piątek, 16 września 2016

W poszukiwaniach praskiego Golema



Golem

Herman Michajłow


Rabbi Lew (Löwy, Jehudi) ben Bezalel/Becalel jest znany jako Macharal mi-Prague. W praskiej Staronovej Synagodze na znak szacunku i wiecznej pamięci do dziś dnia nikt nie śmie usiąść na stojące po prawej stronie krzesło Bezalela. 

Stara Praga mistyczna i tajemnicza zrodziła mnóstwo podań. Bohater jednego z nich powstałego w żydowskiej dzielnicy, z czasem stał się nieoficjalnym symbolem całego miasta. Historia Golema – zrobionego z gliny powolnego sługi, jego życie, bunt i zguba – fascynuje umysły ludzi do dziś dnia. Czeski badacz (niestety już nieżyjący) inż. Ivan Mackerle postanowił wyjaśnić, co kryje się za tą legendą.

 Rabin Lew (Löwy, Jehudi) ben Bezalel/Becalel

Cudotwórca z getta


W czasach panowania Rudolfa II pośród praskich Żydów mieszkał człowiek o nazwisku Jehuda Lew ben Bezalel, znany z wysokiego wzrostu i wielkiej uczoności jako „wysoki rabbi Lew”. Znał on wszelkie sztuki i nauki, a szczególnie Kabałę. Z jej pomocą mógł on tchnąć życie w posągi ulepione z gliny czy wycięte w drewnie, a one – jak żywi ludzie – wykonywały zadaną im robotę. Tacy właśnie stworzeni ludzkimi rękami słudzy nie jedli, nie pili, nie potrzebowali odpoczynku i pracowali bez ustanku, poza tym można ich było wykorzystywać nie obawiając się buntu. Rabbi stworzył swego sługę z gliny, włożył szem (zwitek papieru z kabalistycznym zaklęciem) mu w usta i w ten sposób go ożywił. 

[Według innej wersji szem był magicznym kamykiem włożonym w specjalny otwór w czole Golema, przynajmniej tak pokazuje to czeski reżyser Martin Frič w filmie „Cesarski piekarz” (1951); podobnie pokazał to Kazimierz Tarnas w filmie „Pan Samochodzik i praskie tajemnice” (1988) – uwaga tłum.] 

Sztuczny sługa przez cały tydzień wykonywał najczarniejszą domową robotę: rąbał drewno, nosił wodę, zamiatał ulicę. Ale w sobotę, czyli szabas, powinien był odpoczywać. Gospodarz wyjmował szem z jego ust i Golem stawał się martwym… 



Rabbi Jehudi ben Becalel i jego dzieło

Pewnego razu rabbi Lew zapomniał tego zrobić i zdarzyło się nieszczęście. Sługa się zbiesił, zaczął rzucać kamieniami, wyrywać drzewa z korzeniami, szedł ulicą niszcząc wszystko po drodze. Mieszkańcy rzucili się o pomoc do rabbiego, ale tutaj powstała trudność: był szabas a w ten dzień Żydom zabroniona jest wszelka praca, a także tworzenie czy niszczenie. Na szczęście w Staronovej Synagodze jeszcze nie ogłoszono nadejścia soboty. Jest to jedna z najstarszych synagog w Pradze i wszystkie inne dorównywały do niej. Był zatem czas, by sprostować błąd. Rabbi przybiegł i wyjął magiczną formułę z ust Golema. Gliniany potwór upadł i rozbił się na kawałki. Przerażony tym, co zaszło, rabin nie chciał więcej dawać życia niebezpiecznym służącym. Do dziś dnia szczątki Golema można zobaczyć na poddaszu Staronovej Synagogi. 

Pierwsza wersja legendy została opublikowana przez Leopolda Weizela w 1847 roku. Rabbi Lew ben Becalel (1512-1609) – znany matematyk, astronom i kabalista był znany daleko poza Pragą. Rudolf II (1552-1612), król czeski, sam zajmował się okultyzmem i alchemią, dlatego też uczony był częstym gościem na Hradčanach.

Staronova Synagoga w Pradze


Zakazane poddasze


Po tym, jak dzięki wysiłkom  Weizela legenda stała się symbolem całej Pragi, amatorzy mocnych wrażeń ściągali do Staronovej Synagogi. Okazało się, że wchodzenie na poddasze, gdzie znajdowały się szczątki Golema było ściśle zabronione od czasów ben Becalela. Żeby nikt tam nie wszedł, zostały rozebrane schody. Żydzi wierzyli, że karą za złamanie zakazu będzie natychmiastowa śmierć. 

