„Atlantis MMII”
-
Dlaczego właściwie płyniemy w kierunku Wyspy Niedźwiedziej? – Krystyna uniosła
swe gęste ciemne brwi w geście zdumienia.
- Prośba
profesora Milczarka i sekretarza generalnego ONZ. Mamy obserwować siłę tsunami
na tej wyspie – odpowiedziałem.
-
Przecież… bliżej jest Wyspa Jana Mayena! – zaoponowała Gemma.
-
Najwidoczniej jest już tam jakaś ekipa – wzruszyłem ramionami – a poza tym
musimy zbadać stan wraku „Komsomolca” po eksplozji. No i w razie czego „K-159”…
To była
prawda. Wczoraj otrzymaliśmy radiogram, w którym zostaliśmy poproszeni o
ewentualne zbadanie wraku „K-159” przy pomocy naszego ROV. Miał to być gest
otwarcia i dobrej woli ze strony prezydenta Rosji, którego podpis figurował pod
zaproszeniem.
- Chyba
nam wybaczyli to, co zrobiłam z ich agentką w zeszłym roku… - Gemma uśmiechnęła
się niewesoło.[1]
- Mam
nadzieję, zresztą kto to teraz pamięta? – rzekłem – ale o ile ich znam, to
potrafią być pamiętliwi. Tylko, że oni teraz stali się wściekłymi pragmatykami.
Podzielają poglądy kardynała Richelieu’ego, który mawiał, że zemsta jest
zbytkiem, na który ich nie stać… A poza tym ten ich batiuszka nie jest głupi jak go przedstawiają na Zachodzie po
zajęciu Krymu, więc sądzę, że nikt nie zakwestionuje jego podpisu i zaproszenia
– no nie?
- Mam
nadzieję – mruknęła Gemma nie do końca przekonana.
USS „Iowa”
Dowódca
pancernika, komandor Beau Johnson stał na pomoście bojowym gigantycznego,
dwieściesiedemdziesięciotrzymetrowego okrętu czekając na rozkaz prezydenta
Stanów Zjednoczonych. Pogoda była wymarzona, słońce i lekki wiaterek.
- Panie
komandorze! Wiadomość od dowództwa – rozległ się za nim głos zastępcy komandora
Dona Perkinsa.
-
Nareszcie – rzekł komandor i otworzył przyniesiony mu szyfrogram. Przebiegł
oczami po linijkach tekstu rozkazu. Skończył i podał go zastępcy.
- Tu są
kody. Wykonać – polecił – i God bless
America…
- Aye, aye, Sir! – Perkins zasalutował i
podszedł do centralki komunikacyjnej wydać rozkazy do odpalenia Tomahawka ze specjalną głowicą
głębinową.
„Atlantis MMII”
- Która
godzina – zapytała Naïs.
- Za
siedem dwunasta – odpowiedziała natychmiast Atis.
- Chyba
zaraz powinni zaczynać – powiedziałem patrząc na ekran sytuacyjny.
- Pocisk
ma być wystrzelony równo o dwunastej – rzekła Atis. – Potem kwadrans lotu i
wrzuta głowicy do wody.
- No i
duże bum! – dokończyła Gemma. – Gdyby mi ktoś dwadzieścia lat temu powiedział,
że będę uczestniczyć w takiej operacji z użyciem broni jądrowej po stronie
tego, co ją używa, to zamordowałabym go z zimną krwią. Śmiechem!
USS „Iowa”
Punktualnie
o godzinie dwunastej pocisk BG-109
Tomahawk TLAM opuścił wyrzutnię na pokładzie USS „Iowa” i poleciał w
kierunku północno-wschodnim w kierunku przecięcia się południka zerowego z
siedemdziesiątym równoleżnikiem. Lecąc na niskim pułapie nie musiał kluczyć i
dlatego mógł rozwinąć pełną prędkość marszową. Do uderzenia w cel pozostało
pięć minut.
„Atlantis MMII” - Morze Norweskie, 73°10’N –
o13°00’E
- Jeszcze
tylko pięć minut – oznajmiła Atis.
- Ciekawa
jestem, jak to będzie wyglądało – Gemma patrzyła na południowo zachodni
horyzont.
- Nie
zobaczysz samego pocisku, bo jesteśmy z daleko – odrzekłem – ale efekty jego
działania na pewno odczujemy. No i powinniśmy zobaczyć wierzchołek grzyba pary
powstałego wskutek eksplozji.
- Atis,
proszę podawaj czas do impaktu, OK.? – poprosiłem
- OK.,
mamy cztery minuty trzydzieści pięć sekund – odpowiedziała Atis.
Teraz
wszyscy patrzyliśmy w tym kierunku. Pocisk leciał w kierunku celu i pokonał
jakieś dwie-trzecie trasy.
- Atis,
proszę, wyrzuć sonar na głośnik – OK.? – poprosiłem.
- Aye, aye Sir! –
odpowiedziała i po chwili usłyszeliśmy to, co słyszały nasze sonary.
