niedziela, 10 sierpnia 2014

CE6 z UFO: kryminalny aspekt UFO-fenomenu



Pozaplanetarni agresorzy nie są zainteresowani nawiązaniem kontaktu z Ziemianami...

Igor Wołozniew


W dniu 6.VI.1948 roku, pilot doświadczalny Apraksin na wysokości 10.000 m zobaczył gigantyczne „cygaro” i został oślepiony jaskrawym promieniem, który został wyemitowany przez tego CNOL-a. Samolot zaczął spadać. Na szczęście pilotowi udało się wyrównać maszynę i wylądować.

UFO-piloci jawnie nie chcą wchodzić z Ziemianami w równoprawne, przyjacielskie stosunki. I na odwrót – Ich odnoszenie się do Ziemian jest niemalże wrogie, a niejednokrotnie wprost agresywne. Mówi o tym wiele relacji, a niektóre z nich znane są na cały świat.
[Są to tzw. Bliskie Spotkania Szóstego Rodzaju – CE6 (albo proponowane oznaczenie CE-III-H) – w czasie których świadkowie CE odnoszą rany, obrażenia ciała czy nawet ponoszą śmierć – przyp. tłum.]


Straszliwy pożar Chicago w październiku 1871 roku


Pożar w Chicago


Zeznania setek naocznych świadków strasznego pożaru w Chicago, który miał miejsce w dniu 8.X.1871 roku mówią o tym, że jego przyczyną był przelot nad miastem ogromnej, pałającej światłem kuli.

Ona latała w czasie minuty, ale to, co zdążyła ona zrobić w tak krótkim czasie, było potworne! Wedle relacji naocznych świadków, jej drogę znaczyła ściana ognia spadająca na dachy. Czynnikiem sprzyjającym rozprzestrzenianiu się tego pożaru była sucha i gorąca pogoda oraz silny wiatr. Gorąco idące od kuli było tak silne, że płonął także marmur, a żelazne siatki topiły się i zwijały w sprasowane rulony.

Potem niektórzy sceptycy twierdzili, że miasto zapaliło się nie od kuli, a od zwyczajnej, przewróconej świeczki (inna wersja mówi o lampie naftowej przewróconej przez krowę – przyp. tłum.) Ale w końcu XX wieku przeprowadzono komputerową symulację pożaru w Chicago. Ukazała ona bezspornie, że w czasie bardzo krótkiego czasu zapalić tak dużą powierzchnię od punktowego źródła ognia jest niemożliwością.


Tej nocy ogniste kule nie tylko widziano nad Chicago, ale także nad miastami stanów Wisconsin, Minnesota, Iowa, Illinois i Indiana – zob. mapka – które siały na swej drodze ogień i śmierć. W Chicago naliczono ok. 6000 ofiar. Około 15.000 osób zginęło w innych miejscach. W mieście Greenbay zginęło 1500 osób, przy czym wiele z nich nie zginęło od ognia, ale od pojawiających się na ich ciałach wrzodów i opuchlizny.


"Zaginiony batalion" - jedno z ostatnich zdjęć


Porwanie angielskich żołnierzy (zaginiony batalion)


