poniedziałek, 8 maja 2017

Haiti – to było do przewidzenia!





Od roku 1999, kiedy to nie wypaliły wszystkie prognozy i przepowiednie rozmaitych Nostradamusów i innych nawiedzonych wróżbitów, wizjonerów i innych hochsztaplerów o końcu świata w latach 1997, 1998, 1999, 2000 i 2001, usiłuje się nam wmówić, że kolejny koniec świata będzie miał miejsce w dniu 21.12.2012 roku (tylko nie doprecyzowano, o której ma to się stać godzinie – osobiście obstawiam godzinę 21:12 GMT czyli 22:12 czasu warszawskiego), czym się jakoś nie martwię.

Dni Ostanie już chyba nadeszły – a przynajmniej dla Haitańczyków, którzy we wtorek 12 stycznia 2010 roku, o godzinie 21:53.09 GMT (16:53.09 MST czyli czasu miejscowego) przeżyli trzęsienie ziemi o sile 7,3°R, (ryc. 00) którego epicentrum znajdowało się 10 km poniżej punktu opisanego współrzędnymi geograficznymi 18°45’N - 072°14’W – jak oszacowała to US Geological Survey (Narodowa Służba Geologiczna USA) – w górach nieco na południowy-zachód od stolicy kraju Port-au-Prince.

Nieco inne dane podaje EMSC-CSEM (Europejskie Śródziemnomorskie Centrum Sejsmologiczne), wedle której siła trzęsienia ziemi wynosiła 7,1°R, epicentrum znajdowało się 10 km pod hipocentrum na 18°47’N - 072°55’W. Wstrząsy miały miejsce o godzinie 21:53.10,3 GMT. Hipocentrum znajdowało się 15 km na południowy-zachód od Carrefour, 10 km na południowy-wschód od Léogâne i 9 km na południe od Gressier.  (Źródło – www.emsc-csem.org/index.php?page=current&sub=detail&id=151256)







Pierwsze doniesienia agencyjne


Trzęsienie ziemi - o sile 7 lub 7,3 st. (agencje podają różne informacje) - które nawiedziło we wtorek Haiti - to najsilniejszy wstrząs w tym regionie od ponad 200 lat - podała telewizja CNN.

Liczba ofiar wtorkowego trzęsienia ziemi na Haiti idzie w setki - poinformowała BBC. Według agencji Reutera, która powołuje się na świadków, nawet tysiące osób mogą znajdować się pod gruzami zniszczonych budynków. […] Po trzęsieniu o sile 7 stopni, którego epicentrum znajdowało się zaledwie 16 km od stolicy Haiti Port-au-Prince, tłumy ludzi wybiegły na ulice. Zniszczone są biura, hotele, sklepy i domy mieszkalne. Wiele ulic jest nieprzejezdnych z powodu gruzów. Nie działa stacjonarna i komórkowa sieć telefoniczna i porozumiewać się można wyłącznie za pomocą telefonów satelitarnych. Pałac prezydencki w Port-au-Prince zawalił się, ale prezydent Rene Preval żyje - zapewnił ambasador Haiti w Meksyku. Według agencji AP, dziesiątki tysięcy osób są bez dachu nad głową, a wielu poważnie rannych wciąż znajduje się na ulicach czekając na pomoc lekarską. […]

Najsilniejsze trzęsienie ziemi od 200 lat

Po głównym trzęsieniu nastąpiło ok. 17 wstrząsów wtórnych - informuje CNN, niektóre z nich o sile 5,9°R. Centrum stolicy, Port-au-Prince jest zniszczone. Prawdopodobnie są tam setki ofiar. Według miejscowego radia zniszczone są również biura prezydenta i budynek parlamentu. Poważnie ucierpiała siedziba sił ONZ na Haiti. Od 2004 roku na Haiti stacjonowały siły stabilizacyjne ONZ - ok. 7 tys. żołnierzy i 2 tys. policjantów. Nie wiadomo jeszcze czy są ofiary wśród personelu, z wieloma osobami nie udało się skontaktować.

