sobota, 5 kwietnia 2014

Zagadkowe obiekty



Ludmiła P. Pierszukowa


Wszystko to miało miejsce w 1962 roku w Zauralu, na południu Kurganskiej Obłasti, w rejonowym centrum, mieście Kurtamysz. To miejsce powstałe z pocałunku Boga. Miasteczko jest otoczone przez sosnowy bór, przedziela go głęboka rzeczka na dwie połowy. Wprost do ogrodów i domów zaglądają stare, potężne sosny. Przy największej ulicy miasteczka, na Koczarinoj Gorie mieszkali moi dziadkowie. Miałam wtedy szesnaście lat, skończyłam dziewięć klas i przyjechałam do nich na całe trzymiesięczne wakacje.

Był ciepły letni wieczór. Mimo tego, że miałam straszną ochotę, po wszystkich dziennych pracach i kłopotach, na wieczorny spacer z koleżankami, to pozostało mi jeszcze jedno: przyprowadzić do domu naszą krówkę – Krasotkę. Właśnie przygnano bydło z lasu na placyk, który znajdował się poza ogrodami. Wraz z moją przyjaciółką Galą Kirianową poszłyśmy ścieżką koło ogrodów na łąkę, która się ciągnęła do samej rzeki.

Było około siódmej wieczór, ale jeszcze jasno (w lecie tam zaczyna się ściemniać około godziny 23.) Naraz widzimy, jak zza lasu pojawia się jaskrawoczerwona kula o rozmiarach piłki futbolowej i leci w naszym kierunku. Całkiem nisko, jak zazwyczaj latają gołębie albo wrony. Kula ta zbliżała się do nas powoli i płynnie, a my zauważyłyśmy, że wygląda ona dosłownie jak Saturn, też ma pierścień i też taki czerwony. I podobnie jak w przypadku Saturna, obręcz nie dotykała tej kuli. To „coś” z częstotliwością co 2-3 sekundy wypuszczało z siebie pomarańczowo-czerwono-fioletowe promienie o długości do jednego metra.

Ta czerwona kula leciała równo, jakby po naprężonym sznurku, nie zmieniając wysokości. Ona bezdźwięcznie przepłynęła nad naszymi głowami w kierunku góry Koczarinej, niemal dokładnie ponad domem dziadków i skryła się za sosnowym lasem. Obserwowałyśmy obie tą kulę przez jakichś 5-7 minut.

W tym czasie już latały sztuczne satelity i Gagarin poleciał Wostokiem. Dlatego więc uznałyśmy, że to ma jakiś związek z kosmonautyka lub była to jakaś sonda meteorologiczna. Pojawiła się też hipoteza, że widziałyśmy piorun kulisty. Jednak, kiedy pomyślałyśmy, to wciąż to wszystko nie było tym, co widziałyśmy.

To było moje pierwsze spotkanie z UFO. Ale jak się okazało – wcale nie ostatnie. Od tego czasu zaczęłam się interesować wszystkim, co miało związek ze zjawiskami anomalnymi: zaczęłam zbierać wycinki prasowe z opowiadaniami o obserwacjach NLO, miałam zgromadzoną ich całą dużą teczkę.

I jeszcze jedno wydarzenie. wyszłam za mąż i wraz z rodzina osiedliliśmy się w Krasnodarze. Mieliśmy daczę położoną 10 km za miastem przy Rostowskiej Trasie. To było w 1989 roku. Pamiętam, że on był „urodzajnym” pod względem obserwacji NOL-i: a gdzież ich nie było!? Mam całą teczkę wycinków doniesień o obserwacjach UFO tylko z tego roku!

Pewnego razu sąsiedzi zaproponowali nam podwózkę do domu swoim samochodem. Przejechaliśmy dwa kilometry. I naraz z mężem zauważyliśmy, że wzdłuż szosy w kierunku miasta leci jakiś obiekt. Mąż znając moje zainteresowania szarpnął mnie za łokieć i powiedział, żebym nic nie mówiła i nie straszyła ludzi. Jednakże kierowca i jego żona zauważyli NOL-a i przerażeni zatrzymali samochód.

Wysiedliśmy z auta i patrzyliśmy na niebo. Na szosie w obu kierunkach zatrzymało się wiele samochodów i ludzie podniósłszy głowy obserwowali przelot UFO. Były tam dwa obiekty. Jeden z nich leciał w odległości ok. 1 km od nas, drugi wprost nad nami. Udało się nam dobrze się mu przyjrzeć. Każdy z tych obiektów składał się z dwóch jasnoszarych dysków, podobnych do talerzy, połączonych ze sobą jaskrawoczerwoną wstęgą, która wyglądała jak poprzeczka w literze „H” (zob. ryc.). Do tego każdy z dysków poruszał się dziwnie: raz jeden dysk podnosił się w górę, to znów cała konstrukcja się obracała. NOL-e leciały – jak się nam wydawało – na wysokości lotu ptaków, z niewielką prędkością, falowo, jakby wykreślając sinusoidę, raz szybciej, raz wolniej. Czasami nieoczekiwanie zawisały w powietrzu, a potem leciały dalej. Ciekawym było to, że dyski obracały się wokół swej osi, co jednak nie przeszkadzało czerwonemu połączeniu. I co najciekawsze, nikt z nas nie czuł trwogi czy strachu.

Obserwowaliśmy je przez jakieś 10-12 minut, a w końcu NLO poleciały w kierunku hippodromu „Kazaczok”, skręciły o 90° i oba NOL-e zachowując pomiędzy sobą odległość, poleciały w kierunku portu lotniczego i przedsiębiorstwa, które – jak uważaliśmy – pracowało dla przemysłu kosmicznego.

Po tym wydarzeniu, przejrzałam swoje archiwum, ale nie znalazłam informacji o NOL-ach takiego typu. Natomiast w ciągu następnych 10 dni, w miejskiej gazecie niejednokrotnie pojawiały się wzmianki o spotkaniach mieszkańców Krasnodaru i Pozaziemianami. A to jacyś taksówkarze zostali odwiedzeni w nocy przez jakichś zagadkowych Przybyszów, którzy zaglądali im w okna samochodów, a to młodzież zbierająca się wieczorami zauważała na niebie jakieś niezwykłe obiekty… A to jakiś emerytowany wojskowy twierdził, że w czasie wieczornej przebieżki spotkał on Przybyszów i nawet z nimi rozmawiał!


Tekst i ilustracja – „Tajny XX wieka” nr 49/2013, ss.6-7

Przekład z j. rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©