niedziela, 12 lipca 2015

Kod Apokalipsy: Radgum

Nad czym Niemcy pracowali w Jonastal? Bombą atomową? Wodorową? Dezintegracyjną? 


Stanisław Danilin


Przed samym końcem II Wojny Światowej, w rejonie Ohrdrufu pracowała Komisja Energii Atomowej USA. Co takiego tam, znaleźli Amerykanie, nie wiemy na pewno: rezultaty prac Komisji zostały utajnione na minimum 100 lat.

Lokalizacja Jonastal w Turyngii

Dolina Jonastal znajdująca się w Turyngii, od dawna była uważana za jedną z najbardziej tajemniczych miejsc w Niemczech. W Średniowieczu dawała ona schronienie magom ściganym przez Świętą Inkwizycję. W czasach II Wojny Światowej właśnie tam, w podziemnych laboratoriach – pracowali pod nadzorem SS uczeni budujący dla III Rzeszy superbronie: od rakiet V nowej generacji do technologii stealth. Jednakże do dziś dnia nikt nie wie, co tam na podziemnym poligonie Ohrdruf powstawała na rozkaz Hitlera tajna broń odwetowa – Radgum. Nazwana ona została dzięki pewnemu tajemniczemu związkowi chemicznemu, którego kilka kilogramów wystarczy jakoby do zniszczenia całej planety i przyciąga do Jonastal całe grupy nie mniej tajemniczych badaczy. O tych, którzy dosłownie „ryją ziemię nosami” w Turyngii krążą różne plotki. Do dziś dnia wiadomo tylko jedno: tajemniczy poszukiwacze nie są obywatelami Niemiec.

SS-Obergruppenfuhrer dr Hans Kammler
(tutaj w mundurze SS-Brigadefuhrera)


Kiedy jedni nie wiedzą, a drudzy nie mogą


Dosłownie na samym końcu wojny, wywiad amerykański otrzymał informację od swego „kreta” uplasowanego w samym jądrze ośrodka badawczego w Ohrdrufie o tym, że: SS-Obergruppenführer dr Hans Kammler polecił przyspieszyć prace nad bronią Radgum, środkiem chemicznym, którego kilka kilogramów jest w stanie roznieść w pył i proch całe kontynenty. Sądząc wedle aktualnych danych, informacja ta kosztowała życie jakiegoś fizyka-antynazisty, a w te dni specjalne grupy działające pod patronatem OSS (wywiadu US Army) poszukujące niemieckiej superbroni, rozpoczęły regularne polowanie na Kammlera. Było to polowanie w pełnym tego słowa znaczeniu, ale nie dało ono zadowalających rezultatów. Zwiadowcy nie wiedząc, że ten wysoko postawiony esesman, zabezpieczył się całą brygadą swoich sobowtórów jeszcze w 1943 roku, początkowo upolowali jednego Kammlera, potem drugiego, trzeciego…  I nikt nie był w stanie rozwiązać zagadki tajemniczego i groźnego Radgumu.

Kiedy w 1949 roku ludzie z OSS aresztowali prawdziwego Kammlera ukrywającego się w Zonie Okupacyjnej Aliantów Zachodnich, dni jego sobowtórów okazały się policzone. Portret jednego z nich, który „zakończył swe życie samobójstwem” w maju 1945 roku, szybko obiegł wszystkie światowe media.

[Wedle Wikipedii – Kammler uciekł i w końcu kwietnia urywają się jego ślady. 23 kwietnia jego obecność jest jeszcze poświadczona w Ebensee, a 4 maja miał być obecny w Pradze ale jest to już wątpliwe. Ostatnią dość pewną informacją jest, że 24 kwietnia odmówił Göringowi przysłania mu olbrzymiego samolotu transportowo-bombowego Ju 390. W związku z tym istnieje domniemanie, że na pokładzie tego samolotu wywiózł on jeden z prototypów nowego myśliwca.
Zagadkowa jest zwłaszcza domniemana śmierć SS-Obergruppenführera Hansa Kammlera. W ciągu kilkunastu lat po zakończeniu wojny pojawiło się bowiem kilka wersji jego śmierci:
·        żona Kammlera, Jutta, w lipcu 1945 przytoczyła oświadczenie kierowcy męża, Kurta Preuka, jakoby ten widział zwłoki Kammlera 9 maja – taką datę przyjął też ostatecznie sąd okręgowy dla dzielnicy Berlin-Charlottenburg 7 września 1948;
·        we wrześniu 1965 inaczej zeznawał adiutant Kammlera, Heinz Zeuner, który przyznał że Kammler nie żył 7 maja 1945 i że by przy tym również Preuk; w tej wersji Kammler też miał umrzeć na skutek zażycia cyjanku potasu;
·        powyższa wersja kłoci się z wcześniejszym zeznaniem Zeunera, który twierdził że, na osobistą prośbę Kammlera, sam go zastrzelił. Sam Zeuner jest zaś mało wiarygodny bowiem prawdopodobnie już 2 maja został ujęty przez Amerykanów;
·        pojawiła się także wersja, że z Ebensee Kammler pojechał odwiedzić żonę, przebywającą gdzieś w Tyrolu. Stamtąd dopiero miał udać się do Pragi. Było to jednak niemożliwe, ponieważ 4 maja amerykańskie dywizje (44., 88. i 103.) opanowały rejon Tyrolu, a działania prowadziły tam już nieco wcześniej. W tej sytuacji prawdopodobnie Kammler dostałby się do niewoli;
·        w jeszcze innej wersji Kammler organizował obronę jednego z bunkrów w Pradze i aby nie dostać się w ręce Rosjan został zastrzelony przez SS-Sturmbannfuehrera Starcka;
·        równocześnie nie da się wykluczyć, że Kammler albo zrealizował swój plan i porozumiał się z Amerykanami, albo zdołał się przedostać do Ameryki Południowej – uwaga tłum.]

