wtorek, 29 sierpnia 2017

Antares, Betelgeza, WR 104: kiedy wielkie BUM???

Betelgeuse - jej lokalizacja i wygląd zewnętrzny

Kiedy patrzymy na nocne niebo, to mimowolnie zadajemy sobie pytanie - co nam grozi z tych czarnych otchłani? Jakie niebezpieczeństwa czają się w przepaściach przestrzeni i czasu? Czy coś jest wymierzone w naszą planetę, co przerwie naszą egzystencję?

Oczywiście najpierw przychodzą nam na myśl asteroidy i meteory. Ich potęgę mieliśmy okazję zobaczyć 30.VI.1908 roku na Syberii. Ślady tej kolizji widać tam do dnia dzisiejszego. Ostatnio coś podobnego miało miejsce nad Czelabińskiem, w dniu 15.II.2013 roku, co było powtórką z Tunguski, tyko że w mniejszej skali…

Spadek asteroidy będzie miał fatalne skutki – to oczywista oczywistość. Przede wszystkim efekty poimpaktowe: aktywizacja wulkanów, trzęsienia ziemi, tsunami, wyrzut milionów ton pyłów do atmosfery i związana z tym zima poimpaktowa, wtórne bombardowanie materiałem z asteroidy i ziemskim wybitym uderzeniem w atmosferę i poza nią, to wszystko będą czynniki letalne, które mogą być i będą przyczyną kolejnego Wielkiego Wymierania.

Istnieją jednak zagrożenia w skali kosmicznej, na które nie mamy żadnego wpływu i nie mamy żadnego sposobu obrony przed nimi. Zagrożenia pędzące z prędkością światła, które zobaczymy wtedy, kiedy już nas dosięgną… Mowa o eksplodujących gwiazdach – tzw. Supernowych.

Planeta w okolicy wybuchającej Supernowej


Gwiazdowe bum!


Gwiazdy o małej masie – czerwone karły o klasie widmowej M, jak nasza najbliższa kosmiczna sąsiadka Toliman C czyli Proxima w konstelacji Centaura, odległa o 4,24 ly, jest właśnie taką długowieczną gwiazdą, która istnieje 4,85 mld lat i będzie istnieć jeszcze 4 bln lat, świecąc niezmiennie z mocą jedynie 0,0056% mocy promieniowania słonecznego, dlatego jej jasność wynosi jedynie +11,13 mag., co nie powinno dziwić nikogo, bowiem temperatura jej powierzchni wynosi zaledwie ~3000 K.

Gwiazdy z tzw. ciągu głównego o klasach widmowych – jak nasze Słońce - G2V oraz Toliman A - G2V i Toliman B – K0-1V, odległe o 4,36 ly, mają temperatury powierzchniowe rzędu 5-6 tys. K i po pewnym czasie szacowanym na 5-6 mld lat przekształcą się w czerwone olbrzymy o klasie widmowej M, poczym zamienią się w białe karły o klasie widmowej A, które świecić będą biliony lat… Te gwiazdy też są spokojne i poza burzliwym stadium czerwonego olbrzyma są właściwie nieszkodliwe. Typowym białym karłem najbliższym Ziemi jest Syriusz B, odległy o 8,4 ly.

Najgorsze są masywne gwiazdy o masach powyżej 1,44 masy Słońca i klasach widmowych O i B. Ich ewolucja jest krótka, ale burzliwa. Po szybkim wypaleniu się wodoru następuje kolejna faza „spalania” termojądrowego „paliwa” – przemiana helu w węgiel, itd. aż do żelaza. Śmierć gwiazdy zaczyna się w momencie zsyntetyzowania przez nią pierwszego jądra żelaza. A śmierć ta jest bardzo wybuchowa! Wybuch Supernowej jest najbardziej spektakularnym wydarzeniem w skali Wszechświata. I najgroźniejszym, może poza eksplozją Hipernowej.


