piątek, 10 lipca 2015

Jądrowe uderzenie w Czerwoną Planetę

Czy tak to wyglądało? Gigantyczny wybuch nuklearny na Marsie...


Oleg Fajg


Jest to kontynuacja tematu z artykułu Paula Seaburna pt. „Uczeni mówią: Obcy użyli broni jądrowej w stosunku do Marsjan” - http://wszechocean.blogspot.com/2015/05/uczeni-mowia-obcy-uzyli-broni-jadrowej.html.


---oooOooo---


Mars ma dwa księżyce – Fobosa i Dejmosa. Fobos obraca się wokół swej macierzystej planety na tak małej wysokości, że w ciągu najbliższych 10-50 MA spadnie na nią pod wpływem jej grawitacji.

Pewnego razu słynny fizyk jądrowy Enrico Fermi wszczął spór z fizykiem – teoretykiem i przekonanym ufologiem Edwardem Tellerem. Przyszły twórca broni termojądrowej dopuszczał myśl, że wiele systemów gwiezdnych powinny być „na zasadzie podobieństwa” zasiedlone przez Kosmitów. Na to Fermi rzucił sarkastyczną replikę: „A czy nie zastanawiał się pan nad tym, że jeżeli Kosmici istnieją, to gdzie oni wszyscy się znajdują?”


Spór uczonych


Pytanie to z biegiem czasu przeistoczyło się w paradoks (tzw. Paradoks Fermiego – przyp. tłum.) i już od 65 lat nie daje spokoju entuzjastom kontaktów. Czego to nie wymyślano jako wyjaśnienia! I wersja o unikalności Ziemian, i idea kosmicznego zapasu, i założenie o „nietechniczności” innych cywilizacji…

Jedna z ostatnich hipotez jest związana z tzw. „sondami-berserkerami”. Ci „kosmiczni konkwistadorzy”, wedle poglądów kalifornijskiego fizyka prof. dr Johna Brandenburga, mogły zniszczyć marsjańską cywilizację, a także – co jest możliwe – rozwalić sąsiednią planetę Faeton.

Początkowo prof. Brandenburg skłaniał się ku tezie, że kilkaset milionów lat temu, na Marsie doszło do k0losalnego wybuchu naturalnego reaktora jądrowego, co zasypało planetę radioaktywnymi odłamkami i pyłem. W swych rozważaniach opierał się on na odkryciu w głębi gabońskiej kopalni Oklo naturalnego, podziemnego reaktora jądrowego, uruchomionego przez Przyrodę ok. 1 mld lat temu. Wtedy to właśnie w skalnych warstwach Afryki Zachodniej podziemny potok opływał złoże uranu pełniąc tam rolę chłodziwa i moderatora neutronów.

Lokalizacja domniemanych eksplozji jądrowych na Marsie


Eksplozja na Acidalium Mare


W modelu Brandenburga, około 1 mld lat temu, na głębokości 1 km pod marsjańskim Acidalium Mare, istniało obszerne złoże składające się z połączonych ze sobą żył uranu-235 – 235U*, toru - Th i potasu - K. Przesączające się tam podziemne wody spowalniając neutrony uruchomiły reakcję jądrową, do czego koncentracja U-235 powinna być w granicach 3%.
Po kilkuset milionach lat, naturalny reaktor jądrowy pod Mare Acidalium zaczął produkować paliwo jądrowe w formie uranu-233 - 233U* i plutonu-239 – 239Pu* o wiele szybciej, niż zużywać je. Silny strumień neutronów doprowadził także do szybkiego wytworzenia dużych ilości radioizotopów potasu. W tym czasie i dzięki temu reaktor przeszedł w stan nadreaktywności – woda wykipiała, co spowodowało wzrost potoku neutronów i do uruchomienia się samorzutnej reakcji łańcuchowej z udziałem 233U* i 239Pu*.
Z powodu wielkich rozmiarów samego złoża i jego położenia na głębokości 1 km, reakcja przedłużała się bez wybuchowego skutku aż do wysokiego stopnia wypalenia się.

Zgodnie z obliczeniami prof. Brandenburga, energia eksplozji reaktora była porównywalna z energią uderzenia 30-kilometrowego asteroidu. Jednakże w odróżnieniu od impaktu asteroidy, centrum eksplozji znajdowało się blisko powierzchni Marsa i krater powstały wskutek wybuchu był znacznie mniejszy od kraterów uderzeniowych.

