Aleksander Olgin
W bibliotece uniwersyteckiej w szwedzkim mieście
Uppsala, znajduje się stara mapa morska z 1539 roku. Jest ona znana pod
nazwą Mapy Olausa Magnusa. Jej początkowe
rozmiary wynosiły 1,7 x 1,25 m. Do pewnego czasu mapa ta była tylko
interesującym curiosum, póki współcześni oceanografowie nie spojrzeli na
zdjęcia tych zakątków Wszechoceanu, wykonane przez satelity... O tym właśnie
traktuje ten artykuł zamieszczony w rosyjskim czasopiśmie „NLO” nr 25/2004.
Dwanaście lat pracy...
Wedle
dzisiejszych standardów, mapa Olausa Magnusa wydaje się być zwyczajną mapą
wykonaną odręcznie i nawet zabawną, jak wiele innych starych map w tego okresu.
Przedstawiono na niej wszelkie morskie dziwotwory, węże morskie i tonące żaglowe
galeony, a nawet wilki z łapami jak pnie drzew.
Mapa ta obejmuje tereny i akweny od Północnego Atlantyku
do zachodnich obszarów Rosji i od Niemiec do Północnego Oceanu Lodowatego (tak
Rosjanie nazywają wszystkie morza położone w Arktyce od 60ºN do Bieguna
Północnego – przyp. tłum.). Mówi się o tym, że redagując i rysując tą mapę
biskup Magnus (Olaus Magnus vel Magnusson to zlatynizowana forma imienia
Olof i przydomku den Storre – po polsku Olof Wielki, który
był wieloletnim biskupem Uppsali, zanim przeniesiono go w randze arcybiskupa do
Rzymu – przyp. tłum.) chciał przez to pokazać katolickiemu duchowieństwu, jak
bogate ziemie postradał Kościół rzymsko-katolicki wskutek Reformacji. I
najwidoczniej dlatego tak starannie nanosił na mapę, jaka flora i fauna jest
charakterystyczna dla tych terytoriów i z jakiej wytwórczości żyje dana
populacja ludzka...
Nie ma zatem w tym niczego dziwnego, że na sporządzenie
tej mapy trzeba było 12 lat – znajduje się na niej masa cennych informacji.
Jest to wyczerpujący leksykon miast, jezior i regionów, jakiego nie ma na
żadnej mapie sporządzonej przed i długo po tej mapie, aż do XVII wieku. I na
dodatek jest to mapa, na której Finlandia i północno-zachodnia część Rosji
została wyobrażona w mniej więcej prawdziwych proporcjach. Poza tym jest to
pierwsza w historii mapa, na której pokazano cały akwen basenu Morza
Bałtyckiego z Zatoką Fińską i daleko na północy z Zatoką Botnicką. Dokładnie
pokazano także Szkocję, Hebrydy, Orkady, Wyspy Owcze i Grenlandię.
Pomimo tego wszystkiego, zamieszczono tam także
nieistniejącą wyspę – Thule. (Ultima Thule, którą współcześnie kojarzy się z
Islandią była jedną z tzw. „wędrujących wysp” jak Antilia, Wyspa Siedmiu Miast,
O’Brasile, Hy Brysail i in. – przyp. tłum.) Jest ona jedną z zagadek. Być może
jest to wyspa związana w jakiś sposób z północną krainą Thule, o której tyle
pisali niemieccy okultyści w czasach istnienia Trzeciej Rzeszy? Antyczni Grecy
przez cały czas uważali, że Thule jest najbardziej na północ wysuniętym,
zamieszkałym skrawkiem lądu ich świata.
Jak by to nie było, to na mapie wyspa ta figuruje nieopodal Hebrydów – na
zachód od Szkocji.
„Historia
narodów północy”
Mapa ta daje również ciekawą i obfitą informację o
oceanach. Znajdują się tam wyrysowane drogi morskie tych czasów i ostrzeżenia
dla żeglarzy o pojawiających się na nich lodach – wyrysowany niedźwiedź polarny
płynący po morzu na krze lodowej. (Był to rodzaj pierwotnej locji – opisu dróg
wodnych – przyp. tłum.) Pokazane są także wieloryby, morskie lwy, morsy, kraby
i homary. Gigantyczne węże morskie i inne dziwne stwory morskie zostały
wyrysowane pod wpływem relacji rybaków i żeglarzy. A kto wie, czy te zwierzęta
w rzeczy samej nie istniały jeszcze w tych czasach?...
Olof Magnusson bardziej znany jako Olaus Magnus Gothus (Gothus to jego kolejny
przydomek – przyp. tłum.) – katolicki arcybiskup Szwecji urodził się w roku
1490 i zmarł w roku 1557 w Rzymie. Swoją karierę zaczął w północnej Szwecji,
gdzie sprzedawał odpusty. Podróżował wiele po Skandynawii, a w roku Pańskim
1555 swe podróże opisał w książce pt. „Historia narodów północy”. A jeszcze do
tego Olaus narysował na ściennym panelu „morską mapę z opisem ziemi północnych
i ich cudów”, którą w roku 1539 opublikował na ośmiu arkuszach.