Antares

Antares


W naszym najbliższym sąsiedztwie, bo 110-550 ly, znajduje się gwiazda Antares A – α Sco (Alfa Skorpiona), który jest czerwonym nadolbrzymem o klasie widmowej M1,5Iab-Ib (gwiazda zmienna nieregularna) i temperaturze powierzchniowej 3400 K. Jego masa wynosi ok. 17 mas Słońca, a zatem w przyszłości stanie się on Supernową. Antares A jest gigantem – jego średnica wynosi 1,182 mld km i gdyby znajdował się w Układzie Słonecznym, to jego fotosfera znajdowałaby się na orbicie Marsa, a nawet nieco poza nią…


Towarzyszący mu Antares B jest typową gwiazdą ciągu głównego na diagramie H-R, klasy widmowej B o niebieskiej lub niebiesko-zielonej barwie i bardzo wysokiej temperaturze powierzchni. Jej masa wynosi 7-8 mas Słońca. Wiek całego układu wynosi ok. 12 mln lat, a zatem jest on bardzo młody…

Antares i Słońce

Antares A jest w stadium rozdymania się, który poprzedza fazę kolapsowania, zakończonej finalna eksplozją Supernowej, powstaniem mgławicy powybuchowej à la Mgławica Krab (M-1, NGC 1952) i wirującego wściekle pulsara. Będzie to wybuch Supernowej typu Ia.

Cyfrowy obraz Betelgezy

Betelgeuse


Drugą gwiazdą, która może wybuchnąć jako Supernowa jest Betelgeuse (Betelgeza, α Ori – Alfa Oriona) w konstelacji Oriona. Odległa jest od nas o ok. 640-820 ly. Jest to czerwony nadolbrzym o klasie widmowej M1-2 Ia-Iab i masie 18 razy większej od masy Słońca. Temperatura na jej powierzchni wynosi ok. 3500 K. Jej wiek wynosi 8-8,5 mln lat, a zatem jest to gwiazda młoda. Gdyby znajdowała się w Układzie słonecznym, jej fotosfera znalazłaby się na orbicie Jowisza!

Podobnie jak nasze Słońce Betelgeza jest singielką. Nie posiada układu planetarnego i – podobnie jak Antares – umrze w potwornej eksplozji. Będzie to – jak dotąd – najbliższa Słońcu eksplozja Supernowej, jak dotąd bliską była Supernowa Keplera (SN 1604) w odległości 20.000 ly. Przemiana Betelgezy w Supernową ma nastąpić w ciągu najbliższych 100.000 lat – w geologicznej skali to bardzo szybko…


Czy musimy się ich obawiać? Raczej nie, bowiem nie zapominajmy o tym, że eksplozje te, acz potworne, będą od nas oddalone i nie są w stanie nam zaszkodzić. Promieniowanie rozprasza się do sześcianu w kwadracie odległości, więc nam się dostanie jakaś minimalna jego część, bez znaczenia. Tylko że Supernowe te będą widzialne w dzień, a w nocy ich jasność będzie wyższa niż Księżyca w pełni czyli powyżej -12,71 mag. W przypadku Betelgeuse będzie to wybuch Supernowej typu II i pozostanie po niej tylko pulsar i mgławica poeksplozyjna. W obu przypadkach wybuchy te dadzą początek nowym gwiazdom i nowym planetom, i być może – a właściwie na pewno – nowemu życiu.



Gamma-laser ze Strzelca


Poza tymi dwoma gwiazdami, potencjalnymi Supernowymi są gwiazdy takie, jak: η-Car (Eta Kilu) błękitny supergigant o masie 100-150 razy większej od Słońca, jedna z największych i najmasywniejszych gwiazd w Galaktyce, odległa o 7500 ly i IK Pegasi (HR 8210) w konstelacji Pegaza, która znajduje się zaledwie 150 ly od Słońca, ale jej masa wynosi już 1,65 masy Słońca, a zatem leży poza tzw. granicą Chandrasekhara – 1,44 masy słonecznej, a zatem może przemienić się w Supernową typu Ia.

Jednakże najbardziej groźną z tych wszystkich gwiazd jest odległa o 8000 ly gwiazda WR 104 w Strzelcu. I to jej należy się obawiać. Ma ona masę 25 Słońc i typ widmowy WCv+ (gwiazda Wolfa-Reyeta, węglowa). Dlaczego jest aż tak niebezpieczna? Ano dlatego, że może się zmienić w Supernową, a może nawet w Hipernową. Sama eksplozja nie jest dla nas groźna, groźny jest dżet promieniowania γ, który zostanie wystrzelony z bieguna eksplodującej gwiazdy w kierunku Układu Słonecznego.

