sobota, 2 sierpnia 2014

Portal w tundrze

Krajobraz jesiennej tundry (Internet)


Anastazja Waleriewna Diaczenko (Donieck)


O tym wydarzeniu opowiadał mi mój ojciec Walerij Iwanowicz Diaczenko. W 19079 roku służył on w bazie marynarki wojennej w Griemisze na półwyspie Kola. Wolni od służby i wacht żołnierze spacerowali po tundrze, zbierali koźlarze i podgrzybki.

Pewnego razu, mój ojciec z kolegami przeszedł kilka kilometrów i nie znaleźli żadnego normalnego grzyba. Spotykali tylko muchomory. Naraz w odległości jakichś 100 m ojciec zauważył jakąś dziwną budowlę. Co to takiego? Ojciec postanowił tam zajrzeć.
- Jak chcesz, to zaglądaj – powiedzieli zmęczeni koledzy. – A my pójdziemy, to nas dogonisz.



Ojciec podszedł do obiektu. Był to niewielki budynek zbudowany z miejscowych kamieni o wysokości 1,5 m, bez dachu. Od niego dochodziło żółte światło. Ojciec ostrożnie wszedł do tej konstrukcji i zdębiał ze zdumienia – w środku ujrzał on dosłownie morze grzybów! Naścinał on tyle, ile się tylko zmieściło mu do torby, a potem wszedł na kamień, by wezwać swych towarzyszy i zdumiał się po raz drugi. Tundra dookoła okazała się bezludna!

Ojciec wyskoczył ze strefy żółtego światła i znów się zumiał – w oddali szli jego koledzy. Zainteresowany w największym stopniu ojciec powrócił do obiektu. Rozejrzał się – wokół pusto, żywego ducha! Wyszedł – znowu pojawili się jego towarzysze. Ojciec dogonił ich, pokazał grzyby i zaproponował powrót. Jednakże kiedy powrócili do obiektu, to nie było żadnego żółtego światła i ani jednego grzyba!...

I nikt nie uwierzyłby w jego opowiadanie, gdyby nie torba pełna grzybów.  



Minęło wiele lat. Ojciec opowiedział tą historię jednemu znajomemu, który interesował się zjawiskami paranormalnymi.
- Wygląda na to, że ty byłeś w innym wymiarze, na pewien czas wyskoczyłeś stąd – powiedział on. – Gdyby portal się zamknął, to zostałbyś tam na zawsze!


Źródło – „Tajny XX wieka” nr 9/2014, s. 24

Przekład z j. rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©
Zdjęcia - Robert K. Leśniakiewicz ©