Jedynym człowiekiem, który nie przestraszył się klątwy był główny rabin Pragi – Ezechiel Landau (1713-1793). Przeszedł on przez ścisły obrzęd oczyszczenia – posty i modlitwę – zanim zaryzykował pójście na poddasze. Przystawił do ściany drabinę z bierwion i desek. Drzwi na poddasze były zardzewiałe, ale nie puściły. Wreszcie tam wszedł.

Rabbi przebywał na poddaszu parę minut. Kiedy znów pojawił się w drzwiach, jego ciało drżało, a twarz była blada ze strachu. Zszedłszy na dół, Landau kazał zniszczyć drabinę i więcej razy nie próbował tam powrócić. Co on tam ujrzał, jest tajemnicą do dnia dzisiejszego. 

Jest jeszcze jeden ślad, który pozostawiła historia Golema – to jest niezwykły porządek nabożeństw w Staronovej Synagodze przed nastąpieniem szabasu. Do dziś dnia odczytywany jest w niej dwukrotnie Psalm 92, a nie jeden raz, jak we wszystkich innych świątyniach. Zostało to wprowadzone jako znak pamięci o Lwie Ben Bezalelu. Kiedy Golem się zbuntował, rabbi śpiesznie wybiegł z synagogi przerywając modły i nie dośpiewał psalmu do końca. Kiedy niebezpieczeństwo minęło, Lew powrócił i odśpiewał psalm od początku do końca.

Grób rabbiego ben Becalela i jego żony Hawy na Zidovskym Hrbitove w Pradze


Sztuczne życie


Alchemicy próbowali stworzyć życie naśladując Naturę. Próbowali oni stworzyć w retorcie homunkulusa – sztucznego człowieka – łącząc ze sobą różne żywe elementy w rodzaju moczu, spermy albo krwi. Kabaliści chcieli czegoś więcej – naśladując Boga. Oni wierzyli w to, że przy pomocy Szem ha-Meforasz (jasno wyjaśnionego imienia) to jest dokładnego i pełnego imienia Bożego, można tchnąć życie w glinianą rzeźbę, tak jak Bóg tchnął życie w Adama. 

W traktacie „Sanhedryn” wchodzącym w skład Talmudu cytuje się źródła rabinów prekursorów w tworzeniu sztucznego życia. Rabin żyjący w IV wieku „stworzył człowieka” i wysłał go do swego przyjaciela Zeira. Ten zaś odezwał się do posłańca, ale nie otrzymał odpowiedzi. Zorientowawszy się, że przed sobą ma „stworzenie mędrców”, rabin obrócił go w proch. Drugie opowiadanie mówi o żyjących mniej więcej w tym samym czasie Haninie i Oszaju. Mędrcy ci stwarzali w piątek cielaka o rozmiarach jednej trzeciej dorosłego byka i zjadali go przy szabasowym stole.

Chodziło w tym wszystkim tylko o to, że stworzenie życia było kabalistycznym testem na prawidłowość i opanowanie tajemnicy Szem ha-Meforasz. Stworzone zwierzę należało natychmiast zlikwidować czytając zaklęcie wspak. Żydowscy mędrcy doszli do wniosku, że naśladować Boga jest czymś niebezpiecznym i bezmyślnym. Lew ben Bezalel nie mógł o tym nie wiedzieć. 

Ponadto uważano, że sztuczny człowiek był wyposażony jedynie w niższą duszę, czyli nefesz. Nie dotyczyły go żydowskie przepisy religijne, więc mógł pracować w sobotę. Widać więc, że Golem nie był gliną ożywioną zaklęciami.
 

Robot czy psychopata?


- Od razu odrzuciłem wszystkie hipotezy o mechanicznej figurze opowiadał czeski badacz Ivan Mackerle. Człekokształtny automat nie byłby w stanie dokonać czegokolwiek poza tym, na które go zaprogramowano. Słowo „golem” stało się kluczem do zagadki. Ma ono kilka znaczeń. Poza znanym nam „sztuczny człowiek, stworzony przy pomocy Kabały” ono znaczy także „niekształtna materia” i… „głupek”, „tępak”! I naraz mnie olśniło: w osnowie legendy mogła znajdować się historia człowieka psychicznie chorego. Niektórzy chorzy szkodzą sobie w czasie przypływów bezrozumności okazując w ich czasie niewiarygodną wprost siłę. Być może rabbi wziął sobie takiego właśnie człowieka na służącego. Będąc wszechstronnie wykształconym, Bezalel postanowił go wyleczyć. Ludzie widzieli, jak wkłada mu do ust lekarstwa. I stąd właśnie poszedł chyr, że to jest magiczny szem, który wkłada się mu do ust. W getto wybuchła panika, kiedy się okazało, że Bezalel zapomniał dać mu lekarstwo i służący w przypływie szaleństwa uciekł na ulicę. Przerażeni ludzie przybiegli po gospodarza do synagogi, przerywając nabożeństwo. Nie czekając na pomoc rabina służący umarł. Mógł się udusić, poranić, albo dano mu za dużą dawkę leku. Żeby nie było kłopotów, o jego śmierci nie powiadomiono nikogo, zaś ciało ukryto. 

