niedziela, 22 marca 2015

Obce satelity: casus „Czarnego Księcia” i inne

Czasami na wokółziemskich orbitach dochodziło do dziwnych spotkań...


Oleg Fajg


W dniu 27.VI.2008 roku został wystrzelony na orbitę wojskowy satelita Kosmos-2440. Ten aparat na początku 2010 roku nieoczekiwanie przestał pracować, zdążył jedynie odnotować dziwne sygnały z dwóch zagadkowych obiektów kosmicznych.

Jesienią 1964 roku, międzynarodowy almanach fantastyki i przygody „Galaktyka” w rubryce „Anomalne” opublikował kompilację doniesień o Nieznanym Obiekcie Kosmicznym – NOK lub UCO – Czarny Książę. W artykule mówiło się o tym, jak to pewien astronom-amator ujrzał ciemną plamę z wielką prędkością przelatującą przez tarczę Księżyca, i o tym, że zagadkowy obiekt wyglądał jak rakieta „V”, zbudowanej przez Niemców do lotów suborbitalnych. Powstała jeszcze jedna hipoteza: przed nami znajduje się zakonspirowany kosmolot, którego załoga zginęła przy próbie lądowania na Ziemi w czasie Tunguskiego Wybuchu… Ta ostatnią hipotezę postawił znany radziecki uczony i pisarz-fantasta A. P. Kazancew. Także to on nadał temu „orbitalnemu artefaktowi” poetyczną nazwę Черный Принц Czarny Książę. Pisarz uważał, że obiekt może być tendrem międzyplanetarnego statku kosmicznego, który spowodował „Tunguskie Dziwo”.


A. P. Kazancew - autor hipotezy o kosmolocie, który eksplodował nad Podkamienną Tunguską


„Czarny Książę” a także „Demon”


Opowiadanie fantastyczno-naukowe Kazancewa pt. „Wybuch” było opublikowane w 1946 roku w magazynie „Wokrug świeta”. W nim pisarz chciał uzasadnić swoją teorię „Tunguskiego Dziwu” i dlatego bardzo uważnie śledził wszelkie anomalne astronomiczne obserwacje, potwierdzającymi jego pomysły. Jak tylko pojawiły się pierwsze informacje o „ciemnym zjawisku” na wokółziemskiej orbicie, to Kazancew od razu przedstawił swój wariant pozaplanetarnej odysei. Według rozumowania tego fantasty, nad syberyjską tajgą zginął tragicznie pasażerski moduł lądujący, a sam gwiazdolot pozostał na polarnej orbicie Ziemi. Po pół wieku, cybernetyczny mózg obcego statku wydał rozkaz samozniszczenia w celu uchronienia Ziemian od kontaktu z obcymi, niebezpiecznymi technologiami… 

Pojawiły się także zdjęcia, wykonane jakoby przez satelity zwiadowcze, spysaty NASA, na których widać dziwny, ciemny obiekt. Dziennikarze od razu nazwali go z powodu niezwykłego wyglądu Dark Knight - Ciemnym Rycerzem. A do tych romantycznych nazw dodano od razu nazwę Czarny Książę i Mroczne Widmo. Niekiedy w prasie przytaczano jeszcze jedną nazwę – Czarny Demon.


Sonda kosmiczna czy plazmoid?


Po szeregu gazetowych doniesień, zagadkowy obiekt wpadł w pole widzenia specjalnego projektu Pentagonu – „Blue Book” – słynna „Niebieska księga” – zajmującym się analizą doniesień o obserwacjach UFO. Wojskowi zebrali dane o orbicie obiektu i zaczęli specjalne badania. Po całym szeregu obserwacji wykonanych przez wojskowych ekspertów, NASA nie udało się wpaść na ślad Ciemnego Rycerza. W raporcie końcowym „Niebieskiej księgi” stwierdzono, że astronomowie-amatorzy przede wszystkim obserwowali krążące zwyczajne meteoroidy, które od czasu do czasu przelatują przed księżycowym dyskiem.

