piątek, 26 grudnia 2014

SŁOŃCE NAD MORZEM CZARNYM (8)



Morze Czarne – 30 mil na południe od Jałty


Na wysokości przylądka Foros zrobiliśmy zwrot ku wschodowi i znów zaczęliśmy penetrować morze, które tutaj było już głębokie. Sonar sygnalizował głębokość ponad tysiąca metrów. Zupełnie inaczej było w pobliżu Cieśniny Kerczeńskiej, gdzie znajdowaliśmy się na szelfie kontynentalnym.
- Właściwie nie ma sensu penetrować tych głębin, przecież one są abiotyczne – powiedziałem.
- Ba! – ale nie wiadomo, co właściwie się w nich może kryć – powiedziała Gemma.
- Na pewno nie stworzenie oddychające powietrzem rozpuszczonym w wodzie – roześmiała się Naïs. – A w chemiaki Daniela i japońskie Hedory jakoś nie wierzę…
- A co! Posłuchajcie: Chemiacus danielensis L. – jakże to brzmi! – powiedziałem z szyderczą powagą.
Roześmialiśmy się wszyscy.
- Co oznacza to L.? Chyba nie Linneusz? – zapytała Gemma.
- Laskowski, bo to ja je odkryję – odparłem.

Słońce powoli staczało się z szczytu nieba. Morze było niemal gładkie i nie widać było żadnych odznak jakiegoś krótkiego, ale paskudnego sztormu, z którego słynne są te wody. Kobiety wylegiwały się na słońcu, jak foczki – jedna obok drugiej. Miło było popatrzeć na nie pogrążone w błogim odpoczynku. Krystyna spała, Gemma rozmawiała z Naïs, która leżąc na brzuchu klepała w klawiaturę swego laptopa.

Atis prowadziła jacht w kierunku wschodnim. Wyglądało to na zwyczajny, wakacyjny rejs. A ja czuwałem przy sonarach. Do końca wachty pozostały dwie godziny, potem zmieniała mnie Krystyna.
- Gdzie jesteśmy? – zapytałem Atis.
- Trzydzieści mil na południe od Jałty – usłyszałem odpowiedź – czterdzieści…
- Nie trzeba – odpowiedziałem.
- Uwaga! Sonar sygnalizuje obiekt odpowiadający parametrom poszukiwanemu zwierzęciu – odezwała się nagle Atis. – Położenie: prawo sto sześćdziesiąt, odległość trzy mile, głębokość siedemdziesiąt metrów i idzie kursem na nas z prędkością dwudziestu węzłów. Rozmiary: długość około dwadzieścia dwa metry, szerokość trzy i pół metra.
- Cholera, to rzeczywiście jest potwór – pomyślałem.
Rzuciłem okiem na ekran – podłużny obiekt szybko zbliżał się do środka ekranu, gdzie znajdował się Atlantis MMII. Chyba zwabił go nasz sonar.
- Odnotuj pierwszy kontakt i ogłoś alarm! – poleciłem Atis.
- Aye, aye sir! – i po chwili rozległ się buczek alarmowy.