Przedstawiciel amerykańskiej pozarządowej organizacji pomocowej powiedział AFP, że "obawia się, że zginęły tysiące osób". Epicentrum wstrząsu miało miejsce 10 km na zachód od Carrefour, w pobliżu stolicy, na głębokości 30 km. Zawalił się budynek szpitalny w Petionville; Reuters informuje o zawalonych budynkach w Port-au-Prince i możliwych ofiarach śmiertelnych. Wielu ludzi jest uwięzionych w ruinach domów.

Amerykańskie służby geologiczne wydały ostrzeżenie przed tsunami, które mogłoby zagrozić pewnym rejonom Dominikany, Kuby i Bahama, ale alarm został w nocy odwołany. Ambasador Haiti w Waszyngtonie Raymond Joseph nazwał wstrząs "wielką katastrofą". Administracja prezydenta USA poinformowała, że monitoruje sytuację. Prezydent Barack Obama oświadczył, że Ameryka udzieli Haiti pomocy. Amerykańska Agencja ds. Międzynarodowego Rozwoju (USAID) poinformowała, że wysyła ekipy ratunkowe, psy wyszkolone do wyszukiwania ofiar i 48 ton sprzętu ratunkowego. Pomoc obiecały też Francja, Kanada i Wenezuela. W Port-au-Prince nie działają linie telefoniczne ani telefony komórkowe; potwierdzenie informacji jest bardzo trudne - podkreśla CNN. (Onet.pl – 2010-01-13.)

Aktualnie trwa akcja ratownicza. Liczba ofiar jest nadal nieznana, szacowana jest początkowo na 100.000 ludzi. Zewsząd przybywa pomoc, ale wskutek dezorganizacji i chaosowi nie dociera ona do wszystkich. Jak na razie USA wprowadziły na Haiti swe siły porządkowe, które usiłują zapanować nad tym, co się tam dzieje. No i odzywają się uczeni, którzy usiłują odpowiedzieć na pytania o to, jak do tego mogło dojść?







Podwójna katastrofa na Haiti, walka z chaosem w 17 strefach


Tymczasem media informują, że rozmiary tragedii na Haiti mogą być o wiele większe niż przypuszczano. Władze tego kraju poinformowały, że w trzęsienie ziemi mogło zabić nawet 200 tysięcy osób. W specjalnym wywiadzie dla Onet.pl sytuację na Haiti opisuje Marek Krupiński, Dyrektor Generalny UNICEF Polska.

Onet.pl: Doniesienia z Haiti są niezwykle dramatyczne. Jak wygląda obecnie ogólna sytuacja w tym kraju? Media opisując sytuację używają takich określeń jak "katastrofa", "upadek", "koszmar" i "Apokalipsa". Jakimi słowami można by opisać obecną sytuację?

Marek Krupiński, Dyrektor Generalny UNICEF Polska: Niezwykle trudna, Port-au-Prince właściwie przestało istnieć. Dostęp do wielu miejsc jest utrudniony, zwłaszcza tam, gdzie zawaliło się 90 proc. budynków. UNICEF określa to jako "podwójną katastrofę". Po pierwsze ogromna liczba, setek tysięcy ofiar tragedii, po drugie, z powierzchni ziemi zmieciona została cała infrastruktura, szpitale, punkty medyczne, szkoły, drogi… Największe problemy to obecnie dostęp do opieki medycznej, pochowanie ciał ofiar, by zapobiec wybuchowi epidemii, budowa tymczasowych schronień dla ludności a także dostarczanie wody i żywności.

Pytanie: Jak wygląda sytuacja humanitarna? Czy pomoc dociera do wszystkich potrzebujących? Czy szlaki transportowe są przejezdne? Co z drożnością lotnisk, na które trafia pomoc z zagranicy?

