Morze Norweskie
Tymczasem
zbieraczki ropy zdołały uprzątnąć połowę paskudnego ładunku, który był
następnie zbierany z powierzchni wody i przelewany z powrotem do zbiorników
tankowców, które przewoziły ją na Islandię.
Ewakuacja
mieszkańców wybrzeży Europy dobiegała końca. Wszyscy czekali na to, co miało
się wydarzyć w ciągu następnego tygodnia. W Europie i Ameryce zaczęła się ostra
wymiana ciosów pomiędzy ekologami a zwolennikami nieograniczonej ekspansji
gospodarczej człowieka. Padały argumenty o różnym ciężarze gatunkowym i o
mniejszej czy większej dozie emocji. Wszyscy zgodzili się do jednego – a
mianowicie do tego, że tak dłużej być nie może. W dyskusji spalały się
najtęższe umysły i przerzucały się coraz bardziej wymyślnymi tezami. Obojętnych
nie było – po raz pierwszy Ludzkość naprawdę stała się jedną wielką skłóconą bo
skłóconą, ale naprawdę rozgadaną rodziną. A póki ludzie chcą rozmawiać z
innymi, to jest większa szansa na konsensus i pomyślne załatwienie wielu spraw…
Atlantyk – Morze Norweskie, 73°14’N –
o13°30’E
Jak dotąd
omijaliśmy większe skupiska ropy na wodzie idąc niemal wzdłuż wybrzeży
Norwegii. Cały czas płynęliśmy z maksymalną prędkością trzydziestu węzłów i po
dwóch dniach stanęliśmy w dryfie niemal nad wrakiem „Komsomolca”. Pogoda, dość
paskudna, zaczęła nam wreszcie sprzyjać. Ustał chłodny wiatr, morze wygładziło
się, a nad głowami zabłysło nam już niemal arktyczne słońce. Trzeciego dnia
rankiem zaczęliśmy przygotowywać się do wypełnienia naszej misji.
- „Komsomolec” pod nami – odezwała się Atis.
- Atis,
czy ROV jest gotowy? – zapytała Gemma która wraz z Naïs kierowała operacją
dokonania oględzin wraka „K-278”.
- Gotowy
i czeka na rozkaz zanurzenia – w głosie Atis nie wyczuwało się napięcia, które
udzieliło się nam.
- No to
zaczynamy – powiedziała Gemma ochrypłym z emocji głosem – No to lu, zanurzamy…
Zwisający
na cieniutkim, ale bardzo mocnym, kevlarowym kablu ROV szybko zanurzył się w
wodzie i na czołowym ekranie ukazał się obraz widziany oczami jego kamer.
Pojazd zanurzał się coraz bardziej i woda go otaczająca powoli ciemniała,
wreszcie zrobiło się czarno. Gemma włączyła reflektory ale niewiele to pomogło
– ekran był nadal ciemny, tylko w toni wodnej migotały „płatki” podmorskiego
„śniegu” – szczątków organicznych opadających na dno oceanu. Po godzinie
opuszczania ROV-a Atis zameldowała, że znajduje się on dziesięć metrów ponad
dnem. Gemma delikatnie ujęła w dłonie dźwigienki sterowania robotem i poruszyła
nimi. Po chwili ujrzeliśmy wrak stojący na równej stępce. Gemma zapaliła
dodatkowe światła i wrak ukazał się nam w pełnej krasie. Na czarnej powierzchni
tu i ówdzie ukazały się rdzawe wykwity – korozja zaczynała swe dzieło
zniszczenia. Od czasu do czasu odzywał się detektor promieniowania, ale jego
natężenie nie przekroczyło nigdzie dopuszczalnych norm.
- Wygląda
nieźle – orzekliśmy po dwóch godzinach oględzin i filmowania powierzchni
kadłuba wraka.
- Hej! A
to co? – milcząca dotąd Naïs wskazała na
jakiś punkt ekranu, poza odwzorowaniem wraku.
- Gdzie?
– zapytałem błądząc wzrokiem po ekranie.
- Atis,
możesz cofnąć zapis o minutę? – odezwała się znowu Naïs, w jej głosie
usłyszałem emocję.
- OK.,
już cofam – i zapis cofnął się o sześćdziesiąt sekund. – Uwaga, puszczam!
- No to
patrzcie teraz – Naïs wskazał palcem na ekran, nieco powyżej leżącego na dnie „Komsomolca”
– widzicie???
Rzeczywiście,
teraz i ja zobaczyłem, że przeźroczysta woda nabrała jakby ciężaru dziwnie w
niej coś zamigotało. Zjawisko po chwili znikło, jakby rozpłynęło się w czarnej
toni…
- No
niech mię… - Gemma wpatrywała się ze zdumieniem w ekran. – daj proszę to
jeszcze raz!
I znowu
na ekranie ukazał się dziwny cień…
- Jakiś
zgęstek wody i czegoś jeszcze, ale czego? Stadko meduz? Zawiesina? – Naïs
zastanawiała się głośno.
