poniedziałek, 28 grudnia 2015

Diabelskie kotły Doliny Śmierci

Rzeka Wiluj - w jej górnym biegu znajdują się dziwne artefakty


Nikołaj Sosnin


Ze względu na małe zaludnienie Doliny Śmierci, w latach 60. zainteresowali się nią wojskowi. Została tam przeprowadzona seria podziemnych wybuchów atomowych, niektóre z nich zarejestrowały stacje sejsmiczne na całym świecie.

Ta anomalna strefa znajduje się w Jakucji, w dorzeczu rzeki Wiluj. Jakuci nazywają to miejsce Ełjuju Czerkieczech – Dolina Śmierci. To tutaj znajdują się wielkie metalowe półkule o średnicy 8-10 m. Miejscowi nazywają je kotłami i wzbraniają się podchodzić do nich, nieraz nocowali tam myśliwi, którzy potem zapadali na dziwne choroby i umierali. Kto postawił w tej głuszy dziwne półkule: dawne cywilizacje czy Przybysze z Kosmosu? Dlaczego wykazują one letalny wpływ na ludzi i zwierzęta? Odpowiedzi na te pytania nauka nie znalazła do dziś dnia.


Wybryki demona Uot-Usmu-Tong-Duuraja


Pierwsze relacje od Dolinie Śmierci przekazał światu nauki naturalista, pedagog i badacz Riczard Karłowicz Maak. Przebywał on w Jakucji w latach 1853-1855, przeprowadzając badania naukowe w basenach rzek Wiluj, Olekma i Czona, badając relief okolicy, geologię a nawet zaznajomił się z narodami zamieszkującymi te krainy. W swoich notatkach z 1853 roku Maak wspomina o tym, że na brzegu rzeki Ałgyj Timirbit, co oznacza „wielki kocioł utonął” rzeczywiście znajduje się wielkie kocioł z miedzi. Jego wielkość jest nieznana, a to dlatego, że nad ziemią widoczny jest jego skraj i w nim rośnie kilka drzew. Wielkiego zainteresowanie w świecie nauki to znalezisko nie znalazło: nikomu nie chciało się skierować ekspedycji w mało znany, trudnodostępny rejon tajgi dla jakiegoś tam kotła.


Sztuczne jezioro Wilujskiej EW z kosmosu i z helikoptera...

Dokładnie taki właśnie obiekt został znaleziony w połowie XX wieku przy budowie sztucznego jeziora dla Wilujskiej Elektrowni Wodnej. Kiedy budowlańcy podłączyli kanał odwadniający i osuszyli koryto Wiluja, wtedy odkryli wypukłą, metaliczną powierzchnię. Wezwane naczalstwo obejrzawszy znalezisko doszło do wniosku, że to jakaś bzdura nie warta uwagi, i nakazało kontynuować prace. Żeby było jasne – kierownictwo interesowało wykonanie planu i nikt nie śmiał zrywać grafiku prac z powodu jakiejś głupiej skorupy. Dzisiaj ten „kocioł” leży pod warstwą iłu na dnie rzeki.

W latach 70., jakuccy ufolodzy zebrali i udokumentowali świadectwa miejscowych mieszkańców. Np. oni twierdzą, że z otwierających się dachów-półsfer raz na 100 lat wyrywają się słupy i kule ognia, kierowane przez demona Uot-Usmu-Tong-Duuraja. Także w Dolinie Śmierci znajduje się przypłaszczony, czerwonawy, żelazny łuk, pod który można nawet wjechać na reniferze, a za nim znajduje się wejście prowadzące do wielu metalowych pomieszczeń. Tam jest o wiele cieplej, niż na zewnątrz, ale nieostrożni podróżnicy, którzy zdecydują się zanocować w tych pomieszczeniach wkrótce chorowali i nawet umierali. Szczególnie ciekawe są opowiadania starego myśliwego Ewenka o tym, że w rejonie międzyrzecza Njurgun Bootur (co oznacza „Słynny Bohater”) i Ataradak (co oznacza „duże, trójgranne żelazne więzienie”) znajduje się metalowa jaskinia, w której leżą dokładnie przemieszane „chudzi, czarne, jednoocy ludzie w żelaznych ubraniach”.


