niedziela, 26 czerwca 2016

Diabeł morski – mit i rzeczywistość



Głębiny morskie kryją tajemnicę ludzi-ryb, Syren czy po prostu Wodnych Ludzi...

Walerij Kukarenko


Duński naturalista Erik Pontoppidan, biskup Bergen (1698-1774), opisał Krakena – morskiego potwora o rozmiarach pływającej wyspy, jakoby mogącego objąć mackami i wciągnąć na dno morskie duży statek.

[Dokładnie pokazał to reżyser II części przygód kapitana Jacka Sparrowa – „Piraci z Karaibów: Skrzynia Umarlaka” – Gore Verbinski, w której Kraken sieje spustoszenie na morzach ścigając kapitana Sparrowa, który jest dłużnikiem Davy Jonesa. O Krakenie pisałem także w tym blogu - http://wszechocean.blogspot.com/2015/04/globalny-kraken.html – uwaga tłum.]

Kadr z filmu "Diabeł morski" wg powieści A.R.Bielajewa


W 1928 roku po raz pierwszy ujrzała świat powieść fantastyczno-naukowa Aleksandra Romanowicza Bielajewa pt. „Człowiek-amfibia”, która natychmiast stała się bestsellerem. A w 1961 roku wszedł na ekrany film fabularny, który także odniósł oszałamiający sukces. Odtwórca roli Inchtiandra – człowieka, któremu wszczepiono skrzela rekina – Władimir Korieniew natychmiast został idolem milionów radzieckich kinomanów. Poza nieprzeciętną urodą aktora i wielu wspaniałych cech bohatera przezeń odtwarzanego, była jeszcze jedna przyczyna popularności tego filmu: możliwość życia w głębinach Wszechoceanu zawsze była jednym z największych marzeń Ludzkości…


Z lądu na dno morza!


Niektórzy uczeni w rzeczywistości próbowali zrealizować to marzenie i poszukać rozwiązania tego zadania. W naukowych i literackich czasopismach rzadko pokazywały się materiały na ten temat, ale ich autorzy ograniczali się jedynie do rozważań teoretycznych. 

Istnieli jednak rzadcy, tak jakbyśmy ich dzisiaj nazwali, fanatycy którzy pragnęli przenieść się z lądu do środowiska wodnego, a w skrajnych przypadkach – podłożyć się pod chirurgiczny skalpel, żeby jak Ichtianderowi wszyli mu skrzela, wypełniali swe płuca specjalnymi mieszankami – które według nich – pozwoliłyby im na przejście na drugi typ oddychania… Ale wszystkie te eksperymenty kończyły się opłakanie.

[Stanisław i Krzysztof Szymborscy w swej pracy pt. „Wszechocean” (1981) podają, że od wielu lat prowadzi się takie eksperymenty z wypełnianiem płuc i krwioobiegu specjalnymi mieszankami płynów, które przewodzą tlen do tkanek – m. in. teflon. Problem polega na tym, że zwierzęta doświadczalne (np. psy) żyły w wodzie z płucami wypełnionymi wodą i specjalną mieszanką w krwioobiegu, jednakże problemem był i jest zabieg odwrotny, i zwierzęta padały w czasie wypompowywania wody z płuc. Jak dotąd problemu tego nie rozwiązano… - uwaga tłum.]

A jednak okazuje się, że istniał realny prototyp legendarnego Ichtiandra, postaci literackiej stworzonej przez Aleksandra R. Bielajewa! Jego tajemnica pobudzała wyobraźnię historyków przez kilka wieków i wywołała gorące spory. Historia ta pewnego razu obiegła cały świat i przyniosła sławę zabitej dechami miejscowości Liérganes k./Santander, która potem zamieniła się w urocze miasteczko w Kantabrii, na północy Półwyspu Pirenejskiego, na brzegu burzliwej Zatoki Biskajskiej (N 43°20’46” – E 003°44’28”). 