Wygląda na to, że sam ojciec hitlerowskiej superbroni został w tajemnicy wywieziony do USA. Znalezione przy nim papiery pomogły Amerykanom zbudować nowe rodzaje broni – w tym także „plecakowe”. Jednakże główną tajemnicę – zagadkowej superbroni RadgumHerr Kammler mógł opisać swym nowym panom tylko słowami. Esesman wyjaśnił, że cała dokumentacja Radgumu, a także doświadczalna działająca (!!!) próbka została ukryta na jego rozkaz w tajnych sztolniach Ohrdrufu. Amerykanom pozostało tylko złapać się za głowy: Turyngia w tym czasie już stała się częścią Niemieckiej Republiki Demokratycznej – NRD. (Utworzonej z Radzieckiej Strefy Okupacyjnej Niemiec w 1949 roku – przyp. tłum.)    

No i wyszła z tego paradoksalna sytuacja, w której zarówno Sowiety, jak i USA uganiające się za pracami hitlerowskich uczonych nie wiedzieli, za czym właściwie tak się uganiają – za skarbami niemieckiej myśli technicznej, zaś Amerykanie wiedząc, o co chodzi w tej grze, nie mieli możliwości wykopania ich spod ziemi. Oczywiście otrzymać dostęp do broni Apokalipsy zaoceaniczne specsłużby  próbowały i w następne lata. Jednakże mogło się to udać tajnie przed całym światem dopiero teraz.

Widok na Jonastal...


Zagadka wszech czasów


W latach 50., w rejonie rozmieszczenia tajnego ośrodka badań w Ohrdruf, wskutek opadów i różnych naturalnych kataklizmów osiadła ziemia. Najwidoczniej miejscowi niemieccy pionierzy, których wtedy w Zachodnich Niemczech nazywano nie inaczej jak „wschodnioniemiecką grupą Diatłowa” (jest to aluzja do słynnego wydarzenia z Uralu, gdzie w niewyjaśniony do dziś dnia zginęła grupa studentów kierowana przez Igora Diatłowa w lutym 1959 roku – przyp. tłum.) odkryli tajne wejścia do hitlerowskiego „skarbca Apokalipsy”: grupa młodych turystów zginęła tam w zagadkowych, niewyjaśnionych okolicznościach. Samo to „niedobre miejsce” Stasi (służba specjalna NRD, odpowiednik radzieckiego KGB – przyp. tłum.) wzięła pod dokładną ochronę. Jednak z niewiadomych przyczyn, wschodni Niemcy nie chcieli dobrać się do podziemnych laboratoriów SS. Albo nie mogli…

W latach 80., wysoko postawiony wschodnioniemiecki urzędnik – wedle innych danych inżynier górnictwa – pozostający na garnuszku CIA, był w stanie przekazać swym panom próbki gruntu pobrane w okolicach Ohrdrufu oraz zapis video z miejsc osunięcia ziemi. Nazwisko tego „kreta” jak i jego dalsze losy są nieznane. I tutaj zdumiewający fakt: cała dokumentacja dotycząca „kuźni superbroni Radgum” została utajniona w USA do 2049 roku. Do niej nie ma dostępu nawet rząd Niemiec.

