Zdjęcie z miejsca rzekomej katastrofy NOL-a w ZSRR
Nikołaj Michajłow
Pierwsza pisana relacja
o UFO pochodzi z XII w. p.n.e., kiedy to egipski faraon Ramzes III zobaczył na niebie latające kule ogniste i polecił swoim
kronikarzom zapisać to wydarzenie.
Po zmianie politycznych
priorytetów, wiele dokumentów z sekretnych archiwów KGB znajduje się już w
otwartym dostępie. Ale na ile można im wierzyć? Każdy pracownik KGB potwierdzi:
papiery dotyczące spraw operacyjnych rzadko odtajnia się w pierwotnym kształcie.
Są one „oczyszczane” i wyrzuca się z nich wszystko, co mogłoby zdradzić ich
pierwotne przeznaczenie, źródła informacji, itp. Ale tak czy inaczej, nawet
takie dokumenty mogą dać badaczom interesujące informacje – przede wszystkim o
problemach Pozaziemian i UFO, którymi – jak się okazuje – zajmowały się nasze
służby specjalne.
Podwójne standardy
Przez długie lata w
ZSRR panowała podwójna polityka dotycząca odnoszenia się do UFO. Ludziom mówiło
się, że żadne UFO nie istnieją, że to brednie, że to wroga propaganda, a ciała
niebieskie, które od czasu do czasu obserwują obywatele to po prostu techniczne
urządzenia państw NATO, które szpiegują nasz kraj. Entuzjastów, którzy
rozprowadzali „sami zdatne” prace o UFO czy Kosmitach zastraszano oskarżeniami
o antyradziecką agitację.
W tamtych czasach,
wielu świadków UFO dawało pisemne oświadczenia, które były gromadzone i
systematyzowane w archiwach KGB. To znaczy, że rząd dopuszczał, że takie
obiekty w ogóle istnieją i nawet mogą zagrażać bezpieczeństwu kraju.
Dr Feliks Zigel
Interesująca jest
historia, związana z działalnością jednego z założycieli rosyjskiej (wtedy
jeszcze radzieckiej – przyp. tłum.) ufologii Feliksa Zigela (1920-1988). W listopadzie 1967 roku, jego
wystąpienie w państwowej TV dało podwaliny pod masowe zbieranie informacji o
UFO. Na adres powołanej w tym celu grupy naukowców przy AN ZSRR przysłano
kilkaset udokumentowanych relacji. Ale nie udało się ich zbadać – bowiem grupa
została rozwiązana, a wszystkie materiały przekazano KGB.
„Niebieska teczka”
Płk Igor Sinicyn – pomocnik szefa KGB Jurija Andropowa w wywiadzie dla tygodnika „Observer” powiedział o
tym, że widział w gabinecie swego szefa obszerne dossier na temat fenomenu UFO. Miało to miejsce w 1977 roku – po
pojawieniu się na niebie nad Pietrozawodskiem niezrozumiałego ogromnego obiektu
latającego. Do obowiązków Sinicyna należało przeglądanie publikacji w
zagranicznych gazetach i dlatego też przyniósł on Andropowowi przekład artykułu
z niemieckiego magazynu „Stern” o zdarzeniu w Pietrozawodsku.
Szef KGB uważnie
przeczytał ten materiał, potem wyjął z biurka teczkę na dokumenty w kolorze
niebieskim i polecił Sinicynowi zapoznać się z jej zawartością.
W tej teczce znajdowały
się raporty i meldunki oficerów kontrwywiadu KGB o spotkaniach z UFO. Andropow
poprosił o przekazanie tych materiałów przewodniczącemu Komisji
Wojskowo-Przemysłowej A. R. Kirilienkowi.
Ten zaś pozostawił te dokumenty u siebie.
