poniedziałek, 9 maja 2016

Lodowe Południe




Konstantin Fiedotow


Najbardziej suchym miejscem Ziemi, to obszar na Antarktydzie nazywany Suche Doliny. Jest on całkowicie wolny od śniegu i lodu, a prędkość wiatru sięga tam 320 km/h. Deszczu w tej krainie nie było już od 2 MA.

Istnieje przekonanie, że w antarktycznych morzach istnieje ubogie życie i zamieszkują je tylko ryby służące za pożywienie dla pingwinów. W rzeczywistości w tych lodowatych wodach żyje niesamowita ilość najróżniejszych przedstawicieli fauny.


Antarktyczny kryl


Czy słyszeliście kiedykolwiek o antarktycznym krylu? To stworzenie, podobne do krewetki, zamieszkuje w wodach Oceanu Południowego zazwyczaj na głębokości 100-200 m. Kryl w ogóle jest dość drobny – jego długość wynosi około 6 cm a waga nie więcej, niż 2 g, ale jak się okazuje – liczy się najbardziej jego ilość, która przechodzi w jakość – w tym przypadku w masę. W 1 m³ wody znajduje się 30.000 osobników kryla, a jego ogólna biomasa jest oceniana na 500 Mt. 


Ogólna biomasa, to masa wszystkich przebywających w regionie morskich stworzeń. Dla porównania: ogólna biomasa wszystkich ryb zamieszkujących wody Kamczatki jest oceniana na 4 Mt, to jest dwa rzędy wielkości mniej od biomasy kryla w Oceanie Południowym. 

- No i co z tego? – zapyta ktoś. Pomyślcie – 500.000.000 ton! Jeszcze gdyby tego kryla można było jeść… A co stoi na przeszkodzie? W rzeczy samej, kryl, który trafia na stół pingwinom, może nam także posłużyć jako niewyczerpane źródło białka. Druga sprawa, że połowy kryla rozpoczęte przez radzieckich rybaków miały miejsce już w latach 60. i przewyższały one połowy we wszystkich innych krajach do połowy lat 90. spadły do zera. A do początku XXI wieku, połowy i przetwórstwo kryla prowadziły tylko cztery kraje: Japonia, Korea Pd., Polska i Wielka Brytania. Przyczyna tego słabego zainteresowania krylem leży w surowych warunkach pogodowych w Antarktyce. 


Ale żadne warunki pogodowe nie przeszkadzają uczonym zajmować się swoimi pracami! I tak w czasie ostatnich lat ichtiolodzy całego świata na czele z uczonymi z Nowozelandzkiego Narodowego Instytutu Badań Wodnych i Atmosferycznych przeprowadzili globalna w swej skali operację badań mieszkańców wokółantarktycznych wód. W tym czasie badacze uzyskali w lodowatych morzach Południa zbiór 30.000 gatunków zwierząt – z których większość nigdy nikomu nie pokazała się na oczy! I o niektórych z nich wam dzisiaj opowiem.



Kikutnice i ośmiornice


To „zwierzę” o długości prawie pół metra odkryto w Morzy Rossa na głębokości dwóch kilometrów. Uczeni przypisali to zwierzę do podtypu osłonicowatych czyli strunoogonowych (Tunicata, Urochordata – przyp. tłum.). 

Sklasyfikować to sklasyfikowali, ale rzecz w tym, że same osłonicowate nie są zbadane do końca. Swoją nazwę otrzymały dlatego, że ich ciało jest osłonięte specjalna osłoną z tkanki łącznej podobnej w składzie do celulozy. Interesujące jest to, że celuloza występuje tylko w roślinach, tak więc osłonicowate z biologicznego punktu widzenia są niczym innym, jak hybrydą rośliny i zwierzęcia. 

A oto następny bohater – 25-centymetrowy morski pająk (kikutnica – przyp. tłum.) wyłowiony także z tegoż samego Morza Rossa. Jego unikalność polega na tym, że wcześniej takich dużych osobników tego gatunku w Antarktyce nie spotykano. 

Tam właśnie na głębokości około kilometra, badacze złapali ośmiornicę będącą niezbadanym gatunkiem głowonogach mięczaków. Dlatego też otrzymał on nazwę „antarktycznej ośmiornicy”. 

W lutym 2008 roku, Nowozelandczykom udało się wyłowić dużą (ok. 60 cm) rozgwiazdę, która nijak nie przypomina swoich pobratymców, a w ogóle jest podobna do worka naładowanego nie wiedzieć czym.