Ognisty złośliwiec w żelaznym domu


Zestawiając przekazy mieszkańców z ich legendami i podaniami – w tej liczbie z jakuckim eposem „Ołoncho” badacze zrekonstruowali historię Doliny Śmierci. W dawnych czasach okolicę tą zamieszkiwali nieliczni koczujący Tunguzi. Pewnego razu dolinę otoczyła nieprzenikniona mgła, a okolicą wstrząsnął straszliwy huk. Podniósł się niespotykanej siły huragan, i nastąpiło straszliwe trzęsienie ziemi. Błyskawice cięły niebo we wszystkich kierunkach. Kiedy wszystko się uspokoiło i mgła się rozeszła, pośrodku krainy stała błyszcząc w słońcu jakaś wysoka nieznana konstrukcja, którą widać było z wielu dni drogi. Przez długi czas, konstrukcja ta wydzielała nieprzyjemne, raniące słuch dźwięki i stopniowo się zmniejszała, póki całkiem nie znikła (być może właśnie pod ziemią). Kto z ciekawości zapuszczał się na to terytorium – nigdy nie wracał.

Z biegiem czasu nawieziona popiołem i pyłem ziemia utworzyła żyzną glebę. Młoda, soczysta zieleń przyciągała do siebie zwierzęta, a za nimi przybywali i koczowniczy myśliwi. Oni ujrzeli tam wysoki, kopulasty „żelazny dom”, stojący na wielu bocznych podporach. Ale wejść się do niego nie udało – był on wysoki i gładki, nie miał drzwi i okien.

Krajobraz wilujskiej tajgi

Z biegiem czasu, „dom” się zapadał w wiecznej marzłoci, a na powierzchni pozostał tylko łuk wejściowy. Ale pewnego razu miało miejsce trzęsienie ziemi i przez niebo przeleciała ognista trąba powietrzna. Na jej szczycie pokazała się oślepiająco jasna ognista kula. Kula ta poprzedzona „czterema gromami pod rząd”, pozostawiając za sobą ognisty ślad skierował się ku ziemi i znikł za horyzontem, a potem eksplodował. Koczownicy byli zaniepokojeni, ale nie porzucili swoich miejsc, bowiem ten demon nie wyrządził im szkody i eksplodował nad sąsiednim, wojowniczym plemieniem.

Po kilku dziesięcioleciach – historia się powtórzyła. Ognisty bolid znów przeleciał nad ich terenami i eksplodował nad sąsiadami. Widząc, że ów demon okazuje się być im ochroną, zaczęli opowiadać o nich legendy nazwawszy go Njurgun Bootur.

Ale pewnego razy z gardzieli z ogłuszającym hukiem i trzaskiem wyrwał się ogromny ognisty bolid i… tu właśnie eksplodował. Nastąpiło silne trzęsienie ziemi. Niektóre sopki pocięła sieć szczelin o głębokości ponad 100 m. Po wybuchu długo jeszcze pluskało „ogniste morze” nad którym wisiał dyskokształtna „latająca wyspa”. Następstwa wybuchu rozprzestrzeniły się w promieniu co najmniej 1000 km.

Ocalałe od kataklizmu plemiona koczowników rozbiegły się w różne strony od miejsca zagłady, ale nie uratowało to ich od paskudnej śmierci. Wszyscy oni umarli wskutek jakiejś dziwnej, tajemniczej, przenoszącej się tylko przez dziedziczenie, choroby.

Jeden z wilujskich "kotłów"

Pamiątka z kotła


W archiwum Biblioteki Narodowej Republiki Jakucji zachował się list niejakiego M. P. Korieckiego z Władywostoku, a oto jego fragment:

…widziałem siedem takich „kotłów”. Wszystkie one wyglądają całkowicie zagadkowo: po pierwsze – ich rozmiar – od sześciu do dziewięciu metrów w średnicy. Po drugie – sporządzono je z nieznanego metalu. Rzecz w tym, że nie bierze tego nawet szlifierskie dłuto (próbowaliśmy nieraz). Metal nie jest ani kruchy ani kowalny. Nawet zwykły młotek powinien był zostawić ślady uderzeń. Ale ten metal pokryty jest z wierzchu warstwą niezwykłego materiału, podobnego do szmergla…

Zauważyłem, że roślinność wokół „kotłów” jest anormalna – zupełnie niepodobna do tej, która rośnie wokół. Ona jest bardziej bujna: wielkolistne łopuchy, bardzo długie łoziny, dziwna trawa – wyższa od wzrostu człowieka o 1,5-2 razy. W jednym z „kotłów” nocowaliśmy w 6 ludzi. nikt potem poważnie nie zachorował. Jednakże jednemu z moich znajomych po trzech miesiącach wypadły wszystkie włosy. A u mnie, po lewej stronie głowy (na której spałem) pojawiły się trzy małe wrzody o rozmiarach główki zapałki każdy. Leczyłem je potem przez całe życie, ale żadna terapia nie skutkowała.

