czwartek, 9 lipca 2015

Kamienne kule w Polsce (2)


Sprawa ma jednak swój ciąg dalszy.

W dniu 8.VII.2015 roku, wraz z geologiem - mgr inż. Stanisławem Bednarzem przedsięwziąłem podróż uczoną do odkrywki w korycie strumienia Targoszówka, w okolicy II mostu na drodze z Kukowa do Targoszowa. Wyruszyliśmy wcześnie, bo zapowiadała się frontowa burza, która nadciągała z zachodu. Ale u nas było jeszcze w miarę pogodnie. Na niebie świecił księżyc, kiedy o godzinie 04:45 wyruszyłem z domu wraz z Panem Bednarzem do geologicznej odkrywki w okolicy Targoszowa – 36 km na NW od Jordanowa. Jadąc do Suchej Beskidzkiej widzieliśmy wciąż pogodne niebo, ale po wyjeździe z Suchej nad Beskidem Małym ujrzeliśmy piętrzące się dziko ciemne chmurzyska, a kiedy dojechaliśmy do Kukowa, ciemnoszary granat chmur przecięła pierwsza błyskawica. Dojechaliśmy do odkrywki i wtedy zaczęło regularnie grzmieć, a jednocześnie zapadała coraz gęstsza, hucząca gromami ciemność.

Szybko zeskakujemy na dno Targoszówki w miejscu odległym o parę metrów od poprzedniego miejsca, które eksplorowałem. Pan Bednarz pokazuje mi warstwę, o której mówił. Rzeczywiście jest to zlepieniec warstw istebniańskich, w którym jak rodzynki w cieście tkwią konkrecje. Nie są duże – co najwyżej kilka centymetrów. Ale wokół można zobaczyć charakterystyczne odłupy półkuliste z piaskowca, co oznacza, że większe kule tutaj były, tylko zniszczyła je erozja, a inne nadal są w górotworze.







Druga odkrywka w potoku Targoszówka. Skały, które je tworzą pochodzą z początków Paleogenu - Paleocenu (66-56 MA temu)

W strumieniu znajdują się inne kulistopodobne twory i to o dużej średnicy – na oko do 3-4 m średnicy! A zatem jeszcze raz potwierdza się to, że jesteśmy na właściwym miejscu i obraz odkrywki w potoku Targoszówka jest niemal identyczny z tym, co widzieliśmy w klokoczowskim kamieniołomie na Kysucach na Słowacji. Tylko ze tam działali ludzie w a naszym przypadku – siły Natury. Niszczący efekt jest podobny. Możemy sobie tylko wyobrazić, jaki jest destrukcyjny wpływ rozpędzonej masy wody, która jest w stanie przenosić i obracać wielotonowe bloki skalne i rzucać nimi jak piłeczkami w korycie potoku!

Niestety, na tym musimy poprzestać. Robi się coraz ciemniej, a w powietrzu pojawiają się pierwsze krople deszczu. Szybko wracamy do samochodu i kiedy otwieram drzwi na głowy runęła nam kaskada wody! W kilka sekund jesteśmy całkiem mokrzy. Jednocześnie uderza w nas potężna fala wiatru. Potężne smreki miotane wiatrem wyglądają, jakby miały zaraz paść… Trzeba uciekać, bo zaraz mogą polecieć na nas drzewa!

Z ulgą zatrzaskuję drzwi, zapinam pas i odpalam silnik. Wycofuję mojego Caspera na drogę i… z przerażeniem stwierdzam, że drogi nie ma. Wokół nas jest szara, hucząca wiatrem i piorunami przestrzeń. Niesiony wiatrem deszcz jest tak intensywny, że wycieraczki nie nadążają ze zbieraniem wody z przedniej szyby. Temperatura spada z +24°C do +17°C.