Wkrótce na rozkaz
Andropowa został opracowany program obowiązujący każdego żołnierza i nakazujący
meldowanie o każdym przypadku obserwacji UFO. Najciekawsze meldunki wkładano
właśnie do „niebieskiej teczki”, z której zawartością zapoznało się całe
kierownictwo państwa.
W 1991 roku, na
zapytanie lotnika-kosmonauty Pawła
Popowicza – ówczesnego prezesa Wszechzwiązkowego Towarzystwa Ufologicznego
– „niebieska teczka” została przekazana mu do dyspozycji. Znajdowały się w niej
124 strony maszynopisu: raporty, meldunki, relacje poświecone spotkaniom z
Nieznanymi Obiektami Latającymi.
Nie udało się zestrzelić
A oto streszczenie
niektórych dokumentów z „niebieskiej teczki”:
W dniu 28.VII.1989 roku,
zagadkowe latające dyski pojawiły się nad składami pocisków rakietowych, które
znajdowały się na północnym-wschodzie miasta Kapustin Jar w Obwodzie
Astrachańskim. Numery jednostek wojskowych zamazano czarnym tuszem, ale
pozostały uwagi poczynione przez funkcjonariusza KGB, który prowadził tą
sprawę. Żołnierze mający służbę w Centrum Łączności zaobserwowali 3 obiekty, a
w Bazie Likwidacji – 1 obiekt. UFO wyglądały jak dyski o średnicy 4-5 m z
półkulą na górnej części. One jasno świeciły, przemieszczały się bezdźwięcznie,
czasami zniżały się i zawisały tuż nad ziemią. Wezwane przez dowództwo samoloty
przechwytujące (numer jednostki WOPK również zamazany czarnym tuszem) nie
zdołały blisko podlecieć do żadnego z obiektów. One po prostu odskakiwały od
nich. Relacje kpt. Czernikowa, chor.
Wołoszina, szer. Tiszajewa i innych mówią o tym, że
obiekt nadawał świetlne sygnały przypominające błyski flesza fotograficznego.
Inne dokumenty z
„niebieskiej teczki” opisują kontakt z UFO, który miał miejsce w 1984 roku nad Turkmenią
(dzisiaj Turkmenistan – przyp. tłum.) System OPLot. zaobserwował sferyczny
obiekt, który leciał wzdłuż wybrzeża Morza Kaspijskiego na wysokości 2000 m,
stronę granicy państwowej. Nie odpowiadał na wezwania. Podniesiono parę
myśliwców przechwytujących, ale wszelkie próby zestrzelenia UFO były bezowocne.
Ponadto, kiedy zaczęto strzelać do obiektu, on szybko zniżył lot do pułapu 100
m nad ziemią – wysokość uniemożliwiającą myśliwcom dalsze prowadzenie ognia.
Takich zdarzeń w
„niebieskiej teczce” są dziesiątki. Te dokumentalne świadectwa pokazują dwa
fakty:
1. UFO istnieją naprawdę,
2. Nie patrząc na ich oficjalne negowanie, KGB
aktywnie zajmował się zbieraniem systematycznej informacji ich dotyczących.
W tej chwili dokumenty
z „niebieskiej teczki” znajdują się w Archiwum Komitetu Ufologicznego
Rosyjskiego Towarzystwa Geograficznego.
Listy z innej planety
Ale KGB nie byłby sobą
bez tajemnic i mistyfikacji.
Za jedną z nich
zachodni badacze uważają tzw. „listy Ummo”.
W latach 60. i 70. na terytorium Hiszpanii i części Francji, do ludzi
rozsyłano listy w różnych językach z elementami nigdzie nieznanej mowy. Nadawcy
przedstawiali się jako mieszkańcy planety Ummo zasiedlonej przez rozumne
istoty, które przyleciały na Ziemię.
Ogólna ilość listów
wynosi ponad 260 egzemplarzy, a ich objętość wynosi ponad 1000 stron
maszynopisu. Każda stronica listów była oznaczona szczególnym piktogramem w
liliowym kolorze.
