wtorek, 2 września 2014

Tajemnica Dysku z Phaistos

Tajemnicze pojazdy Vimana na Dysku z Phaistos i...


Natalia Trubinowskaja


Archeolodzy czasami znajdują groby ludzi pochowanych twarzą do ziemi. wydawałoby się, że to nic nadzwyczajnego, ale badania wykazały, że twarzą do ziemi chowano tych ludzi, których nie poważano i chciano ich poniżyć nawet po śmierci…

Ten artefakt znaleziono na początku XX wieku, do dziś dnia pozostaje największą zagadką Przeszłości. Nie wiadomo, kto go zrobił, dlaczego i co zostało na nim uwidocznione. Znajduje się on w Muzeum Archeologicznym w kreteńskim mieście Iraklion/Heraklion i jest najbardziej popularnym eksponatem z jego zbiorów – wielu turystów przyjeżdża specjalnie po to, by go zobaczyć.


Skrytka w pałacu


Na przełomie XIX i XX wieku, archeolodzy zaczęli dogłębniej badać grecka wyspę Kretę. Jedna po drugiej jechały tam ekspedycje i po kilku latach dokonano tam wielu archeologicznych odkryć. Tak więc w 1900 roku, Anglik – Arthur Evans – odnalazł pałac w Knossoss – zadziwiającą budowlę nazwaną Ósmym Cudem Świata, w którym znajdowała się kanalizacja, wodociąg i ogrzewanie. Dla porównania, w kreteńskich domach mieszkalnych w tym czasie kanalizacji jeszcze nie było, co pozwoliło Evansowi zażartować: „Jestem jedynym człowiekiem na wyspie, który ma prawdziwą toaletę”.

Ale to nie było jedynym kreteńskim cudem. Jednocześnie z Evansem na wyspie pracowali włoscy archeolodzy pod kierownictwem Frederico Halberry, którzy odkryli zagadkowe miasto Fejst/Fajstos/Phaistos. W swoim czasie zostało ono zburzone przez wielki wybuch wulkanu na sąsiedniej wyspie Santorini.
[Dokładniej w odległości 110 km na północ, w 1613 roku p.n.e. Była to jedna z najsilniejszych i najbardziej niszczycielskich erupcji wulkanicznych świata starożytnego. Spowodowała ona powstanie fali tsunami o wysokości 200 m, zaś wulkan wyrzucił ze swego krateru ok. 60 km³ lawy i materiałów piroklastycznych, które spowodowało znaczne zaciemnienie na obszarze wschodniego basenu Morza Śródziemnego, co być może z kolei stało się źródłem biblijnej legendy o plagach egipskich – zob. Wj 7,14-29 i dalsze – przyp. tłum.]

Wedle legend, Phaistos zostało założone przez króla Minosa, ojca Ariadny. Swoją nazwę otrzymało ono na cześć Phaistosa – syna Heraklesa. W mieście zbudowano wspaniały pałac, w ruinach którego uczeni znaleźli wiele interesujących rzeczy – a do tego wykopaliska trwają tam do dziś dnia, bowiem ta stara ziemia chroni w swym wnętrzu wiele przedmiotów i śladów z Przeszłości.

Ale najciekawsze znalezisko w Phaistos zostało dokonane w dniu 3.VII.1908 roku. Luigi Pergne – członek ekspedycji Frederico Halberrego znalazł w jednym z budynków pałacu skrytkę zamaskowaną w podłodze pod grubą warstwą sztukaterii.

Wewnątrz skrytki znajdował się zagadkowy przedmiot – terakotowy dysk o średnicy 16 cm i grubości ok. 2 cm, obustronnie pokryty tajemniczymi znakami. Wszyscy uczestnicy ekspedycji byli zdumieni znaleziskiem i zaraz zaczęli dyskutować o tym, czym mógłby być ten dysk i co właściwie na nim przedstawiono. Spory uczonych o przeznaczeniu Dysku z Phaistos i próby rozszyfrowania jego niepojętych symboli trwają do dziś dnia.

Na obu stronach Dysku naniesione są spirale, które są podzielone poprzecznymi liniami na pola. W każdym z tych pól znajduje się od 2 do 7 symboli – wszystkiego 259 tajemniczych znaków na całym dysku. Niektóre z nich występują pojedynczo, inne powtarzają się wielokrotnie. Najczęściej spotykany jest znak, którego uczeni nazwali „głową z piórami”, bardzo podobną do Indianina ze szczepu Irokezów. Uczeni skatalogowali i opisali każdy ze znaków.