 Fra Benito Geronimo Feiho y Montenegro
 Most na rzece Miera w Lierganes
 Posąg tajemniczego "człowieka-ryby"

„Teatr uniwersalnej krytyki”


Wielce uczony mąż, benedyktyński mnich fra Benito Geronimo Feiho y Montenegro, na początku XVIII wieku, swoim ostrym piórem walczył nieustannie z uprzedzeniami i przesądami, łatwo odsłaniając różne cuda i cudeńka przedstawianymi przez różnej maści fantastów i oszustów, aż wreszcie napisał on encyklopedyczna pracę pt. „Teatrum krytyki uniwersalnej” – w VI rozdziale „Teatru…” opublikował on „Przegląd filozoficzny rzadkich wydarzeń naszych dni”, w którym opisał chociaż niezwykły, to w pełni realny przypadek przysposobienia człowieka do życia w wodnym środowisku. 

Kapłani, uczeni i zwykli ludzie będący świadkami przeistoczenia się Francisco de la Vega Cassara – legendarnego człowieka-ryby, który potem przeżył pięć lat w morskich głębinach – dali fra Benito pełną informację o tym niewiarygodnym wydarzeniu, i nie znalazł on w niej kłamstwa.


Przepadł na zawsze..


Przez miasteczko Liérganes przepływa rzeka Miera, na brzegu której znajdował się domek rodziny de la Vega Cassar. Już w wieku 5 lat jeden z członków rodziny – Francisco – pływał daleko lepiej pod swych starszych braci. Miejscowi mieszkańcy z zadowoleniem patrzyli z przerzuconego przez rzekę mostu, jak chłopiec pływa w wodzie łatwo dając sobie radę z silnym prądem i czasem nawet dużymi falami. 

W 1672 roku, Francisco skończył 14 lat i wyjechał do Bilbao, gdzie chciał się wyuczyć na stolarza i dwa lata pracował w tartaku u Basków. Każdego wieczoru kompania stolarzy szła nad rzekę, by się wykąpać po ciężkiej i brudnej robocie. Z nimi oczywiście szedł i nasz bohater.

I oto w 1674 roku, w wigilię św. Jana (23.VI – przyp. tłum.), Francisco postanowił popłynąć w dół rzeki do morskiej zatoki, która tu głęboko wrzynała się w ląd. Rozebrawszy się skoczył do wody, a silny prąd poniósł go dalej. Stolarze wiedzieli, że w wodzie młodzieniec czuje się jak prawdziwa ryba , i nie zaniepokoili się nawet wtedy, kiedy nie wrócił na kolację.
Następnego dnia wieść o zaginięciu Francisco dotarła do jego matki. Wraz z synami przeszukała wszystkie nabrzeżne skały w poszukiwaniu jego ciała, ale wszystko na próżno. Francisco przepadł bez wieści…

Diabeł morski wyłowiony w Morzu Adriatyckim na początku XV wieku w okolicach miasta Sibinicum (dzisiaj Sibenik w Chorwacji) i opisany w "Księdze ryb" Konrada Gessnera w 1598 roku...


Zagadkowy jeniec


W pięć lat później, w lutym 1679 roku, rybacy łowiący w zatoce Kadyksu na południu Hiszpanii zobaczyli, że nieopodal ich łódek i postawionych sieci pływa jakieś dziwne stworzenie, które nazwali „diabłem morskim”. Mimo tego, że była tam niewielka głębina, trudno było się mu przyjrzeć dokładnie, ale rybacy szybko zrozumieli, że to dziwaczne stworzenie wykrada im ryby i postanowili je złowić. Następnego dnia zrobili oni z sieci pułapkę z przynętą, która się składała z chleba i mięsa. Ale dziwne stworzenie wyłuskiwało z pułapki jedzenie i szybko odpływało. 

Minęło wiele dni, zanim to morskie dziwo zostało złapane. Przed zdumionymi rybakami ukazał się rosły młodzieniec z białą, niemal przeźroczystą skórą i ognisto-rudymi włosami. Palce u jego rąk były połączone przeźroczystą błoną, zaś od gardła do podbrzusza znajdował się pas z łusek podobnych do rybich. Dziwny więzień ryczał jak dzikie zwierzę. Dziesięciu rybaków z trudem mogło go utrzymać.


Ucieczka


Zagadkowe stworzenie przez trzy tygodnie przebywało w klasztorze franciszkanów. Sekretarz zakonu ds. świętości wiary fra Domingo de la Cantolia nakazał przeprowadzić serię obrzędów wygnania szatanów z człowieka-ryby, poczym wezwał wielu tłumaczy, którzy próbowali wydobyć z niego jakieś ludzkie słowa. Na koniec z jego ust padło słowo „Liérganes”, które im niczego nie mówiło. Ale jeden z tłumaczy, który jak raz pochodził z tamtych stron, zrozumiał i powiedział, że jest to nazwa maleńkiej wioski w Kantabrii, należącej do biskupstwa w Burgos, do którego należały wszystkie osady na brzegach rzeki Miery. 