Obliczono, że taki dżet w sumie jest bardzo ściśniętą, skolimowaną jak w laserze wiązką wysokoenergetycznego promieniowania γ, które praktycznie nie ulega rozpraszaniu nawet na kosmicznych dystansach i cały czas zachowuje swą morderczą siłę. O czymś podobnym, ale w mniejszej skali, marzą wszystkie świry pragnący przenieść wojnę w Kosmos. Zainteresowanych odsyłam do prac prof. dr inż. Zbigniewa Schneigerta na temat Wojen Gwiezdnych, w których opisuje te chore projekty.

Najprawdopodobniej Ziemia już przeżyła coś takiego w swej dalekiej Przeszłości – na granicy Ordowiku i Syluru, jakieś 438 MA temu. Trafienie Ziemi dżetem promieniowania γ skończyło się Epizodem Wielkiego Wymierania na granicy O/S i było to jedno z największych Wielkich Wymierań.
Co się wtedy stało? Strumień promieniowania γ uderzył w ziemską atmosferę powodując zanik warstwy ozonowej, co z kolei spowodowało kaskadę zabójczego promieniowania UV ze Słońca. Na lądach życia nie było, ale oberwało się wszystkim istotom żywym żyjącym w strefie przypowierzchniowej Wszechoceanu do 30 m głębokości. I to nawet nie promieniowaniem, ale kwaśnymi deszczami, które powstały w efekcie połączenia się tlenków azotu z parą wodną. Promieniowanie γ spowodowało ich syntezę w atmosferze naszej planety, a potem spadły one w postaci deszczów kwasu azotowego z letalnym skutkiem – przede wszystkim dla fitoplanktonu. To uderzyło we wszystkie łańcuchy troficzne z jedynym możliwym skutkiem – wyginięcia 85% gatunków czyli 100 rodzin, które nie potrafiły się do tego przystosować… Wyginęły zupełnie trylobity, graptolity i konodonty, zaś mszywioły i ramienionogi wyszły z tego znacznie poszkodowane. Strach pomyśleć, co wydarzyłoby się dzisiaj, gdyby taki dżet uderzył w naszą planetę! Najgorsze jest to, że zobaczylibyśmy go dopiero, gdyby zaczął oddziaływać na Ziemię! Poruszające się z v = c promienie γ zobaczylibyśmy dopiero wtedy, gdyby do nas doleciały – i nie wcześniej! Podobnie jest z materią dżetu pochodzącą z umarłej Supernowej. Materia ta przemieszcza się z v = 99,99% c, więc na ostrzeżenie pozostałoby za mało czasu…

Obliczono, że taka sekwencja wydarzeń może mieć miejsce raz na 500 mln lat, a zatem czasu zostało niewiele do ponownego śmiercionośnego strzału z takiego gamma-lasera! W porównaniu z innymi zagrożeniami, to jest najgorsze z możliwych, bo nie dość że niewidzialne, to na dodatek niewykrywalne – przynajmniej na razie… 

niedziela, 27 sierpnia 2017

Szaleństwa sierpniowej pogody

Powalone Bory Tucholskie - widok z powietrza...

To, co się wyrabiało w tegorocznym sierpniu można określić jednym słowem – szaleństwo. Dokładnie. Aktywność Atlantyku nagrzewanego słońcem powoduje powstawanie niżów, które zmierzają na wschód mieszając w pogodowym kotle nad Polską i Środkową Europą. Różnice temperatur i wilgotności powietrza powodują powstawanie niszczących zjawisk atmosferycznych, które wyładowują swą morderczą siłę na ludziach i ich dobytku.

Tak właśnie było w drugiej dekadzie sierpnia 2017 roku, kiedy to na Pomorze zwalił się huraganowy wiatr, który pozbawił energii elektrycznej ponad 170.000 gospodarstw, wykosił 44.000 ha lasów w Borach Tucholskich, straty oceniono na 8.000.000 m³ drewna – to największa klęska jaka dotknęła Lasy Państwowe, no i sześcioro ofiar w ludziach, w tym dwie harcerki z ZHR.







... i z ziemi...

