się na koniec świata


Im bliżej 21 grudnia - czyli według kalendarza Majów dnia końca świata - tym więcej paniki i irracjonalnych zachowań. Okazuje się, że dzień apokalipsy szykują się również Amerykanie. W kraju tym wizja "końca" wywołuje silne emocje, zdarzają się nawet wybuchy zbiorowej psychozy.
Ludzie gromadzą zapasy broni, pożywienia i wody. Budują również specjalne bunkry. (MW, Onet.pl)


Pytanie jest poparte serią 11 zdjęć ludzi szykujących się do przetrwania końca świata. Dziwi mnie to, że w tej świętojebliwej Ameryce nie doczytano się, że końca świata nie da się przeżyć! Pisze o tym wyraźnie w Biblii. Ale kto w tym płytkim umysłowo świecie czyta Biblię ze zrozumieniem? Nawet w Apokalipsie pisze się że po powrocie Jezusa nastanie Królestwo Boże na Ziemi. Czyżby niektórzy Amerykanie chcieli wejść do niego z M-16 w dłoni? A jak się to ma do tego, co głosił Jezus?


g. 08:33 CET - Info z WP.pl:


Koniec świata w Chinach - 600 osób w areszcie


Już ponad 600 osób w Chinach zostało aresztowanych za rozsiewanie plotek o końcu świata. Najwięcej aresztowanych to członkowie podającej się za chrześcijan sekty „boga wszechmogącego”. Wierzą oni w powtórne przyjście Chrystusa, który przed końcem świata objawić się ma pod postacią kobiety w Chinach.

Ponad 400 osób aresztowano w prowincji Qinghai. Według chińskich władz, członkowie grupy w ostatnich tygodniach zmuszani byli do werbowania nowych osób. Według wyznawców sekty, zbawienia dostąpić mają wyłącznie ci, którzy dołączą do grupy.

Sekta „boga wszechmogącego” znana jest w Chinach od prawie dwóch dziesięcioleci. Jej założyciel w 2001 roku uciekł do USA, gdzie otrzymał azyl polityczny. Sekta najbardziej naraziła się komunistycznym władzom, głosząc potrzebę walki z „Czerwonym smokiem”, który symbolizować miał chińską partię. (WP.pl)


Wydaje się, że Chiny są jedynym krajem, które zareagowały właściwie na to quasi-religijne oszołomstwo. A tak jeszcze à propos tej sekty, to jak USA może być normalnym krajem, skoro udziela azylu politycznego jakimś popaprańcom tylko dlatego, że są antykomunistami?

g. 09:36 CET – Info z Interia.pl, głos rozsądku:

Dlaczego końca świata jeszcze tym razem nie będzie?

21 grudnia tego roku będzie dniem jak co dzień: początkiem astronomicznej zimy na półkuli północnej. W tym roku nadejdzie ona trochę ponad kwadrans po południu polskiego czasu. Nic nie wskazuje na to, by poza tym miało się wydarzyć coś naprawdę istotnego. Poza tym oczywiście, że kolejne pogłoski o końcu świata okażą się nieprawdziwe.

Takie pogłoski pojawiają się w rozmaitych środowiskach, co jakiś czas i zwykle zapominamy o nich zaraz po tym, jak przechodzą do historii. Kto jeszcze zawraca sobie głowę prognozami, że do końca świata doprowadzi uruchomienie w laboratorium CERN pod Genewą Wielkiego Zderzacza Hadronów? No właśnie.

Tym razem oczywiście pretekst do snucia katastroficznych wizji jest wyjątkowo interesujący. 21 grudnia kończy się bowiem okres tak zwanych 13 baktunów od początku cyklu w kalendarzu Majów (baktun trwa 144 tysiące dni). Zdaniem niektórych to ma oznaczać, że kończy się cykl dzieła stworzenia i poza nim, niczego więcej już nie będzie. To miałoby oznaczać koniec świata.

Eksperci podkreślają jednak, że Majowie wcale nie musieli uznawać, że obecny cykl będzie miał tyle samo baktunów, co poprzedni, że ewentualnego końca cyklu nie musieli też wiązać z jakąś katastrofą. Bardziej prawdopodobne wydaje się, że koniec cyklu, jak i w naszym kalendarzu, oznaczał dla nich początek kolejnego. Jeśli przypomnimy sobie szum wokół "pluskwy milenijnej" przy okazji niedawnego przełomu naszego tysiąclecia, możemy uznać, że przejście z jednego cyklu w drugi bywa nieco kłopotliwe i kosztowne, ale nie kończy się żadnym realnym zagrożeniem. Co najwyżej niektórzy mogą na nim zarobić więcej, niż inni. I nie mam na myśli tylko producentów kalendarzy.