Najdawniejsza pieczęć


Z Dyskiem z Phaistos jest związane mnóstwo tajemnic. Okazało się, że znaki zrobione na nim, zostały wytłoczone przy pomocy pieczątek-czcionek, a nie narysowano ręcznie. Zagadka pozostaje technologia wykonania tych czcionek. Zostały one wykonane z twardego, nieznanego materiału – z dużą trwałością i dokładnością wykonania detali.

Ta właśnie dokładność pozwala na uznanie tego dysku za najstarszy drukowany tekst świata. A na dodatek dysk ten być może jest o wiele starszy, niż się powszechnie uważa. Rzecz w tym, że ocenić czas jego powstania jest niemożliwością. Znajdował się on w skrytce wraz z odłamkami tabliczki zrobionej w 1700 roku p.n.e. – jej datowanie nie sprawiło żadnych kłopotów ze względu na jej cechy zewnętrzne. I tylko na postawie tego faktu wyciągnięto wniosek, że ten Dysk też powstał w tym samym czasie. W gruncie rzeczy mógł on powstać w niepamiętnych czasach.

Ale największa zagadka Dysku z Phaistos polega na tym, że do dziś dnia nikt nie był w stanie powiedzieć, co właściwie na nim wyobrażono. Mnóstwo uczonych usiłowało rozwiązać tą zagadkę. Powstały prace naukowe, obroniono dysertacje, powstają różne hipotezy, ale żadna z nich nie została uznana za oficjalną. Cała trudność badania polega na tym, że nie znaleziono nigdzie podobnych znaków w innych kulturach, co od razu wprawiło badaczy w osłupienie.

Wysunięto hipotezę, że ten napis powstał w praindoeuropejskim języku, a sam tekst jest hymnem do Zeusa i Minotaura. Powstały przypuszczenia, że to rytualny zapis, meldunek wywiadowców, hymn wojenny, wiersz, list miłosny, itd. Istnieje także ciekawe przypuszczenie, że na dysku wyobrażono gwiazdozbiory, a sam dysk to mapa gwiezdna dla morskich nawigatorów.
[Jak wiadomo, Minojczycy byli doskonałymi żeglarzami i nawigatorami – najlepszymi w basenie Morza Śródziemnego i jak sądzą niektórzy uczeni – przedsiębrali oni wyprawy na Ocean Atlantycki i Indyjski, gdzie znajomość gwiazdozbiorów półkuli południowej nieba była niezbędna – uwaga tłum.]  


Podręcznik z Atlantydy


Nie pozostawili Dysku w spokoju także badacze zjawisk paranormalnych. Polski uczony Maciej Kuczyński sądzi, że Dysk z Phaistos jest dowodem na istnienie Atlantydy. Twierdzi on, że znaki na Dysku – ale nie tekst, tylko symbole opisujące etapy rodzenia się życia na Ziemi. Tym sposobem, Dysk jest krótkim „podręcznikiem” biologii. Według poglądów Kuczyńskiego – Dysk mógł się pojawić tylko w wysokorozwiniętej cywilizacji, która znikła z powierzchni Ziemi, i znalazł się na Krecie  wraz z jej ocalałymi przedstawicielami. Wielu badaczy uważa, że Atlantydę zniszczył wulkan z wyspy Santoryn, który zniszczył miasto Phaistos i tamtejszy pałac.
[Istnieje hipoteza, że Atlantydą była właśnie wyspa Thera/Thira/Θήρα, na której istniała wysoko rozwinięta cywilizacja, która potem Aristokles Ateńczyk vel Platon (427-347 p.n.e.) nazwał Atlantydą. Wiele wskazuje na to, że tak właśnie być mogło, a Platon żyjący ponad 1000 lat później, celowo zmienił lokalizację Atlantydy na Ocean Atlantycki, by nadać swemu utworowi pozór baśni. Wszak wydarzenie to już wtedy było zamierzchłą przeszłością – to tak, jakbyśmy to my pisali o wydarzeniach, które rozegrały się w Polsce w 1014 roku czyli XI wieku, za panowania Bolesława I Chrobrego…  – uwaga tłum.]

