czwartek, 23 czerwca 2016

Starożytne bronie C





Michaił Juriew


Pewien włoski chemik zaproponował Ludwikowi XIV wyprodukowaną przezeń broń biologiczną. Król odmówił i… przydzielił mu dożywotnią pensję, żeby on nie sprzedawał swego sekretu innym państwom. 

W czasie I Wojny Światowej, o godzinie 17:00, dnia 22.IV.1915 roku, Niemcy przeprowadzili zmasowany atak gazowy  na Froncie Zachodnim, w Belgii w okolicach miasta Ypres, wypuściwszy ze swych pozycji pomiędzy miejscowościami Beckshute i Langemark, chlor z 5730 butli i obstrzelali pozycje nieprzyjaciela granatami chemicznymi. Ten dzień uważa się za dzień, w którym po raz pierwszy użyto bojowych środków trujących – BŚT. Ale jak się okazuje, bronią chemiczną czyli C z triady broni masowej zagłady ABC, posługiwano się o wiele, wiele wcześniej.

[Ataku tego dokonał 15. KA gen. von Deimlinga, który przygotowywał się do tej akcji od stycznia 1915 roku, jednakże pierwszy atak gazowy miał miejsce na Froncie Wschodnim, w rejonie Bolimowa, w dniu 31.I.1915 roku, gdzie użyto BŚT przeciwko Rosjanom. Pozycje rosyjskie ostrzelano granatami gazowymi 12-T zawierającymi bromek ksylilu - C8H9Br i ksylen – C8H10 jednakże atak ten był niezbyt udany wskutek niskiej temperatury powietrza i właściwości użytych BŚT – uwaga tłum.]




Szkielety pod ścianą fortecy


W 1933 roku, archeolog Robert du Mesnili de Boussone prowadził wykopaliska w ruinach antycznej miasta-twierdzy Dura-Europos/Kalat as-Salihijja na wschodzie Syrii nad brzegami Eufratu – N 34°44’49,2” – E 040°43’48”. W 256 roku, ta rzymska twierdza uważana za niezdobytą, została zdobyta przez perskie wojska Sasanidów.

Archeolodzy odkopali tunel wiodący pod murem fortecznym, w którym znaleziono grupę 20 szkieletów ludzkich. Na podstawie tego odkrycia doszli do wniosku, że byli to rzymscy żołnierze. Nieopodal leżały szczątki jeszcze jednego wojownika z perskim hełmem na głowie, a obok niego leżał miecz. Ułożenie zwłok wskazywało na to, że przed śmiercią człowiek ów złapał się za pierś, jakby chciał zerwać z siebie zbroję. 



Rekonstruując wydarzenie, uczeni doszli do wniosku, że w celu zdobycia twierdzi Persowie wykonali podkop pod fortecznym murem. Żeby im przeszkodzić, rzymscy żołnierze zaczęli kopać tunel im na spotkanie. Ale Persowie okazali się być chytrzejszymi. Zamiast wdać się w walkę z Rzymianami, odpalili trującą mieszaninę z siarki i smoły. Następnie wytworzony gaz trujący był wdmuchany miechami do kontr-tunelu wroga. Ogarnięci obłokiem gazu trującego rzymscy żołnierze stracili orientację i w kilka sekund później zginęli. Zginął także Pers, który podpalił mieszankę i dął w miechy. Najwidoczniej przegapił moment, w którym musiał bezpiecznie opuścić tunel i sam zginął od gazu. 

Niedaleko od szkieletów Rzymian, archeolodzy znaleźli resztki smoły i kryształy siarki. To potwierdziło hipotezę o tym, że przy oblężeniu twierdzy Dura-Europos Persowie zastosowali broń C… 

I chociaż podkop się nie udał, to miasto zostało zdobyte. W jaki sposób – tego nie wiadomo – opisy oblężenia i szturmu na Dura-Europos nie zachowały się w źródłach historycznych. Potem Persowie porzucili miasto, a mieszkańcy zostali albo wymordowani, albo pognani w niewolę do Persji. Po tym wszystkim Dura-Europos przestał grać swą strategiczną rolę i z czasem popadł w ruinę…


Trujący dym nad polem bitwy


Uczeni doszli do wniosku, że znaleziska w Dura-Europos  są najwcześniejszym archeologicznym dowodem zastosowania broni C, jednakże prawdą jest, że czegoś podobnego użyli także antyczni Grecy. I rzeczywiście – w niektórych źródłach pisze się o tym, że Spartanie w czasie wojen z Ateńczykami polewali suche drewno smołą, posypywali siarką i podpalali pod murami warownych miast w celu uduszenia mieszkańców i zdobycia miasta. Ale materialnych śladów tego do dziś dnia nie znaleziono. 

