piątek, 17 kwietnia 2015

SŁOŃCE W GŁĘBINACH (5)



Gdzieś w Andach


Niewysoki mężczyzna o czarnych włosach z charakterystycznym uczesaniem „w ząbek” i lewym przedziałkiem patrzył na ośnieżone szczyty gór tonące w księżycowym blasku. Za jego plecami coś zaszurało. Nocny referent położył teczkę na biurku.
- Mein Führer – odezwał się naglącym głosem – pilne depesze z Europy i Ameryki.
Trzeci klon Adolfa Hitlera odwrócił się.
- Czy…
- Ja, mein Führer – referent w czarnym esesowskim uniformie wyprężył się na baczność – katastrofa „Frei” umożliwi nam wreszcie wyjście z ukrycia…
Hitler otworzył teczkę i z zadowoleniem czytał depesze od swej amerykańskiej i europejskiej agentury.
- Możesz odejść – rzekł do wciąż wyprężonego referenta. – Aha, zawołaj mi tu Grossadmirala, ale szybko.
- Heil Hitler! – referent wyrzucił ramię do przodu w hitlerowskim pozdrowieniu i wyszedł.


Atlantyk    


- Szach i mat! – Krystyna postawiła zdecydowanym ruchem bierkę na kulistej szachownicy. – Wyskakuj z ciuchów, ale raz – dwa!
- No tak – pomyślałem – w starciu z jej intelektem przeciętny Ziemianin jest bez szans…

- Ehm, to ja sobie pójdę, e…,  spać – powiedziała Naïs tłumiąc śmiech. Objęła nas za szyję i ucałowała w policzki. – Bawcie się dobrze dzieciaczki – rzekła rozbawionym głosem i wyszła. Zostaliśmy sami.
- Masz na coś ochotę? – zapytałem. – Bo jeżeli idzie o mnie, to nie bardzo.
- Szczerze? – Krystyna spojrzała na mnie z uśmiechem w oczach – ja też nie.

Zgasiłem światło i położyliśmy się na sofie. Przykryliśmy się polarowym kocykiem. Krystyna objęła mnie, a ja przygarnąłem ją do siebie. Przytuleni leżeliśmy słuchając swych oddechów i plusku wody szorującej o kadłub. Za oknem błyszczała miriadami gwiazd atlantycka noc. Przymknąłem oczy rozkoszując się chwilą. Mimo tego, że byłem z Krystyną dwa lata, to wciąż nie mogłem oswoić się z myślą, że to pulsujące ciepłem i życiem ciało  pięknej, mądrej i odważnej kobiety jest tylko powłoką, w której znajduje się złocista Istota z Gwiazd…
- Biedna Naïs – rzekła Krystyna – musi dzisiaj spać sama.
- Wykosiłaś ją – uśmiechnąłem się w ciemności.
- A pewnie! – uśmiechnęła się także – ty jesteś mój. Przynajmniej na tę noc.
Przytuliła się mocniej.
- Możesz mi coś powiedzieć? – zapytałem.
- Uhm… - skinęła głową.
- Czym było to… to UFO, które widziałem wtedy na Księżycu?[1]
- Ach, tamto nad Czarnym Miastem? – uśmiechnęła się znowu. – To była nasza lotka. Chcieliśmy, żebyś odkrył ten pędnik i powiedział o tym ludziom. To wam otworzy bramę do Wszechświata… Oczywiście nie tak szybko, jak ci się wydaje. To trochę potrwa.
- Naprawdę? – ucieszyłem się.
- Naprawdę – zapewniła mnie – masz na to moje słowo.
Pocałowałem ją w policzek, a ona oddała mi pocałunek w usta.
- A czy poniesiesz jakieś konsekwencje za tych zabitych ludzi w czasie ostatniej akcji w Tunezji?
- Kochanie, zabicie istoty rozumnej na każdym szczeblu rozwoju jest – powiedziała powoli i dobitnie – jak wy to mówicie, grzechem śmiertelnym. Konsekwencje oczywiście poniosę, ale w tym przypadku także czynnikami łagodzącymi są okoliczności tego rodzaju, że broniłam ciebie, mój kochany, i oczywiście siebie. Ale o tym zadecyduje sąd.
- To u was są sądy?
- Oczywiście, a co? Myślałeś, że nasze społeczeństwo jest idealne? W porównaniu z waszym wydaje się takie być, ale wcale tak nie jest – mówiła spokojnym tonem – bowiem choć nie ma zbrodni i wykroczeń w waszym pojęciu, to zdarzają się inne hmmm… - czyny sprzeczne z obowiązującymi prawami. I te są osądzane.
- A kary? – zapytałem. – Jakie kary są orzekane?
- Różne w zależności od wagi przestępstwa, najczęściej dla kogoś karą jest już sam fakt stanięcia przed sądem. Ale przede wszystkim ten ktoś musi wynagrodzić, naprawić krzywdę wyrządzoną. To jest podstawa – rzekła – i tylko tyle ci mogę powiedzieć.
- Jasne, już o nic nie pytam.
Milczeliśmy z policzkiem przy policzku. Gładziłem delikatnie jej włosy, a ona wtuliła twarz między mój policzek a ramię, a jej oddech grzał moją szyję. Po paru minutach oboje osunęliśmy się w ciepłe objęcia snu.


