Powered By Blogger

sobota, 18 kwietnia 2015

SŁOŃCE W GŁĘBINACH (6)





Morze Norweskie


Tymczasem zbieraczki ropy zdołały uprzątnąć połowę paskudnego ładunku, który był następnie zbierany z powierzchni wody i przelewany z powrotem do zbiorników tankowców, które przewoziły ją na Islandię.

Ewakuacja mieszkańców wybrzeży Europy dobiegała końca. Wszyscy czekali na to, co miało się wydarzyć w ciągu następnego tygodnia. W Europie i Ameryce zaczęła się ostra wymiana ciosów pomiędzy ekologami a zwolennikami nieograniczonej ekspansji gospodarczej człowieka. Padały argumenty o różnym ciężarze gatunkowym i o mniejszej czy większej dozie emocji. Wszyscy zgodzili się do jednego – a mianowicie do tego, że tak dłużej być nie może. W dyskusji spalały się najtęższe umysły i przerzucały się coraz bardziej wymyślnymi tezami. Obojętnych nie było – po raz pierwszy Ludzkość naprawdę stała się jedną wielką skłóconą bo skłóconą, ale naprawdę rozgadaną rodziną. A póki ludzie chcą rozmawiać z innymi, to jest większa szansa na konsensus i pomyślne załatwienie wielu spraw…


Atlantyk – Morze Norweskie, 73°14’N – o13°30’E


Jak dotąd omijaliśmy większe skupiska ropy na wodzie idąc niemal wzdłuż wybrzeży Norwegii. Cały czas płynęliśmy z maksymalną prędkością trzydziestu węzłów i po dwóch dniach stanęliśmy w dryfie niemal nad wrakiem „Komsomolca”. Pogoda, dość paskudna, zaczęła nam wreszcie sprzyjać. Ustał chłodny wiatr, morze wygładziło się, a nad głowami zabłysło nam już niemal arktyczne słońce. Trzeciego dnia rankiem zaczęliśmy przygotowywać się do wypełnienia naszej misji.

- „Komsomolec” pod nami – odezwała się Atis.
- Atis, czy ROV jest gotowy? – zapytała Gemma która wraz z Naïs kierowała operacją dokonania oględzin wraka „K-278”.
- Gotowy i czeka na rozkaz zanurzenia – w głosie Atis nie wyczuwało się napięcia, które udzieliło się nam.
- No to zaczynamy – powiedziała Gemma ochrypłym z emocji głosem – No to lu, zanurzamy…

Zwisający na cieniutkim, ale bardzo mocnym, kevlarowym kablu ROV szybko zanurzył się w wodzie i na czołowym ekranie ukazał się obraz widziany oczami jego kamer. Pojazd zanurzał się coraz bardziej i woda go otaczająca powoli ciemniała, wreszcie zrobiło się czarno. Gemma włączyła reflektory ale niewiele to pomogło – ekran był nadal ciemny, tylko w toni wodnej migotały „płatki” podmorskiego „śniegu” – szczątków organicznych opadających na dno oceanu. Po godzinie opuszczania ROV-a Atis zameldowała, że znajduje się on dziesięć metrów ponad dnem. Gemma delikatnie ujęła w dłonie dźwigienki sterowania robotem i poruszyła nimi. Po chwili ujrzeliśmy wrak stojący na równej stępce. Gemma zapaliła dodatkowe światła i wrak ukazał się nam w pełnej krasie. Na czarnej powierzchni tu i ówdzie ukazały się rdzawe wykwity – korozja zaczynała swe dzieło zniszczenia. Od czasu do czasu odzywał się detektor promieniowania, ale jego natężenie nie przekroczyło nigdzie dopuszczalnych norm.

- Wygląda nieźle – orzekliśmy po dwóch godzinach oględzin i filmowania powierzchni kadłuba wraka.
- Hej! A to co? – milcząca dotąd  Naïs wskazała na jakiś punkt ekranu, poza odwzorowaniem wraku.
- Gdzie? – zapytałem błądząc wzrokiem po ekranie.
- Atis, możesz cofnąć zapis o minutę? – odezwała się znowu Naïs, w jej głosie usłyszałem emocję.
- OK., już cofam – i zapis cofnął się o sześćdziesiąt sekund. – Uwaga, puszczam!
- No to patrzcie teraz – Naïs wskazał palcem na ekran, nieco powyżej leżącego na dnie „Komsomolca” – widzicie???