Trudno powiedzieć, czym naprawdę jest ten Dysk. Mnie, jako stronniczce teorii paleokontaktu, w czasie dokładnych oględzin Dysku pokazało mi się, że niektóre opisy znaków przez uczonych są niedokładne i znaki symbolizują o wiele bardziej złożone pojęcia.


Jeżeli dopuścimy myśl, że w dawnych czasach na Ziemi istniały wielkie, rozwinięte cywilizacje albo że odwiedzali nas goście z innych planet, top takie znaki z Dysku można interpretować zupełnie inaczej. Powiem, że znak – który uczeni nazywają „domem” – jest bardzo podobny do Vimany – latającego statku z najdawniejszych eposów.

Znak, który uczeni nazwali „papirusem” jest podobny do dawnej laski Kaduceusza, którym posługiwali się antyczni greccy (i nie tylko) bogowie. Kaduceusz miał mistyczne właściwości – mógł zabijać i niszczyć – i dlatego jest on bronią o wysokiej technologii.


Trudno powiedzieć, czym jest zagadkowy trójkąt równoboczny z kropkami z Dysku z Phaistos, ale na pewno nie jest to „sito” czy „przetak” jak uważają to uczeni.  Znaki nazwane „dzbanem” i „grzebieniem” wcale nie przypominają tych przedmiotów.

A tak w ogóle, to patrząc na rozszyfrowane symbole z Dysku z Phaistos odnosi się wrażenie, że zrobiono je w sposób uproszczony i wcale nie oddaja one sensu samych rysunków.

A to oznacza, że może to być cokolwiek, ale nie „gąsienica”, „toporek” czy „torba” – jak to się uważa w świecie nauki. Uczeni interpretowali je na jakimś dziecięcym poziomie, bowiem by je prawidłowo odczytać, to nie osiągnęliśmy odpowiedniego poziomu nauki i techniki.

Nie znamy jeszcze niektórych pojęć i wyjaśnienia tych znaków, tak jak odpowiadające im przedmioty pojawią się później w naszej Przyszłości (albo w ogóle nie pojawią się nigdy).

W XIX wieku zagadkowe figurki z Kolumbii uczeni uważali za ptaki, a potem się okazało, że przede wszystkim podobne są one do samolotów. Tak więc jeszcze do niedawna Vimany były tylko mitami, a dzisiaj samoloty i statki kosmiczne są częścią naszej rzeczywistości. Nie jest wykluczone, że za kilkadziesiąt czy kilkaset lat nasi potomkowie spojrzą na Dysk i zobaczą na nim przedmioty, które otaczają ich w normalnym życiu codziennym.


Moje 3 grosze: poszukać drugi klucz!


Być może jest właśnie tak, jak pisze to Autorka, mnie jednak wydaje się to zbyt ciągnięte za włosy. Dysk z Phaistos jest przedmiotem z TAMTEJ rzeczywistości i musiał on czemuś służyć. Przedmiotem nietypowym, stworzonym tylko raz, w jednym lub tylko kilku egzemplarzach. To właśnie ta nietypowość stanowi odpowiedź na pytanie o cel jego istnienia.

W swoim życiu zetknąłem się z szyfrowaniem i kodowaniem informacji przy pomocy szyfrów jednorazowych składających się z tablicy kodującej i tzw „gamy”. Tablica kodująca zawierała coś w rodzaju słownika od A do Zet składającego się z najczęściej używanych wyrazów, które zamieniono na liczby. „Gama” zawierała drugi zestaw liczb, do których dodawało się czy odejmowało od nich liczby z tablicy kodującej. Po sporządzeniu kryptogramu „gamę” niszczono albo zmieniano tablicę kodową. Odczytać ten szyfrogram mógł tylko ten, kto posiadał drugą taką samą tablicę kodową oraz „gamę”.

W Starożytności posługiwano się mniej czy bardziej skomplikowanymi szyframi i kodami już to w wojsku już to w handlu, więc być może Dysk z Phaistos stanowi właśnie element takiego szyfru czy kodu. Za tą hipoteza przemawia fakt, że znaleziono go w skrytce i że był on tylko jeden, jedyny i unikalny. Ciekawy jestem, gdzie był drugi – identyczny – egzemplarz takiego dysku? Na Santorynie? Nad Nilem? Nad Eufratem i Tygrysem? Na Atlantydzie…?