Region z podwyższoną koncentracją toru znajdował się na północnym-zachodzie Mare Acidalium, w szerokiej i płytkiej depresji. Ilość toru i radioaktywnych izotopów potasu wskazuje na to, że radioaktywna katastrofa miała miejsce kilka milionów lat temu.


Model katastrofy jądrowej


Wedle planetologów, badających morfologię i relief powierzchni Czerwonej Planety, jej osobliwości są związane ze zwyczajnymi procesami geologicznymi, a nie z dawnym wybuchem atomowym. Utwierdzają ich w tym badacze marsjańskich meteorytów, w których nie ma żadnych anomalii składu izotopowego.

Argumentacja krytyki hipotezy o wybuchu „naturalnego reaktora jądrowego” na Marsie zmusiła prof. Brandenburga do zmiany punktu widzenia i założenia, że w atmosferze Marsa doszło do dwóch potężnych wybuchów termojądrowych. Swoją nową hipotezę amerykański fizyk nie tylko popiera starymi dowodami w postaci podwyższonej koncentracji gazu ksenonu-129 – 129Xe (trwałego izotopu) w atmosferze, no i na nowych danych o występowaniu izotopów uranu, toru i potasu.

Wychodząc od pomiarów promieniowania gamma (γ) radioizotopów, Brandenburg wylicza, że epicentra termojądrowych wybuchów miały swe miejsca na północy Mare Acidalium i na równinie Utopia Planitia. Do tego spektrum izotopów ksenonu w atmosferze Marsa przypomina analogiczne parametry wydzielania szybkich neutronów w czasie nuklearnych testów na Ziemi.

Tymczasem brak dużych kraterów w danych rejonach mówi o tym, że wybuchy miały miejsca nad powierzchnią – podobnie jak w przypadku znanego Tunguskiego Meteorytu. Bomby termojądrowe zrzucone na Marsa tysiące razy przewyższały ziemskie analogi. Prof. Brandenburg spróbował obliczyć wielkość największej „obcej bomby H” i wyszło mu ogromne urządzenie o średnicy co najmniej 150 m!  


Termojądrowe bombardowanie Marsa


Marsjańskie izotopy gazowe ksenonu przypominają komponenty ziemskiej atmosfery, odnotowane przy wybuchach ziemskich bomb A i H. Drugim symptomem wybuchu bomby H na Marsie jest obecność innych izotopów ciężkich gazów szlachetnych. I tak np. rozprzestrzenienie marsjańskich izotopów kryptonu – Kr, przypomina rozprzestrzenienie na powierzchni Słońca, w głębi którego buszują reakcje termojądrowe.

Ślady marsjańskiej cywilizacji na Cydonii

Prof. Brandenburg sądzi, że termojądrowe uderzenia w Marsa były w ogóle niezwykłe. W przeszłości Czerwona Planeta mogła mieć klimat podobny do ziemskiego, i ewolucja biologiczna mogła doprowadzić do powstania cywilizacji humanoidów. Być może słynne „ruiny” w rejonie Cydonii, gdzie znajduje się także wzgórze nazwane Marsjański Sfinks (Twarz Marsjanina) i skaliste wzgórze przypominające pięciokątną piramidę (Piramida D & M) mają sztuczne pochodzenie?

Jeżeli tak, to dawne artefakty archeologiczne świadczą o istnieniu dawnej marsjańskiej cywilizacji o poziomie Epoki Brązu. Być może te pierwsze siewki pozaziemskiego Rozumu zostały wykarczowane przez bezlitosną rękę w rezultacie przerażającej ogólno-planetarnej katastrofy. W krótkim czasie znikła marsjańska biosfera, a klimat stał się całkowicie odmienny od ziemskiego. Ale czy właśnie to mogło zniszczyć hipotetyczną marsjańską cywilizację?


Rajd „berserkera”


Znany brytyjski astronom dr Edward Harrison uważał, że stare galaktyczne cywilizacje będą się starały zawładnąć źródłami surowców swych sąsiadów, a ich samych zniszczyć w trakcie ich „galaktycznej ekspansji”. 

Dr Harrison zakłada, że wrogie sondy dotarły do Układu Słonecznego. Przy tym one nie tylko zniszczyły rozwijającą się kulturę Marsa, ale i wysokorozwiniętą cywilizację Faetona – planety znajdującej się pomiędzy Jowiszem a Marsem, (w odległości jakichś 3,2 AU od Słońca – przyp. tłum.)