- Atis,
pomacaj tam sonarem – zadysponowałem.
- Aye, aye sir! – Atis włączyła sonar
aktywny i rozległo się charakterystyczne pingowanie. – Nic tam nie ma…
Chociaż?... nie… nie ma tam niczego…
- Co tam
było? – zapytałem.
- Niczego
poza słabym echem około piętnastu metrów nad dnem… - w głosie Atis usłyszałem
jakby wahanie – ale to mogła być „poducha” słodkiej wody czy czegoś innego…
- Co
innego? – zapytała ze zdumieniem Naïs.
-
Zbiorowisko batyplanktonu – Atis miała wyraźnie zmartwioną minę.
- Na
takiej głębokości – zastanowiła się głośno Naïs – no, niech ci będzie… -
zgodziła się po dłuższej medytacji.
- No
dobra! – Gemma zdecydowanie przerwała tą dyskusję – wyciągamy sprzęt i
przesyłamy materiał do profesora.
- O w
mordę! – jęknąłem – zapomnieliśmy o małym drobiazgu!
- O
jakim? – trzy pary pięknych kobiecych oczu spoczęły na mojej twarzy.
-
Pamiętacie, co się wydarzyło trzydziestego sierpnia dwa tysiące czwartego roku
nieopodal Murmańska? – zapytałem.
Pierwsza
zaskoczyła Naïs, potem Gemma. Pomimo opalenizny zbladły jak ściana.
- O Dios! – przecież tam leży wrak innego
rosyjskiego atomowca, „K-159”! – wykrzyknęła Gemma z przerażeniem w głosie.
- Jak głęboko?
– odezwała się Krystyna.
- Płytko
– rzekłem – tam jest tylko dwieście trzydzieści osiem metrów, ale jest jeszcze
reaktor i osiemset kilo paliwa jądrowego, jakieś dwadzieścia petabekereli, albo
jak wolisz sześćset kilocurie[1]… Cholernie gorące.
- A w
czym problem? – brwi Krystyny uniosły się do góry.
- A w
tym, że na płytkich wodach szelfowych tsunami zaczyna pokazywać swoją
niszczycielską siłę. W tym przypadku może rozwalić wrak okrętu i rozbić osłony
biologiczne reaktora. Okręt nie ma uzbrojenia, ale te osiemset kilo uranu, to
nie w kij dmuchał… - Gemma powoli wracała do siebie.
-
Wprawdzie to jest prawie dwa tysiące kilometrów od punktu zero, a na dodatek
zasłania ich Nordkapp, ale w takim przypadku trzeba dmuchać na zimne… - rzekła
Naïs.
- Trzeba
będzie ostrzec Rosjan – powiedziałem – ale jak? Zadzwonię do ich prezydenta i
powiem tak: Szanowny panie prezydencie, mówi Daniel Laskowski, proszę ewakuować
ludzi z okolic Murmańska, bo istnieje możliwość powstania tam radioaktywnej
plamy…???
- Można
poprzez profesora i Komitet Dziewiętnastu – rzekła Gemma.
- OK., w
takim razie zróbmy to dla spokoju sumienia – odpowiedziałem i wydałem polecenia
Atis. W kwadrans później wiadomość od nas wyświetliła się na laptopie profesora
w jego biurze w Hamilton.
- To, co?
– zapytała Gemma – kończymy zabawę i wyciągamy ROV-a?
- Sądzę,
że tak – wzruszyłem ramionami – swoje zrobiliśmy, możemy tylko poczekać na
fajerwerki. To będzie chyba za trzy dni?
- Tak, za
trzy doby, dwanaście godzin, sześć minut – rozległ się aksamitny głos Atis.
-
Patrzcie! – krzyknęła Naïs – to znowu
się pokazało!
Rzeczywiście,
obraz na ekranie jakby zafalował i pokazały się przez moment jakby jakieś
zgęstki wody czy jakiegoś osobliwego żelu, który dziwnie załamywał światło
reflektorów ROV-a… Po chwili wszystko znikło.
-
Ciekawe, cholera – rzekła Gemma – może to jakaś nieznana nauce forma życia? Co
nie? Naïs, kochanie, jest coś takiego?
-
Osobiście się nigdy z tym nie spotkałam – Naïs wzruszyła ramionami – ale
Wszechocean jest tak wielki, że w zasadzie wszystko w nim jest możliwe…
CDN.
[1] Czyli
20 PBq albo 600 kCi. Dla porównania promieniowanie po katastrofie w
Czarnobylskiej EJ było mierzone w zaledwie w kilobekerelach (kBq) i dla
radionuklidu cezu-137 wynosiło ono na terenie Polski maksymalnie ok. 90 – 100
kBq. Natomiast skażenia po katastrofie w Fukushimie mierzone są w
petabekerelach, dzięki czemu jest ona uznana za najgorszą katastrofę nuklearną
wszech czasów.