Chociaż nie, Atlantyda już wtedy nie istniała. To musiał być ktoś, kto posiadał odpowiednią wiedzę do stworzenia takiego kodu i jednocześnie śledził poczynania Minosa (a właściwie Minosów – władców Krety) z Krainy Keftiu. Pisze o tym barwnie Mika Waltari w powieści „Egipcjanin Sinuhe”. Mogli to być właśnie Egipcjanie – a jeżeli tak, to gdzieś w Kraju nad Nilem powinien znajdować się drugi taki sam krążek z wytłoczonymi nań znakami. A zatem stawiam jednak na wątek szpiegowski. Fakt, że szpieg działał w pałacu królewskim mnie nie dziwi – wszak jest rzeczą oczywistą, że takim szpiegiem mógł być tylko ktoś, kto znajdował się blisko osoby króla i był na tyle wykształcony, by mógł posługiwać się tego rodzaju narzędziem. I w razie czego wywierać wpływ na królewskie decyzje. Lekarz? Kochanka? Doradca? Tego nie wiemy, bo nie wiemy, kto mieszkał w pomieszczeniu, w którym znaleziono skrytkę z Dyskiem. Kiedy dowiemy się tego, być może potwierdzimy lub zanegujemy tą hipotezę. No i trzeba będzie poszukać drugiego klucza…

Czy tak właśnie używano takich dysków? Do takich właśnie celów? Według jednego z moich przyjaciół mogło to wyglądać właśnie tak:

Roześmialiśmy się. Nastrój napięcia się rozładował.
- Czy możemy wiedzieć, czemu nas wzywałeś? – zapytałem.
- Ależ oczywiście – odpowiedział sięgając do stolika, gdzie leżała cała masa pergaminów i papirusów, skąd wyciągnął jeden i podał mi.
- To jest list, który otrzymałem wczoraj po południu od posłańca z Khorali. To list od cesarza Vendhyi – położył nacisk na słowo „cesarza” – do naszego Wielkiego Mistrza. Przeczytajcie go, proszę.
- Ale on… - zacząłem.
- … dotyczy przede wszystkim ciebie i ciebie też – Komandor zwrócił się do Iris.
Uśmiechnąłem się. To było absurdalne, bo skąd cesarz Vendhyi mógł wiedzieć o nas. Śpiewano pieśni o Halidorze, Conanie, czy Kullu Atlantydzie, ale o nas na razie nikt nie śpiewał żadnych pieśni, a nasze imiona nie zapisano nigdzie w żadnych kronikach, poza dokumentami Bractwa…
- Czytaj! – polecił Komandor.
Rozłożyłem papirus i przebiegłem wzrokiem linijki równego, kaligraficznego pisma. Poczułem na uchu oddech Iris, która zaglądała mi przez ramię. Na papirusie stało czarno na białym:

… Zwracam się do Ciebie z dyskretną prośbą, bo sprawę mam nad wyraz delikatną. Otóż od pewnego czasu na południowo-zachodnim krańcu naszego kraju, w prowincji Goa, pojawiły się pogłoski o powrocie ludzi-węży z Valussii. Przeprowadzone śledztwo w sprawie kilkunastu osób, które zmarły w dziwnych i do dziś dnia niewyjaśnionych okolicznościach wskazuje na to, że zostały one zaatakowane i pokąsane przez ogromne węże i to niezwykle jadowite – zgon następował niemal natychmiast lub po minucie. Wszystko wskazuje na to, że ludzi tych zaatakowała ogromna kobra, ale… nikt dotąd nie widział takowych w tych okolicach.
Doszło do tego, że ludzie w tej prowincji boją się wychodzić po zmroku z domów, choć wiadomo, że byli oni atakowani także – a właściwie przede wszystkim – właśnie w domach. Ludzie boją się o tym mówić, panuje przedziwna zmowa milczenia, bowiem uważają to za karę bogów wiszącą nad prowincją. Z tego, co udało się dowiedzieć mojej administracji wiadomo, że w okolicach, w których znajdowano martwe ciała ludzi ze znakami ukąszenia, widywano dziwnych ludzi, na widok których wyły wszystkie psy, a inne zwierzęta okazywały szalony, paniczny strach.
Psychoza strachu doprowadziła już do tego, że moi pracownicy nie są w stanie zapanować nad sytuacją, która coraz bardziej wymyka się spod kontroli i grozi nieobliczalnymi skutkami. Co więcej, może dojść do zamieszek na tle religijnym, a to jest to, czego właśnie wszyscy się najbardziej obawiają w tej prowincji, bowiem za utarczkami religijnymi mogą przyjść, i przyjdą na pewno, także utarczki narodowościowe, bowiem – jak zapewne wiesz – Vendhya to konglomerat wielu różnych narodowości i wierzeń.
A zatem moja prośba jest następująca – jeżeli możesz i jesteś w stanie, wyślij do mnie kogoś z Bractwa, kto byłby w stanie położyć kres tej niebezpiecznej sytuacji, wytropić i zabić potwora, który morduje moich poddanych w Goa. Sprawa jest bardzo poważna, a ja nie znam nikogo na tym świecie, który byłby w stanie mi pomóc. Oczywiście będziecie za to sowicie wynagrodzeni, Cesarstwo Vendyi może Wam wynagrodzić każdy Wasz trud i każdą ofiarę, która poniesiecie w Waszej misji moim Cesarstwie, o to możesz się nie martwić. …