Rosja
na szwedzkiej mapie
W szesnastowiecznej Europie mapa ta, jej liczne kopie i
przerysowane fragmenty cieszyły się znaczną popularnością. Ale już pod koniec
wieku okazało się, że oryginał gdzieś przepadł. W trzy stulecia później, bo w
1886 roku, w monachijskiej Bibliotece Państwowej została odkryta jej kopia. W
1962 roku sporządzono jej reprint, który zakupił szwedzki uniwersytet w
Uppsali.
Już współcześnie, pracownicy Uniwersytetu Stanowego
Minnesota sporządzili dokładne fragmenty tej mapy, które przechowywane są w
Bibliotece im. J. F. Bella. Na jednym z nich można zobaczyć napis „Russia”, a
na ilustracjach pokazano, że w tym czasie niczego dobrego ze strony Rosji się
nie spodziewano – to wojowniczy naród, chociaż uzbrojony tylko w łuki i
strzały...
Mälstrom?...
Ale uczonymi najbardziej wstrząsnęły naniesione na mapę
wiry wodne. Ostatnio oceanografowie z Laboratorium Morskiego z Plymouth (Wielka
Brytania) i z Rhode Island University (USA) porównali duże grupy „zawirowań”
pokazanych na mapie na wschód od brzegów Islandii ze zdjęciami zrobionymi z
satelity. Szokujące było to, że występowały one dokładnie tam, gdzie Golfstrom
spotykał się z chłodnymi wodami Arktyki,
stara mapa była niezwykle precyzyjna!
- To jest najstarsze i najprecyzyjniejsze opisanie z
wszystkich znanych nam opisów oceanicznych wirów wielkoskalowych – mówi
profesor. – Wszystkie linie na tej mapie
były naniesione tak, by stanowić pomoc dla nawigatorów. Wiemy, że żeglarze
wiedzieli o tym niebezpieczeństwie, ale nie posiadali oni żadnych przyborów do
oszacowania skali tego zjawiska i nie było środków do ich wyrażenia.
Jak to udało się dokonać Magnusowi? Przecież w początku
XVI wieku nie mógł on latać nad tymi akwenami, a i satelitów też nie było. Być
może tego już się nigdy nie dowiemy...
Ciekawe, że w tym samym czasie, kiedy fizyk i oceanograf
prof. Tom Rossby przebywał w Norwegii, w Bergen, wpadła mu w oko książka
Marka Kurlansky’ego pt. „Dorsz”, i w tej książce znajdowała się
reprodukcja mapy Magnusa. Zobaczył ją i wykrzyknął: - No przecież to jest
identyczne z obrazami satelitarnymi!!!
Uważa on, że nie udałoby mu się tego dowiedzieć, gdyby
nie był w Bergen.
A
jednak z satelity?!
Tom Rossby sądzi, że w 1539 a. D. ludzie nie pojmowali
znaczenia niektórych detali naniesionych na mapę. Tak czy inaczej, te
zawirowania niewiele dla nich znaczyły: w 1572 roku ponownie stworzono mapę,
morskie dziwne zwierzęta przerysowano, a oto wiry zlekceważono!
Kiedy Tom Rossby potrzebował danych na temat temperatury
wód w ty rejonie, do uczonych dołączył dr Peter Meller z Laboratorium Morskiego
w Plymouth, który pracował w grupie przyjmującej i opracowującej informacje z
satelitów. Twierdzi on, że nad północno-wschodnim Atlantykiem prawie zawsze
wisi pokrywa grubych chmur, tak iż niemożliwym jest otrzymanie dokładnych
obrazów całego regionu. Żeby uzyskać taki obraz, dr Meller zebrał zdjęcia z
całego miesiąca i zrobił collage na którym poskładał zdjęcia obszarów nie
przesłoniętych przez chmury. Do tego jeszcze wstawił on mapę wirów na morzu.
Stało się to, co przewidział prof. Rossby – zawijasy, wiry i zwichrowania na
mapie arcybiskupa Olausa nie były płodem wyobraźni!
Dr Meller wyjaśnia, że napływające z południa wody mogą
być cieplejsze o 5ºC od miejscowych wód idących od Bieguna Północnego. Tam,
gdzie się spotykają, występują silne wiry wodne. Nie da się wykluczyć, że
ówcześni żeglarze wiedzieli o tym, że taki kolisty ruch wody ma wpływ na
nawigację. Kiedy statek wpadał w taki prąd, jego kurs musiał zmienić się znacząco.
Jak mówi dr Meller: - Oni mogli obserwować zmianę koloru
wody. Cieplejsze wody z południa są o wiele ciemniejsze, niż zimne. A różnica
temperatur oznacza, że gatunki fauny były inne, niż te po drugiej stronie
bariery termicznej. I to właśnie widzimy na mapie Magnusa!