Aby zweryfikować tą informację, Cantolia wysłał gońców do miasteczka Solares, które znajdowało się w odległości 10 km od  Liérganes. Tam oni znaleźli hidalgo don Dionisio Rubalcava, Gaspara Melchorro de Santiago, kawalera orderu San Santiago i markiza de Balbuena – którzy udali się do Liérganes. Bardzo szybko Rubalcava poznał historię zniknięcia Francisco. 

W styczniu 1680 roku, przewieziono „człowieka-rybę” przez całą Hiszpanię do kantabryjskiej wioski. Wszyscy chcieli wiedzieć: czy być może ów tajemniczy więzień to stolarz Francisco? Transport dziwnej istoty przez góry wziął na siebie mnich – o. Jose Rosende

Wydawałoby się, że więzień zaczął poznawać okolice. Znalazłszy się na uliczkach  Liérganes, chłopak zeskoczył z kolaski i krocząc na czele świętych ojców poszedł w kierunku domu, w którym mieszkał młody stolarz. Staruszka Maria poznała w nim swego syna i ze łzami w oczach objęła go. Rozpoznali go także dwaj bracia Francisco. 

„Człowiek-ryba” nie wyraził żadnej radości ze spotkania z rodziną i milczał w ciągu dalszych 2 lat, które spędził w domu pod nadzorem hidalgo Rubalcava. Francisco spacerował po polach i coś tam do siebie mruczał pod nosem, sypiał na ziemi, jadł surowe ryby i mięso. Czasami głodował przez całe dnie nie przyjmując pożywienia, i na dodatek nic go nie interesowało.

Pewnego wieczoru on cały sprężył się, jakby usłyszał dalekie wołanie, a potem pobiegł na brzeg Miery. Bracia starali się go zatrzymać, ale wyrwał się im z rąk, w kilku skokach dopadł do brzegu, rzucił się w wodę i popłynął w dół rzeki z nadnaturalną prędkością. Wkrótce znikł on z widoku, i tym razem już na zawsze.



...i autentyczne diabły morskie - ryby o iście diabelskim wyglądzie...


Fakty się potwierdziły


Bez względu na argumentację z pracy benedyktyna Benito Geronimo Feiho y Montenegro, wielu uważało to za jakieś wymysły, legendę czy bajkę bez żadnego umocowania w realiach i bez dowodów. No i w naszych czasach, do Liérganes od czasu do czasu przyjeżdżają europejscy uczeni, by zapoznać się z fenomenem „człowieka-ryby”. 

Niektórzy uważają, że wygląd zewnętrzny Francisco (o ile rzecz jasna to był on) uczeni wyjaśniają nie wodnym sposobem życia, ale chorobą – ichtiosomą/ichtiozą – w czasie której na skórze pojawiają się łuski, zaś jego fenomenalny talent pływacki zaliczają do mitycznej części jego legendy. 

W 1997 roku, hiszpański dziennikarz i badacz Iker Jimenez Elizari spróbował przeprowadzić kolejne poszukiwania prawdy. Jeżdżąc drogami Kantabrii, Iker idąc za radą księdza Antonio Fernandeza udał się do jedynego miejsca, w którym mogły znajdować się odpowiednie dokumenty – do klasztoru klarysek (lub benedyktynów – przyp. tłum.) w Santiliana del Mar. Ale osób postronnych tam nie wpuszczano. Chcąc dobrać się do kościelnych ksiąg urodzin i zgonów parafii Liérganes, obwieszony jak choinka aparatami fotograficznymi, notebookiem i dyktafonem dziennikarz uzyskał widzenie z przeoryszą siostrą Emili Sierra. We dwójkę szybko znaleźli oni potrzebne zapisy – dokumenty rzucające światło na życie Francisco, realne dowody na istnienie tego niezwykłego stworzenia. Wedle surowego prawa tej epoki należało czekać 100 lat, zanim oficjalnie uznano go za zmarłego. 