Wszystkie nasze próby odłamania chociażby kawałka metalu od dziwnego „kotła” nigdy się nam nie udało. Jedno, co mi się udało stamtąd zabrać, to kamień. To nie był zwykły kamień – była to połówka kuli o średnicy 6 cm. Jego kolor był czarny, nie miał żadnych śladów obróbki, ale był niezwykle gładki – jakby wypolerowany. Zabrałem go z ziemi wewnątrz jednego z „kotłów”. Ten „suwenir” przywiozłem ze sobą do wsi Samarka w Czugujewskim Rejonie Przymorskiego Kraju, gdzie mieszkali moi rodzice w 1933 roku. Leżał sobie w zapomnieniu, póki babci nie przyszło do głowy odnowić dom. Zachciało się jej wstawić szyby w okna, ale szklarza nie było w całej wiosce. Wypróbowałem kroić szkło krawędzią tego kamienia i okazało się, że tnie on szkło lekko i dokładnie.


Hipotezy i teorie


U końca XX i na początku XXI wieku, w Dolinie Śmierci przebywało kilka ekspedycji. Znalazły one tam kilkanaście idealnie okrągłych zbiorników wodnych. Posiadane przez ekspedycje przyrządy nie wykazały by znajdowały się w ziemi jakieś instalacje z metalu. Przydałoby się ponowne odwiedzenie tej miejscowości z dokładniejszym sprzętem.

Aktualnie istnieje kilka hipotez na temat powstania tajemniczych „kotłów”. Sceptycy uważają, że maja one w pełni ziemskie pochodzenie i są one faktycznie jedynie szczątkami rakiet kosmicznych, które zostały zniszczone przy starcie.

[Nawiasem mówiąc właśnie w okolicach Jakucka znajduje się zrzutowisko boosterów rakiet kosmicznych wystrzeliwanych z kosmodromu w Pliesiecku – uwaga tłum.]

Wykorzystane fragmenty rakiet są zrzucane na to terytorium, aliści „kotły” powstały znacznie wcześniej, o całe stulecia, od startu pierwszej rakiety…

Ufolodzy zakładają, że w Dolinie Śmierci znajduje się baza Kosmitów, pracująca w automatycznym reżimie badania Ziemi i chroniąca ją od kataklizmów. Ale możliwe jest, że te dziwne instalacje są kapsułami ratunkowymi statków kosmicznych Przybyszów z Kosmosu, które uległy katastrofie. Istnieje przypuszczenie, że „kotły” są pozostałościami po wielkiej ziemskiej cywilizacji, która zginęła w rezultacie wojny atomowej w skali planetarnej.

[Ta ostatnia hipoteza odnosi się bardziej do poglądów Andrzeja Kotowieckiego o atomowej wojnie bogów-astronautów, którzy będąc ludźmi wznieśli w Kosmos ogromne konstrukcje orbitalne, które mogły zostać zniszczone wskutek atomowej wojny i spadły na Ziemię tworząc pola rozrzutu tektytów – dziwnych, bardzo „suchych” (nie zawierających wody) kamieni noszących na sobie ślady działania niezwykle wysokich temperatur – uwaga tłum.]

Istnieje także hipoteza, że są to niezwykłe twory geologiczne, albo porzucone laboratoria atomowe z czasów ZSRR.

Mam nadzieję, że nauka kiedyś otrzyma dostatecznie dużo środków, żeby podnieść zasłonę tajemnicy nad jakucką Doliną Śmierci.



Dziwne koliste jeziora w Jakucji


„Kapsuły Jakucji”


Tyle Nikołaj Sosnin. Szperając w Internecie natrafiłem na ciekawy artykuł Aliony Fiedorowej pt. „Kapsuły Jakucji”, który przytaczam tutaj w obszernych fragmentach:

…zgodnie z przekazami starych mieszkańców tej krainy, zapisanymi przez ufologów, 100 lat temu na północnym-zachodzie ich kraju miała miejsce jakaś katastrofa naturalna, związana z bliskim przejściem komety koło naszej planety, która zostawiła po sobie zwały iłu i piasku, a także obruszyła na ziemię Jakucji potoki lodowych „igieł”.