Pojawia się wreszcie pytanie, skąd Majowie mieliby wiedzieć o przyszłym kataklizmie z tak dużym wyprzedzeniem. Sami nie byli w stanie obronić się przed skutkami zmian klimatycznych, które doprowadziły ich własną cywilizację do upadku. Raczej nie mieli okazji wyciągnąć z tego wniosków na temat naszych czasów.

Kolejne argumenty za tym, że świat jeszcze potrwa, przynoszą naukowcy agencji NASA. Ich badania nie wskazują na to, by w tym tygodniu zanosiło się na którekolwiek z prawdziwie groźnych dla naszej planety zdarzeń. Twierdzą, że nie jesteśmy w tej chwili na kursie żadnej groźnej kosmicznej skały ani planety, o której istnieniu byśmy wiedzieli. A gdyby miała do nas dotrzeć w tak krótkim czasie, musielibyśmy już widzieć ją gołym okiem. Nie grozi nam też żaden spektakularny wybuch na Słońcu, który teoretycznie mógłby pozbawić nas prądu i co za tym idzie dostępu do licznych gadżetów, bez których już nie wyobrażamy sobie życia. Słońce owszem wchodzi w maksimum swej aktywności, ale ten cykl jest wyjątkowo spokojny. Podobnie nieuzasadnione są lęki o nagłą zamianę biegunów magnetycznych Ziemi (taka zmiana zajmuje setki tysięcy lat), czy katastrofalne skutki szczególnych ustawień planet (nie będzie teraz żadnego szczególnego ustawienia, a nawet gdyby było i tak nie wywołuje to żadnych znaczących dla nas skutków).

Trzeci i rozstrzygający argument za tym, by twierdzić, że końca świata tym razem nie będzie, ma podstawy - nazwijmy to - praktyczne. Przewidywanie końca świata zawsze grozi wyjściem na idiotę, gdy do tego nie dojdzie. Nietrafiona prognoza może rodzić konieczność tłumaczenia się i potrzebę zwalenia winy na kogoś, kto nas zwiódł i omotał. Dawanie głowy, że końca świata 21 grudnia tego roku nie będzie, to co innego. Jest znacznie bezpieczniejsze. Gdyby jednak okazało się, że nie mieliśmy racji, zawsze będziemy mogli zwalić winę na NASA i ewentualne, pełne wyrzutu spojrzenia znajomych, nie będą tak dokuczliwe. Wiele wskazuje zresztą na to, że w razie czego wszyscy będą zajęci czym innym, niż robieniem nam wyrzutów.

PS. Ponad wszelką wątpliwość idą Święta Bożego Narodzenia. Wszystkiego najlepszego. Oby i tym razem były w nas początkiem czegoś lepszego.

Grzegorz Jasiński - RMF FM, Interia.pl


Jak widać są głosy rozsądku i rozsądni ludzie w morzu ogłupiającego, oszołomskiego bełkotu różnych ½-mózgów – szczególnie tych zza oceanu.

g. 13:00 CET – na 180°E na międzynarodowej Linii Zmiany Daty mamy godzinę 00:00 EDT i nowy dzień, 21 grudnia. I nic się nie dzieje… Cały czas mam CNN na podglądzie, a tam cały czas gadają o protestach kobiet w Bombaju i o tym, jak to podły Wołod’ka Putin zabronił adopcji rosyjskich dzieciaków przez obywateli USA - i słusznie, bo też nie chciałbym, żeby te dzieciaki zastrzelił jakiś sfrustrowany czubek, którego wychowała psychicznie pokręcona mamusia…

g. 13:14 CET – wpłynął następujący email:

Witam

Dodam tylko od siebie, że różnej maści debile pokroju pisarzyny nazwiskiem Max Brooks (synalek Mela) dodaliby do apokalipsy pandemię... zombizmu.
Śmiać się, płakać czy strzelić sobie w łeb?
Pozdrawiam – M.K.

Chyba szkoda strzelać sobie w łeb z powodu jakiegoś półmózga…

g. 24:00 CET, ARMAGEDDON -12h12m  – w naszej strefie czasowej zaczyna się 21 grudnia. Nad Jordanowem trwa cicha, mroźna noc. Na niebie spokojnie świecą gwiazdy. I nadal nic się nie dzieje…


CDN.