M.K.: Wyzwaniem najbliższych tygodni jest skoordynowanie napływającej pomocy humanitarnej. Ogromna ofiarność świata musi spotkać się z mądrą i przemyślaną dystrybucją tej pomocy na miejscu. Dlatego ONZ i kilkanaście organizacji humanitarnych, które pracowały na miejscu jeszcze przed trzęsieniem ziemi podzieliło obszar klęski na 17 stref. Każdą z nich zawiaduje inna grupa, by zapobiec chaosowi. Dodatkowo agendy i organizacje podzieliły się zadaniami na miejscu. I tak, UNICEF koordynuje dostarczanie wody pitnej, do naszych zadań należy także ochrona dzieci przed przemocą, dostarczanie odżywek dla najmłodszych a w przyszłości także zapewnienie dzieciom edukacji. Dwa samoloty z pomocą humanitarną UNICEF wylądowały już w Port-au-Prince, 15 i 16 stycznia. Trzeci lądował w Santo Domingo 16 stycznia, ta pomoc jest dostarczana drogą lądową. Dwa kolejne transporty są w drodze. Na miejscu zmagamy się teraz z ogromnym problemem jakim jest brak paliwa, ale liczymy na szybką dostawę z Dominikany. Muszę podkreślić, że pracownicy UNICEF, który są na miejscu od początku (UNICEF miał swoje biuro w Port-au-Prince) pracują non-stop, często ponad swoje siły, by pomoc przyszła na czas. Jesteśmy z nimi myślami przez cały czas.

P.: Czego teraz najbardziej potrzebują Haitańczycy? Jak wygląda sytuacja medyczna? Wiele osób jest rannych, konieczne będą np. transfuzje krwi przy operacjach. Czy nie istnieje ryzyko, że braknie krwi oraz środków medycznych, by ratować ludzkie życie?

M.K.: Wystarczy powiedzieć, że przed trzęsieniem ziemi w Port-au-Prince było 371 punktów medycznych, 217 ośrodków zdrowia i 49 szpitali. W tej chwili działa zaledwie 11 szpitali, połowa z nich to szpitale polowe. Kolejne ekipy, przynajmniej siedem, są w drodze. Najbardziej brakuje chirurgów, wiele rannych potrzebuje natychmiastowych interwencji, związanych głównie ze złamaniami, otwartymi ranami powstałymi na skutek zawalenia się budynków. Na szczęście do dzisiaj nie ma potwierdzonych informacji o wzroście zachorowań na choroby zakaźne, które w tych warunkach sanitarnych byłyby zabójcze, zwłaszcza dla dzieci. Cały czas monitorujemy sytuację, by nie dopuścić do wybuchu epidemii. […] (Onet.pl - 2010-01-19)







Tej katastrofy nie dało się przewidzieć


Już w dniu 14 stycznia 2010 r. „Gazeta Krakowska" opublikowała poniższy wywiad, z którego wynikałoby, że ta katastrofa była nie do przewidzenia:

Z dr Pawłem Wiejaczem, kierowni­kiem zakładu sejsmo­logii Instytutu Geofi­zyki Polskiej Akademii Nauk, rozmawia Maciej Domagała.

M.D.: Jeśli sporządzić listę najbar­dziej aktywnych obszarów sejsmicznych na świecie, to gdzie znalazłby się na niej rejon Haiti?

P.W.: Nie dochodzi tam zwykle do tak silnych i częstych wstrząsów jak na przykład w strefie okołopacyficznej. Haiti nie byłoby na szczycie takiej listy, ale na pewno jest to obszar bardziej aktywny niż na przykład Polska. Ocenia się, że trzęsienie, które zniszczyło Haiti miało siłę ok. 7 stopni w skali Richtera.

M.D.: Co spowodowało, że w pobliżu stolicy, Port-au-Prince miały miejsce tak silne wstrząsy?

P.W.: Sytuacja w rejonie wysp karaibskich jest dość skomplikowana. Nieco na północ od wyspy Haiti przebiega gra­nica dwóch płyt tektonicz­nych: płyty karaibskiej i pół­nocnoamerykańskiej. Płyty ścierają się ze sobą i powodują wstrząsy. Tylko, że ta granica przebiega na północ od samej wyspy. Trzęsienie ziemi, które uderzyło w Haiti nie miało miejsca w strefie ścierania się płyt, tylko na jednym z usko­ków, które odchodzą od niej pod pewnym kątem. Na tym uskoku odbywa się ruch przesuwczy dwóch stron uskoku, który należy do płyty karaibskiej. Ruch ten podobny jest do procesów, które zacho­dzą w Kaliforni na uskoku San Andreas.