W 1965 roku, znany amerykański astrofizyk Ron (Ronald) Bracewell w swej pracy pt. „Sygnały od wysokorozwiniętych galaktycznych cywilizacji” wyłożył i rozwinął swoją wcześniejszą hipotezę o tym, że Czarny Książę (którą to nazwę w swej autorskiej ambicji zmienił na Ciemny Rycerz) jest niczym innym, jak automatyczną sondą Pozaziemian. Podobne aparaty, nazwane dzięki temu sondami Bracewella, mogłyby bez problemów przemierzać galaktyczne przestrzenie i zbierać informacje dla cywilizacji, która je wysłała. Następnie teorię Bracewella rozwinął i dopełnił znany badacz problemów kontaktów z pozaziemskim rozumem prof. L. W. Xanphomaliti.

W tym czasie, znany w kręgach ufologicznych Komitet Condona, który zorganizował i któremu przewodził prof. Edward U. Condon z Kolorado, rozpatrywał hipotezę o NOK-plazmoidzie, ale uczeni nie doszli w tym temacie do jednolitego wniosku. Problem się jeszcze bardziej poplątał po odkryciu „widmowych błyskawic” wyrzucających w jonosferę wielkie obłoki jonów. Geofizycy i meteorolodzy sądzą, że właśnie te zjawiska astronomowie-ufolodzy przez długi czas brali za NOK/UCO czy Nieznane Obiekty Orbitalne – NOO/UOO.


Awarie na orbicie


W latach 90., miały miejsce dwie tajemnicze awarie z wojskowymi satelitami łączności NASA. Wtedy też Pentagon wystąpił z oświadczeniem, że najprawdopodobniej mieliśmy do czynienia z kolizją z jakimś dużym obiektem. To wydarzenie zrodziło pogłoski o tym, że prawdziwa przyczyną zagłady tych satelitów było zderzenie z Ciemnym Rycerzem. No, ale że prawdopodobieństwo podobnych wydarzeń jest bardzo małe, to wyciągnięto wnioski, że tenże NOK do dziś dnia znajduje się na orbicie w stanie aktywnym i niszczy wszystkie wykrywające go aparaty kosmiczne.

W czasie wielokrotnych sondaży radiowych ziemskiej jonosfery, radiofizycy zebrali wiele danych, między którymi były wszelakiego rodzaju „odgłosy radiowe” Kosmosu. Należy zauważyć, że fale radiowe wypromieniowują wszystkie ciała niebieskie – od Jowisza i Słońca do dalekich radiogalaktyk. Także i nasza planeta jaskrawo świeci na „radiowym niebie”, jeszcze od lat 20., ubiegłego stulecia, odkąd jest otulona „smogiem radiowym” emitowanym przez radiostacje i stacje TV. Tymi danymi posiłkowała się grupa astronomów, która odkryła, że jakiś obiekt pomiędzy Ziemia a Księżycem intensywnie przekazuje i przyjmuje dane radiowe z gwiazdą Epsilon Wolarza (e-Boo, Izar). Poza tym entuzjaści kontaktu z Innym Rozumem twierdzą, że w kosmicznych przekazach radiowych znajduje się lokalizacja samego gwiazdozbioru. A wszystkie niedokładności gwiazdowych współrzędnych ufolodzy lekko wyjaśniają zmianami gwiezdnej mapy nieba skutkiem zmiany lokalizacji gwiazd przez tysiąclecia (co rozszyfrowano jako okres 10.000 - 13.000 lat). W ten sposób – według stronników kontaktu – gwiazda Izar (odległa o 203 ly – przyp. tłum.) oczywiście nie znajduje się w tym miejscu, w jakim ją widzimy, a jej umiejscowienie pokazuje na rodzinną planetę, z której wystrzelono Ciemnego Rycerza. Ale wszystkie dalsze próby uściślenia gwiezdnego adresu ciemnego UCO zakończyły się pełnym niepowodzeniem z przyczyny braku realnych danych.


Zmasakrowany las na miejscu wybuchu TCK


Orbitalne rodzeństwo Bagby’ego


Amerykański astronom-amator John Begbiou (w innej wersji Bagby) miał ciekawe pole zainteresowań, a mianowicie – szukał on kosmicznych obiektów, wychwyconych przez ziemskie pole grawitacyjne i które stały się prawdziwymi księżycami naszej planety. W 1967 roku, opublikował on notatkę z magazynie astronomicznym o 10 orbitalnych obiektach (inne źródła mówią o 12 UOO, zob. seria artykułów na ten temat na stronach http://wszechocean.blogspot.com/2014/06/ciemny-rycerz-na-orbicie.html i dalszych - przyp. tłum.), które mogłyby być szczątkami, które mogłyby być pozostałościami po jakimś większym ciele niebieskim rozerwanym przez grawitację Ziemi. 