Jednakże zapylenie i lodowe potoki przyniosły ze sobą z Kosmosu jeszcze coś dziwniejszego – z nimi na Ziemię spadły zagadkowe „obiekty” oczywistego, sztucznego pochodzenia, które potem nazwano jakuckimi kapsułami. W pierwszej chwili „Przybysze z Kosmosu” wpadłszy w błota Jakucji nie dawali o sobie znać, ale potem… zaczęli kolejno eksplodować. Do tego każdy ich wybuch stanowił prawdziwy kataklizm, w rezultacie którego wszystko co żyje w sąsiedztwie tej krainy ginęło, a sama miejscowość na długi okres czasu pozostawała martwa.

Miejscowi myśliwi – Ewenkowie, których przodkowie przez setki lat zamieszkiwali te miejsca, pamiętali opowiadania straszliwych wybuchach „skądś spod ziemi” i tak je opisywali: do nieba wzbijał się gigantyczny słup ognia, nad którym unosiła się gruba chmura pyłu, rozlegał się straszliwy huk i przenikliwy gwizd, potem szła seria gromowych uderzeń, miał miejsce straszliwie silny błysk światła, który spopielał wszystko co żyje w promieniu 100 km i słychać było ogłuszający wybuch. Po wybuchu zapadała ciemność i zapadał lodowaty chłód, pokrywający szronem wywrócone drzewa i rozwalone przez wybuch skały. Przypomina to bardzo wybuch jądrowy i następującą po nim „nuklearną zimę”.

Ale poza miejscowymi podaniami były i inne niezwykłe fakty. Tak więc w czasie testów jądrowych na północnym-zachodzie Jakucji, moc jednej eksplozji nieoczekiwanie przekroczyła „obliczoną” do 30 Mt TNT, zamiast „zaplanowanej” na 10 kt!  Tą eksplozję odnotowały wszystkie sejsmiczne stacje na całym świecie, a zagraniczne media w tym czasie wiele pisały, że jakoby ZSRR przeprowadził test bomby wodorowej (H) o niezwykłej sile. Jednakże, według oświadczeń ekspertów, urządzenie o takiej sile niszczącej opracowano w ZSRR znacznie później.

[Chodzi o słynną Car Bombę/AN-602/RDS-220, którą zdetonowano na poligonie na Nowej Ziemi w dniu 30.X.1961 roku, a której moc wyniosła – oficjalnie 50-58 Mt zaś nieoficjalnie 62 Mt – uwaga tłum.]

Przyczyna tej jakże wielkiej różnicy mocy tej eksplozji pozostała do dziś tajemnicą.

Niektórzy specjaliści zakładali, że przyczyną mógł być wybuch kolejnego jakuckiego „obiektu”, dla którego nasze jądrowe próby mogły stanowić rolę detonatora. Wszak cały czas myśliwi i geolodzy znajdowali nieziemskie „kapsuły” w tajdze. I tak np. w 1936 roku w rejonie rzeki Ołgujdach widziano gładką kapsułę-półkulę, o ściankach grubych na 2 cm, rozmieszczona pod stokiem, literalnie „wrośniętą” w ziemię. Kiedy w 1979 roku próbowała ja znaleźć ekspedycja geologiczna z Jakucka, to okazało się to niemożliwe – miejscowość ta znacznie zmieniła swój wygląd.

Drugi „obiekt” – jak widać – został „pogrzebany” w procesie budowy na rzece Wiluj. Wedle opowiadania jednego z budowniczych Wilujskiej EW, w czasie budowy kanału odwadniającego, osuszono główne koryto rzeki i odkryto w ziemi dziwną, metaliczną „wypukłość”. Nie przywiązali do znaleziska zbyt wielkiej wagi, nawet dokładnie go nie obejrzeli i zasypali gruntem w trakcie dalszych prac.

Należy przyznać, że do dziś dnia nie przedsięwzięto żadnych działań mających na celu dotarcia i zbadania dziwnych „obiektów” z całego szeregu przyczyn obiektywnych. Ta część Jakucji jest duża i trudnodostępna – bagniste jeziorka, błota i drzewne wywały bronią tajemnicy jakuckich „obiektów”, zaś część terytoriów do dziś dnia jest oznaczona jako SKAŻENIE RADIOAKTYWNE.