Mnie to przypominało dość dokładnie skutki śnieżnej nawałnicy w dniu 19.XI.2004 roku w Beskidach i Tatrach. Wtedy też lasy położyło tak, jak trawę pod ciosami kosy po obu stronach granicy. A jak to wyglądało, to przypominam na stronach: http://wszechocean.blogspot.com/2017/08/dujawica-nad-jordanowem-przypomnienie.html i http://wszechocean.blogspot.com/2017/08/czy-jeszcze-bedzie-tanap-wspomnienie.html.

W mediach podniósł się raban. A to harcerze nie posłuchali ostrzeżeń, a to władze zawiodły, a to, a tamto… I żadne z nich nie zająknęło się ani słowem o przyczynach tego stanu rzeczy. Nikt nie napisał, że masowa wycinka lasów daje właśnie takie, a nie inne skutki. To oczywiste – nikt tego nie napisze, by nie narazić się ministrowi od (niszczenia) środowiska i jego rzeczywistemu protektorowi i rozkazodawcy z Torunia.



Typowy przemarsz deszczowego frontu nad Polską w sierpniu 2017 roku (DWD)

Jak do tego doszło? Front burzowy znad Czech i Dolnego Śląska przesunął się nad Wielkopolskę, Kujawy i Pomorze. Wiatr nabierał rozpędu i uderzył w Bory Tucholskie. Efekty jego działania były straszliwe – jeszcze gorsze, niż w przypadku Wielkiej Dujawicy z listopada 2004 roku. Nas chroniły zalesione góry, które rozpraszały i kanalizowały przepływ strumieni powietrza. Na polskich nizinach nie było czegokolwiek, co powstrzymałoby trąby powietrzne. Wyrąbane lasy nie mogły stawić jakiegokolwiek oporu, który rozproszyłby i osłabił trąby powietrzne. Potężne uderzenie wiatru doprowadziły do zagłady całe połacie Borów Tucholskich.






Szkody spowodowane huraganem w okolicach Tucholi

Rozmawiałem z naocznymi świadkami tego, co się tam działo. Wszyscy opowiadają o straszliwym naporze huraganu – a właściwie orkanu – latających przedmiotach rażących jak pociski, drzewach wyrywanych z korzeniami lub łamanych albo kładzionych pokotami… Opowiadano mi o czarnej ścianie chmur, z której uderzały pioruny z częstotliwością kilku na sekundę i trąbach powietrznych, które niszczyły wszystko, co napotkały na swej drodze. O potwornej sile wiatru mogą świadczyć słupy linii wysokiego napięcia, które były zwinięte w ruloniki… Opowiadania ludzi, którzy przeżyli to piekło, przypominają jako żywo relacje mieszkańców amerykańskiej Alei Tornad. No i nie dziwota – polski klimat powoli upodabnia się do klimatu Big Bad Lands w środkowych stanach USA.

Nie będę pisał na temat reakcji władz centralnych na ten kataklizm. Opisują to artykuły Mariusza Fryckowskiego z TOKiS Press – zainteresowanych odsyłam do - http://tokis.pl/. Jego opisy porażają. Bałagan, bezhołowie a nade wszystko przerażająca niekompetencja władz wojewódzkich i centralnych! Najbardziej jednak bulwersująca jest nieporadność Wojska Polskiego. Może jest dobre na pielgrzymkach czy miesięcznicach smoleńskich i defiladach ku czci, ale tutaj w ogóle nie zdało egzaminu. Pod tym względem Ludowe Wojsko Polskie biło je na głowę. I tak niekompetentni ludzie mają nas bronić w razie czego? To już wolałbym strażaków i to tych z OSP, bo PSP też się pogubiło, ale nie tak jak żołnierze… - co przyznawali wszyscy moi rozmówcy. Wspaniali byli wolontariusze, którzy podjęli się udzielaniu pomocy poszkodowanej ludności. 

Co najgorsze, władze nałożyły czapę i knebel na wszelkie informacje dotyczące negatywnych aspektów katastrofy – o wiele gorzej niż w Polsce Ludowej. Tak więc nieprawdą jest, że wszystko już jest w porządku – bo nic nie jest w porządku. Do niektórych miejscowości pomoc dotarła dopiero po tygodniu a nawet dwóch! Ci ludzie zostali pozostawieni sami sobie, bez pomocy, bez wody, bez prądu, bez pomocy lekarskiej… Przedstawiciele rządu się pojawili, pokazali do kamer, pojechali do Warszawy i… i jest jak było.
Czy coś to nas nauczyło? Jak widać niczego. Władze olewają wszelkie ostrzeżenia klimatologów, sozologów, ekologów, łowców burz. Mają nas po prostu sami-wiecie-w-czym. I tylko żal ludzi, którzy stracili majątek, zdrowie i życie.

