poniedziałek, 25 lutego 2013

OBIEKT 211 – przeciwatomowa Vineta


Widok na Obiekt 221


Konstantin Fiedorow

W podziemnych dokach bazy, umieszczonej we wnętrzu Góry Miszeń, może ukryć się do 14 okrętów podwodnych, cały kompleks był w stanie wytrzymać bezpośrednie trafienie głowicy jądrowej o mocy do 100 kt.

Ta niezwykle tajna budowla miała wiele nazw: Obiekt 221, Obiekt Nora, Ałsu, Czirka, Wysota (Kota) 495. Ale żołnierze, dla których przeznaczono te podziemne, supertajne labirynty podobała się stara nazwa góry na której, a właściwie w której, znajdował się Obiekt 221Niszan-Kaja, co tłumaczy się z języka irańskiego jako Góra Miszeń (słowo miszeń w języku rosyjskim oznacza celtarczę strzelniczą – przyp. tłum.)


Trzypoziomowa „zapaska”


Ten czarny żołnierski humor jest całkiem zrozumiały. „Tarcza strzelnicza” – idealna nazwa dla zapasowego stanowiska dowodzenia (ZSD) Floty Czarnomorskiej ZSRR, mogącego służyć jako schron dla towarzyszy partyjnych odpowiednio wysokiej rangi, którzy odpoczywali akurat w „Dniu X” na krymskich plażach. No i ci towarzysze mogliby, w przypadku wojny jądrowej, rozmieścić się wygodnie w Obiekcie 221, gdyby udało się im doń dotrzeć – marynarzyki by się trochę ścisnęli. Przecież całkowita długość tuneli zabezpieczonych przed skutkiem ataku atomowego wynosiła ponad 10 km, a całkowita powierzchnia podziemnych pomieszczeń, według różnych danych wynosiła od 13,5 do 17,5 tys. metrów kwadratowych! Ale po kolei.

W 1977 roku specjalny BIB Floty Czarnomorskiej (morskoj strojbat) po spotkaniu z wyselekcjonowanymi ideologicznie i politycznie pewnymi pracownikami Donieckszachtprochodki  i Charkowmetrostroja  (w sumie 400 osób) na rozkaz ówczesnego dowódcy Radzieckiej Floty S. G. Gorszkowa zaczęli oni budować nieopodal wsi Morozowka… żwirownię!

Oczywiście stalowe konstrukcje fabryki były spawane i rosły w górę po to, by odciągnąć oczy nachalnych szpiegów. A tak naprawdę, pod przykryciem pokojowej budowy, górę Niszan-Kaja u podnóża której składowano wydobyty żwir, rozkopywali od środka górnicy i budowniczowie metro.

Ocalały pancerny właz w Obiekcie 221


Żelbetowe kostki


Roboty było dużo. Od początku trzeba było rąbać litą skałę. Potem z płatów blachy spawano sześciany, które wypełniano armaturą o średnicy 5 cm, poczym wszystko zalewano spec betonem. Po otrzymaniu takiej „kostki” dospawano na górze jeszcze jedną stalową blachę i z takich „kostek” konstruktorzy robili wykładzinę wewnętrznych przestrzeni. „Kostki” następnie zespawano ze sobą, ale spaw musiał być hermetyczny, co sprawdzano specjalnymi aparatami rentgenowskimi. Zgodnie z założeniami projektu, wysokość sufitu wewnętrznych pomieszczeń wynosiła 180 m. Górę przeszywają pionowo dwa szyby o średnicy 4,5 m każdy – patrz schemat – dla wentylacji i wyprowadzenia kabli antenowych. Samo ZSD ma trzy poziomy + poziom zerowy czy podpoziom, połączonych ze sobą długimi galeriami, którymi swobodnie mogą jeździć ciężarówki.

Nieopodal Koty 495 mieścił się czteropiętrowy hotel dla robotników, a potem dzięki działalności złodziei i różnych meneli zamienił się w nieużyteczny, betonowy „szkieletor”. Aktualnie zamierzają tam zorganizować centrum rehabilitacyjne dla alkoholików i narkomanów. A przy samym podnóżu góry stoi piętrowy betonowy barak. Okna ma ciemne, jeden wjazd, jeden podjazd. Tylko z bliska można stwierdzić, że ów barak, to czystej wody lipa z narysowanymi na betonowych płytach oknami (!) a naprawdę jest to wjazd (wejście) do ZSD. Takich portali do niego są dwa – wschodni i zachodni.

Tymi korytarzami mogą swobodnie przejeżdżać ciężarówki...


A w środku cisza…


Po wejściu do środka to pierwsze co poraża, to ogrom tej budowli. Świątynia Trzeciej Wojny Światowej – inaczej tego nie sposób nazwać. Ogromny tunel wchodzi w głąb skały, cisza tam taka, że dzwoni w uszach – wiadomo, jeżeli gdzieś nie robią jakiegoś filmu, nie brodzą rozmaici „stalkerzy” (poszukiwacze artefaktów – przyp. tłum.) czy po prostu złomiarze. Powietrze jest czyste, chłodne. Czuje się lekki przeciąg. Trzeba bardzo uważnie patrzeć pod nogi, na podłodze pozostały metrowe jamy po rurach drenażu, które wyrabowali złomiarze. Na bok odchodzą niewielkie tunele – odprowadzające falę uderzeniową wybuchu. W wielu miejscach stoi woda.