Hipoteza Ivana ma tylko jeden słaby punkt, a mianowicie – trup na poddaszu zdesakralizowałby synagogę i byłaby ona nie nadająca się do modlitw. Rabbi nie mógłby tak postąpić, zwłaszcza że obok niej znajdował się żydowski cmentarz. Służący przestrzegał szabasu, zatem mógł być pochowany jak zwyczajny Żyd. 

[Należałoby tutaj postawić pytanie: a gdyby Golem nie był Żydem, to co? Czy jego zwłoki mogłyby zdesakralizować synagogę, czy nie? Czy nie-Żyda można było pochować na żydowskim kirkucie? Teoria o ukrytych zwłokach jakiegoś chorego biedaka raczej nie ma sensu, bowiem Żydzi są nadzwyczaj wrażliwi na punkcie swej religii i zapewne szybko sakralizowali by swoją świątynię, a zwłoki pochowali gdzieś indziej – uwaga tłum.]




Zaginiona tajemnica


Ivan Mackerle i kilku jego przyjaciół postanowił wejść na poddasze Staronovej Synagogi. A oto co opowiedział on o tej „ekspedycji”:
- Metalowe drzwi z przymocowaną na nich gwiazdą Dawida otworzyła się z trudem. Trzymając się jedną ręką metalowego sworznia wbitego w ścianę wisiałem 10 m nad ruchliwą, stołeczną ulicą. Jeden krok i znalazłem się w ciemnym pomieszczeniu, w którym zatrzymał się czas. Stare krokwie wychodziły z ciemności przypominając żebra jakiegoś mitycznego zwierzęcia. Balansowałem na długiej belce wiodącej do środka. 

Ivan Mackerle był rozczarowany. Nie zobaczył on żadnych śladów Golema.
- Strych Staronovej Synagogi jest niewielki i jest go łatwo obejrzeć. Chociaż my nie oczekiwaliśmy ujrzenia w każdym kącie starych świeczników, stare czapeczki i tony modlitewników, to panująca tam pustka zdumiała nas. Były tam tylko grube bale, kurz i odchody gołębi. Postawiliśmy na podłodze i włączyliśmy wniesiony na górę georadar. Powoli z cichym buczeniem wypluwał on papierowy pasek. Radar pokazał, że grubość podłogi wynosi mniej niż 40 cm, co wyklucza możliwość ukrycia czegoś w niej. Ale naszą uwagę przyciągnęły pustki nad kolumnami wypełnione brudem i cegłami.
Tymczasem nad drugą kolumną georadar wskazał, że jest tam coś. Złapaliśmy za łopaty i zaczęliśmy kopać przebijając się przez warstwę ptasiego guano. Na głębokości 50 cm wreszcie natknęliśmy się na coś twardego. Ale nie była to część szkieletu mechanicznej lalki. Leżał tam kawałek metalowego dachu…

Na belce nad drzwiami ktoś wyciął datę – 1883 rok. Ivan zaczął poszukiwania w archiwach i wyjaśniło się, że właśnie w tym roku strych odremontowano. Remontu dokonali ludzie o czeskich nazwiskach (jeden z nich spadł z dachu zabijając się na miejscu, co jeszcze umocniło wiarę w klątwę). To, co przerażało rabina Ezechiela i dlatego właśnie pozwolono chrześcijanom zabrać się za tą robotę. Czyli że przekleństwo to samo znikło. 

Tajemnica przeklętego poddasza pozostaje nadal zagadką. Odwiedzający synagogę tak właśnie uważają, że tak właśnie być powinno – lepiej nie znać niektórych sekretów…


Tekst i ilustracje – „Tajny XX wieka”, nr 44/2015, ss. 22-23
Przekład z rosyjskiego – ©Robert K. Leśniakiewicz