piątek, 23 marca 2018
poniedziałek, 19 marca 2018
Czy na dnie Atlantyku leży japoński skarb?
Filip Appl
To miała być chluba
japońskiej Cesarskiej Marynarki Wojennej. Japoński okręt podwodny I-52
już w swym pierwszym rejsie ma poważne zadanie. Zamiast je wypełnić, idzie na
dno Oceanu Atlantyckiego. A z nim, na jego pokładzie 3,5 t złota i innych
kosztowności. Skarb, który czeka w głębinach na tego, który odważy się poń
sięgnąć i wydobyć.
W japońskim porcie
Kure, w południowej części prefektury Hiroszima jest dzisiaj ruch. Jeden z
oficerów CMW obserwuje tony materiałów wojennych załadowywanych na ponad
stumetrowy okręt podwodny stojący na kotwicy w zatoce, na którego dowozi się
różne materiały i surowce. Wolfram, opium, kofeina, a szczególnie złoto. Kilka
dużych pudeł naładowanych złotymi sztabkami, ponad dwie tony metali
szlachetnych, które są wysyłane do nazistowskich sojuszników w zamian za
dokumentację technologiczną dla japońskiego przemysłu wojennego.
Jednakże ten okręt
podwodny nigdy nie dopłynie do celu. W czerwcu 1944 roku, Aliantom uda się
namierzyć ten okręt znajdujący się w pobliżu wysp Karaibów. Jest w tym wielka
zasługa brytyjskiego uczonego Alana
Turinga (1912-1954)[1], któremu udało się złamać
kody niemieckiej maszyny szyfrującej Enigma/Ultra[2]. Ale czy tak było
naprawdę? Czy był pośród japońskich oficerów jeden, który współpracował z
wywiadem amerykańskim – jak twierdzą niektóre teorie?
Misja pokojowa?
Amerykanin Paul Tidwell, weteran wojenny, który w
latach 90-tych zbadał prawdę o I-52 wskazuje na wielkie znaczenie Złotego
Okrętu Podwodnego dla japońskiej marynarki. Istnieją także przesłanki
wskazujące na to, że na pokładzie okrętu mogły znajdować się dokumenty na temat
wyprodukowania bomby atomowej.
Jeszcze inne teorie
konspiracyjne twierdzą, że okręt podwodny przewoził poza towarami także tajny
list do administracji prezydenta USA Franklina
Delano Roosevelta (1882-1945), w którym Japonia przygotowywała grunt do
kapitulacji. W 1944 roku, kiedy I-52 przedsiębrał swój pierwszy rejs,
wojna zbliżyła się już do japońskich wysp macierzystych, a zawarty pokój mógłby
pozwolić na uniknięcie straszliwych strat. Mógłby uchronić dwa miasta:
Hiroszimę i Nagasaki przed atomowymi bombardowaniami. Ale dlaczego Japończycy
wysłali ten list… okrętem podwodnym?
Tajemnica trwa
- Wiedziałem, że I-52
był specjalnym okrętem podwodnym i że było na nim złoto. Gnała mnie chęć
poznania wszystkiego o tym okręcie i jego misji – powiedział o swych badaniach Paul Tidwel. Jednakże poszukiwania wraku przez długi czas są
bezskuteczne. Aż nareszcie w maju 1995 roku, w Niemczech udało mu się znaleźć
dziennik pokładowy tego okrętu podwodnego i wreszcie znajduje wrak „japończyka”.
Jednakże Złoty Okręt
Podwodny jest zatopiony na głębokości prawie 5000 m i swych tajemnic nie
ujawni. Żadna ekspedycja naukowa nie jest w stanie się dostać do środka i wyjąć
z niej choćby jedną skrzynię zawierającą opium. Według niektórych badaczy wrak
wygląda tak, jakby był rozerwany od środka. Czy to był sabotaż? Czy na dnie
znajduje się wciąż złoty skarb Cesarstwa Japonii, czy może już ktoś go cichcem
wydobył?
Do tego okrętu
podwodnego do dziś dnia nikt się nie dostał.
Opinie z KKK
Być może tak było. Ale ja chcę na chwilę wrócić do…
Złotego Pociągu. Wątpię, czy on jest naprawdę w okolicach Wałbrzycha, sądzę że
pojechał w drugą stronę – do Szczecina i Świnoujścia, gdzie jego zawartość
przeładowano na U-booty i wywieziono najpierw do Norwegii a potem do Ameryki Pd.
Czy nie do tego samego celu zmierzał japoński sensuikan? (Daniel Laskowski)
Przekład z czeskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz
[1]
Sam Turing niewiele by zdziałał bez pomocy polskich matematyków i kryptologów
pracujących w Anglii: Jerzego Różyckiego, Henryka Zygalskiego i Mariana
Rejewskiego, którzy nie dość, że złamali kody Enigmy, to jeszcze odtworzyli jej
działający prototyp.