Jedziemy powoli w kierunku Kukowa. Przez zalewane deszczem szyby mało co widać, więc wleczemy się jakieś 30 km/h, dopiero na Trakcie Suskim przyciskam gaz i stwierdzam, że deszcz słabnie. Wlokąc się wjeżdżamy do Suchej Beskidzkiej, gdzie na głównej ulicy leży potężna akacja. Objeżdżamy ją i po drodze widzimy pourywane konary innych drzew.

Na DK 28 pomiędzy Suchą a Makowem Podhalańskim zatrzymuje nas korek. Przez CB-radio dowiadujemy się, że koło Drewdomu powalone drzewo zatrzymało ruch, zaś dwa inne zatarasowały drogę w innych miejscach, więc przychodzi nam czekać jakieś pół godziny. Przez radio dowiadujemy się, że strażacy pracują już na miejscu. Czekając słuchamy także JEDYNKI i RADIA PLUS, gdzie mówią o przechodzących nawałnicach i trąbach powietrznych, które dały się we znaki na Opolszczyźnie, Ślasku i Wielkopolsce. Ponoć 4000 miejscowości jest bez prądu, a spadające drzewo zabiło kierowcę… 1000 razy wzywano Straż Pożarną do interwencji, w tym 700 razy w Małopolsce. To coś mówi o skali kataklizmu.










Efekty nawałnicy, która przeszła nad Beskidami

Tymczasem deszcz powoli ustaje i robi się jaśniej. Burza odchodzi w kierunku Jordanowa i Rabki… Zator zlikwidowano, więc ruszamy dalej. Po drodze obserwujemy mgły wiszące na szczytach gór – niezawodny znak dalszych opadów. Wszędzie widać ślady przejścia silnego wiatru: połamane gałęzie, zerwane liście, pozrywane i połamane reklamy… Na szczęście nie widzimy zerwanych dachów czy zrujnowanych budynków.

W Jordanowie jesteśmy o 07:00. Na Plantach widzimy połamane wierzby ozdobne – potężne uderzenia wiatru zerwały im wierzchołki. Podobnie okaleczona została wierzba koło Biblioteki Publicznej. U mojej siostry wiatr złamał sumaka octowca. Poza tym większych strat nie było.

W południe mamy znów upał – temperatura podskakuje do +31,5°C, wilgotność spada do 53%, ale ciśnienie oscyluje z częstotliwością 1 hPa/2 h, wokół wartości 1005 hPa. Spadło ogółem 12,48 l/m²„Tylko” albo „aż”, dla letników – „aż”, dla rolników, leśników, plantatorów i grzybiarzy – „tylko”. A przydałoby się tego deszczu tak dwa-trzy razy więcej… I na tym przygoda się skończyła.

Podsumowując – kamienne kule nie są żadnym pozaziemskim ewenementem, a normalnym zjawiskiem ziemskiego pochodzenia i wytworem Natury. Występują w twardych piaskowcach i zlepieńcach magurskich, które z kolei występują w Beskidzie Śląskim i Małym. Najwidoczniej taka jest ich właściwość, że wytwarzają kuliste konkrecje o średnicy nawet do kilku metrów średnicy, które wzbudzają (i słusznie) ludzki podziw.


Jestem winien Czytelnikowi ostrzeżenie: gdyby ktoś chciał poszukać tych kul w korytach górskich potoków, to musi uważać na warunki pogodowe. Czasami krótki burzowy „norymny” opad może zamienić te ciurkające strumyki w mordercze potoki wody, które rwą niepowstrzymanie w dół stwarzając niebezpieczeństwo dla wszystkiego, co żyje. Tak było kilka lat temu w Makowie Podhalańskim, gdzie w ciągu kilku minut wody z czterech ciurkających strumieni zalały miasto niemal dwumetrową warstwą wody! Szybkość z jaką to się stało jest zdumiewająca bo nawet szczury się potopiły! Nie zdążyły uciec przed tym meteorologicznym Armagedonem! A zatem – trzeba uważać.