Historia jeszcze jednego członka „rycerskiego rodzeństwa”  - Mrocznego Widma rozpoczęła się od obserwacji NOO przez amerykańskich astronomów J. Hammonda i T. Cragga na przełomie lat 40. i 50. W 1956 roku ich obserwacje otrzymały bezpośrednie potwierdzenie, a 4.V.1957 roku J. Bagby zrobił z tego wszystkiego jedno rodzeństwo. Wyliczone przezeń orbity miały ciekawy wariant w przeszłości, bowiem w dniu 18.XII.1955 roku, wszystkie one zbiegły się w jednym punkcie, co można by było interpretować jako jednoczesny, jednorazowy rozpad jakiegoś prawdziwego satelity. Konkretne przyczyny tej małej katastrofy, być może kiedyś staną się znane, i tu można założyć każdą: od zwyczajnej kolizji meteoroidów do jakichś wewnętrznych procesów.

Z biegiem czasu, publikacje o obserwowanych NOO spowodowały fale ostrej, profesjonalnej krytyki. Przede wszystkim na pierwszy ogień wzięto metodykę obliczeń orbit kosmicznego rodzeństwa Bagby’ego. Przecież do wyliczenia dokładnych orbit potrzebne są wyniki setek obserwacji, a nie jedynie pojedynczych jak w tym przypadku!

Poza tym było omówionych kilka wyjaśnień natury samych obiektów Bagby’ego. Pomiędzy nimi były efekty właściwości atmosfery, zjawiska meteorologiczne i jonosferyczne oraz ciała niebieskie w postaci asteroidów od czasu do czasu przelatujących koło Ziemi.

Kiedy ufolodzy widzą zlewające się ze sobą i rozłączające NOO czy NOK, służby naziemnej obserwacji przede wszystkim odnotowują zderzenia fragmentów kosmozłomu, z czego jego ilość powiększa się w postępie geometrycznym. Do tego małe fragmenty tegoż kosmozłomu są równie niebezpieczne co duże, a które często uważa się za NOO/NOK, kosmoloty należące do Przybyszów z Kosmosu. Każde zderzenie powoduje pojawienie się obłoku odłamków, które szybko rozlatują się we wszystkich kierunkach i po kilku tygodniach tworzą swoisty pas zdolny do zniszczenia wszystkich aparatów kosmicznych, które akurat znajdą się na jego orbicie…  

[A jak bardzo takie małe odłamki są niebezpieczne, to ciekawie pokazuje film Alfonso Cuaróna pt. „Grawitacja” (2013) w gwiazdorskiej obsadzie Sandry Bullock i Georgea Clooneya albo starszy film z 1983 roku pt. „Starflight One” w reż. Jerry’ego Jamesona – przyp. tłum.]


„Długie ręce”


Niestety, niemal wszystkie doniesienia na temat NOO/NOK są trudne do zweryfikowania. Tak np. jeszcze w czerwcu 1965 roku, astronauta James Mac Divitt zaobserwował z pokładu Gemini-4 dziwny obiekt, a którego „sterczały długie ręce”. Kontrola Lotów NASA poleciła sfotografować ten NOO, ale po wodowaniu Gemini-4 akurat tego zdjęcia nie zdołano znaleźć…

Istnieje wiele historii o NOK/NOO zaobserwowanych z pokładów stacji kosmicznych Salut i Mir. Niekiedy były to tajemnicze orbitujące „ciemne sferoidy”, które zasłaniały na chwilę światła gwiazd, zaś innym razem jakieś srebrzyste kule w stratosferze. Osobliwie dużą ilość NOO/NOK zarejestrowały kamery video ISS/MSK.

Jedno ze zdjęć "Czarnego Barona" na wokółziemskiej orbicie (NASA)

I tak np. na jednej z taśm doskonale widać, jak obok ISS przelatuje powoli obracając się jakiś okrągły, szary obiekt o nieokreślonych rozmiarach. W drugim przypadku, obok ISS przelatuje cała grupa jakichś błyskających odbitym światłem słonecznym przedmiotów. Niekiedy obiekty znikają i znów się pojawiają, zaś niekiedy zlewają się lub rozdzielają się i znów łączą.