W 2005 roku, znany berliński historyk, dr Reiner Karlsch, przedsięwziąwszy prywatne dochodzenie poszedł śladami oficerów OSS, którzy pracowali z „ojcem Radgumu” i opublikował wyniki swego śledztwa na temat zagadek doliny Jonastal (chyba chodziło o oficerów SS – przyp. tłum.) Po upływie kilku miesięcy od publikacji, jego renoma została zrujnowana: media nazwały odważnego naukowca „szarlatanem”, wskutek czego ten ostatni popadł w pijaństwo i – jak głosi oficjalna wersja – w pijanym widzie popełnił on samobójstwo.

Czy miejscowe tajemnice warte są życia? Czy ten cały niepojęcie apokaliptyczny Radgum wprost nie jest niczym innym jak mitem?

...i podziemia podobne do podziemi Gór Sowich...


Chcesz zachować tajemnicę? Krzycz o niej!


W końcu 2013 roku, kilku niemieckich uczonych, nazywających siebie kontynuatorami dr Karlscha, pozyskali sponsorów, załatwili sobie urządzenia wiertnicze i usiłowali zdobyć u władz Turyngii zezwolenia na prace wydobywcze w Jonastal. I nastąpiła logiczna odmowa: cała tamtejsza miejscowość znajduje się w „strefie ochronnej pozyskiwania wody pitnej” – dlatego jakiekolwiek wykopaliska są surowo wzbronione. (!!!)

Koniec 2014 roku. Jonastal z terenami doń przyległymi do Ohrdrufu i wioski Gossel otaczają „zielone ludziki” z prywatnej firmy ochroniarskiej, zarejestrowanej gdzieś poza Niemcami. Przywieziono maszyny wiertnicze. Według danych miejscowych mieszkańców, tajemniczy badacze w odróżnieniu od ich niemieckich kolegów, otrzymali zezwolenie na prace górnicze, rozmawiają po niemiecku, ale z jakimś koszmarnym akcentem. Same prace idą pełną parą. Od zapuszczenia w już wywiercone otwory specjalnych sond ultradźwiękowych, które pozwalają na dokładne zlokalizowanie podziemnych pustek.

A jak na te wszystkie niezwykłości reaguje niemiecka i światowa prasa? Czy milczy na ten temat? Wręcz odwrotnie. Gazety, magazyny, programy TV, internetowe fora, przepełnione są wersjami „naocznych świadków”. Jedna z nich brzmi: Amerykanie wspierani przez rząd niemiecki poszukują w Jonastalu… - Bursztynowej Komnaty! Odpowiadam: do dziś dnia nie istnieje ani jedno historyczne świadectwo, nie ma żadnego dokumentu, który choćby napomykał jednym słowem o tym, by Niemcy chcieli ukryć ją właśnie tam.

Druga wersja: prace poszukiwawcze w bezpośredniej bliskości supertajnego centrum naukowego nazistów w Ordruf prowadzą Izraelczycy – oni jakoby szukają dokumentacji o więźniach obozów koncentracyjnych ukrytej przez hitlerowców pod ziemią. I ponownie odpowiadam: nie ma ani pisemnych, ani ustnych świadectw świadczących na plus tej hipotezy. Tak, ale gdyby to była prawda, to na pewno niemieccy dziennikarze trąbiliby na cały świat i przeprowadzali wywiady z poszukiwaczami. A tu oni nawet nie próbują tego zrobić. Także ci „Izraelczycy” tak trąbiący o swych ofiarach wojny na cały świat, teraz nie zdradzają swego obywatelstwa i nazwisk.

Oczywiście solidna niemiecka prasa wyśmiewała domysły odnośnie Bursztynowej Komnaty i dokumentów dotyczących żydowskich więźniów. No i przedstawia swoje – niemniej apokaliptyczne rozwiązanie tajemnicy. Tam, w Jonastal przeprowadza się typowe roboty freakingowe – przygotowania do wydobycia szczelinowego gazu ziemnego. Tylko że znów wyszło głupio: dzięki temu, że kilka zdjęć z miejsca prowadzenia zagadkowych prac zostało udostępnione mediom, specjaliści mogli dojść do wniosku, że do takich prac freakingowych potrzebne są o wiele silniejsze i większe maszyny. Te, które są w Jonastal „biją” na głębokość 100-200 m pod ziemią. Jak raz na tą głębokość, na której – zgodnie z dokumentami – znajduje się ultrasekretne centrum naukowe SS.

A zatem co takiego jest ukryte w podziemiach jednego z najciekawszych miejsc z Niemczech? Kto chce dzisiaj dostać w swe ręce dokumentację ultra sekretnej, potężnej superbroni Radgum, czy choćby jej eksperymentalny model?