M.D.: A więc to właśnie dlate­go naukowcy błędnie ostrze­gali ludność Haiti przed tsunami, chociaż w rzeczy­wistości trzęsienie miało miejsce na lądzie?

P.W.: Winą jest właśnie ten skompli­kowany układ. Wyznaczenie mechanizmu trzęsienia jest trudniejsze niż stwierdzenie, że będzie miało miejsce. Nie wystarczy parę minut, bo bra­kuje danych ze stacji pomiaro­wych. Sejsmolodzy potrzebują ponad pół godziny na zebranie i przeanalizowanie informacji.

M.D.: Były sygnały, że nadchodzi tak silne trzęsienie?

P.W.: Nikt się tego nie spodziewał, biorąc pod uwagę, że ostatnie takie trzęsienie miało miejsce w roku 1770. Od tamtej pory czujność została uśpiona.

M.D.: Czyli teraz była największa katastrofa od 1770 roku?

P.W.: Tak. To był najgorszy z możli­wych scenariuszy, które można rozpatrywać. Wyjątko­we nieszczęście, że tak duże trzęsienie bezpośrednio trafiło w stolicę.

M.D.: Jak szybko można było przewidzieć tego rodzaju zda­rzenie w rejonie Haiti? Ile czasu naukowcy mogli dać ludziom?

P.W.: Przewidzenie takiego trzęsie­nia przy obecnym stanie wie­dzy i techniki nie było możli­we. W Japonii, czy Kalifornii, gdzie jest historia badań wstrząsów, a sieci stacji sej­smicznych są gęste, możliwe byłyby pewne prognozy. Ale nie w rejonie Haiti.

M.D.: Czy trzęsienie ziemi poprze­dzała jakaś szczególna aktywność sejsmiczna?

P.W.: Rzeczywiście w ciągu ostatnie­go półrocza zaobserwowano więcej wstrząsów w rejonie płyty karaibskiej, ale na pod­stawie tych danych nie można było wysnuć wniosku, że nad­chodzi tak potężne trzęsienie. Sądziliśmy, że po większej licz­bie wstrząsów przyjdzie okres spokojniejszy. Wyciąganie wniosków na podstawie tej aktywności było w zasadzie niczym więcej niż wróżeniem ze szklanej kuli.

Tyle uczeni. Jednakże wygląda na to, że zapomnieli oni, co się wydarzyło…




… 7 czerwca 1692 roku


Pozwolę sobie jednak nie zgodzić się z powyższą opinią. Pomijając już trzęsienie ziemi z roku 1770, to zdarzają się tam lokalne kataklizmy, które od czasu do czasu zamieniają tamtejszy raj w autentyczne piekło. Nie zapominajmy, że na Antylach występują także wulkany, i to bynajmniej nie takie sielskie, jak na pocztówkach, ale autentycznie groźne, jak choćby znany ze straszliwego wybuchu Mt. Pelée na Martynice czy ciągle czynny Mt. Montserrat, plujący ognistymi chmurami materiałów piroklastycznych. Tak było właśnie w dniu 7 czerwca 1692 roku, kiedy to potężne trzęsienie ziemi zmiotło w morskie tonie „Sodomę i Gomorę Karaibów” – miasto Port Royal na sąsiedniej Jamajce.

Port Royal – jak podaje Wikipedia – to nieistniejące już miasto na wschodnich wybrzeżach Jamajki. Port Royal był stolicą Jamajki w latach 1655-1692, ustępując miastu Spanish Town, a później obecnej siedzibie rządu Jamajki Kingston. W XVII wieku Port Royal miasto było stolicą Jamajki i jednym z głównych portów na Karaibach. Port Royal miał u żeglarzy bardzo złą sławę, ponieważ stał się on główną siedzibą piratów oraz kryjówką zbrodniarzy, paserów i złodziei. Historia miasta kończy się 7 czerwca 1692, kiedy to podczas trzęsienia ziemi, cała część wybrzeża, na której umiejscowiona była stolica Jamajki, osunęła się do Morza Karaibskiego, zabierając ze sobą prawie wszystkich obywateli miasta. Ludność miasta w dniu kataklizmu wynosiła 7000 osób. Nieliczni, którzy przetrwali kataklizm, opowiadali o ogromnej katastrofie, a konkretnie o gigantycznej fali tsunami, która zalała całe miasto. W XIX wieku dotarto do podwodnego cmentarzyska u wybrzeży wyspy, na którym znaleziono tonę ludzkich kości. Było to miejsce spoczynku obywateli miasta, w tym także Henry Morgana, słynnego bukaniera.