- Jak to
będzie wyglądało? – zapytała Naïs.
-
Usłyszymy najpierw przejście naddźwiękowej fali uderzeniowej eksplozji, potem
odgłos wpadnięcia pocisku w wodę i właściwą eksplozję – wyjaśniłem jej. – Mam
nadzieję, że nie padnie nam elektronika wskutek EPM – efektu pulsu
magnetycznego. Mamy prawie pięćset kilometrów do punktu zero, ale…
- Skoro
na Moruroa tego nie było, to tutaj też nie powinno – wtrąciła się Gemma.
- No też
prawda – mruknąłem – tylko że tam wybuch był jeszcze ponad pół kilometra pod
ziemią...
- Cztery
minuty – powiedziała Atis.
Morze Norweskie - 70°00’N - 000°00’E
Pocisk
wpadł do wody i szybko zaczął pogrążać się w głębinie.
„Atlantis MMII” - Morze Norweskie, 73°10’N –
o13°00’E
Czas
strasznie nam się dłużył. Atis podawała kolejne minuty. Czekaliśmy w napięciu…
-
Trzydzieści sekund – usłyszeliśmy wreszcie.
Ciekawy
byłem przebiegu tego zjawiska. W trakcie gwałtownego rozprzestrzeniania się pod
wodą gorących gazów powstaje fala uderzeniowa. Ślad tej fali, poruszającej się
na zewnątrz od punktu wybuchu, widoczny jest na gładkiej powierzchni wody jako
przesuwający się bardzo szybko krąg o białym zabarwieniu. Krąg ten powstaje na
skutek tworzenia się na niewielkiej wysokości od powierzchni wody, warstwy
emulsji powietrzno-wodnej. Zjawisko to nazywane jest otoczką.
Bezpośrednio
po pojawieniu się otoczki, nad punkt wybuchu zostają wyrzucone: słup wody i
masa pyłu wodnego tworząc chmurę kondensacyjną w kształcie kopuły. Zjawisko to
jest wynikiem odbicia fali uderzeniowej od powierzchni. Wysokość tworzącej się
kopuły zależy od energii wybuchu i od punktu wybuchu bomby. W przypadku
wybuchów głęboko pod wodą kopuła może być niewidoczna nad powierzchnią wody.
Podczas
wybuchu na małej głębokości kula ognista pozostaje nienaruszona aż do chwili
wzniesienia się jej do powierzchni wody. W naszym przypadku wybuch miał
nastąpić na głębokości tysiąca trzystu dwudziestu metrów. Po jej osiągnięciu
gazy, zawierające trochę wody, zostają wyrzucone w atmosferę. Z chwilą gdy
ciśnienie kuli zmniejsza się woda wypełnia jej wnętrze. W rezultacie tych
zjawisk woda wznosi się w postaci pustego w środku cylindra albo komina.
Radioaktywne produkty kuli ognistej przenikają środkiem tego słupa, tworząc na
szczycie chmurę radioaktywną w kształcie kalafiora. W skład chmury wchodzą
produkty rozszczepienia, pozostałości bomby, jak również duże ilości rozpylonej
wody. Utworzona chmura radioaktywna ma niesymetryczny kształt, a wysokość jaką
osiąga jest mniejsza niż wysokość osiągana przez chmurę radioaktywną po
wybuchach powietrznych.
Woda ze
słupa wodnego, a także pył wodny opadając wywołują powstanie olbrzymiej fali,
całkowicie otaczającej podstawę słupa wodnego, zwanej falą u podstawy. Składa
się ona z kropelek wody i jest podobna do chmury pyłu wodnego jaki powstaje u
podstawy wysokich wodospadów. Chmura pyłu wodnego, pochodząca z tej fali,
szybko wznosi się ku górze i równocześnie porusza się w kierunku poziomym z
prędkością początkową powyżej dziewięćdziesięciu kilometrów na godzinę. W miarę
upływu czasu prędkość poruszania się fali u podstawy coraz bardziej maleje i
fala uniesiona wysoko nad powierzchnią wody zaczyna zlewać się z chmurą
radioaktywną.
Po kilku
minutach chmura pochodząca z fali u podstawy przekształca się w zbiorowisko
wielkich chmur typu strato-cumulus, o rozmiarach dochodzących do kilku tysięcy
metrów. Z chmur tych mogą powstać średnie, a nawet duże opady deszczowe,
przesuwające się w kierunku działania wiatru. Oczywiście deszcz będzie zawierał
radioaktywny tryt i inne „gorące” paskudztwa, które rozproszą się po całej
północnej półkuli Ziemi…[2]
- Dziesięć… dziewięć… osiem… - odliczała Atis – siedem… sześć…
Znowu
nasze oczy zwróciły się ku południowemu zachodowi.
- Pięć…
cztery… trzy… dwa… jeden… Impakt!
Skuliłem
się instynktownie czekając na huk wybuchu. Panowała jednak martwa cisza.
CDN.