W 1915 roku, korpus ekspedycyjny państw Ententy walczył z wojskami tureckimi w Gallipoli, w okolicy Cieśnin Dardanelskich. W dniu 12.VIII.1915 roku, batalion angielskich żołnierzy z norfolskiego pułku, pod dowództwem kpt. Reginalda Becka przystąpił do opanowania Wzgórza 60. Świadkami tego, co nastąpiło potem byli nowozelandzcy strzelcy, którzy znajdowali się na sąsiednim wzgórzu.
- Około południa, na bezchmurnym niebie pojawiło się sześć albo siedem okrągłych obłoków podobnych do bochenków chleba – opowiadał dowódca Nowozelandczyków. – Wiał silny wiatr, ale obłoki nie ruszały się, a jeden z nich zniżał się idąc pod wiatr. Obłok opuścił się tam, gdzie znajdowało się wyschnięte źródło potoku. Obłok wyglądał, jakby był zrobiony z jednorodnej, serowej masy gęstej mgły i ostro zaznaczonymi konturami.
Żołnierze kpt. Becka szli w dół tego wyschłego potoku w kolumnie marszowej. Oni doszli do tej mgły i nie zatrzymując się, weszli w głąb jej białego całunu. Kolumna marszowa była rozciągnięta na długość co najmniej 50 m i dłuższa od szerokości pasa mgły. Czoło kolumny powinno wyjść zanim ostatni żołnierze zdążyli doń wejść. Jednakże ku naszemu zdumieniu, nikt stamtąd nie wychodził…
Jak tylko do mgły wszedł ostatni żołnierz, obłok oderwał się od ziemi, przybrał okrągły kształt i popłynął do góry, a potem dołączył do pozostałych obłoków. Potem wszystkie one ruszyły z miejsca i odleciały w kierunku Bułgarii, zaś na ziemi – tam, gdzie znajdowała się mgła – nie było żadnego żołnierza. Byliśmy strasznie zdziwieni – żołnierze nie mogli tak szybko ukryć się w polu widzenia…

Zaginęło bez śladu 267 ludzi. Żadnego z nich potem już nie widziano. Po zakończeniu wojny, rząd brytyjski poprosił tureckie władze o informacje o zaginionym batalionie, ale Turcy też niczego o nich nie wiedzieli.


Wyłączenie prądu (elektryczny black-out)


Wieczorem, 9.XI.1965 roku, miało miejsce masowe odłączenie energii elektrycznej, które objęło 8 wschodnich stanów USA, w tym miasto Nowy Jork i 4 prowincje Kanady.

W Nowym Jorku prąd wyłączono niespodziewanie. Dla ludzi był to prawdziwy szok. Wielu z nich sądziło, ze doszło do wojny nuklearnej albo zaczął się koniec świata. W wielomilionowym mieście stanęły pociągi metro. Zatrzymały się tysiące wind. Zgasły światła sygnalizacyjne powodując gigantyczne korki na ulicach.

Przyczynę awarii ustalono w ciągu tygodnia. Okazało się, że w kanadyjskiej prowincji Ontario doszło do uszkodzenia przewodów na linii wysokiego napięcia biegnące z niewielkiej elektrowni. Ale ta błaha, jakby kto myślał, awaria doprowadziła do przepięcia na innych liniach przesyłowych. Powstał klasyczny efekt domina: zaczęły się łańcuchowo wyłączać linie przesyłowe od innych elektrowni, w tym i amerykańskich (wszystkie one należały do energetycznego systemu CANUSE – CANada-US East, stąd właśnie ten efekt kuli śnieżnej – uwaga tłum.)
- Jeżeli to była dywersja, to doskonale obliczona – oświadczył Michael Reppon, jeden z inżynierów prowadzących dochodzenie w tej sprawie.

Według oświadczeń i zeznań dwudziestu naocznych świadków, tego wieczora nad uszkodzoną kanadyjską linią przesyłową zawisły trzy dyskokształtne obiekty. Z jednego z nich na przewody padł biały promień. Po minucie promień zgasł, a NOL-e gdzieś przepadły. Czasowo wypadło to dokładnie z chwilą rozpoczęcia „zaciemnienia” czyli black-out’u

Fakty wskazujące na obecność UFO w czasie awarii kanadyjskiej linii przesyłowej były tak oczywiste, że amerykańskie i kanadyjskie władze musiały przeprowadzić specjalne dochodzenie w tej sprawie. Ciągnęło się to przez całe 25 lat. W jego rezultacie doszli do wniosku, że nie ma żadnych wskazań, co do działania jakichś pozaziemskich sił i na tym sprawę zamknięto.
[Sprawę tą opisał dokładnie Lucjan Znicz-Sawicki w swej książce z cyklu Goście z Kosmosu – UFO – którą polecam Czytelnikom. Tak nawiasem mówiąc, opisuje on tam kilka przypadków black-out’ów na całym świecie, w czasie których zawsze obserwowano i odnotowywano obecność UFO – uwaga tłum.] 


