Gdzieś w Andach
Niewysoki
mężczyzna o czarnych włosach z charakterystycznym uczesaniem „w ząbek” i lewym
przedziałkiem patrzył na ośnieżone szczyty gór tonące w księżycowym blasku. Za
jego plecami coś zaszurało. Nocny referent położył teczkę na biurku.
- Mein Führer – odezwał się naglącym
głosem – pilne depesze z Europy i Ameryki.
Trzeci
klon Adolfa Hitlera odwrócił się.
- Czy…
- Ja, mein Führer – referent w czarnym esesowskim uniformie wyprężył się na
baczność – katastrofa „Frei” umożliwi nam wreszcie wyjście z ukrycia…
Hitler
otworzył teczkę i z zadowoleniem czytał depesze od swej amerykańskiej i
europejskiej agentury.
- Możesz
odejść – rzekł do wciąż wyprężonego referenta. – Aha, zawołaj mi tu Grossadmirala, ale szybko.
- Heil Hitler! – referent wyrzucił ramię
do przodu w hitlerowskim pozdrowieniu i wyszedł.
Atlantyk
- Szach i
mat! – Krystyna postawiła zdecydowanym ruchem bierkę na kulistej szachownicy. –
Wyskakuj z ciuchów, ale raz – dwa!
- No tak
– pomyślałem – w starciu z jej intelektem przeciętny Ziemianin jest bez szans…
- Ehm, to
ja sobie pójdę, e…, spać – powiedziała
Naïs tłumiąc śmiech. Objęła nas za szyję i ucałowała w policzki. – Bawcie się
dobrze dzieciaczki – rzekła rozbawionym głosem i wyszła. Zostaliśmy sami.
- Masz na
coś ochotę? – zapytałem. – Bo jeżeli idzie o mnie, to nie bardzo.
-
Szczerze? – Krystyna spojrzała na mnie z uśmiechem w oczach – ja też nie.
Zgasiłem
światło i położyliśmy się na sofie. Przykryliśmy się polarowym kocykiem.
Krystyna objęła mnie, a ja przygarnąłem ją do siebie. Przytuleni leżeliśmy słuchając
swych oddechów i plusku wody szorującej o kadłub. Za oknem błyszczała miriadami
gwiazd atlantycka noc. Przymknąłem oczy rozkoszując się chwilą. Mimo tego, że
byłem z Krystyną dwa lata, to wciąż nie mogłem oswoić się z myślą, że to
pulsujące ciepłem i życiem ciało
pięknej, mądrej i odważnej kobiety jest tylko powłoką, w której znajduje
się złocista Istota z Gwiazd…
- Biedna
Naïs – rzekła Krystyna – musi dzisiaj spać sama.
-
Wykosiłaś ją – uśmiechnąłem się w ciemności.
- A
pewnie! – uśmiechnęła się także – ty jesteś mój. Przynajmniej na tę noc.
Przytuliła
się mocniej.
- Możesz
mi coś powiedzieć? – zapytałem.
- Uhm… -
skinęła głową.
- Czym
było to… to UFO, które widziałem wtedy na Księżycu?[1]
- Ach,
tamto nad Czarnym Miastem? – uśmiechnęła się znowu. – To była nasza lotka.
Chcieliśmy, żebyś odkrył ten pędnik i powiedział o tym ludziom. To wam otworzy
bramę do Wszechświata… Oczywiście nie tak szybko, jak ci się wydaje. To trochę
potrwa.
-
Naprawdę? – ucieszyłem się.
- Naprawdę
– zapewniła mnie – masz na to moje słowo.
Pocałowałem
ją w policzek, a ona oddała mi pocałunek w usta.
- A czy
poniesiesz jakieś konsekwencje za tych zabitych ludzi w czasie ostatniej akcji
w Tunezji?
-
Kochanie, zabicie istoty rozumnej na każdym szczeblu rozwoju jest – powiedziała
powoli i dobitnie – jak wy to mówicie, grzechem śmiertelnym. Konsekwencje
oczywiście poniosę, ale w tym przypadku także czynnikami łagodzącymi są
okoliczności tego rodzaju, że broniłam ciebie, mój kochany, i oczywiście siebie.
Ale o tym zadecyduje sąd.
- To u
was są sądy?