Tom Rossby rozpoczął nowe badania wraz z Instytutem Morskim
w Bergen.
- Pod powierzchnią wody rozmieszczamy specjalne
dryfujące boje, które można śledzić hydroakustycznie przy pomocy sonaru
aktywnego – mówi on. – A wszystko to po to, by zobaczyć jakim sposobem wody
wchodzą na ten akwen i jak to się tworzy pomiędzy nimi oddzielająca je bariera.
Boje te opowiedzą nam zatem, jak te wody idą potem w kierunku Morza
Grenlandzkiego i Norweskiego.
Uczonych frapuje, jakim sposobem Magnusowi udało się
zaobserwować oddzielne rejony Wszechoceanu i płynące w nich prądy wodne, bowiem
można je zobaczyć tylko z góry – z satelitów...
---oooOooo---
Wyjaśnienie – ale takie?
Oczywiście można by to wyjaśnić bez uciekania się do
hipotetycznych satelitów. Olaus Magnus zbierał informacje od żeglarzy o
wszystkich dziwnych zjawiskach zaobserwowanych we Wszechoceanie – to właśnie
jemu nauka zawdzięcza odkrycie ogromnych głowonogów zwanych przezeń krakenami,
które de facto istnieją, ale przez stulecia oficjalna zoologia
wyśmiewała opowieści żeglarzy, póki nie wyłowiono ich tam, gdzie wskazywali na
to kosmografowie Średniowiecza i Odrodzenia...
Przypomina mi się jedna z klechd domowych o złotym
kluczu i „Claviulla Salomonis”, która to księga dawała jej właścicielowi
nieograniczoną moc. A właścicielem jej był Szwed o imieniu Magnus. To ten właśnie Magnus.
Uważano go bowiem także za maga i czarodzieja – mimo purpury arcybiskupiej.
Zresztą niejeden purpurat, a nawet papież w tych czasach parał się czarami i
magią (białą, czarną i różową) oraz właściwie przede wszystkim produkcją
złota...
Skąd miał on dane do swej mapy? Mógł je uzyskać także z
wielu innych map, które krążyły w tych czasach po Europie, Afryce i Azji. Na
początku XVI w. powstaje mapa tureckiego admirała Piri Reisa. Badania
Amerykanów dowiodły, że mogła ona być sporządzona na podstawie zdjęć wykonanych
z satelity wiszącego nad Kairem... Równie zagadkowa jest mapa Oronteusa
Fineusa, na której widać Antarktydę, o której się nikomu w Europie wówczas
nie śniło, a właściwie przypuszczano, że istnieje tam wielka Terra Australis
Incognita – które potem została Australią, a po niej straszyła jeszcze do
XIX wieku na mapach Terra Nondum Cognita...
Istnieje kilka możliwych wyjaśnień tego fenomenu: 1º -
mapy te sporządzono w oparciu o zebrane mozaikowo informacje z wielu źródeł i
stanowią ich kompilację; 2º - jest to wiedza z głębokiej Przeszłości, kiedy
jeszcze obszary te były wolne od lodów i na Ziemi istniała cywilizacja, która
potrafiła sporządzać takie mapy; 3º - mapy te opracowano w oparciu o inne
źródła, niż wymienione w pierwszych dwóch punktach; 4º - chronoklazm, wskutek
którego w ręce powołanych autorów wpadły mapy sporządzone przez ludzi, którzy
potrafili poruszać się w czasie i sporządzać takie mapy in situ – i
wreszcie 5º - mapy te sporządzono w
oparciu o pozaziemskie źródła informacji, innymi słowy mówiąc – na podstawie
wiedzy przekazanej nam przez Kosmitów, co jest mówiąc między nami - najmniej
wiarygodne.
Jest jeszcze wyjaśnienie szóste – kosmografowie rysowali
swe mapy w oparciu o wiedzę swoich czasów, a wszelkie niewiadome uzupełniali
swoją fantazją i wyobraźnią oraz plotkami, pogłoskami i strzępami informacji,
które do nich dotarły. Wtedy nie było Internetu i nawet poczta – jaką znamy –
była w powijakach, więc i listy były w drodze przez całe tygodnie, zanim
dotarły do adresata... Ale docierały. I powstawały wskutek tego takie dziełka,
jak „Cosmogonia universalis”, „Bestiarium” czy „Księga ryb”, ale także dzieła w
rodzaju „De revolutionibus...” czy „De res metallica”...
Ale czy to wszystko wyjaśnia, skąd się naprawdę wzięły
te mapy? Bynajmniej. I dlatego właśnie uważam je za jedną z tych zagadek naszej
historii, które domagają się wyjaśnienia przez współczesną naukę bez uprzedzeń
i zahamowań, bowiem ich rozwiązanie może mieć kluczowe znaczenie dla dalszej
egzystencji gatunku Homo sapiens sapiens
na tej planecie...
Przekład z
j. rosyjskiego, przypisy i komentarz –
Robert K.
Leśniakiewicz ©