Rzeczywiście, teraz i ja zobaczyłem, że przeźroczysta woda nabrała jakby ciężaru dziwnie w niej coś zamigotało. Zjawisko po chwili znikło, jakby rozpłynęło się w czarnej toni…
- No niech mię… - Gemma wpatrywała się ze zdumieniem w ekran. – daj proszę to jeszcze raz!
I znowu na ekranie ukazał się dziwny cień…
- Jakiś zgęstek wody i czegoś jeszcze, ale czego? Stadko meduz? Zawiesina? – Naïs zastanawiała się głośno.
- Atis, pomacaj tam sonarem – zadysponowałem.
- Aye, aye sir! – Atis włączyła sonar aktywny i rozległo się charakterystyczne pingowanie. – Nic tam nie ma… Chociaż?... nie… nie ma tam niczego…
- Co tam było? – zapytałem.
- Niczego poza słabym echem około piętnastu metrów nad dnem… - w głosie Atis usłyszałem jakby wahanie – ale to mogła być „poducha” słodkiej wody czy czegoś innego…
- Co innego? – zapytała ze zdumieniem Naïs.
- Zbiorowisko batyplanktonu – Atis miała wyraźnie zmartwioną minę.
- Na takiej głębokości – zastanowiła się głośno Naïs – no, niech ci będzie… - zgodziła się po dłuższej medytacji.
- No dobra! – Gemma zdecydowanie przerwała tą dyskusję – wyciągamy sprzęt i przesyłamy materiał do profesora.
- O w mordę! – jęknąłem – zapomnieliśmy o małym drobiazgu!
- O jakim? – trzy pary pięknych kobiecych oczu spoczęły na mojej twarzy.
- Pamiętacie, co się wydarzyło trzydziestego sierpnia dwa tysiące czwartego roku nieopodal Murmańska? – zapytałem.

Pierwsza zaskoczyła Naïs, potem Gemma. Pomimo opalenizny zbladły jak ściana.
- O Dios! – przecież tam leży wrak innego rosyjskiego atomowca, „K-159”! – wykrzyknęła Gemma z przerażeniem w głosie.
- Jak głęboko? – odezwała się Krystyna.
- Płytko – rzekłem – tam jest tylko dwieście trzydzieści osiem metrów, ale jest jeszcze reaktor i osiemset kilo paliwa jądrowego, jakieś dwadzieścia petabekereli, albo jak wolisz sześćset kilocurie[1]… Cholernie gorące.
- A w czym problem? – brwi Krystyny uniosły się do góry.
- A w tym, że na płytkich wodach szelfowych tsunami zaczyna pokazywać swoją niszczycielską siłę. W tym przypadku może rozwalić wrak okrętu i rozbić osłony biologiczne reaktora. Okręt nie ma uzbrojenia, ale te osiemset kilo uranu, to nie w kij dmuchał… - Gemma powoli wracała do siebie.
- Wprawdzie to jest prawie dwa tysiące kilometrów od punktu zero, a na dodatek zasłania ich Nordkapp, ale w takim przypadku trzeba dmuchać na zimne… - rzekła Naïs.
- Trzeba będzie ostrzec Rosjan – powiedziałem – ale jak? Zadzwonię do ich prezydenta i powiem tak: Szanowny panie prezydencie, mówi Daniel Laskowski, proszę ewakuować ludzi z okolic Murmańska, bo istnieje możliwość powstania tam radioaktywnej plamy…???
- Można poprzez profesora i Komitet Dziewiętnastu – rzekła Gemma.
- OK., w takim razie zróbmy to dla spokoju sumienia – odpowiedziałem i wydałem polecenia Atis. W kwadrans później wiadomość od nas wyświetliła się na laptopie profesora w jego biurze w Hamilton.

- To, co? – zapytała Gemma – kończymy zabawę i wyciągamy ROV-a?
- Sądzę, że tak – wzruszyłem ramionami – swoje zrobiliśmy, możemy tylko poczekać na fajerwerki. To będzie chyba za trzy dni?
- Tak, za trzy doby, dwanaście godzin, sześć minut – rozległ się aksamitny głos Atis.
- Patrzcie! – krzyknęła Naïs – to znowu się pokazało!
Rzeczywiście, obraz na ekranie jakby zafalował i pokazały się przez moment jakby jakieś zgęstki wody czy jakiegoś osobliwego żelu, który dziwnie załamywał światło reflektorów ROV-a… Po chwili wszystko znikło.
- Ciekawe, cholera – rzekła Gemma – może to jakaś nieznana nauce forma życia? Co nie? Naïs, kochanie, jest coś takiego?
- Osobiście się nigdy z tym nie spotkałam – Naïs wzruszyła ramionami – ale Wszechocean jest tak wielki, że w zasadzie wszystko w nim jest możliwe…

CDN.



[1] Czyli 20 PBq albo 600 kCi. Dla porównania promieniowanie po katastrofie w Czarnobylskiej EJ było mierzone w zaledwie w kilobekerelach (kBq) i dla radionuklidu cezu-137 wynosiło ono na terenie Polski maksymalnie ok. 90 – 100 kBq. Natomiast skażenia po katastrofie w Fukushimie mierzone są w petabekerelach, dzięki czemu jest ona uznana za najgorszą katastrofę nuklearną wszech czasów.