Specjaliści z NASA i Roskosmosu w każdym przypadku spieszą z rozczarowaniem entuzjastów istnienia NOO i NOK wyjaśniając, że widziano zużyte stopnie rakiet nośnych lub oderwane od korpusu ISS talerze antenowych modułów.

Dzisiaj NASA stara się unikać rozlicznych spekulacji na temat NOK/NOO i dlatego od czasu do czasu publikuje wszystkie posiadane materiały do swobodnego wglądu. Ufolodzy i astronomowie-amatorzy starają się nie przepuścić takiej okazji, i przeglądają wszystkie kadry piksel po pikselu szukając wszystkiego, co może mieć odniesienie do pozaplanetarnym artefaktom. Ku ich rozczarowaniu, wszystkie próby odkrycia nowego UOO i UCO napotykają na bezlitosny werdykt – „błąd techniczny”.

Być może tutaj jest gdzieś ukryte rozwiązanie zagadki pojawiania się i znikania dziwnych obiektów na wokółziemskiej orbicie.


Moje 3 grosze


Ten artykuł jest kolejnym na temat UOO i UCO, które od czasu do czasu obserwowano we wczesnej erze przedsputnikowej i sputnikowej, bowiem tylko te są najciekawsze. Związany z tym jest nasz polski „Incydent gdyński” z dnia 21.I.1959 roku, który mógł mieć właśnie takie satelitarne pochodzenie. Opisałem to w mojej książce „UFO i Kosmos”. Oczywiście – wedle niektórych uczonych i „uczonych” – na wokółziemskiej orbicie nigdy nie było i nie ma żadnych pozaziemskich sztucznych obiektów kosmicznych, sond Bracewella i innych kosmicznych pojazdów Kosmitów. Były tylko obiekty naturalne: meteoroidy, asteroidy i komety. OK., jak to mówią Rosjanie – pust’ budiet, let it be

Jest jednak małe, ale bardzo wredne „ale”, a mianowicie…


…tajemnica skradziona bogom


Wiele wskazuje na to, że tzw. tektyty są szczątkami statków kosmicznych, które przed milionami lat zbudowali „bogowie”, a ludzie ukradli im te tajemnice. Tą niezwykłą hipotezę wygłosił Andrzej Kotowiecki (autor książki pt. „Szkliwo nie z tej Ziemi” przygotowanej do wydania), a który się ta problematyką zajmuje od dziesięcioleci. Jako prawnik z kryminalistyczną specjalnością jest w stanie badać ten problem. Czuł on, że nie może znaleźć racjonalnego naukowego wyjaśnienia pochodzenia tektytów, bowiem jest ono już od dawna znane, ale że trzeba do tego problemu przystąpić w niekonwencjonalny sposób. 
Na Ziemi odkryto 150 kraterów impaktowych, które powstały w różnych epokach historycznych. Wedle najpopularniejszej teorii tektyty miały być wyrzucone z wielkich astroblemów. Pytanie jednak pozostaje, dlaczego znajduje się je tylko w niektórych miejscach kuli ziemskiej? (patrz mapka) Do tego kratery te nie musiały powstać jedynie wskutek spadku naturalnych ciał niebieskich, ale także sztucznych obiektów. W indyjskich tekstach „Sabhaporvan” możemy znaleźć opisy różnych kosmicznych konstrukcji – od satelitów aż do ogromnych, wielokilometrowych miast, które wirowały wokół własnej osi. Wiele starodawnych tekstów opisuje kosmiczne wojny, a ich pozostałościami mogą być niektóre astroblemy i także wspomniane tektyty.

Zastanówmy się, dlaczego do dziś dnia nie znaleziono tektytów o masie większej od 100 kg, bowiem zgodnie z istniejącą i obowiązującą teorią impaktu, w bliskości krateru uderzeniowego powinny występować największe i najcięższe odłamki. To jest tak, jakby w przestrzeni kosmicznej wskutek wybuchu rozpadło okno samochodu na drobny mak, a jego odłamki pod wpływem wysokiej temperatury zyskały po przelocie przez atmosferę aktualny kształt.