Szkoda mi dwóch młodych dziewczyn, które zginęły głupio i niepotrzebnie. A najbardziej mnie wkurza to, że za moich czasów, kiedy sam byłem druhem w ZHP, coś takiego byłoby niemożliwe. Po prostu NIEMOŻLIWE! Za moich czasów harcerzy i zuchów uczono sposobów przetrwania w trudnych sytuacjach, tzw. samarytanki (kto jeszcze wie, co oznacza ten termin?), ochrony przed skutkami działania broni masowego rażenia, sprawności obronnych, zaprawy fizycznej… Uczniowie szkół średnich przechodzili przeszkolenie w zakresie Obrony Cywilnej na lekcjach Przysposobienia Obronnego. Kiedy poszedłem do wojska, to nie miałem tam żadnych problemów z tym, co wbijano nam w głowy na unitarce. Poza tym mieliśmy także zajęcia z meteorologii, terenoznawstwa i topografii oraz wielu innych rzeczy, które stanowiły przygotowanie do dorosłego życia i służby dla Polski. Nie komunizmu, nie socjalizmu, ale po prostu dla Ojczyzny! Ale to było w tej strasznej, komunistycznej Polsce Ludowej. Dzisiaj harcerze uczą się klepania paciorków i pseudopatriotycznych bzdur. Nie wyobrażam sobie ich w czasie jakiegoś kataklizmu czy wojny – zginą w pierwszych minutach, jak zginęły te dwie biedulki - quod erat demonstrandum!

I to właśnie wkurza mnie najbardziej z tego wszystkiego. O ile jakoś jeszcze mogę zaakceptować śmierć dorosłych, to krew mnie zalewa, kiedy giną ludzie młodzi – jakby nie było – przyszłość naszego narodu. I jego nadzieja. Słucham jubileuszowego bełkotu żrących się między sobą solidaruchów i solidurni wmawiających ogłupiałym ludziom jakieś pokręcone brednie o „wielkim zwycięstwie” nad komunizmem i budowaniu nowego lepszego świata, wbrew „cywilizacji śmierci”, której oni sami hołdują bez opamiętania. Wycinane lasy, mordowane zwierzęta, dewastowane puszcze i parki narodowe – za to wszystko przyjdzie zemsta ze strony Natury. Już nadchodzi. To, co wydarzyło się w Borach Tucholskich i na Pomorzu stanowi bardzo poważne ostrzeżenie, które – jak widać – ministerstwo od niszczenia środowiska ma dokładnie sami-wiecie-gdzie-i-w-czym.








Położone i połamane drzewa w okolicach Tucholi

Z cywila jestem leśnikiem. Kiedy w latach 70-tych pobierałem nauki, to przede wszystkim kładziono nacisk na ochronę lasu. Ochronę przed wszystkim – od patogenów do pożarów. A każde wycięte drzewo zastępowano nowym posadzonym na jego miejscu, a nawet trzema. Bo tak było trzeba, by las przetrwał. Dzisiaj Lasy Państwowe stały się łakomym kąskiem dla biznesu – poprzednie rządy PO-PSL chciały je sprywatyzować – efekt tego mógł być tylko jeden, rabunkowa eksploatacja i szybki ich zanik. Wszak las wycina się szybko, ale rośnie długo – 100 i więcej lat. Na szczęście nie udało im się. Niestety, stało się najgorsze - rządy dojnej zmiany dorwały się do Lasów i tną je bez opamiętania, co mnie nie dziwi, bo to jest normalne w kraju, gdzie władzę sprawują małpy z brzytwami, quasi-patrioci opłacani przez ambasady światowych mocarstw, dewoci-idioci mający gdzieś dobro Polski, niedouczeni ekonomiści i cała rzesza miernych-biernych-ale-wiernych podnóżków, klakierów, cichowlazów i liżyłapów – a wszyscy razem niekompetentni na zajmowanych stanowiskach, co wyszło właśnie teraz jak słoma z buta chama awansowanego na pana.  