W swych listach Ummici opisali historię swego pobytu na
Ziemi. Oni przybyli tutaj w 1950 roku, trzema statkami kosmicznymi, jest ich
sześcioro w tym dwie kobiety, Oni badają i analizują nasze życie.
Statek latający Ummitów z widocznym "krzyżem Ummo" i jeden z ich listów do Aime Michela
Francuski dziennikarz R. Marick przez wiele lat badał te
listy i doszedł do wniosku, że ich autorami byli… pracownikami KGB ZSRR. A oto
argumenty: opisany w listach system socjalny planety Ummo jest bardzo podobny
do propagandowego komunizmu radzieckiego, Ummici nie skrywali swej sympatii do
marksizmu. Ich poglądy dotyczące wyścigu zbrojeń dokładnie powtarzały założenia
radzieckiej propagandy.
Ale najważniejsze – we
wszystkich krajach Europy już istniały legalne partie komunistyczne, a w
Hiszpanii rządził dyktator gen. Francisco
Franco i partia komunistyczna była
zakazana. W 1975 roku, Franco zmarł, a do władzy w tym kraju doszła chadecja i
komunistyczna partia stała się legalna. I potok listów się skończył! Czyżby
Ummici osiągnęli swój cel?
Czy w ZSRR był „nasz” Kosmita?
Na Zachodzie od czasu
do czasu podejmuje się temat zestrzelonego przez WOPK ZSRR latającego spodka pozaziemskiego
pochodzenia i badania zwłok kierującego nim humanoida, który był wszechstronnie
zbadany w Instytucie im. Siemaszki. UFO zostało zestrzelone w 1968 roku na
Uralu w okolicach miasta Bieriezniki (Permski Kraj, N 59°25’ – E 056°47’ –
przyp. tłum.) Wszyscy interesujący się ufologią wiedzą, że to jest nic innego
jak mistyfikacja.
Jednakże nie tak dawno,
wywiadu dla prasy i TV na ten temat udzielił w USA niejaki P. Klimczenkow, który przedstawił się jako były oficer KGB,
pokazawszy w TV swoją legitymację.
Jego słowa potwierdza
artykuł zamieszczony w gazecie „Wieczorny Swierdłowsk” z dnia 29.XI.1968 roku.
W nim naoczni świadkowie twierdzili, że na ich oczach jakiś błyszczący dysk
spadł na strome zaśnieżone zbocze. Potem na miejsce incydentu przybyli wojskowi
dokładnie przeczesali całą okolicę.
P. Klimczenkow
twierdzi, że operacja znalezienia i przejęcia UFO miała kryptonim „Mit”. Dalsze
anatomiczne badanie martwego humanoida przekonało uczonych, że nie było ono człowiekiem.
Na ile wiarygodna jest
ta informacja?
Ani w „niebieskiej
teczce”, ani w innych dokumentach KGB nie ma na ten temat ani słowa. Ale
pokazane przez Klimczenkowa dokumenty wyglądają na autentyczne. Np. rozkaz
ministra obrony marszałka A. Greczko
do dowodzącego Uralskim Okręgiem Wojskowym gen. A. Ponomarienko o tym, by na
wszystkich etapach odkrycia i badań UFO uczestniczyli pracownicy KGB. Ich
raporty – według Klimienkowa – były wysyłane potokowo do naczelnika Wydziału
Naukowego KGB płk A. Grigoriewa. W
okazanych dokumentach pokazano nie tylko placówkę naukową, gdzie przeprowadzono
badania humanoida, ale i nazwiska lekarzy: Kamyszow,
Sawickij i Gordienko. Z niewyjaśnionych przyczyn wszyscy oni szybko zmarli
jednego i tego samego dnia, w tydzień po zakończeniu badań.
Wszyscy trzej byli
prawdziwymi luminarzami nauki – i czy KGB rozprawiło się z pierwszymi lekarzami
radzieckiej medycyny? Śmierć tych lekarzy do dziś dnia powoduje stawianie wielu
pytań.