-
Oczywiście, a co? Myślałeś, że nasze społeczeństwo jest idealne? W porównaniu z
waszym wydaje się takie być, ale wcale tak nie jest – mówiła spokojnym tonem –
bowiem choć nie ma zbrodni i wykroczeń w waszym pojęciu, to zdarzają się inne
hmmm… - czyny sprzeczne z obowiązującymi prawami. I te są osądzane.
- A kary?
– zapytałem. – Jakie kary są orzekane?
- Różne w
zależności od wagi przestępstwa, najczęściej dla kogoś karą jest już sam fakt
stanięcia przed sądem. Ale przede wszystkim ten ktoś musi wynagrodzić, naprawić
krzywdę wyrządzoną. To jest podstawa – rzekła – i tylko tyle ci mogę
powiedzieć.
- Jasne,
już o nic nie pytam.
Milczeliśmy
z policzkiem przy policzku. Gładziłem delikatnie jej włosy, a ona wtuliła twarz
między mój policzek a ramię, a jej oddech grzał moją szyję. Po paru minutach
oboje osunęliśmy się w ciepłe objęcia snu.
Morze Norweskie
Plama
powoli znikała w zasysających ją gardzielach morskich „odkurzaczy”, które
zbierały ją mila za milą z powierzchni wody. USS „Mizar” wysłał pomyślny
meldunek do swego dowództwa, w którym donosił o tym, że zakończył się spadek prędkości
Golfstromu, który płynął teraz leniwie z prędkością jednej czwartej węzła, ale
płynął. Nie zatrzymał się, ani nie zmienił kierunku swego ruchu, co uznano za
dobry prognostyk.
Przygotowywano
się do ataku nuklearnego na plamę, z wybrzeży Islandii, Norwegii i Szkocji
ewakuowano ludzi przenosząc ich w wyżej położone miejscowości. To właśnie
dlatego panowała nadzieja, że dzięki temu uniknie się kolejnego zlodowacenia…
Andy – Festung Anden
- Meine Herren! – głos Trzeciego Hitlera
podniósł się o parę tonów wyżej i stał się krzykliwy. – Zaczynamy naradę
wojenną. Głos ma Grossadmiral Dönitz.
Trzeci
klon Wielkiego Admirała Czwartej Rzeszy podniósł się z miejsca.
-
Panowie! – zaczął uroczystym tonem – Jak zapewne wiecie, parę dni temu doszło
na Północnym Atlantyku do katastrofy największego tankowca świata – „Frei”,
który wiózł w swych zbiornikach milion ton ropy naftowej z przeznaczeniem dla
Islandczyków. Wskutek kolizji z wycieczkowym statkiem pasażerskim, „Freia”
poszła na dno, a ładunek w morze. Powstała plama wydłuża się niemal do Wyspy
Jana Mayena i zmierza w kierunku Spitzbergenu i Wyspy Niedźwiedziej, a w ciągu kilku dni będzie w Murmańsku i
Archangielsku. Część ropy wyrzuciło morze na plaże Islandii w okolicy wysepki
Vestmannaeyjar i portu Haimaey i dalej na wschód od nich. Ale to zaledwie
ułamek procenta tego, co teraz niesie się na Morze Norweskie. Jak powiedział to
nasz ukochany Führer - Dönitz skłonił się w stronę Hitlera – jest to
doskonały moment do wypowiedzenia wojny całemu temu zgniłemu światu! –
zakończył z emfazą.
Pochylił
się nad stołem i rozłożył ogromną mapę Morza Norweskiego.
-
Panowie! – podjął – mam zaszczyt zapoznać was z planem operacyjnym „Loki”,
który będzie dla nas początkiem Powrotu.
-
Dlaczego akurat Loki? – zapytał jeden z milczących dotąd generałów.
Dönitz
uśmiechnął się złośliwie i z wyższością.