SSGN K-141- Kursk w zimie 2000 roku


Zagłada Kurska


Oględziny zatopionego w dniu 12.VIII.2000 roku, SSGN K-141 Kursk  doprowadziły do wykrycia na jego lewej burcie przebicia o rozmiarach 2 x 3 m. Jeszcze jedno przebicie o mniejszych rozmiarach zostało odkryte na sterburcie. Krawędzie tych otworów są zagięte do wewnątrz, co wskazuje na jakieś działanie zewnętrzne.

Wersja o zderzeniu Kurska z innym okrętem podwodnym była bardzo popularna w pierwszej chwili, ale rychło została odrzucona. Tego dnia na Morzu Barentsa znajdowały się dwa amerykańskie okręty podwodne: SSN USS Toledo i USS Memphis. Wyporność każdego wynosiła po 7.000 ton, zaś wyporność Kurska wynosiła aż 34.000 ton. Amerykańskie okręty były jednokadłubowe, dlatego ich zapas pływalności był dwukrotnie mniejszym niż u Kurska. Przy jakiejkolwiek kolizji któregokolwiek z tych okrętów one by poszły na dno.

W pierwsze dni po katastrofie, minister obrony marsz. I. Siergiejew oświadczył, że stacje hydroakustyczne przed samą katastrofą Kurska namierzyły obok naszego okrętu Nieznany Obiekt Podmorski (USO) o rozmiarach przewyższających Kurska! Potem już się o tym nigdzie nie wspominało. Oczywistym jest, że tym obiektem nie mógł być żaden z amerykańskich okrętów podwodnych, bowiem są one daleko mniejsze od Kurska.
[Niektóre wymiary Kurska: długość – 155 m, szerokość – 18,2 m  i dla porównania USS Memphis i USS Toledo: długość – 110 m, szerokość – 10 m – przyp. tłum.]

Nie zadowoliła specjalistów wersja o eksplozji torped typu 65-76 w I przedziale okrętu (torpedowym – przyp. tłum.) Przebicia w kadłubie i uszkodzenia w środku okrętu nie odpowiadały obrazowi takiej eksplozji.

Kiedy zaczęto badać wrak dokładniej, to okazało się, że pomimo potężnego mechanicznego uderzenia, zewnętrzny tytanowy korpus Kurska w miejscach przebicia był nadtopiony, a to oznacza, że poddano go wpływowi bardzo wysokiej temperatury. A temperatura topnienia tytanowej stali wynosi około +1500°C. Innymi słowy mówiąc – obiekt, który wykonał te przebicia posługiwał się technologiami przewyższającymi nas o wiele lat.

USO przebił Kurskowi obie burty, co mówi o celowym, umyślnym zderzeniu. Jeżeli na nasz okręt podwodny mieli chrapkę Pozaziemianie rządzący w naszym Wszechoceanie jak i na niebie naszej planety, to Im jawnie nie spodobał się ogromny okręt podwodny o napędzie atomowym i z bronią jądrową na pokładzie.

Ufolodzy zwracają uwagę na to, że Kursk został uderzony tak, by nie został zniszczony jego reaktor trakcyjny (Kursk miał 2 reaktory – przyp. tłum.), w innym przypadku w Morzu Barentsa doszłoby do takiej katastrofy nuklearnej, którą można by porównać z Czarnobylem (czyli o maksymalnym 7°INES – przyp. tłum.) Podobny rezultat jednak nie wchodził w plany Przybyszów.
[Na temat katastrofy Kurska i jej implikacji polecam Czytelnikom artykuł pt. K-141 Kursk: Amerykanie jednak zatopili? - http://wszechocean.blogspot.com/2012/06/k-141-kursk-amerykanie-jednak-zatopili.html - w którym opisano możliwość zatopienia Kurska przez Amerykanów. A mnie interesuje jeszcze jedna zagwozdka, a mianowicie – USS Memphis był uszkodzony po powrocie z morza – czyżby i on zderzył się z USO, który zatopił Kurska??? – uwaga tłum.]


Tekst i ilustracje – Tajny XX wieka nr 10/2014, ss. 30-31

Przekład z j. rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©