Czując ważność tego odkrycia dla całej Ludzkości, redakcja „Tajny XX wieka” obiecuje śledzić informacje na jego temat. Dowiecie się o nim jako pierwsi.


Komentarze z KKK


Kilka kilogramów, które obracają w proch całe kontynenty? Wychodzi na to, że mowa o wojennym kamieniu filozoficznym, albo o antymaterii.
Podobne pomysły już miano, jak wspomniałem powyżej, np. ten kamień filozoficzny, albo bomba Genesis ze Star Treka, która rekombinowała materię na poziomie subatomowym i zestalała ją na nowo według pożądanego wzoru macierzy tak, by życie powstawało samorzutnie.
Jeśli ów super-materia jest czymś technicznie wykonywalnym, to brakuje tu jeszcze tylko tajnych meta-spirytystycznych powiązań, np. z Thule, ponieważ taka technologia wymagałaby wiedzy albo Iluminatów, albo 'zaprzyjaźnionych' szaraków.
Nawiasem mówiąc, wydawnictwo „Tajny XX wieka” już któryś raz za bardzo poleciało w stronę „Faktu”. (Smok Ogniotrwały)

Zobaczymy, co powie Igor Witkowski. Osobiście stawiam na antymaterię… W jednej z moich prac napisałem, że Niemcy mogli opracować technologię przemysłowej produkcji antymaterii, przynajmniej na papierze. Coś takiego byłoby rewolucyjną zmianą przede wszystkim w astronautyce. Z drugiej strony rzeczywiście – parę kilogramów antymaterii stworzyłoby w procesie anihilacji tak potężny puls promieniowania gamma, że to wyjałowiłoby całe kontynenty… Pisał już o tym Daniel Laskowski w jednym ze swych opowiadań hyboryjskich. (Platon)

....z dzwonem Hitlera nie ma nic do śmiechu.....biorąc pod uwagę techniczne możliwości Niemców w zakresie budowy samolotów odrzutowych  ME 262 i ME 163 KOMET ,które wyprzedzały czas oraz  dziwny zbieg okoliczności, że dzwon działał na zasadzie budowy silnika Wankla z rotacyjnym tłokiem, którego Hitler skazał na "banicję ",  jest możliwe, że konstruktorzy niemieccy  przenieśli mechaniczną budowę silnika na silnik odrzutowy....
ponieważ silnik Wankla miał niezłe osiągi w przypadku angielskich motocykli, więc tym bardziej  metoda ta mogła zdrowo zamieszać w silnikach odrzutowych ........ problemem była precyzja wykonania i materiały .....
jeśli Niemcy nie uzyskali odpowiednich materiałów do budowy silników,.....bądź precyzja okazała się jeszcze nie wystarczająca - to kto wie ,... czy ktoś kto przejął po wojnie plany lub naukowców nie budował później po cichu modeli "UFO".......
być może największym  problemem przy takim odrzucie energii był problem sterowania pojazdem ......bo to że przy zastosowaniu tej metody w silniku odrzutowym miało to kopa nie pozostawia złudzeń.......
ten sam problem utrzymania kontroli,  równowagi ...panowania nad maszyną był przy ME 163 KOMET  ,gdzie z dumą o rozwój III Rzeszy zginęło wielu dobrych pilotów .......co później było zresztą przyczyną zaprzestania próbnych lotów ........... poza tym to co najważniejsze - my nie wiemy jak  naprawdę daleko zaszli naziści w swoich badaniach !
niewykluczone ,że zabrakło czasu na testowanie i budowę ciekawszych  prototypów .....
patrząc na plany gigantycznych czołgów strach pomyśleć co się rodziło na deskach kreślarskich samolotów ......
..niektórzy  historycy uważają ,że masowa produkcja ME 262 zmieniłaby całkowicie przebieg II wojny światowej ....ja osobiście również dopisuje się do listy tych wyznawców z uwzględnieniem również masowej produkcji ME 163 KOMET i rakiet V1 i V2 ......
Hitlera zgubił również przedwczesny atak na Rosję , ( tutaj wielu dopatruję się głównej klęski ) , ale niewykluczone, że Hitler bał się wcześniejszego ataku ze strony Rosji .......w efekcie stało  się co się stało ...........
jedno jest pewne - szybsze wprowadzenie nowinek technicznych III rzeszy do produkcji masowej  i świat wyglądałby inaczej ............ (Artur P.) 

A może ten cały "Radgum" to skrót od Radiergummi - guma do mazania? Że niby wymaże wrogów Hitlera jak gumka wymazuje ołówek? (Daniel Laskowski)

Tekst i ilustracje – „Tajny XX wieka” nr 3/2015, ss. 20-21
Przekład z j. rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©