Następne kataklizmy to tylko kwestia czasu… Szkoda tylko ludzi, którzy znów będą przez nie pokrzywdzeni i zostaną pozostawieni sami sobie, bo dojna zmiana nie będzie miała dla nich czasu. Dojna zmiana chce rządzić ile się da, w tym celu chce zmienić konstytucję tego nieszczęsnego kraju, by go doić dalej.

Bo przecież jej tylko na tym zależy. W obecnym rządzie pełno takich „specjalistów”:
v mamy ministra (już nie „ochrony”) środowiska z daczą o wartości 500 tys., której „zapomniał” wpisać do oświadczenia, robiącego z Puszczy Białowieskiej polanę - zabierając zdrowe drewno, a zostawiając korę z kornikiem;
v mamy ministra MSWiA, który zatrudnia do BOR-u ludzi nie potrafiących prowadzić auta zgodnie z przepisami ruchu drogowego ani zmienić w nim opony;
v mamy niedouczonego mgr prawa, któremu „studentki wpłacają” po 20 tysięcy na partię, i który jako Prokurator Generalny marzy o nieograniczonej władzy nad prokuraturą i sądami, w tym SN, KRS i PKW;
v mamy prokuratora stanu wojennego wołającego do innych: „precz z komuną”;
v „uniewinnionego niewinnego” szefa CBA;
v mamy „prezesa” TK z wilczym biletem od sądu rejonowego za nieróbstwo i niekompetencję;
v mamy TW Wolfganga, tajnego współpracownika Służby Bezpieczeństwa PRL, jako ambasadora Polski (IPN oczyścił go z zarzutów 😏);
v mieliśmy sędziego TK, który otwarcie twierdził, że reprezentuje rząd;
v mamy świra który podczas szaleńczego rajdu z jednego bankietu na następny rozbija dwie limuzyny zakupione wcześniej po 1,2 mln za szt., który zachowuje się jak ruski agent demontujący Wojsko Polskie;
v mamy zamiatacza aptecznego, nad którym oficerowie Wojska Polskiego trzymają parasole, a generałowie salutują „Czołem Panie Ministrze” (jak generałowie nie potrafią się szanować, to nie powinni być generałami! 👿);
v mamy pszczelarza-gawędziarza zajmującego się cyber-bezpieczeństwem, zagrożeniami w sieci oraz cyberatakami;
v mamy czyściciela akwariów na stanowisku szefa zarządzającego wytwórnią materiałów wybuchowych Nitro-Chem;
v mamy salową, która jest inspektorem w biurze Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa;
v mamy prezesa SKOK brylującego na stanowisku szefa komisji finansów w Senacie, podczas gdy my jako klienci banków spłacamy ponad 6 mld manka w nadzorowanej przez niego piramidzie finansowej (wiadomo czyjej 👎);
v mamy posła zamieszanego w aferę Amber Gold, pełniącego funkcję wiceprzewodniczącego komisji śledczej ds. tej afery i który w roli świadka chce przesłuchiwać Katarzynę Wielką;
v mamy politologa jako przewodniczącego komisji ds. reprywatyzacji, bez wymaganych kompetencji prawnych, „rozwiązujący” już dawno rozwiązane sprawy;
v mamy posłankę, która oficjalnie nazywa flagę Unii „szmatą”, a sale sejmową traktuje jak bar mleczny lub stołówkę;
v mamy szefa TVP, który publicznie piętnuje „alimenciarzy”, równocześnie nie płacąc alimentów na swojego syna;
v mamy telewizję publiczną, która nawet największą porażkę ekipy rządzącej przedstawia jako ogromny sukces, niespotykany w skali światowej;
v mamy sekretarza stanu w Ministerstwie Obrony Narodowej, który uczył Francuzów jeść widelcem;
v mamy geniusza dyplomacji, który jako sukces swoich zabiegów dyplomatycznych podaje nawiązanie kontaktu z San Escobar;
v mamy geniusza finansów, który w półtora roku nabił nam ponad 150 miliardów nowych długów;
v mamy marszałka sejmu, którego szczytem kariery jest przeprowadzenie glosowania nad budżetem w skandaliczny sposób i bez wymaganego quorum;
v mamy sołtysową wykonującą co piątek i poniedziałek, wbrew przepisom lot wojskową CASĄ do i ze swojej wioski, gdzie każdy przelot kosztuje więcej niż przeciętny Polak zarabia przez cale życie i która szczyci się „sukcesem” - 27:1;
v mamy prezydenta, który otwarcie mówi, że nie jest prezydentem wszystkich Polaków;
v mamy rząd, który głośno nawołuje do dymisji oponentów z najbardziej błahych powodów, ale sam nie bierze żadnej odpowiedzialności nawet za największe skandale (wieczna wina Tuska i komunistów);
v ten sam rząd szczyci się i przypisuje sobie wszystkie osiągnięcia poprzedniej ekipy, ponownie otwierając już otwarte zbiorniki wodne, tamy, autostrady oraz chwali się jako swoim, sprzętem wojskowym zakupionym przez poprzedników;
v a wszystkimi nimi zawiaduje woniejący naftaliną eksponat z muzeum PRL-u, który wpuszczony do sklepu na zakupy, z koszykiem w jednej i stówą w drugiej ręce, doszczętnie sie pogubił; żyjący wyłącznie żądzą zemsty na Tusku, PO i „komunie”, choć to on sam wykonał telefon do swojego brata „ląduj dziadu” ... za wszelką cenę, w gęstej mgle. (Źródło: G+)