A w jeszcze wcześniejszych tekstach chińskich z IV w p.n.e. opowiada się o użyciu gazów trujących do unieszkodliwienia wrażych pułków pod murami twierdzy. Oblężeni palili ziarna gorczycy i piołunu, i wdmuchiwali otrzymany w ten sposób dym do podziemnych sztolni przy pomocy miechów i terakotowych rur. Gazy te wywoływały kaszel i nawet śmierć.

Później, kiedy już wynaleziono proch, Chińczycy próbowali wykorzystać na polu walki granaty napełnione mieszanina trucizn, prochu i smoły. Wyrzucane z katapult granaty chemiczne  eksplodowały od płonącego lontu. Do tego granaty te wydzielały kłęby trującego dymu nad nieprzyjacielskimi wojskami – gazy trujące wywoływały krwotoki z nosa, podrażnienia skóry i pęcherze. 

W średniowiecznych Chinach został skonstruowany trujący granat z kartonu naładowany siarką i wapnem. W XII wieku takie granaty użyte zostały w czasie jednej z bitew morskich, kiedy to wpadając do wody eksplodowały z donośnym hukiem rozprzestrzeniając w powietrzu trujący dym i wywoływały skutki podobne do tych, jakie wywołuje dzisiejszy gaz łzawiący. W charakterze komponentów do wytworzenia mieszanin do wypełnienia granatów wykorzystywano najróżniejsze materiały: siarczan i tlenek arsenu, rdest żyworodny, olej tungowy, trociny z zapianu (w celu wytworzenia dymu), akonitynę, hiszpańskie muszki i inne. 

W 1542 roku, obrońcy Belgradu, który oblegali Turcy, Serbowie kiedy na to tylko pozwalał kierunek wiatru puszczali na napadających na nich trujące obłoki, które powstawały w czasie spalania toksycznego proszku. Według legendy, mieszkańcy miasta także posypali tym proszkiem szczury, podpalali je i wypuszczali na spotkanie Turków. No ale to jest osobliwe – no bo jak szczury by miały biec na otwarte pole, na spotkanie przeciwnika, a nie do swych podziemnych nor we wnętrzu miasta? według mnie, z tej to właśnie przyczyny spalenie drewnianej zabudowy miasta Iskorostień udało się księżniczce Oldze właśnie dzięki wróblom.

Na początki XVI wieku mieszkańcy rdzenni Brazylii próbowali walczyć z konkwistadorami wypuszczając przeciw nim trujący dym otrzymywany z spalonej czerwonej papryki. Metodę tą używano niejednokrotnie w czasie powstań w Ameryce Łacińskiej. 

Broń chemiczną można było zastosować w pełni w XIX wieku. w czasie Wojny Krymskiej brytyjski admirał lord Dendonald przedłożył rządowi angielskiemu projekt zdobycia Sewastopola przy pomocy oparów siarki. Komitet rządowy zaznajomiwszy się z pomysłem lorda wyraził pogląd, że projekt jest całkiem realny i obiecywane rezultaty mogą być osiągnięte – ale jest on tak strasznym, że nikt nie powinien używać takiego sposobu. Dlatego też projekt ten odrzucono. 

Jednakże w tym przypadku takim pobudzającym motywem Anglików był nie tylko wojskowy honor. Przede wszystkim nieudana próba wykurzenia Rosjan z twierdzy przy pomocy siarkowego dymu nie tylko rozśmieszyłaby i podniosła ducha bojowego Rosjan, ale w jeszcze większym stopniu zdyskredytowałaby angielskie dowództwo w oczach wojsk sojuszniczych: Francuzów, Turków i Sardyńczyków.


„Podobny do smoka…”


Do broni chemicznej można zaliczyć także słynny „grecki ogień” – protoplastę napalmu, płonąca mieszanina przejmująca strachem wrogów Bizantyjczyków. 