Skończyłem czytać i spojrzałem na Komandora Wolfera.
- A co nam do tego? – zapytałem, choć już wiedziałem, jaka będzie odpowiedź.
- Z polecenia Wielkiego Mistrza macie udać się do Vendhyi – rzekł Komandor Wolfer i podał mi drugi kawałek – tym razem pergaminu. Rzuciłem nań okiem i zdębiałem. Był zapisany jakąś mieszanką liter i cyfr. Po chwili zrozumiałem – to był osobisty szyfr, do którego gamę otrzymałem wraz z nominacją na Mistrza. Musiałem rozszyfrować go używając małego dysku z wypalanej gliny, który pokryty był ślimakowatym wzorkiem zawierającym klucz szyfru.[1] Po paru minutach rozszyfrowałem kryptogram. Było to potwierdzenie polecenia udania się do Vendhyi i podjęcia śledztwa w sprawie tajemniczych zgonów.
- Podejmujecie się tego dokonać? – Komandor zadał nam sakramentalne pytanie.
- Tak – odpowiedzieliśmy unisono. Mogłem odmówić wykonania zadania i w takim przypadku musiał je podjąć ktoś inny, ale nikt jeszcze nie odmówił – to była kwestia honoru i nie tylko. Albo musiałbym wystąpić z Bractwa, albo zgodzić się na hańbę powrotu do nowicjatu jako Uczeń. Spojrzeliśmy na siebie. Iris była śmiertelnie poważna, ale jej spojrzenie mówiło coś innego. Było ufne i kochające. Zrozumiałem, że mając u boku taką kobietę nie mam się czego bać. Ona mnie nie zawiedzie.
- A zatem – rzekł Komandor – wasza misja się zaczęła. Czasu jest mało, więc podrzucimy was drogą morską do Yuetshi u ujścia Zaporoski, a potem już konno do Fortu Ghori w Górach Ghulistańskich, a potem prostym traktem do Khorali. Stąd do Goa jest jakieś pięćset staj, może mniej. Oni tam mają niezłe rozstawne konie, więc będziecie tam w ciągu miesiąca. […]

-----------------

Przeczytałem to jeszcze raz i poczułem znajomy dreszcz. List napisany był w połowie sierpnia, a zatem kiedy byłem już w Goa. Fakt, że znów znalazł się kolejny dowód na penetrację naszej planety przez kogoś spoza naszego czasu był już sam w sobie interesujący i intrygujący. Podejrzenia, które powziąłem jeszcze w czerwcu powoli nabierały kształtów i rumieńców.
- Co ci tatko? – usłyszałem zaniepokojony głos Tii – czy coś się stało? Złe wieści?
- Nie, córeńko – odpowiedziałem – tylko…
- Tylko??? – jej ślicznie zarysowane brwi uniosły się lekko.
- Tylko będę musiał wyjechać, i to z mamą.
- Tatko!!! – tupnęła stópką obutą w delikatny sandałek – Gdzie znowu!? Mało mamy roboty z tą Malaboną???