Przez długi czas w literaturze naukowej i popularno-naukowej pokutowała hipoteza o tym, że zagłada planety Faeton miała miejsce wskutek gry sił grawitacji Marsa i Jowisza. Uważano, że tak właśnie miał powstać główny Pas Planetoid. Ostatnio komputerowe modele stawiają pod znakiem zapytania tą hipotezę. Główny kontrargument jest związany z ocenami całkowitej masy asteroidów, która jest bardzo mała.

Pas Kuipera

Do tego jeden z katastroficznych scenariuszy grawitacyjnego rozpadu Faetona i asteroidów zakłada silne zmiany ich orbit. Przede wszystkim tu właśnie kryją się przyczyny katastroficznego bombardowania miliardy lat temu, kiedy część asteroidów zaczęła niebezpiecznie przecinać orbity Marsa, Ziemi i Księżyca i spadać na ich powierzchnie. Sam zaś Faeton, który wniósł tyle chaosu do środkowej części Układu Słonecznego, znikł: poruszając się na silnie wydłużonej orbicie, Faeton mógł się zbliżyć za bardzo do Słońca i zostać przez nie sfragmentowana. Ostatnimi czasy pojawił się jeszcze jeden wariant powyższej hipotezy, zgodnie z którą Faeton nie rozpadł się, ale w myśl efektu „grawitacyjnej procy” został wyrzucony na skraj Układu Słonecznego i tam dołożył swój wkład do Pasa Kuipera a może i Obłoku Oorta.

Dr Harrison wraz z podobnie myślącymi kolegami z Massachusetts University opracował hipotezę, że życie na Marsie zniszczył duży odłamek Faetona o rozmiarach marsjańskiego księżyca. Impakt podobnego asteroidu mógł rozproszyć atmosferę i odparować morza (co jest bardzo możliwe ze względu na małą masę i co za tym idzie słabe pole grawitacyjne Marsa, gdzie ciążenie wynosi ok. 1/3 ziemskiego – przyp. tłum.)

Jak na razie, to trudno jest powiedzieć, która wersja jest bardziej prawdopodobna – impaktu (jednego czy kilku) ogromnego asteroidu, albo termojądrowy atak z Kosmosu.

[Osobiście jestem zdania, że mógł to być incydent kombinowany, tzn. na Marsa we wskazanych rejonach spadły dwie asteroidy. Pod powierzchnią, w punkcie ZERO znajdowały się pokłady rud uranowo-torowych, co doprowadziło do eksplozji i rozproszenia się skażenia na całą planetę z wiadomym skutkiem (podobnie było w przypadku asteroidy Chicxulub, która trafiła w pokłady gipsu powodując powstanie kwaśnych deszczy na całej planecie 64,8 mln lat temu). Poza tym mogło tam dojść do zwielokrotnionego EGO, wskutek czego atmosfera uciekła w przestrzeń kosmiczną, a oceany wyparowały. NB, coś podobnego mogło zdarzyć się na Wenus. Ta jednak planeta będąc masywną prawie jak Ziemia – przyspieszenie grawitacyjne na jej powierzchni wynosi 8,87 m/s², co stanowi 0,9 przyciągania ziemskiego, zachowała swoją atmosferę i hydrosferę, którą EGO zamienił w żrąco-trujące piekło z temperaturą +400°C i ciśnieniem 90 at czyli 88.260 hPa (na Ziemi jedynie 1013 hPa) przy powierzchni planety. Jeżeli tam istniało jakieś życie, to zostało one zlikwidowane, chyba że… - w przypadku Wenus – zamieszkują ją organizmy krzemoorganiczne, jakie opisał K. Boruń i A. Trepka w „Kosmicznych braciach”, dla których warunki tam panujące byłyby wręcz idealne…! – uwaga tłum.]


Planety ekosfery Słońca

Tak czy owak, jeżeli marsjańska cywilizacja istniała (a co zupełnie odrzuca współczesna nauka), to jej zniszczenie jest groźnym ostrzeżeniem mówiącym o istnieniu wrogich kosmicznych sił naturalnego czy nienaturalnego pochodzenia. W tym ostatnim przypadku mamy jeszcze jeden wariant rozwiązania Paradoksu Fermiego włączającego scenariusz „gwiezdnych wojen”.