Pożeracz rozgwiazd


Ta niebezpieczna ryba ma swoją adekwatną nazwę – pożeracz rozgwiazd. Jeszcze na dodatek badaczom udało się zaobserwować, że drapieżnik ten ogłupia swą ofiarę za pomocą czerwonego światła, które emituje jego skóra. Nawiasem mówiąc skóra tego pożeracza okazuje się być bardzo miękka i delikatna – na zdjęciu widać, jak jest poraniona przez zwykłe sieci.


Kiedy rozgwiazda po barwie zidentyfikuje pożeracza jako osobnika własnego gatunku podpełznie bliżej, to ryba otwiera pysk a potem wbija się w nią swymi długimi i ostrymi jak igły zębami i momentalnie rozrywa ja na sztuki. Długość amatora rozgwiazd wynosi wszystkiego 21 cm. 

I jeszcze jedna antarktyczna osobliwość – kindżałoząb (Anatopterus pharao – przyp. tłum.) Te ryby były znane już wcześniej ichtiologom, ale nie sądzono, że występują na aż tak wysokich szerokościach geograficznych, bliskich Biegunowi Południowemu. Nowy gatunek kindżałozęba posiada – jak to wynika z jego nazwy – bardzo groźne zęby i zniewalające oczy w kolorze błękitnego szafiru.
Następna „premiera” to wcześniej nam nieznana różnorodność gatunkowa strzykw albo ogórków morskich (Holothuroidea – przyp. tłum.) Te gatunki, które były spożywane znane są pod nazwą trepangów. Czy mieszkańcy lodowatych mórz Południa są jadalni czy nie – tego uczonym jeszcze nie wiadomo.

Ale najbardziej ciekawym odkryciem okazuje się być lodowa ryba zwana białokrwistą (Channichtyidae – przyp. tłum.) Jest to jedyny na naszej planecie gatunek kręgowców, w których krwi nie ma erytrocytów i hemoglobiny – dlatego ich krew jest bezbarwna. Takie przystosowanie pozwala im na zamieszkiwanie wód o temperaturze poniżej 0°C.


Nie tylko pod wodą


Nie tak dawno uczeni na Antarktydzie wyjaśnili to, że życie kipi nie tylko w przyległych wodach, ale i bezpośrednio pod lodem! Jednym ze źródeł tego zagadkowego i dotychczas nam nieznanego życia okazał się tzw. Krwawy Wodospad – solanka wyciekająca ze szczeliny wnikającej głęboko pod Lodowiec Taylora.  

Nazwa Krwawy Wodospad pasuje do tego niedużego i nieregularnie cieknącego źródła wody rudoczerwonej barwy. I jak na razie zawdzięcza on swoją nazwę tej barwie, a nie jakimś mitycznym wydarzeniom. Ale tak czy inaczej, ten czerwony strumień ma prawo mieć taką dźwięczną nazwę.


Przez wiele lat z rzędu uczeni brali z niego próbki  i wyjaśnili, że woda w Krwawym Wodospadzie wynosi z głębin ziemi na powierzchnię żywe mikroorganizmy, które były zamknięte w ukrytym zbiorniku wodnym prawie 2 MA. Analiza genetyczna wykazała, że pod warstwami lodu Lodowca Taylora żyje 17 różnych gatunków mikroorganizmów. Wszystkie one maja swe odpowiedniki w normalnych warunkach, ale odróżniają się od nich ze względu na długie przebywanie w izolacji i surowych warunkach. Przy czym pod tym pojęciem nie należy rozumieć chłodu, choć to także jest niesprzyjający czynnik, ale coś jeszcze gorszego – całkowity brak rozpuszczonego w wodzie tlenu. Ale w takim razie, jak te bakterie tam wyżyły?

Uczeni doszli do wniosku, że 2 MA temu w tym miejscu był fiord. Kiedy zaczęło się zlodowacenie, poziom morza się obniżył i mały akwen na kontynencie został przykryty warstwami lodu z lodowca. Mikroby, które się tam znalazły potrafiły przeżyć przystosowując się do nowych warunków, wykorzystywać związki chemiczne zamknięte razem z nimi, i zaczęły one oddychać… żelazem z otaczających je skał – używając go zamiast tlenu! 

Krótko mówiąc, podobne wydarzenie świadczy o możliwości uchronienia się życia nie tylko w Przeszłości, ale także w Przyszłości – bez względu na to, jakie by nas nie czekały wstrząsy klimatyczne. I że życie (wprawdzie w postaci bakterii) być może istnieje na innych planetach ze skomplikowanymi warunkami (bez światła i tlenu), tak że spotkanie z żywymi organizmami spoza Ziemi jest bardzo możliwa.


Tekst i ilustracje – „Tajny XX wieka” nr 35/2015, ss.38-39
Przekład z j. rosyjskiego - ©Robert K. Leśniakiewicz