Wydaje się, że teoria Kotowieckiego o pochodzeniu tektytów potwierdzają tektyty z różnych czasów znajdujące się w Kazachstanie, a które mają odpowiednio 0,7; 1,2 i 5,2 mln lat, ale astroblem z którego pochodzą liczy sobie jedynie 10.000 lat! Czyli inaczej mówiąc statek kosmiczny powstał 5,2 mln lat temu, później był modernizowany i rozbudowywany dwukrotnie tj. 1,2 i 0,7 mln lat temu, a katastrofa na Ziemi nastąpiła 10.000 lat temu. Dokładne przebadanie tego krateru może przynieść dalsze odkrycia. Bowiem po tej katastrofie mogły się znaleźć jakieś artefakty. Chyba że zebrały je grupy, które tenże krater przepatrzyły.

W 1973 roku wydano w Indiach książkę mówiącą o lotach kosmicznych w przeszłości. Oparto ja o dzieło „Vimanika Sastra”, które znaleziono w bibliotece Barada Royal Sanskrit w Majsurze. Rękopis opisuje Vimany, Rukmy, Sumdry i Shokuny – kosmiczne pojazdy. Pisze się tam, że do wyprodukowania Vimany jest potrzebnych 27 rodzajów szkła. Wedle podanej instrukcji do budowy niewielkich aparatów latających używano szkła sporządzonego według takiej zasady: 12 oczyszczonych składników należało wymieszać w proporcji: 5/3/5/1/10/10/11/8/7/2/6/1, potem trzeba je było umieścić w piecu o kształcie lotosu i palić w nim drewnem, utrzymując temperaturę 323 stopni… W wyniku tego procesu otrzymujemy shitaranjikaadarsa, czyli szkło utrzymujące w sobie chłód. (Takim dziwnym szkłem jest także czysty, krystaliczny kwarc – SiO2, który także utrzymuje chłód – przyp. tłum.) To szkło jest podobne do szkliwa tektytowego, praktycznie nie zawierało wody, chłodne i w zasadzie mogło powstać w otwartej przestrzeni kosmicznej, gdzie temperatura jest zbliżona do Zera Absolutnego (-273,15°C, -459,67°F czyli 0 K – przyp. tłum.) Autor wspomnianej książki jest przeświadczony, że tektyty są szczątkami statków kosmicznych, które „bogowie” zbudowali przed milionami lat, a ludzie wykradli im tą tajemnicę.


Od siebie dodam tylko, że podobne szkliwo uzyskuje się w czasie eksplozji jądrowych i termojądrowych, kiedy temperatura wybuchu wynosi 1 mln K i więcej, co może także wyprodukować szkliwo z minimalną ilością wody…, lecz jest to szkliwo zawierające różne zanieczyszczenia w przeciwieństwie do tektytów. Tylko że znów powstaje pytanie: kto i jakim sposobem posługiwał się energią jądrową lub termojądrową kilka milionów lat wstecz? Otwiera się przed nami pole domysłów, które wprawdzie są trudne do sprawdzenia, ale da się je zweryfikować!  - i Andrzej Kotowiecki zamierza tego dokonać.

A to będzie przewrót w historii naszej cywilizacji.              


Źródła:
·        „Tajny XX wieka” nr 40/2014, ss. 6-7
·        „Zahady a paranormalne javy” - http://tajomstva.org/zahady-paranormalne-javy/tajomstvo-ukradnute-bohom/  
·        A. Kotowiecki„Szkliwo nie z tej Ziemi: relikty gwiezdnych wojen”, Cieszyn 1999 - http://alpha.bn.org.pl/search~S5*pol?/aKotowiecki+Andrzej/akotowiecki+andrzej/1%2C1%2C3%2CB/frameset&FF=akotowiecki+andrzej&1%2C%2C3
·        A. Kotowiecki„Tektyty: relikty gwiezdnych wojen”, Cieszyn 2000 - http://alpha.bn.org.pl/search~S5*pol?/aKotowiecki+Andrzej/akotowiecki+andrzej/1%2C1%2C3%2CB/frameset&FF=akotowiecki+andrzej&3%2C%2C3


Przekład z j. rosyjskiego i słowackiego – Robert K. Leśniakiewicz ©