IX
Jechali dwie doby, byle jak najdalej od
przeklętego miejsca. Pozwalali sobie tylko na krótkie popasy, by dać
wytchnienie zmęczonym koniom. Mieli szczęście, bo zachodni wiatr spychał
radioaktywne chmury w kierunku Ghulistanu i dalej na stepy Kathaju, które stały
się równiną śmierci. Kiedy zajarzyły się krwistoczerwone zorze trzeciego dnia zauważyli,
że na miejsce kamieni i piachu pod kopytami ich koni pojawiła się wreszcie
trawa, soczysta trawa stepowa. Odetchnęli z ulgą. Byli ocaleni. Zatrzymali się
i rozjuczyli konie pozwalając się im paść do woli. A sami położyli się na
trawie w cieniu jakichś mizernych drzewek owinięci derkami z siodłami pod głową
i zapadli w nerwowy, męczący sen. Spali do wieczora, a potem znowu puścili się
w dalszą drogę kierując się wciąż na Thuban, który był wreszcie doskonale
widoczny na granatowym niebie, którego nie przesłaniały już chmury po
straszliwej eksplozji.
Przespali cały dzień. Obudzili się, kiedy słońce
kłoniło się już na zachodzie. Niebo było nasycone czerwienią i pomarańczowym
kolorem. Samo słońce wisiało jak wiśniowa kula na trzy palce nad horyzontem.
Nie było ani chmurki, ale wydawało się, że całe niebo spowite jest mgłą w
kolorach pomarańczy i ecru.
- Co się stało słońcu? – zapytał Kheram
niespokojnie.
- Nic – Ilva wzruszyła ramionami – to tylko pył
wzbity wybuchem zmienił światło słoneczne – powiedziała starannie dobierając
stygijskie słowa.
- Jedziemy dalej? – zapytał bezradnie.
Ilva nie dziwiła się. W jego życiu zmieniło się
wszystko i na razie nie potrafił znaleźć się w nowej rzeczywistości…
- Jak chcesz, to możesz tutaj zostać –
powiedziała z przekornym uśmiechem – ale prędzej czy później dopadną cię jacyś ĵighitci albo ĵete i będziesz miał kłopoty. A oni są o wiele gorsi od Dachy,
niech mu ziemia ciężką będzie… Ja w każdym razie się stąd zbieram. Nie
zapominaj, że grozi nam trucizna z chmur, a bezpieczni będziemy dopiero, kiedy
przekroczymy rzekę.
- Skąd wiesz? – Kheram ze zdumienia podniósł
brwi.
- Bo tak… – ucięła, bo nie chciało się jej
tłumaczyć rzeczy (dla niej) oczywistych. – Zapakowałeś się już?
Skinął głową. Erudycja Ilvy czasami go
nokautowała.
- Gdzie jedziemy? – zapytał.
Ilva rozejrzała się po gwiazdach, które ledwie
żarzyły się czerwonawo na niebie.
- Na wschód – powiedziała stanowczo – nad
Ilbars, tam dopiero będziemy mogli odetchnąć.
I ruszyli.
Droga dłużyła się im beznadziejnie, więc
skracali sobie czas nauką języka. Kheram błyskawicznie opanował podstawowe
zwroty w języku Hyboryjczyków i nauka szła mu coraz lepiej.
Około północy wzeszedł księżyc, którego światło
było pomarańczowe. Jechali więc kierując się na jego ogromną tarczę, która
malała w miarę podnoszenia się nad horyzontem. Naraz wydali okrzyki zdziwienia.
Nad wschodnim horyzontem powoli podnosiło się drugie światło, mniejsze ale
bardziej jaskrawe od Srebrnego Globu.
- Co to takiego? – Kheram po raz drugi zdumiał
się niepomiernie.
- Idę o zakład, że to Wielki Przewodnik –
odparła Ilva – ale dlaczego znajduje się tutaj, a nie nad Czarnymi Królestwami?
- Nie wiem – odpowiedział Kheram.
- Powiedz mi, czy on jest teraz większy, czy
mniejszy? – Ilva myślała nad czymś gorączkowo.
Kheram spojrzał na tarczkę satelity Ziemi. Na
niej przesuwała się plama miotacza antymaterii, która przypominała wielki
krater uderzeniowy.
- Jest wyraźnie mniejszy – powiedział.
- O ile? – Ilva była dociekliwa.
Kheram nakrył go kciukiem wyciągniętej ręki.
- Mniej więcej o połowę – odpowiedział.
- Na pewno?
- Na pewno – odpowiedział stanowczo – a o co
chodzi?
Ilva zastanowiła się na moment.
- Chodzi o to, że Wielki Przewodnik zszedł z
orbity wokół Ziemi i odlatuje od niej po stycznej. Dlatego jest mniejszy i
porusza się na niebie.
Kheram nie odezwał się. Nie rozumiał nic z tego,
co mówiła do niego. Pokręcił głową.
- Wytłumaczę ci, jak tylko znajdziemy się nad
rzeką, a teraz …
Nie dokończyła, bo na zachodzie pojawiła się
wielkie, złociste światło, które leciało na północny-wschód rozsypując się na
tysiące tęczowych iskierek, które gasły odlatując od niego.
- A to co!!!??? – wykrzyknęli unisono patrząc na
to widowisko.
Jaskrawo świecąca kula przeleciała nad nimi i po
sekundzie rozprysła się na rój szybko gasnących iskier.
- Spadająca gwiazda? – zapytał Kheram.
- Być może, albo… - urwała na moment, bo wydało
się to jej nieprawdopodobne – albo… Mały Przewodnik. On latał właśnie takim
torem…
CDN.