A wracając do pogody, to możemy tylko wznosić modły dziękczynne za to, że mieszkamy w takim spokojnym kącie kraju. I tylko myśl nieznośna gryzie – na jak długo…?

Fot.: TOKiS Press i MSN Wiadomości
Jordanów, 26.VIII.2017 roku

               

sobota, 26 sierpnia 2017

CZY JESZCZE BĘDZIE TANAP? (wspomnienie)


Robert K. Leśniakiewicz, Wiktoria Leśniakiewicz


Wydarzenie to w Polsce przeszło niemal bez echa przesłonięte przez kataklizm, który przewalił się przez nasz kraj i ważkie wydarzenia polityczne na sąsiedniej Ukrainie. Wydarzeniem tym było potężne uderzenie orkanu na Słowacji, jakie miało miejsce w fatalnym i dla nas dniu 19 listopada 2004 roku.

Tego właśnie dnia, pomiędzy 15:30 a 20:00, po południowej stronie Tatr rozszalał się orkan – a zatem wiatr o sile powyżej 12º w skali Beauforta, czyli o prędkości powyżej 140 km/h. O ile na stronie polskiej jego prędkość wynosiła 120-140 km/h, to po stronie słowackiej było już 150-170 km/h! Stacja meteorologiczna na Chopku odnotowała prędkość wiatru wynoszącą 173 km/h. Na efekty nie trzeba było długo czekać, a były one straszne. Jak doniosły słowackie media, położony został trzykilometrowy pas lasu pomiędzy Podbańskim a Tatranską Kotliną. Straty wyniosły około 2-3 mln m³ drewna, a niektóre szacunki opiewają aż 5 mln m³ drewna! Zginęła 1 osoba, kilka innych odniosło rany i kontuzje. Wiatr zerwał wiele dachów i zniszczył kilkanaście chat, padające drzewa zabiły wiele zwierząt leśnych i domowych oraz zniszczyły kilkadziesiąt samochodów. Straty szacuje się na kilka miliardów euro.











Jak określił to minister środowiska naturalnego Słowacji  László MiklósByła to największa od 100 lat katastrofa ekologiczna na Słowacji. Będzie ona miała ważki wpływ na mikroklimat Tatr i okolic. Obszarom tym grozi teraz wiosenna powódź z roztopów śniegu. Poza tym grozi teraz gradacja szkodników, które mają doskonały żer na kilku milionach powalonych drzew, których nie zdąży się zabrać na czas z lasu. Wszystko to wskazuje na to, że dojdzie do zmiany charakteru TANAP-u – stwierdził on.