Fakty potwierdziły, że „człowiek-ryba” czyli Francisco de la Vega  Cassar mieszkał w tych miejscach i jego historii nie wolno uznawać za bajkę.
A możliwość życia człowieka w środowisku wodnym wciąż pozostaje marzeniem. Jak „diabeł morski” mógł żyć w wodzie – to pozostaje jego tajemnicą. Szkoda, że realny prototyp był daleki od intelektualnego i romantycznego, literackiego  i kinowego obrazu sympatycznego Ichtiandra…


Moje 3 grosze


Kiedy jeszcze jako młody człowiek służyłem na morskiej granicy, to spacerując wieczorami po bałtyckich plażach miałem wrażenie, że stoję na granicy dwóch kosmosów – tego nad głową i tego przede mną – i było dla mnie oczywiste, że w obu znajdują się inne od nas, ale bliskie nam Rozumem istoty żywe, które być może nawet widzą mnie spacerującego samotnie po plaży i wypatrującego Ich w przestrzeniach Kosmosu i Wszechoceanu. I nawet dzisiaj, kiedy mam na karku szósty krzyżyk, wciąż jestem wierny tym marzeniom. Dlatego zajmuję się dziwnymi rzeczami, które zdarzają się ludziom od czasu do czasu i wywołują zdumienie, ciekawość czy nawet strach.

Tak też właśnie jest z Syrenami i innymi istotami zamieszkującymi Wszechocean. Powyższa historia ma z nimi oczywisty związek i nie ma się co łudzić, że jest ona ewenementem. Nie jest. Takich ludzi jak Francisco de la Vega Cassar było i jest więcej. I kto wie, czy rozwiązania tej zagadki Ich pochodzenia nie należy poszukać na Atlantydzie i może nawet wcześniejszych cywilizacjach. Być może istoty te były tylko jedną z wielu prób opanowania Wszechoceanu? Dlaczegóżby nie? 

Syreny czy też Wodni Ludzie, czy jak Ich tam jeszcze nazwiemy, nie są tylko mitem. Za wiele relacji, za dużo świadectw i naocznych świadków. Oczywiście podobnie jak w przypadku UFO i USO w pewnej ich części może chodzić o zjawiska znane, ale rzadkie, aliści istnieje cała masa relacji o czymś, co nie mieści się w szerokim diapazonie zjawisk rzadkich lecz naturalnych i sugeruje, że mamy do czynienia z Wszechoceanicznym Rozumem, który oddziałuje na nas i naszą cywilizację tak jak mieszkańcy podwodnego miasta na Szerokości Geograficznej Zero z filmu Ishirô Hondy


Opinie Czytelników


Tak Robert – słyszałem i czytałem o „Syrenie” z Liérganes, to prawdziwa i naprawdę dziwna historia z annałów średniowiecznej Hiszpanii. Ten człowiek był najwidoczniej jakimś mutantem będącym w stanie przeżyć pod wodą, ale pytanie brzmi: jak? (Albert Rosales, Miami, FL, USA)

Czy wyobrażasz sobie, że matka Francisca mogła zostać zapłodniona przez Syrena i z tego związku narodziło się dziecko, które potem powróciło do morza? Jakoś dziwnie przypomina mi to niektóre Bliskie Spotkania z Ufonautami, czyż nie? Francisco mógł być właśnie taką hybrydą człowieka… też człowieka, tyle że wodnego. To akurat jestem w stanie sobie wyobrazić! (Daniel Laskowski)

To jest legenda o człowieku-rybie. Człowiek ten został znaleziony w morzu po tym, jak znikł ze swej rodzinnej wioski a następnie zamieszkał w niej ponownie, zanim znów znikł. Niedorozwinięty? Wariat? Kto wie? Zobacz link po hiszpańsku - https://es.wikipedia.org/wiki/Hombre_pez oraz http://yamato1.blogspot.com.es/2007/04/el-extrao-caso-del-hombre-pez-y-el.html. Niestety nie interesowało mnie to i nie mam więcej informacji na ten temat. Z poważaniem –
Vincente-Juan Ballester Olmos, Sewilla, Hiszpania


Tekst i ilustracje – „Tajny XX wieka”, nr 37/2015, ss. 22-23
Przekład z j. rosyjskiego – ©Robert K. Leśniakiewicz