Czy oznacza to, że podstawowe niebezpieczeństwo dla ludzkiej cywilizacji może stanowić inne rozumne życie, o wiele przewyższające nas w rozwoju…?


Opinie z KKK


Jakoś mi się ten artykuł nie klei, szczerze powiedziawszy...
Same koncepty ujdą, ale to wydawnictwo raz po raz momentami lakonizuję pro publico i trzepie pianę skacząc w siedmiomilowych butach. To jest moje zdanie.
Może wypowiem się krótko na temat samych konceptów.
Otóż według mnie, oraz w kontekście różnych relacji poznanych z różnych źródeł (bez rozróżnienia na ich autentyczność), kosmos jest niesłychanie bardziej zorganizowany, skomplikowany i zhierarchizowany, niż nam się wydaje. Być może jest tak dlatego, że my dopiero zaczynamy poznawać to, co zbudowali nasi 'starsi', zupełnie jak dziecko poznaje świat dorosłych.
Jeśli chodzi o wojny między systemowe, wszystko jest możliwe, ale należy wyraźnie zaznaczyć, że w teorii. Praktyka natomiast zawsze weryfikuje teorię, tylko, że nie mamy jeszcze praktyki! Jakże więc możemy wiedzieć to czy tamto w tematach dla nas zupełnie abstrakcyjnych? Dywagować za to należy, zatem snujmy wątki dalej...
Kosmiczne wojny przedstawiła już Bhagavatghita, Stary Testament (według mnie), średniowieczne relacje, nawet obecne filmy w podczerwieni,( na których to komentator widzi potyczkę między ufo), relacje z CE IV, no i Daniken, a za nim nurt danikenowski, kanał Historia z serią Starożytni Astronauci, a lista na tym pewnie się nie zamyka... Jest zatem wielce prawdopodobne, że wojna jakiegoś rodzaju nadal trwa, lub występują potyczki lub zmagania bez tła wojny.
Atom na innych planetach? Bomby fuzyjne H? A może bomby anihilacyjne? Czemu by nie, przecież to my twierdzimy, że z drzewa zeszliśmy niedawno, a ci, co na drzewo nie weszli, mieli przecież łatwiej.
Jest też możliwe, że ziemskich cywilizacji było tyle, oraz że ostańców z zagład tych cywilizacji dało radę tyle, że powstawały co rusz nowe konflikty, wszak nowy dzieciak na dzielnicy zawsze trochę zamiesza.
Także jestem zdania, że złoty warkocz najpierw obejmował Fetona, później (wraz z osłabnięciem rotacji, siły pól EM/magnetycznych, oraz wpływu na bliższe planety) przesunął się w kierunku Marsa, by ostatecznie objąć Ziemię.
Czasu i miejsca na zabawę w Życie i tworzenie cywilizacji było mnóstwo, sposobów na opiekę/kontrolę i eksperymenty także, a że różne były pewnie pomysły różnych grup... no cóż. Słabszy zawsze przegra, nawet jeśli ma rację. I o ile nie ma silnego obrońcy.
Czasem się zastanawiam, pod czyją kuratelą jesteśmy. Albo z innej strony - czyż to zwycięzca nie pisze historii, ponieważ przegranych się nie słucha? Na przykład dlatego, że nie ma kogo już słuchać? Przykład ekstremalny - jeśli Lucyfer miał wszelkie moralne powody, by nieść wiedzę ludziom, ale krzyżował tym interesy bossa, został przegranej napiętnowany, by po wiekach historia wspierała wygranego. W innym wypadku zrodziłoby to bunt. Zaznaczam, to przykład hipotetyczny i służy jedynie dalszej argumentacji...
Zatem dalej - załóżmy, że żyjemy w złotej klatce, której próby przebicia są skutecznie dławione... czy to nie rodziłoby konfliktu wśród najróżniejszych grup? Co tam atomy dla uzurpatorów, kiedy trzeba buntowników zgładzić. To amoralny ma więcej możliwości, bowiem czerpie z potencjału zła/dobra we wszelki dostępny sposób bez filtracji i straty na to energii. Wojny to wysiłek, ale na pewno mniejszy niż zachowanie pokoju, zwłaszcza jeśli psuje to czyjś interes. Takich sytuacji mogło być niezwykle wiele, zatem samych wojen w kosmosie odrzucić nie można.
Osobiście jestem pewien, że dążymy do samozagłady i nastąpi kolejna potrzeba zmiany ludzi, by nie byli takimi skuuur..... Te CE IV, które przedstawiają porwania, doniesienia o pro-ludziach, hybrydach 'ich' i nas? To są dopiero pytania. Pytania bez tezy, ale i o fakty należy czasem pytać.
Nie możemy wyjść poza swoje atawizmy, nie mamy sposobu na uwznioślenie się, a raczej okiełznanie swych instynktów, jak zatem możemy zrozumieć wyższą logikę tych, którzy (tak się dobrze dla nich składa) (już) sobie z tym poradzili? 