Najpierw tunel prowadzi nas do Bloku A, w którym znajduje się wiele sal , pokoi i pokoików. Ze schematu widać, że ZSD składa się z dwóch Bloków: A i B i cztery poziomy, od góry do dołu: komunikacyjny, dowódczo-kierowniczy, mieszkalny i maszynowy. Trzy poziomy są połączone z powierzchnią ziemi pionowymi szybami. Poza kompleksem znajduje się studnia, w której powinien znajdować się reaktor jądrowy, który wytwarzał energię dla całego kompleksu.

Plan podziemi Obiektu 221


Niewyczerpalne źródło złomu


Obiekt Ałsu budowano przez 15 lat (!!!), ale go nie dokończyli. A do tego powstał casus. W 1991 roku Ukraina uzyskała niepodległość i pieniądze z rosyjskiego budżetu, które były założone na jego utrzymane przedłużyły budowę do 1992 roku. Potem ZSD został zakonserwowany. Nowe władze zaplanowały utworzenie w środku przedsiębiorstwo - rozlewnię wód mineralnych, leżakownie win i inne rzeczy. Ale przede wszystkim zorientowali się w jego wartości miejscowi mieszkańcy. Już w pierwszym roku wywieziono z obiektu wszystkie metale kolorowe. Końcówki tkwiących w ścianach miedzianych kabli zostały po prostu wyrwane przy pomocy traktora. Wydobycie złomu trwa tam już 20 lat i trwa do dziś dnia. Chłopi z palnikami acetylenowymi wjeżdżają samochodami do środka, w nocy rozbierają ten monumentalny pomnik po niedokonanej wojnie atomowej.

Wkrótce z Góry Miszeń niczego nie zostanie. I może tak będzie lepiej…


Moje 3 grosze


Nazwałem ten obiekt „atomową Vinetą”, bo przypomina to, co opisał swego czasu znany pisarz radziecki Leonid Płatow w swej powieści sensacyjnej „Tajemniczy okręt podwodny” (Warszawa 1973), gdzie niemieckie U-booty kryły się właśnie w takich bazach pod szkierami Bałtyku. Kraje byłego Związku Radzieckiego kryją niejedną taką tajemnicę, i długo jeszcze tak będzie. Za kilkaset lat te wszystkie sztolnie i szyby zamienią się w naturalne pieczary i jaskinie. Pisałem już o tym na stronie - http://wszechocean.blogspot.com/2011/05/krymskie-piramidy-mity-i-fakty.html, w którym ustosunkowałem się do mitów na temat podziemnych piramid, które najpewniej nie są niczym innym, jak właśnie takimi umocnieniami przygotowanymi na wypadek III Wojny Światowej. Nie tylko Rosjanie budowali takie schrony – Amerykanie, Brytyjczycy, Niemcy i inni, więc nie ma ich co potępiać – tak robili wszyscy, a obłąkańcze budowle – te swoiste świątynie Trzeciej Wojny – pochłaniały znaczne części PKB… I teraz te budowle pozostaną, bo zbudowano je tak solidnie, że przetrwają one niejedno.

A teraz odwróćmy to rozumowanie. Czy te wszystkie tajemnicze pieczary, tunele, ba! – całe podziemne krainy (Szamballa, Agharta) nie są pozostałościami po dawnych wojnach toczonych w łonie poprzednich Supercywilizacji: Atlantydy, Atlantyki, Mu, Lemurii, Lanki…

Ostatnia z tych superwojen mogła mieć miejsce 12-13 tys. lat temu. Co po niej pozostało? Tylko właśnie takie „dziury w ziemi”, kiedyś obiekty takie jak opisany powyżej, dzisiaj duże, rozległe systemy jaskiniowe. Część z nich zapadła się pod uderzeniami pocisków jądrowych. Część pozostała jako swoiste memento. Beton zamienił się w kalcyt, margiel i inne skały wapienne. Metale skorodowały, a ich tlenki i sole zostały wypłukane przez wody podziemne, których cyrkulacja da radę nawet najlepszym zbrojeniom i drenażowi. Ślady radioaktywności spłukały deszcze i starły śniegi. Z cyklopowych konstrukcji ostały się jeno podziemne sale i korytarze, które teraz urzekają nas pięknem swej szaty naciekowej. A jak szybko ona narasta? Wystarczy przejechać się do Gierłoży k./Kętrzyna, by zobaczyć, jak tworzą się stalaktyty w ruinach kwatery Hitlera… A przecież od ich powstania minęło zaledwie 69 lat!


Tekst i ilustracje – „Tajny XX wieka” nr 42/2012, ss.24-25
Przekład z j. rosyjskiego –
Robert K. Leśniakiewicz ©