Czymże zatem są te „jakuckie kapsuły”? Skąd one się tam znalazły? Według jednej z hipotez są to „obiekty” w hipotetycznej planety Faeton, która kiedyś znajdowała się pomiędzy Jowiszem a Marsem. Wedle drugiej hipotezy – szeroko znanej wśród ufologów – są to „kapsuły ratunkowe” pozaziemskich aparatów kosmicznych, które zwyczajnie doleciały do Ziemi, ratując się przed termojądrowym konfliktem innych światów. Ufolodzy dopuszczają, że we wnętrzu „kapsuł” mogli znajdować się rozumni Kosmici oczekujący na pomoc, którzy jednak zginęli w czasie eksplozji atomowych źródeł zasilania ich „kapsuł”. Kto wie? Historia zna niemało faktów, w których wczorajsza fantastyka jest jutrzejszą realnością…

Czy nad wilujską tajgą doszło do katastrofy UFO?


Komentarz z KKK


Czyżby w Jakucji istniało depozytorium artefaktów prehistorycznych supertechnologii? Ktoś zrzuca śmiercionośne odpady, które wybuchają, kto inny wbudowuje jakieś podziemne struktury z wysokim czynnikiem Oz, i powodują one kataklizmy raz u sąsiada, raz u miejscowych? Mi to jednak nie wygląda na przypadek, co najwyżej na powierzchownie przypadkowe konsekwencje sytuacji przez nas nie dostrzeganych.
Na Youtubie są filmy wykonane przez amatorów posiadających kamery nagrywające w podczerwieni, na których to ujęciach widać wiele, niewidocznych gołym okiem, obiektów manewrujących po nieboskłonie, co jest komentowane jako bitwa pomiędzy dwoma, trzema frakcjami. Załóżmy teraz, że pewnego typu obiekt podczas jednej z potyczek uległ zniszczeniu, rozsiewając takie śmiercionośne kapsuły, jak przedstawionym opisie. Kiedy indziej superstruktura zaszyta pod ziemią raz celowała w inne obiekty, raz była ich celem, a obserwacje nie były prowadzone na poziomie umożliwiającym zrozumienie kompleksowości genezy tych zjawisk.
Zresztą, kto wie, czy ta superstruktura nie jest elementem obrony Ziemi lub strefy wpływów na Ziemię, nawet przed meteorami, a skoro tak, to czy sami ludzie, flora i fauna, to po prostu przypadkowe ofiary wliczone marginalnie w scenariusz działań o nieznanym nam charakterze? Ciężko coś powiedzieć, w końcu wnioskujemy tylko w oparciu o czyjeś słowa, zatem tyle to jest warte, ile prawdy w ów słowach. (Smok Ogniotrwały) 

Prędzej uwierzę w zamierzchłe i zaginione w pomroce Czasu cywilizacje, niż w Kosmitów, którzy budowali na Ziemi piramidy i inne megalityczne budowle oraz zostawiali takie artefakty, jak wilujsko-jakuckie „kotły”. (Daniel Laskowski)

Myślę, że te wszystkie cudowności, które opisują autorzy, o ile naprawdę istnieją – mogą mieć związek z poszukiwaną przez nas Księżycową Jaskinią, która mogła być jakimś zaczątkiem budowli, której albo nie ukończono, albo z której zrezygnowano jakieś 20.000 lat temu, tak że pozostał z niej tylko półksiężycowy szyb gdzieś na polsko-słowackim pograniczu. (Arystokles)

No to jest rzeczywiście ciekawa historia ,...

...właściwości tego metalu byłyby pierwszym dowodem ,że jakaś cywilizacja wcześnijesza była na wyższym etapie technologii......i w końcu jedyny materialny ślad po ich istnieniu,.... ale .......z drugiej strony brak zainteresowania rządu i brak jakiś współczesnych opracowań naukowych i jak milczenie ogólne  w tym temacie z kolei zabijają wcześniej postawioną tezę,.......więc.....ktoś coś chyba wie na ten temat i rżnie głupa... (Artur P.)  


Tekst i ilustracje – „Tajny XX wieka” nr 22/2015, ss. 30-31
Aliona Fiedorowa – „Kapsuły Jakutii” - http://domfaktov.ru/poznavatelno/mir/kontinenty/kapsuly-jakutii.html
Przekład z j. rosyjskiego - Robert K. Leśniakiewicz ©