P.S. Rotacji Słońca, nie złotego warkocza. (Smok Ogniotrwały)

Mogę tylko powtórzyć za stronnikami koncepcji atomowych wojen bogów: w naszej przeszłości miał miejsce globalny konflikt, w wyniku którego wyżarzono a następnie wychłodzono Marsa i obrócono w Piekło Wenus, a kolonię na Księżycu obrócono w perzynę. Trzeba zatem tylko postawić pytanie: kto z kim i przeciwko komu oraz o co? To jest klucz do tajemnicy i być może nie znajduje się na Ziemi… Przypominam powieść hipotetyczną Jacka Sawaszkiewicza – „Sukcesorzy” z 1986 roku, w której przedstawił on – bardzo ciekawie i przystępnie hipotezę Wielkiego Konfliktu. Warto ja przeczytać, bo stanowi ona nie tylko popis fantazji, ale i ciekawe spojrzenie na naszą historię. (Daniel Laskowski)


Na tle innych ciał niebieskich Mars wyróżnia się pewnym podobieństwem do Ziemi, ale także dziwnymi szczegółami swej powierzchni, które trudno wytłumaczyć. No bo spójrzmy na gigantyczną szramę Wielkiego Kanionu Coprates, zdumiewający system kanionów Labiryntu Nocy, wielkie wulkany tarczowe na Tharsis i Elysium, gigantyczne zapadlisko pustyni Hellas i jeszcze inne niezwykłe formacje geologiczne – o czym one świadczą? Albo o burzliwej przeszłości geologicznej, albo o ingerencji czynnika nieastronomicznego… I jeszcze jedno – pisząc o Marsie nie należy zapominać o tzw. marsjańskich testach jądrowych – tajemniczych błyskach, które może wywołuję impakty meteorytów i asteroidów (których spory zapas znajduje się za orbitą Marsa), albo powodują jakieś pozostałości po Wielkiej Wojnie Bogów-Astronautów sprzed 20.000 lat???  (Aristokles)

Jak to ze mną bywa, a co mówią wszyscy, nic proste nie jest, także tym razem. Wierszem Miłosza chciałem dać znać, że według mnie w sumie destrukcja światów jest możliwa, że odbywa się w Kosmosie, że jest... wręcz naturalna, taka zwyczajna. Że nie ma innej, niż taka zwyczajna... dynamika sił skomasowana z różnicą potencjałów daje raz taki, a raz inny rezultat, a ponieważ absolutnie wszystko jest fizyką, jakąś formą fizyki, to destrukcja jest naturalnym wynikiem działania praw natury.
Można by powiedzieć, że da się wyjść wyżej w rozumieniu tego typu zależności i powiedzieć, że nie ma zła i nie ma dobra - jest cel i rezultat, a do nich wiodące działanie. O lamparcie nie powiemy, że jest zły - on ma swoją drogę do przeżycia. Zabija, czyni komuś krzywdę (ofierze/ i jej dzieciom/stadu), ale to jest jego droga życia. Być moze doznając krzywd po prostu rozumiemy zbyt mało!!!
Gdybyśmy byli nieco mądrzejsi, umieli posterować swym intelektualizmem, by przejść pełną indywidualizację, stać sie całością zamiast wojującymi fragmentami w gromadzie, pojęlibyśmy sprzeczności i 'niegodziwości' natury na tyle, by ją pojąć samą w sobie, a wszelkie rany i bojaźnie wyleczyć.

Zło może być dowodem na niedoskonałość w pojmowaniu go. Wydaje się istnieć, lecz zawsze do zaistnienia potrzebuje ram. A gdyby tych ram nie tworzyć, co nam pozostaje? Zaryzykuję... życie? (Smok Ogniotrwały)


Tekst i ilustracje – „Tajny XX wieka” nr 4/2015, s. 20-21

Przekład z j. rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©