Skąd się wzięła ta fala tsunami? Tylko właśnie powstała wskutek trzęsienia ziemi i to nie mniejszego, niż to, które spustoszyło wybrzeża Sumatry w 2004 roku. Wtedy jego siła była jeszcze większa – 8,9°R. W Port Royal uderzyła pewnie również „dziewiątka”. I tylko ciekawi mnie to, że ten kataklizm miał tak ograniczony zasięg i dlaczego uderzył tylko w to jedno miasto? Kara boska? A może czyjeś (czyje???) celowe działanie? Uważam, że skoro taka katastrofa wydarzyła się na tym obszarze raz, to może się ona zawsze i w każdej chwili powtórzyć…  No i się powtórzyła – 12 stycznia 2010 roku na Haiti.


Kara boska?


Pojawiły się także dziwaczne enuncjacje na temat tego, że Haitańczycy zostali ukarani przez Boga. Za co? Znany amerykański duchowny Pat Robertson, który kiedyś zasugerował, że huragan Katrina był dla Amerykanów karą zesłaną na nich przez samego Boga, powiedział, że tragiczne trzęsienie ziemi na Haiti to wynik „paktu z diabłem" – informuje serwis CNN.

Według haitańskich urzędników, w trzęsieniu ziemi śmierć poniosło ok. 200 tysięcy osób, a 3 mln jest poszkodowanych.

Robertson, gospodarz telewizyjnego programu „700 Club", źródła tragedii upatruje w  czymś co zdarzyło się tam bardzo dawno temu i o czym nikt nie chce mówić. Jak powiedział, „Haitańczycy w przeszłości żyli pod butem Francuzów, Napoleona III czy kogoś takiego". – Wtedy to zawarli pakt z diabłem. Powiedzieli mu: „Będziemy ci służyć, jeśli wyzwolisz nas od Francuzów". A diabeł odrzekł: "Dobra, mamy umowę". Tak było – stwierdził kaznodzieja. Haitańczycy pokonali Francuzów w 1804 roku i ogłosili niepodległość. - Haitańczycy zbuntowali się i zdobyli wolność. Ale od tego czasu zostali przeklęci – mówił Robertson. Duchowny już wcześniej zasłynął z szokujących wypowiedzi. W 2005 roku, w obliczu pustoszącego Stany zjednoczone huraganu Katrina, Robertson powiedział, że jest to kara dla Ameryki za przeprowadzenie 40 mln aborcji.

Głupota tych twierdzeń jest ewidentna, ale ma swe racjonalne ziarno – bo to człowiek sam sobie jest winien ogromu nieszczęść, jakie spotykają go za wprowadzanie swoich porządków w Przyrodzie. Zwalanie winy na tego, czy innego boga czy diabła, Kosmitów czy jeszcze kogoś innego jest unikiem tych, którym zależy, by orzeczenia sądów brzmiały – „siła wyższa, nie ma winnych”. 


Kto zawinił?


Jak zawsze w takich przypadkach zawinili tylko i wyłącznie ludzie. To oczywiste. Przyroda ma to do siebie, że gra z nami fair. Tego nie można powiedzieć o ludziach. W przypadku huraganów i ich furiackiej siły odpowiada za nie globalne ocieplenie – którego według „uczonych” wcale nie było i nie ma – a którego przyczyną jest nieracjonalna, rabunkowa gospodarka człowieka nastawiona na uwalnianie do atmosfery ogromnych ilości gazów cieplarnianych – głównie metanu oraz tlenków węgla i siarki, pary wodnej i innych gazów, które nie są obojętne dla biosfery.