Instalacja „greckiego ognia” wyglądała jak miedziana rura – syfon, z której z hukiem wylatywała rzadka mieszanina zapalająca. W charakterze siły ją miotającej używano sprężonego powietrza albo miechów przypominających kowalskie. Broń tą wykorzystywano przede wszystkim w bitwach morskich. Zasięg maksymalny tej broni wynosił tylko 25-30 m, ale do zniszczenia drewnianych okrętów w tamtych czasach to było wystarczające. Ponadto, wedle świadectw naocznych świadków, „ognia greckiego” niczym nie udawało się ugasić, bowiem palił się on nawet na powierzchni wody.

[Niektórzy historycy twierdzą, że „ognia greckiego” używano także w obronie fortec i twierdz przed Arabami i Turkami na lądzie stałym – uwaga tłum.]


Po raz pierwszy miotacze „ognia greckiego” były zamontowane na bizantyjskich okrętach w czasie Bitwy u wybrzeży Cylicji (w rzeczywistości w okolicach Konstantynopola – dziś Istambułu – przyp. tłum.) Historyk Teofan pisał:
…w roku 673 nieprzyjaciele Chrystusa przedsięwzięli wielką wyprawę wojenną. Oni przypłynęli i przezimowali w Cylicji. Kiedy Konstantyn IV dowiedział się o zbliżaniu się Arabów, przygotował on ogromne, dwupokładowe okręty, wyposażone w „ogień grecki” i okręty użyły tych syfonów… Arabowie byli wstrząśnięci… Uciekali oni w wielkim strachu.

A oto jak opisuje tą przerażającą broń kronikarz VII Krucjaty (1270) Jean de Joinville:
Taka była natura „greckiego ognia”: jego pocisk był tak duży jak baniak na ocet i ogon za nim się ciągnący, podobny do gigantycznej dzidy. Jego lot odznaczał się strasznym szumem, podobnego do gromu niebieskiego. „Ogień grecki” w powietrzu był na podobieństwo smoka lecącego na niebie. Od niego szedł taki jasny blask, że wydawało się iż nad obozem wzeszło słońce.

[Dwaj amerykańscy „pogromcy mitów” – Adam Savage & Jamie Hyneman w jednym ze swych programów TV udowodnili, że chodziło w tej relacji najprawdopodobniej nie o miotacz ognia, ale o rakietową torpedę. Wykonane przez nich na jednym z kalifornijskich jezior testy tej broni, skonstruowanej na podstawie zachowanych opisów dowiodły, że broń taka mogła istnieć i mieć takie właściwości, jak opisane przez ówczesnych kronikarzy – uwaga tłum.] 

Oberwało się też od „greckiego ognia” i naszym przodkom. Z jego pomocą Bizantyjczycy w 941 roku rozgromili podpływającą do Konstantynopola flotę kijowskiego księcia Igora Rurykowicza.

Instalacja i skład chemiczny mieszaniny zapalającej był tajemnicą państwową, której zdrada była karana śmiercią. Najprawdopodobniej była to mieszanina ropy naftowej, żywicy sosnowej, benzyny, palonego wapna, fosforku wapnia (Ca3P2) albo saletry potasowej (KNO3), siarki i tłuszczu. Po zdobyciu Konstantynopola przez Turków sekret „greckiego ognia” został pogrzebany na wieki wraz z jego mieszkańcami (zob. niezmiernie interesującą powieść historyczną Miki Valtari’ego – „Czarny anioł”, w której opisano właśnie te wydarzenia – przyp. tłum.)


Wprawdzie w 1758 roku, francuski alchemik niejaki Duprée ogłosił, że odgadł zagadkę przygotowania mieszaniny zapalającej. Przeprowadził on próby z nią w okolicach Hawru, w rezultacie czego został spalony drewniany slup, znajdujący się w dużej odległości na pełnym morzu. Król Ludwik XV był tak zainteresowany i przerażony działaniem tej broni, że wykupił od Duprée’a wszystkie jego papiery i zniszczył je. Ale zauważmy, że lęki monarchy były próżne, w epoce burzliwego rozwoju broni pirobalistycznej (palnej) na bazie prochu dymnego, a potem bezdymnego i jej masowego użycia, i „ogień grecki” prawdę powiedziawszy utracił swe wojskowe znaczenie, chociaż we współczesnych wojnach używa się jego następców - napalmu i mieszanin zapalających oraz miotaczy ognia.


Tekst i ilustracje – „Tajny XX wieka”, nr 37/2015, ss. 18-19
Przekład z j. rosyjskiego - ©Robert K. Leśniakiewicz