Morze Norweskie


Plama powoli znikała w zasysających ją gardzielach morskich „odkurzaczy”, które zbierały ją mila za milą z powierzchni wody. USS „Mizar” wysłał pomyślny meldunek do swego dowództwa, w którym donosił o tym, że zakończył się spadek prędkości Golfstromu, który płynął teraz leniwie z prędkością jednej czwartej węzła, ale płynął. Nie zatrzymał się, ani nie zmienił kierunku swego ruchu, co uznano za dobry prognostyk.

Przygotowywano się do ataku nuklearnego na plamę, z wybrzeży Islandii, Norwegii i Szkocji ewakuowano ludzi przenosząc ich w wyżej położone miejscowości. To właśnie dlatego panowała nadzieja, że dzięki temu uniknie się kolejnego zlodowacenia…


Andy – Festung Anden


- Meine Herren! – głos Trzeciego Hitlera podniósł się o parę tonów wyżej i stał się krzykliwy. – Zaczynamy naradę wojenną. Głos ma Grossadmiral Dönitz.
Trzeci klon Wielkiego Admirała Czwartej Rzeszy podniósł się z miejsca.
- Panowie! – zaczął uroczystym tonem – Jak zapewne wiecie, parę dni temu doszło na Północnym Atlantyku do katastrofy największego tankowca świata – „Frei”, który wiózł w swych zbiornikach milion ton ropy naftowej z przeznaczeniem dla Islandczyków. Wskutek kolizji z wycieczkowym statkiem pasażerskim, „Freia” poszła na dno, a ładunek w morze. Powstała plama wydłuża się niemal do Wyspy Jana Mayena i zmierza w kierunku Spitzbergenu i Wyspy Niedźwiedziej, a  w ciągu kilku dni będzie w Murmańsku i Archangielsku. Część ropy wyrzuciło morze na plaże Islandii w okolicy wysepki Vestmannaeyjar i portu Haimaey i dalej na wschód od nich. Ale to zaledwie ułamek procenta tego, co teraz niesie się na Morze Norweskie. Jak powiedział to nasz ukochany Führer -  Dönitz skłonił się w stronę Hitlera – jest to doskonały moment do wypowiedzenia wojny całemu temu zgniłemu światu! – zakończył z emfazą.