Wszechocean podgrzewany stale przez Słońce powoduje powstanie głębokich niżów, które przekształcają się w niszczące huragany, tajfuny i cyklony tropikalne pustoszące wybrzeża morskie w strefie ekwatorialnej i tropikalnej naszej planety. Ich częstotliwość i energia, którą wyładowują, wciąż rośnie i stwarza zagrożenie dla coraz większej liczby mieszkańców Ziemi.

Podobnie jest z trzęsieniami ziemi. Wiemy, gdzie te zjawiska występują, wiemy jakie energie potrafią wyzwolić się w ich czasie. Są to energie porównywalne tylko z wybuchami termojądrowymi najwyższych mocy i stanowiące ich wielokrotność. I co z tego? I nic – ludzie nadal beztrosko osiedlają się w tych niebezpiecznych regionach.

Trzęsienia ziemi i życie na wulkanie – dosłownie i w przenośni – nauczyło Japończyków stosowania specjalnego, asejsmicznego budownictwa: albo potężne żelbetowe, ciężkie konstrukcje odporne na wstrząsy, albo budownictwo z lekkich elementów, które nawet rozpadając się nie są w stanie poważnie zaszkodzić ludziom w nich mieszkającym – te ich słynne papierowe domki. Na Haiti tego nie było, stąd straty idące w setki tysięcy ofiar i trzy miliony ludzi poszkodowanych, bez dachu nad głową, prądu, żywności, łączności, opieki medycznej, wegetujących w okropnych warunkach. Brak stacji wczesnego ostrzegania daje się poważnie we znaki – zresztą w kraju tak biednym, jak Haiti nikogo na to po prostu nie stać…

Haiti znajduje się na krawędzi płyty zwanej Płytą Karaibską (Caribbean Plate), która znajduje się pomiędzy płytami: Północnoamerykańską od północy i Płytą Południowoamerykańską od południa i wschodu. Od zachodu napiera na nią Płyta Kokosowa (Cocos Plate) a od południowego-zachodu Płyta Nazca. Problem polega na tym, że płyty te, poruszając się z prędkością kilku milimetrów na rok „trą” o siebie wywołując ogromne napięcia w skałach je tworzących, które po pewnym czasie wyładowują się w straszliwych trzęsieniach ziemi. Jak widać z załączonych rysunków – tektonika tej płyty jest straszliwie skomplikowana i dzięki temu może się tam wydarzyć wszystko – od trzęsień ziemi o magnitudzie >5 aż do potwornie silnych terremoto, które byłyby w stanie zniszczyć każde miasto… - jak to miało miejsce na Jamajce i Haiti. A zatem można się było spodziewać tego trzęsienia ziemi i można się było doń przygotować. Uważam, że twierdzenie jakoby tej katastrofy nie dało się przewidzieć za z gruntu fałszywe. Po raz kolejny dał znać o sobie syndrom Titanica – beztroskiej pewności siebie człowieka w obliczu realnego czy choćby nawet potencjalnego zagrożenia.

A cena za taką pewność siebie jest czasami niewiarygodnie wysoka i płaci się ją krwią, łzami i potem.


---oooOooo---


Słowa te napisałem w styczniu 2010 roku. Haitianczycy do dziś dnia nie otrząsnęli się po tych strasznych wydarzeniach. Ich kraj – będący podzwrotnikowym, karaibskim rajem jednym z najbiedniejszych na świecie – leży nadal w ruinach. A ja wciąż zastanawiam się, co spowodowało te straszliwe zniszczenia.

Na południe od Haiti znajdują się duże pokłady klatratów metanowych, których to trzęsienie ziemi na szczęście nie ruszyło – w przeciwnym bowiem wypadku – w basenie Morza Karaibskiego powtórzyłyby się historie z 26.XII.2004 roku z Indonezji i Oceanu Indyjskiego oraz 11.III.2011 roku w Japonii. Odnoszę niejasne wrażenie, że historie te są ze sobą powiązane i poza ruchami tektonicznymi odegrać tam mogły rolę także pokłady metanu na dnie oceanu. Udowodnienie tego będzie trudne, ale nie niemożliwe.