wtorek, 2 grudnia 2014

Dziwne dni (9)

IX


Jechali dwie doby, byle jak najdalej od przeklętego miejsca. Pozwalali sobie tylko na krótkie popasy, by dać wytchnienie zmęczonym koniom. Mieli szczęście, bo zachodni wiatr spychał radioaktywne chmury w kierunku Ghulistanu i dalej na stepy Kathaju, które stały się równiną śmierci. Kiedy zajarzyły się krwistoczerwone zorze trzeciego dnia zauważyli, że na miejsce kamieni i piachu pod kopytami ich koni pojawiła się wreszcie trawa, soczysta trawa stepowa. Odetchnęli z ulgą. Byli ocaleni. Zatrzymali się i rozjuczyli konie pozwalając się im paść do woli. A sami położyli się na trawie w cieniu jakichś mizernych drzewek owinięci derkami z siodłami pod głową i zapadli w nerwowy, męczący sen. Spali do wieczora, a potem znowu puścili się w dalszą drogę kierując się wciąż na Thuban, który był wreszcie doskonale widoczny na granatowym niebie, którego nie przesłaniały już chmury po straszliwej eksplozji.


Przespali cały dzień. Obudzili się, kiedy słońce kłoniło się już na zachodzie. Niebo było nasycone czerwienią i pomarańczowym kolorem. Samo słońce wisiało jak wiśniowa kula na trzy palce nad horyzontem. Nie było ani chmurki, ale wydawało się, że całe niebo spowite jest mgłą w kolorach pomarańczy i ecru.
- Co się stało słońcu? – zapytał Kheram niespokojnie.
- Nic – Ilva wzruszyła ramionami – to tylko pył wzbity wybuchem zmienił światło słoneczne – powiedziała starannie dobierając stygijskie słowa.
- Jedziemy dalej? – zapytał bezradnie.
Ilva nie dziwiła się. W jego życiu zmieniło się wszystko i na razie nie potrafił znaleźć się w nowej rzeczywistości…
- Jak chcesz, to możesz tutaj zostać – powiedziała z przekornym uśmiechem – ale prędzej czy później dopadną cię jacyś ĵighitci albo ĵete i będziesz miał kłopoty. A oni są o wiele gorsi od Dachy, niech mu ziemia ciężką będzie… Ja w każdym razie się stąd zbieram. Nie zapominaj, że grozi nam trucizna z chmur, a bezpieczni będziemy dopiero, kiedy przekroczymy rzekę.
- Skąd wiesz? – Kheram ze zdumienia podniósł brwi.
- Bo tak… – ucięła, bo nie chciało się jej tłumaczyć rzeczy (dla niej) oczywistych. – Zapakowałeś się już?
Skinął głową. Erudycja Ilvy czasami go nokautowała.
- Gdzie jedziemy? – zapytał.
Ilva rozejrzała się po gwiazdach, które ledwie żarzyły się czerwonawo na niebie.
- Na wschód – powiedziała stanowczo – nad Ilbars, tam dopiero będziemy mogli odetchnąć.


I ruszyli.


Droga dłużyła się im beznadziejnie, więc skracali sobie czas nauką języka. Kheram błyskawicznie opanował podstawowe zwroty w języku Hyboryjczyków i nauka szła mu coraz lepiej.


Około północy wzeszedł księżyc, którego światło było pomarańczowe. Jechali więc kierując się na jego ogromną tarczę, która malała w miarę podnoszenia się nad horyzontem. Naraz wydali okrzyki zdziwienia. Nad wschodnim horyzontem powoli podnosiło się drugie światło, mniejsze ale bardziej jaskrawe od Srebrnego Globu.
- Co to takiego? – Kheram po raz drugi zdumiał się niepomiernie.
- Idę o zakład, że to Wielki Przewodnik – odparła Ilva – ale dlaczego znajduje się tutaj, a nie nad Czarnymi Królestwami?
- Nie wiem – odpowiedział Kheram.
- Powiedz mi, czy on jest teraz większy, czy mniejszy? – Ilva myślała nad czymś gorączkowo.
Kheram spojrzał na tarczkę satelity Ziemi. Na niej przesuwała się plama miotacza antymaterii, która przypominała wielki krater uderzeniowy.
- Jest wyraźnie mniejszy – powiedział.
- O ile? – Ilva była dociekliwa.
Kheram nakrył go kciukiem wyciągniętej ręki.
- Mniej więcej o połowę – odpowiedział.
- Na pewno?
- Na pewno – odpowiedział stanowczo – a o co chodzi?


Ilva zastanowiła się na moment.
- Chodzi o to, że Wielki Przewodnik zszedł z orbity wokół Ziemi i odlatuje od niej po stycznej. Dlatego jest mniejszy i porusza się na niebie.
Kheram nie odezwał się. Nie rozumiał nic z tego, co mówiła do niego. Pokręcił głową.
- Wytłumaczę ci, jak tylko znajdziemy się nad rzeką, a teraz …
Nie dokończyła, bo na zachodzie pojawiła się wielkie, złociste światło, które leciało na północny-wschód rozsypując się na tysiące tęczowych iskierek, które gasły odlatując od niego.
- A to co!!!??? – wykrzyknęli unisono patrząc na to widowisko.
Jaskrawo świecąca kula przeleciała nad nimi i po sekundzie rozprysła się na rój szybko gasnących iskier.
- Spadająca gwiazda? – zapytał Kheram.

- Być może, albo… - urwała na moment, bo wydało się to jej nieprawdopodobne – albo… Mały Przewodnik. On latał właśnie takim torem… 

CDN.