Podałem jej list. Przeczytała i jej twarzyczka spochmurniała.
- Masz rzucić to wszystko z powodu jakiegoś starego papierzyska? – zapytała żałosnym głosem, ale widziałem, że była wściekła.
- To jest prośba – odparłem – mogę nie jechać.
- Akurat! – wybuchła – już to widzę! Oboje jesteście tak narwani, że jak was znam, to pojedziecie i to beze mnie…

Ja też widziałem to w ciemnych barwach.
- Obawiam się, że jest gorzej, niż myślimy – odpowiedziałem otwierając czwarty list z pieczęciami Belverusu. Rozłożyłem wielokrotnie złożoną kartkę i spojrzałem na jej lico.

Była czysta.

Obróciłem ją na verso – to samo. Spojrzeliśmy sobie w oczy.
- To jakiś durny kawał tatko? – zapytała z tłumioną wściekłością w głosie.
- Nie, kochanie – odpowiedziałem spokojnie – to tajnopis. Przynieś, proszę, świecę.
Tia skoczyła po świecę i po kilku minutach weszła niosąc srebrny lichtarz z zapaloną świeczką. Postawiła ja przede mną i czekała, co będzie.
- Kochanie, weź ołówek i pergamin i pisz – powiedziałem delikatnie podgrzewając list z Belverusu. Pod wpływem płomienia na cieniutkim pergaminie pojawiły się cyfry i litery. Zacząłem je dyktować, a Tia zapisywała je pracowicie na swoim kawałku pergaminu.
- I co wyszło? – zapytałem.
Milczała przez chwilę.
- To jakaś bzdura! To nie ma sensu! – odparła.
- Ma, ma – odparłem – a teraz weź ten krążek.
Podałem jej krążek z wypalanej gliny pokryty znakami alfabetu i cyframi.
- Odszukuj znaki na zewnętrznym krążku i patrz, jakie znaki znajdują się na wewnętrznym. Te właśnie są tymi właściwymi i te zapisuj, zrozumiałaś?
Skinęła głowa w odpowiedzi, a potem zabrała się za dekryptaż. Sprawa musiała być bardzo poważna, skoro Mistrz Brontosphoros zastosował takie środki ostrożności.
- Mam! – wykrzyknęła po kilku minutach – ale… to też jest bez sensu!
- Ma sens, tylko musimy jeszcze pokombinować – odrzekłem – powiedz mi, jakie cyfry otwierają zapis i zamykają go?
- Otwiera 8, a zamyka 7 – odrzekła.
- No to rozpisz ten tekst na macierz złożoną z 8 wierszy po 7 znaków każdy – poleciłem.
- Zrobione – odrzekła po kilku chwilach – i co dalej?
- A teraz czytaj z góry na dół.

Przeczytała.

A ja poczułem nagły chłód mimo upalnego dnia. I zrozumiałem, dlaczego Mistrz Brontosphoros zastosował aż trzystopniowe - najwyższe zabezpieczenie tej informacji. […]

Daniel Laskowski – „Bractwo Zielonego Smoka”
(na prawach rękopisu)


Komentarz Macieja Kuczyńskiego


Ponieważ Autorka powołała się na Macieja Kuczyńskiego, pozwoliłem sobie przesłać mu kopię przekładu jej artykułu. W odpowiedzi Pan Maciej Kuczyński napisał mi, co następuje:

Oto kilka moich słów komentarza do artykułu. Autorka myli się pisząc, że takich znaków jak na Dysku nigdzie nie znaleziono. Przeciwnie, znaczna ich część jest na skałach, ceramice, tkaninach, płaskorzeźbach i w kodeksach wszystkich części świata. To właśnie pozwoliło mi "odczytać" biologiczny sens inskrypcji. Wtajemniczenie jej autora pochodzi bez wątpienia z wizji szamańskich w zmienionym stanie świadomości. To przeoczyła i pominęła autorka artykułu. Wątek Atlantydy, jako ew. źródło wiedzy, potraktowałem "marketingowo". Dziś jestem już całkowicie przekonany, po serii własnych doświadczeń w USA, Peru i Meksyku, że ta wiedza wyprzedzająca naukę ma źródła szamańskie i świadczy o istnieniu ścieżki dostępu do ponadczasowej zbiornicy wiedzy. Serdecznie pozdrawiam,

Maciej Kuczyński

Tekst i ilustracje – „Tajny XX wieka” nr 13/2014, ss. 20-21
Przekład z j. rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©                                  




[1] W parę tysięcy lat później archeolodzy odkryją je na Krecie.