Niektórzy zagraniczni
dziennikarze twierdzą, że przecieki informacyjne o działalności byłego KGB nie
były celowe? Ale w takim razie w jakim celu? Czy w odpowiedzi na analogiczną
historię o przejęciu Obcego przez USA? Jak wiadomo, w 1995 roku wiele
amerykańskich mediów obwiniało CIA o wieloletnie ukrywanie tego faktu, że nie
było jakiegokolwiek przejęcia UFO przez Amerykanów.
Być może w tym
przypadku zagrały rolę merkantylne interesy byłych pracowników wszechwładnego
KGB? Amerykańska kompania telewizyjna TNT nie ukrywa, że „dokumenty i materiały
video o radzieckim Kosmicie” zostały zakupione w Rosji od byłych pracowników
KGB. Faktycznie – zdjęcia humanoida zostały zakupione przez TNT za 10.000 $USA
za każde. Ale nazwisk pracowników, którzy je sprzedali TNT nie podała.
Działalność KGB od
dawna obrosła w pogłoski, plotki i legendy, których już niemożliwym jest do
rozwiania czy choćby zweryfikowania nawet po odtajnieniu jego archiwów. I
oddzielenie prawdy od kontrolowanej dezinformacji jest skrajnie trudno.
Istnienie UFO przede wszystkim zagraża interesom bezpieczeństwa narodowego - a
to oznacza, że niektóre dokumenty nigdy nie będą opublikowane.
Moje 3 grosze
A ja do tego dorzucę nasze polonicum, które ciągnie się za nami aż
od 1959 roku. Chodzi tutaj o sławetny Incydent
Gdynia’59 z dnia 21.I.1959 roku, a który badał dokładnie i starannie słynny
Bronisław Rzepecki. Niestety, poza
stwierdzeniem, że incydent taki miał na pewno miejsce – przypominam program z
cyklu „Nie do wiary” (TVN 1998) i film dokumentalny zrobiony przez Tokyo TV
Channel 8 w którym przedstawiono jeszcze żyjących świadków naocznych tych
wydarzeń – główne dowody na prawdziwość tego incydentu zostały wywiezione do
ZSRR. I wszelki słuch po nich zaginął. Gdyby tak było, to na pewno w archiwach
KGB pozostałby po nich jakiś ślad. A tutaj nic… Pytałem o to moich znajomych w
Rosji – i oni też nie wiedzieli czegokolwiek na ten temat.
Kadr z japońskiego filmu dokumentalnego o Incydencie Gdynia'59 i odtwórcy ról patologa i Kosmitki - Paweł i Naomi Kamińscy
NB, kiedy posłałem mojemu
znajomemu do St. Petersburga egzemplarz książki „UFO i Czas”, to została ona mu
skradziona ze skrzynki pocztowej. Nie sądzę, by złodziej był aż takim fanem
mojej twórczości, a zatem komuś (wiadomo komu!) przeszkadzały fakty i hipotezy
w niej przedstawione…
Istnieje pewna możliwość, którą
zasugerowałem w opracowaniu „UFO i Kosmos” oraz „UFO i Czas” (Tolkmicko 2011),
mianowicie taką, że mamy tu do czynienia z pierwszą udaną próbą przechwycenia
amerykańskiego satelity 1958 Zeta SCORE, którego po prostu
„skarambolowano” z orbity, i który wpadł do basenu nr IV portu w Gdyni, skąd
Rosjanie wydobyli go i przewieźli ciupasem do ZSRR. Tak głosi Legenda. W takim
przypadku na pewno nie byłoby po tym śladów w archiwach ufologicznych KGB,
bowiem takimi rzeczami zajmowało się (i nadal zajmuje) GRU – wywiad wojskowy. I
dokumenty na ten temat powinny znajdować się na Chodynce. Obserwacje UFO, które
przy okazji poczyniono są tylko pochodną tego wydarzenia – ktoś je dokładnie
obserwował. I w związku z tym…
…jest jeszcze trzecia możliwość.