- Loki
albo Logi – powiedział z ironią – to w mitologii nordyckiej bóg zniszczenia,
śmierci i oszustwa, również bóg ognia. Skandynawskie Loughi znaczy tyle, co płomień. Syn Farbauti i Laufey. Loki
posiadał zdolność przemiany w łososia, konia, ptaka, pchłę i tak dalej,
włącznie ze zmianą płci. Zrodził czy stworzył największe potwory - wielkiego
wilka Fenrisa albo Fenrira, węża Midgardsorma i boginię umarłych Hel. Nigdy do
końca nie trzymał z żadną ze stron, nawiasem mówiąc oprócz Ragnaroku, gdy
wreszcie opowie się przeciw bogom i powiedzie na nich olbrzymów. Towarzyszył
Thorowi w wielu wyprawach po świecie, podarował Odynowi Sleipnira - ośmionogiego
bardzo szybkiego rumaka. Małżonką Lokiego była Sigyn. Bogowie, mając Lokiego za
szaleńca i psotnisia, wybaczali mu wiele złych uczynków, ale kiedy przyczynił
się do zabicia Baldura boga piękna, przykuli go do skały, gdzie musiał odkupić
swój uczynek, przykuty łańcuchami tak, żeby padał na jego twarz okropny jad
węża znajdującego się nad nim. Jego wierna żona Sigyn trzymała misę nad twarzą
Lokiego i gdy ta napełniała się, Sigyn opróżniała ją - wtedy kropla jadu
docierała do twarzy Lokiego i ten, trzęsąc się z bólu, powodował trzęsienie
Ziemi. Wierzono, że w końcu Loki wyswobodzi się z więzów i zapragnie zemsty.
Bitwa Ragnarok rozpocznie się przypłynięciem do Asgardu czyli stolicy bogów,
armii umarłych. Loki zginie w Ragnaroku walcząc z bogiem strażnikiem Heimdallem
zabiją się nawzajem - będzie to pierwsza wielka walka w Ragnaroku. Takie rzeczy
trzeba wiedzieć – moi panowie.
- A zatem
kłamstwo, oszustwo, zniszczenie śmierć i … ogień – powiedział spokojnie ten sam
generał. – Czyżby było przewidziane użycie broni jądrowej?
- Tak
generale. Ale nie naszej, ale tego, co znajduje się tam – palec Grossadmirala powędrował tam, gdzie na
mapie czernił się znaczek przedstawiający wrak okrętu. – To jest wrak okrętu „K-278
Komsomolec”, który zapewni nam Wielki Powrót! A teraz zrobimy tak…
Atlantyk
Otworzyłem
oczy i wstałem. Ciekawy byłem, gdzie jesteśmy, więc ubrałem się, a następnie
poszedłem na mostek, gdzie była właśnie Naïs i cudowny aromat świeżo parzonej
kawy.
- Cześć!
– powiedziałem – nalejesz mi też?
- Cześć,
oczywiście – Naïs nalała mi kubek aromatycznego płynu. – Jak po nocy?
- A
dziękuję, dziękuję – odpowiedziałem przeciągając się dyskretnie. Roześmiała
się.
- Powiedz
mi, ale szczerze – zapytała – jak wy to robicie, że się nie kłócicie. Jeden
facet, trzy kobiety, każda inna i…
- …i
jakoś się dogadujemy? – wpadłem jej w słowo – nie wiem. Nie mam pojęcia. Może
dlatego, że żadne z nas nie ma rodziny i stanowimy rodzinę dla siebie? No i
wszyscy w jednym zespole robimy coś, co naszemu życiu nadaje sens, a to jest
bardzo dużo.
- No tak
– rzekła po namyśle – masz rację, bo trzyma nas ze sobą nie tylko seks i
wzajemna fascynacja…
- Jest
coś nowego? – zapytałem, by zmienić temat.
- Atis
twierdzi, że plama przestała się rozprzestrzeniać i zbieraczki już ją
zmniejszają.
- No to
dobra wiadomość – powiedziałem.
- Jest
jeszcze druga dobra wiadomość – usłyszałem głos Atis – a mianowicie taka, że
prędkość Golfstromu nie zmieniła się od ostatniej doby, co pozwala mieć
nadzieję, że przejdzie wasz wariant użycia jednej średniej mocy głowicy
nuklearnej.
- A gdzie
jesteśmy? – zapytałem.
- Pod
Islandią, do celu zostały nam mniej więcej dwa dni żeglugi – odpowiedziała
Atis.
CDN.
[1] Zob. opowiadanie
pt. „W kryształowej dżungli Księżyca” - http://wszechocean.blogspot.com/2014/06/w-krysztaowej-dzungli-ksiezyca-1.html
i dalsze.