Do tej zmiany dojdzie na pewno, o czym przekonaliśmy się naocznie w dniu 25 listopada, kiedy to postanowiliśmy pojechać i zobaczyć rzecz in situ. Pogoda po środowej śnieżycy zrobiła się jasna i klarowna. Przekraczamy granicę w Łysej Polanie i jedziemy w kierunku Štrbskiego Plesa drogą nr 67. Zrazu nie widzimy żadnych strat w drzewostanach. Świerki stoją prosto, ośnieżone i piękne w jaskrawym świetle górskiego słońca. Z Przełęczy Żdiarskiej otwiera się wspaniały widok na Tatry Bielskie – i tutaj także nie widać strat. Dopiero w Tatranskiej Kotlinie po obu stronach drogi naraz ukazuje się obraz straszliwego zniszczenia. Ogromne smreki leżą powalone straszliwymi uderzeniami wichury. Niektóre z nich są dodatkowo skręcone, jakby straszliwymi wirami powietrznymi. Po prawej stronie drogi widać szarozielone czuby drzew, zaś po lewej stronie – wielkie czarne wykroty i korzenie. Krajobraz przypomina zdjęcia z miejsca eksplozji Meteorytu Tunguskiego. Setki i tysiące powalonych drzew wskazuje korzeniami miejsce, skąd przybył orkan – potężny łańcuch Tatr Wysokich...











Skręcamy na drogę nr 537 wiodącą w stronę Smokovców. I rzecz ciekawa – wygląda na to, jakby las był niszczony selektywnie. Na wielkich „polach śmierci” wiekowych drzew pojawiają się kępy smreków, które są w ogóle nienaruszone. Świadkowie, z którymi rozmawialiśmy twierdzą, że świerki padały pod uderzeniami orkanu jak kostki domina, ale niektóre z nich wytrzymały podwójne obciążenie. Cud?...

I tu kolejna osobliwość: orkan zniszczył tylko lasy rosnące u podnóża gór – regiel porastający ich stoki jest niemal nienaruszony! Jednak tak czy inaczej, zniszczony został pas regla dolnego o szerokości 3 km i długi na co najmniej 10 km. Widok okropny – jak po ataku atomowym!... Chwilami po prawej stronie drogi widzimy jakiś nieprawdopodobny chaos śniegu, pni i gałęzi. Tylko raz w życiu widzieliśmy coś podobnego – na czole lawiny, która oberwała się z Ornaku na Iwaniacką Przełęcz parę lat temu.












Dojeżdżamy do Tatranskiej Lomnicy. Cały czas po prawej stronie mamy wspaniałą panoramę Tatr Wysokich z potężną Łomnicą na pierwszym planie. W miasteczku widać ślady wichury – powalone świerki, rozniesiona potężnym ciosem wiatru piwiarnia... Domy zniosły wichurę dobrze, gorzej z drzewami. Nad głowami przelatuje nam jakiś samolot, potem śmigłowce. Krążą ponad pobojowiskiem. To chyba telewizja. Pojawiają się turyści: Polacy, Słowacy, Węgrzy, Czesi, Amerykanie i wszędobylscy Japończycy. Wszyscy fotografują na wyścigi złowrogi krajobraz. Chcemy podjechać do Popradu, by zrobić zdjęcie panoramy Tatr z całym obszarem zniszczeń, ale pogoda zaczyna się psuć i zza szczytów wyłaniają się ciemne chmury, a delikatna mgiełka otulająca dolinę Popradu zaczyna gęstnieć. Ze zdjęć nici... Jak niepyszni wracamy do domu.












Słowacy długo będą pamiętać ten orkan. Drzewostan przezeń zniszczony liczył sobie co najmniej 80-100 lat. I tyleż samo czasu upłynie jego odnowienie. Jednak nie będzie z tym problemu, bowiem lasy te odnawiają się same, a jedynie w miejscach największych zniszczeń będzie trzeba zrobić nasadzenia. Gorsza sprawa z tysiącami pni, które będą zalegać przez najbliższy rok podnóże Tatr. Sprzątnięcie ich potrwa bardzo długo – lata całe. Przywracanie równowagi w tym zakątku Tatr potrwa co najmniej wiek. Czy będzie istniał jeszcze Tatransky Narodny Park po słowackiej stronie Tatr? Mamy nadzieję, że tak. Polska pomoże w tym dziele dając sadzonki drzew i ludzi do pomocy w ich sadzeniu. Już nawiązała się współpraca. A taki widok, jaki pamiętamy, zobaczą dopiero nasze prawnuki i ich dzieci – o ile nie zginą w jakimś kolejnym kataklizmie...


Jordanów - Poprad - Smokovec, dn. 2004-11-25   



















  Zdjęcia: 

  • W. Leśniakiewicz, R. Leśniakiewicz, 
  • STV-1, 
  • "Praca", 
  • TV Blesk.sk