Pierwsza do sterówki wpadła Naïs.
- I co!? Jest!!!??? – zawołała.
- Quod erat demonstrandum – powiedziałem wskazując na ekran.
- Ale wielki! Co to może być? – powiedziała patrząc w jego zielonkawą głębię.
- Na pewno nie waleń – powiedziałem. – Za chudy nawet na najmniejszego wieloryba. Poza tym Turcy widzieliby go przepływającego przez Dardanele i Bosfor.
- A więc rekin? – Naïs zrobiła zdumioną minę. – Ale jaki? Chyba nie Rhincodon typus czy Megachasma pelagios, albo Cetorhinus maximus… One są planktonożerne, a ten…
- Ale one mierzą do dwunastu metrów, a to ma dwadzieścia dwa… - dodałem.
- Chyba, że to jest… - Naïs naraz zbladła. Zrozumiałem ją w lot.
- … Carcharodon megalodon… - dokończyłem za nią. Spojrzeliśmy na siebie. W jej oczach czaił się autentyczny strach.
- Nie do wiary – powiedziała cicho – to niemożliwe…
- Nie mówicie tego serio? – usłyszałem za sobą głos Gemmy. 
- Przecież megalodony wyginęły szesnaście milionów lat temu – dodała Krystyna. Obie ubrały się w jednoczęściowe stroje pływackie i były gotowe do działania. 
- Taaak? No to co tam pływa? – zapytałem wskazując kciukiem na ekran sonaru, na którym biała plama ogromnej ryby rozrastała się i zbliżała z każdą sekundą.
- Eeee, tam – bąknęła Krystyna.
- Krysiu, no kto jak kto, ale ty powinnaś w to uwierzyć… - powiedziałem nawiązując do naszej afrykańskiej odysei. – Atis, proszę daj STOP – poleciłem
- Jest STOP – jacht poruszał się już tylko siłą bezwładu.
- Co robimy? – zapytała Naïs.
- To, po co tutaj przyjechaliśmy – odparłem – wyrzucimy ROV i obejrzymy to coś, cokolwiek to jest.
- Patrzcie! – krzyknęła Gemma wskazując palcem na morze po lewej burcie.
Spojrzeliśmy w tamtym kierunku. W kierunku lądu płynęło bardzo szybko stadko delfinów, a za nim drugie.
- Delfiny wyczuły niebezpieczeństwo – rzekła Naïs. – Tam jest za mocna dla nich konkurencja…
- Atis! Proszę przygotować ROV do zanurzenia – poleciłem.
- Jest przygotować ROV – odpowiedziała Atis.
Z tylnego pokładu wyrósł nagle niewielki dźwig przy którym kołysał się nieduży obły aparat do podwodnych prac, fotografowania i filmowania.
- ROV gotowy – zameldowała Atis.
- Puszczamy – wydałem polecenie – i daj od razu obraz na główny ekran, OK.?
- OK. Puszczam ROV – padła odpowiedź.
Jednocześnie postać Atis znikła z głównego ekranu, a na jej miejsce pojawił się obraz przekazywany przez kamerę ROV. Widać było nasz jacht, a potem już tylko błękitną toń wodną, w którą robot zanurzał się coraz głębiej z każdą chwilą. Ciemniała w miarę schodzenia ROV coraz niżej i niżej.
- Siedemdziesiąt metrów – zameldowała Atis.
W niebieskawej toni widoczność była doskonała.
- Gdzie jest nasz cel? – zapytała Naïs.
- Dwa kable od ROV na południe – usłyszeliśmy w odpowiedzi. – Trzysta siedemdziesiąt metrów…
Obróciłem ROV by spojrzeć temu czemuś w ślepia.
- Jest! – usłyszałem napięty szept Krystyny. – Boże, ależ to kolos!

Ogromny rekin miał biało-szarą skórę, która emanowała zielonkawą poświatą. Zbliżał się bardzo szybko do ROV. Z tej odległości widać było jego duże, szaro-niebieskie oczy. Poza tym nie było żadnych innych znaków szczególnych.
- Mam nadzieję, że to ktoś filmuje – zapytałem.
- Oczywiście – odpowiedziała Atis.
Nie dziwiłem się, że Krystyna wzywała Najmądrzejszego. To była największa ryba, jaką kiedykolwiek widziałem w życiu. I najbardziej drapieżna. Nie było przy niej ryb-pilotów i podnawek. To zły znak…

W jej wyglądzie było coś złowrogiego i pierwotnego. Rekin z filmu Spielberga wyglądał przy tym potworze, jak niewinna szprotka. Prawie na jeden kęsek dla tego potwora, o ile żywiłby się plastikiem… Potwór powoli, jakby od niechcenia ruszając ogonem zaczął opływać ROV. Najwidoczniej sprowokowały go odgłosy pracy śrub napędzających robota.
- Szykuje się do ataku – szepnęła  Naïs.
- Atis? Ile możesz zrobić hałasu swoim hydrolokatorem? – zapytałem tknięty nową myślą.
- Ponad trzysta decybeli – odpowiedziała natychmiast.
- Walnij go wiązką kierunkową i pełną mocą, gdyby był zbyt natarczywy, OK.? – poprosiłem.
- Aye, aye sir! – odpowiedziała.
A potem stało się kilka rzeczy naraz, bo wielki rekin zaszarżował na ROV. Zanim zdążyłem zareagować, Atis puściła serię impulsów w kierunku olbrzyma, który zwinął się i zawrócił.
- Ucieka na południe – powiedziała Gemma obserwująca ekran sytuacyjny.
- Wyciągamy ROV, starczy emocji na dzisiaj. Mamy to, o co nam chodziło. Zaraz nadamy sygnał do profesora i zabieramy się stąd.
- Taki agresywny? – Krystyna wzruszyła ramionami – chyba raczej wściekle głodny, skoro nie pogardził taką nędzną przekąską, jak ROV…
- Aha, tylko nie zapominaj, że zlokalizował już coś, co może zinterpretować jako dużego wieloryba, którego warto zaatakować… - powiedziałem z nutką groźby w głosie. – Na razie się obroniliśmy, ale utraciliśmy efekt zaskoczenia, a nie mamy żadnej broni na pokładzie!
- No nie! – krzyknęła Gemma. – Nie myślisz chyba…
- Nic nie myślę – powiedziałem twardym tonem – ja wiem. Jego następnym celem staliśmy się my…



CDN.