Pochylił się nad stołem i rozłożył ogromną mapę Morza Norweskiego.
- Panowie! – podjął – mam zaszczyt zapoznać was z planem operacyjnym „Loki”, który będzie dla nas początkiem Powrotu.
- Dlaczego akurat Loki? – zapytał jeden z milczących dotąd generałów.
Dönitz uśmiechnął się złośliwie i z wyższością.
- Loki albo Logi – powiedział z ironią – to w mitologii nordyckiej bóg zniszczenia, śmierci i oszustwa, również bóg ognia. Skandynawskie Loughi znaczy tyle, co płomień. Syn Farbauti i Laufey. Loki posiadał zdolność przemiany w łososia, konia, ptaka, pchłę i tak dalej, włącznie ze zmianą płci. Zrodził czy stworzył największe potwory - wielkiego wilka Fenrisa albo Fenrira, węża Midgardsorma i boginię umarłych Hel. Nigdy do końca nie trzymał z żadną ze stron, nawiasem mówiąc oprócz Ragnaroku, gdy wreszcie opowie się przeciw bogom i powiedzie na nich olbrzymów. Towarzyszył Thorowi w wielu wyprawach po świecie, podarował Odynowi Sleipnira - ośmionogiego bardzo szybkiego rumaka. Małżonką Lokiego była Sigyn. Bogowie, mając Lokiego za szaleńca i psotnisia, wybaczali mu wiele złych uczynków, ale kiedy przyczynił się do zabicia Baldura boga piękna, przykuli go do skały, gdzie musiał odkupić swój uczynek, przykuty łańcuchami tak, żeby padał na jego twarz okropny jad węża znajdującego się nad nim. Jego wierna żona Sigyn trzymała misę nad twarzą Lokiego i gdy ta napełniała się, Sigyn opróżniała ją - wtedy kropla jadu docierała do twarzy Lokiego i ten, trzęsąc się z bólu, powodował trzęsienie Ziemi. Wierzono, że w końcu Loki wyswobodzi się z więzów i zapragnie zemsty. Bitwa Ragnarok rozpocznie się przypłynięciem do Asgardu czyli stolicy bogów, armii umarłych. Loki zginie w Ragnaroku walcząc z bogiem strażnikiem Heimdallem zabiją się nawzajem - będzie to pierwsza wielka walka w Ragnaroku. Takie rzeczy trzeba wiedzieć – moi panowie.
- A zatem kłamstwo, oszustwo, zniszczenie śmierć i … ogień – powiedział spokojnie ten sam generał. – Czyżby było przewidziane użycie broni jądrowej?
- Tak generale. Ale nie naszej, ale tego, co znajduje się tam – palec Grossadmirala powędrował tam, gdzie na mapie czernił się znaczek przedstawiający wrak okrętu. – To jest wrak okrętu „K-278 Komsomolec”, który zapewni nam Wielki Powrót! A teraz zrobimy tak…


Atlantyk


Otworzyłem oczy i wstałem. Ciekawy byłem, gdzie jesteśmy, więc ubrałem się, a następnie poszedłem na mostek, gdzie była właśnie Naïs i cudowny aromat świeżo parzonej kawy.
- Cześć! – powiedziałem – nalejesz mi też?
- Cześć, oczywiście – Naïs nalała mi kubek aromatycznego płynu. – Jak po nocy?
- A dziękuję, dziękuję – odpowiedziałem przeciągając się dyskretnie. Roześmiała się.
- Powiedz mi, ale szczerze – zapytała – jak wy to robicie, że się nie kłócicie. Jeden facet, trzy kobiety, każda inna i…
- …i jakoś się dogadujemy? – wpadłem jej w słowo – nie wiem. Nie mam pojęcia. Może dlatego, że żadne z nas nie ma rodziny i stanowimy rodzinę dla siebie? No i wszyscy w jednym zespole robimy coś, co naszemu życiu nadaje sens, a to jest bardzo dużo.
- No tak – rzekła po namyśle – masz rację, bo trzyma nas ze sobą nie tylko seks i wzajemna fascynacja…
- Jest coś nowego? – zapytałem, by zmienić temat.
- Atis twierdzi, że plama przestała się rozprzestrzeniać i zbieraczki już ją zmniejszają.
- No to dobra wiadomość – powiedziałem.
- Jest jeszcze druga dobra wiadomość – usłyszałem głos Atis – a mianowicie taka, że prędkość Golfstromu nie zmieniła się od ostatniej doby, co pozwala mieć nadzieję, że przejdzie wasz wariant użycia jednej średniej mocy głowicy nuklearnej.
- A gdzie jesteśmy? – zapytałem.
- Pod Islandią, do celu zostały nam mniej więcej dwa dni żeglugi – odpowiedziała Atis.     

CDN.      




[1] Zob. opowiadanie pt. „W kryształowej dżungli Księżyca” - http://wszechocean.blogspot.com/2014/06/w-krysztaowej-dzungli-ksiezyca-1.html i dalsze.