Wydarzenie to było chronoklazmem i dlatego musiało być zlikwidowane z naszej
Rzeczywistości. W tym dniu doszło do awarii jakiegoś chronoustrojstwa należącego do Przybyszów Spoza Czasu, a które nie
mogło wpaść ręce ludzi z połowy XX wieku. Urządzenie to wydobyto korzystając z
poślizgu w Czasie, ludziom zmodyfikowano pamięć, usunięto wszelkie ślady w
dokumentach i… - i nic się nie stało, i poza mglistymi wspomnieniami garstki
ludzi po Incydencie nie ma żadnych materialnych śladów.
Tak czy inaczej – prawdy już nie
dojdziemy – przynajmniej za naszego życia. A wracając do KGB i UFO, to
dokładnie działał on tak samo, jak inne służby na całym świecie, więc to samo
możemy powiedzieć o Amerykanach czy Brytyjczykach i nie ma się czym podniecać.
Jedyną naprawdę ważną informacją jest tylko ta, że UFO naprawdę istnieją.
I to jest w tym wszystkim
najistotniejsze.
Opinie
z KKK
UFO to fakt obiektywnie istniejący -
takie jest moje zdanie. Inną zupełnie sprawą jest pytanie: co to jest? Przez
pewien czas z całą pewnością za UFO brane były eksperymenty z dronami, ale
dziś, kiedy stały się powszechne, dość łatwo to zidentyfikować na starych
nagraniach sprzed kilkunastu lat. Opcją przemawiającą do mojej wyobraźni są
"delegacje" z innych planet US mające bazę-matkę - może istniejącą od
wieków - gdzieś w niewidocznej dla nas części nieba. Nie wiem co sądzisz Robert
o Emilcinie, bo strasznie dużo szumów wokół tej sprawy się narodziło, ale ja
uważam ten przypadek za najbardziej spektakularny kontakt z Obcymi. Wiele razy
oglądałem dostępne relacje, również z udziałem ludzi mających pojęcie o
prawdomówności relacjonującego człowieka (w tym 1 rzeczoznawca sądowy) ja i oni
nie dopatrzyliśmy się najmniejszych oznak konfabulacji Pana Wolskiego - pod
jego relacją wspomniany ekspert podpisałby się w sądzie. (Avicenna)
UFO istnieją, to rzecz pewna, ale nie
jestem akurat pewien tego, że należą nie-do-naszej cywilizacji. Obstawiam jakąś
ziemską cywilizację, która mieszka na tej naszej planecie równolegle z nami... (Daniel Laskowski)
Co do Emilcina, to też jestem
przekonany, co do tego, że to było CE z Obcymi, a nie jakaś esbecka prowokacja
- jak zakłada to niejaki Rdułtowski - to jakaś kompletna brednia człowieka
opętanego chorymi ideami. Emilcin wydaje się być właśnie dlatego autentyczny,
bo Pan Wolski mówił o tym właśnie tak, jak człowiek skonfrontowany z nieznanym
mu zjawiskiem, a nie ktoś, kto tylko gra swoją rolę. Poza tym ten statek
latający "potworaków" wydaje się być czymś bardzo prymitywnym i
topornym w porównaniu z "prawdziwymi" UFO. Być może był to jakiś
pierwotny chronoskaf, którym kilku śmiałków wypuściło się w otchłanie Czasu i
traf chciał, że natknęło się na Pana Wolskiego i jego konia? Tego akurat – o
ile wiem - nikt nie wziął pod uwagę. (Platon)
Tekst i ilustracje –
„Tajny XX wieka” nr 41/2015, ss. 22-23
Przekład z j. rosyjskiego -
©Robert K. Leśniakiewicz