Robert K.
Leśniakiewicz, Wiktoria Leśniakiewicz
Wydarzenie to w Polsce
przeszło niemal bez echa przesłonięte przez kataklizm, który przewalił się
przez nasz kraj i ważkie wydarzenia polityczne na sąsiedniej Ukrainie.
Wydarzeniem tym było potężne uderzenie orkanu na Słowacji, jakie miało miejsce
w fatalnym i dla nas dniu 19 listopada 2004 roku.
Tego właśnie dnia,
pomiędzy 15:30 a 20:00, po południowej stronie Tatr rozszalał się orkan – a
zatem wiatr o sile powyżej 12º w skali Beauforta, czyli o prędkości powyżej 140
km/h. O ile na stronie polskiej jego prędkość wynosiła 120-140 km/h, to po
stronie słowackiej było już 150-170 km/h! Stacja meteorologiczna na Chopku
odnotowała prędkość wiatru wynoszącą 173 km/h. Na efekty nie trzeba było długo
czekać, a były one straszne. Jak doniosły słowackie media, położony został
trzykilometrowy pas lasu pomiędzy Podbańskim a Tatranską Kotliną. Straty
wyniosły około 2-3 mln m³ drewna, a niektóre szacunki opiewają aż 5 mln m³
drewna! Zginęła 1 osoba, kilka innych odniosło rany i kontuzje. Wiatr zerwał
wiele dachów i zniszczył kilkanaście chat, padające drzewa zabiły wiele
zwierząt leśnych i domowych oraz zniszczyły kilkadziesiąt samochodów. Straty
szacuje się na kilka miliardów euro.
Jak określił to
minister środowiska naturalnego Słowacji
László Miklós – Była to największa od 100 lat katastrofa
ekologiczna na Słowacji. Będzie ona miała ważki wpływ na mikroklimat Tatr i
okolic. Obszarom tym grozi teraz wiosenna powódź z roztopów śniegu. Poza tym grozi
teraz gradacja szkodników, które mają doskonały żer na kilku milionach
powalonych drzew, których nie zdąży się zabrać na czas z lasu. Wszystko to
wskazuje na to, że dojdzie do zmiany charakteru TANAP-u – stwierdził on.
Do tej zmiany dojdzie
na pewno, o czym przekonaliśmy się naocznie w dniu 25 listopada, kiedy to
postanowiliśmy pojechać i zobaczyć rzecz in situ. Pogoda po środowej
śnieżycy zrobiła się jasna i klarowna. Przekraczamy granicę w Łysej Polanie i
jedziemy w kierunku Štrbskiego Plesa drogą nr 67. Zrazu nie widzimy żadnych
strat w drzewostanach. Świerki stoją prosto, ośnieżone i piękne w jaskrawym
świetle górskiego słońca. Z Przełęczy Żdiarskiej otwiera się wspaniały widok na
Tatry Bielskie – i tutaj także nie widać strat. Dopiero w Tatranskiej Kotlinie
po obu stronach drogi naraz ukazuje się obraz straszliwego zniszczenia. Ogromne
smreki leżą powalone straszliwymi uderzeniami wichury. Niektóre z nich są
dodatkowo skręcone, jakby straszliwymi wirami powietrznymi. Po prawej stronie
drogi widać szarozielone czuby drzew, zaś po lewej stronie – wielkie czarne
wykroty i korzenie. Krajobraz przypomina zdjęcia z miejsca eksplozji Meteorytu
Tunguskiego. Setki i tysiące powalonych drzew wskazuje korzeniami miejsce, skąd
przybył orkan – potężny łańcuch Tatr Wysokich...
Skręcamy na drogę nr
537 wiodącą w stronę Smokovców. I rzecz ciekawa – wygląda na to, jakby las był
niszczony selektywnie. Na wielkich „polach śmierci” wiekowych drzew pojawiają
się kępy smreków, które są w ogóle nienaruszone. Świadkowie, z którymi
rozmawialiśmy twierdzą, że świerki padały pod uderzeniami orkanu jak kostki
domina, ale niektóre z nich wytrzymały podwójne obciążenie. Cud?...
I tu kolejna
osobliwość: orkan zniszczył tylko lasy rosnące u podnóża gór – regiel
porastający ich stoki jest niemal nienaruszony! Jednak tak czy inaczej,
zniszczony został pas regla dolnego o szerokości 3 km i długi na co najmniej 10
km. Widok okropny – jak po ataku atomowym!... Chwilami po prawej stronie drogi
widzimy jakiś nieprawdopodobny chaos śniegu, pni i gałęzi. Tylko raz w życiu
widzieliśmy coś podobnego – na czole lawiny, która oberwała się z Ornaku na
Iwaniacką Przełęcz parę lat temu.
Dojeżdżamy do
Tatranskiej Lomnicy. Cały czas po prawej stronie mamy wspaniałą panoramę Tatr
Wysokich z potężną Łomnicą na pierwszym planie. W miasteczku widać ślady
wichury – powalone świerki, rozniesiona potężnym ciosem wiatru piwiarnia...
Domy zniosły wichurę dobrze, gorzej z drzewami. Nad głowami przelatuje nam
jakiś samolot, potem śmigłowce. Krążą ponad pobojowiskiem. To chyba telewizja.
Pojawiają się turyści: Polacy, Słowacy, Węgrzy, Czesi, Amerykanie i
wszędobylscy Japończycy. Wszyscy fotografują na wyścigi złowrogi krajobraz.
Chcemy podjechać do Popradu, by zrobić zdjęcie panoramy Tatr z całym obszarem
zniszczeń, ale pogoda zaczyna się psuć i zza szczytów wyłaniają się ciemne
chmury, a delikatna mgiełka otulająca dolinę Popradu zaczyna gęstnieć. Ze zdjęć
nici... Jak niepyszni wracamy do domu.
Słowacy długo będą
pamiętać ten orkan. Drzewostan przezeń zniszczony liczył sobie co najmniej
80-100 lat. I tyleż samo czasu upłynie jego odnowienie. Jednak nie będzie z tym
problemu, bowiem lasy te odnawiają się same, a jedynie w miejscach największych
zniszczeń będzie trzeba zrobić nasadzenia. Gorsza sprawa z tysiącami pni, które
będą zalegać przez najbliższy rok podnóże Tatr. Sprzątnięcie ich potrwa bardzo
długo – lata całe. Przywracanie równowagi w tym zakątku Tatr potrwa co najmniej
wiek. Czy będzie istniał jeszcze Tatransky Narodny Park po słowackiej
stronie Tatr? Mamy nadzieję, że tak. Polska pomoże w tym dziele dając sadzonki
drzew i ludzi do pomocy w ich sadzeniu. Już nawiązała się współpraca. A taki
widok, jaki pamiętamy, zobaczą dopiero nasze prawnuki i ich dzieci – o ile nie
zginą w jakimś kolejnym kataklizmie...
Jordanów - Poprad - Smokovec, dn.
2004-11-25
Zdjęcia:
- W. Leśniakiewicz, R. Leśniakiewicz,
- STV-1,
- "Praca",
- TV Blesk.sk