[2] Zaszyfrowana
brytyjska nazwa Enigmy.
niedziela, 18 marca 2018
Kto miał interes w zatopieniu „Titanica”?
Alžběta Šemrová
Był w swoim czasie
największym parowcem świata. Jego luksusowe wnętrza oczarowały śmietankę
towarzyską. Jednakże „statek ze snu” poszedł na dno po zderzeniu z górą lodową.
Niektóre świadectwa wskazują na to, że nie mogła to być zwyczajna katastrofa.
Czy RMS Titanic został zatopiony wskutek zbrodniczego sabotażu?
W ciemnościach
nocnych rozlega się pluskanie wioseł szalup ratunkowych z Titanica. Jest godzina
01:40 NDT, kiedy jedna z ocalałych podróżnych – Anne White ujrzała u rufy tonącego statku silne światło.
Jej świadectwo
potwierdzili także i inni uratowani, którzy nie podzielili losu w przybliżeniu
1514 osób – pasażerów i załogantów, którzy utonęli bądź zamarzli w wodzie
Północnego Atlantyku.
RMS Titanic w pełnej krasie w porcie w Cherbourg...
Gdzie był SS Californian?
Mimo tego, że prawie
700 ludzi z parowca uratowało przybycie statku SS Carpathia, to idzie tu o
jedną z największych katastrof morskich w historii żeglugi morskiej. Do kogo
należało to dziwne światło? Czy mogły to być reflektory z Californiana, który
zatrzymał się w pobliżu, ale z powodu wyłączenia radiostacji i mylnego
rozpoznania flar wystrzelonych z Titanica, marynarze w tą straszną noc 14/15.IV.1912 roku nie popłynęli na pomoc tonącym?
Tajemniczy statek
Co naprawdę stało za
zagładą luksusowego parowca?
Czy to była tylko
lekkomyślność załogi?
Do katastrofy poza
niedopatrzeniami na mostku kapitańskim Titanica dołożyły się także wady
konstrukcyjne statku. Ale czy nie rozegrało się to trochę inaczej? Przecież
statek po uderzeniu w górę lodową nawet się nie zachwiał. Dlaczego? Badacze
jeszcze 40 lat temu zakładali, że do zatonięcia doszło wskutek rozdarcia prawej
burty. Ale zespół badawczy amerykańskiego oceanografa Roberta Ballarda odkrył dopiero w latach 80. XX wieku, na poszyciu
statku wiele mniejszych dziur! Czy potwierdziło to otarcie się Titanica
o górę lodową, jak sądzi większość ekspertów?
Titanic szedł na dno przez dość długi okres czasu.
Czy doszło do
eksplozji?
Według świadków,
niektórzy członkowie załogi zachowywali się tak, jakby mieli interes w
zagładzie parowca. Pasażerowi zwrócili uwagę na rozluźnienie załogantów.
Kapitan Smith i jego oficerowie jak najbardziej zlekceważyli ostrzeżenia o
górach lodowych. Dlaczego? Jedna z kobiet znajdująca się w szalupie B miała
usłyszeć w czasie tonięcia „statku marzeń” odgłos podobny do huku wybuchu!
Czy był to odgłos
rozpadającej się konstrukcji statku, czy też o huk eksplozji?
Istnieje możliwość,
że chodziło o zbrodniczy sabotaż.
Szalupy z Titanica
Zbrodnia utopiona w falach
RMS Titanic
wedle zwolenników teorii konspiracyjnych, zatopił przy pomocy bomby pod linią
wodną, piekielny amerykański właściciel przedsiębiorstwa White Star Line – John P. Morgan (1837-1913). A chodzi
tutaj o potężne oszustwo ubezpieczeniowe. Innymi sabotażystami mogą być ludzie
konkurencji White Star Line, niektórzy wrogowie potężnych ludzi na pokładzie
(samych milionerów było ponad 50!), a nawet rządy USA lub Wielkiej Brytanii.
J.P. Morgan
Wydaje się więc, że
zatopienie Titanica było zbrodnią, ale pozostanie ona na zawsze utopiona w
morzu. Czy za zagładą Titanica stoi oszustwo ubezpieczeniowe?
Moje 3 grosze
Na temat tej
możliwości pisano już na tym blogu, zob. - http://wszechocean.blogspot.com/2017/04/rms-titanic-tytaniczny-przekret-1.html - w którym rozpatrywana jest cała ta
sprawa. Osobiście uważam, że Titanic rzeczywiście miał na
pokładzie bombę – bombę w postaci pożaru magazynu bunkra, który nie został
ugaszony, a który nadwerężył konstrukcję statku.
Zbrodniczym
sabotażem było wysłanie w morze statku z niewyszkoloną, niezgraną załogą, bez
lornetek, bez przeszkolenia w zakresie ratownictwa i z przekonaniem, że statek
jest niezatapialny. To bodaj jest najgorszą rzeczą, która uśpiła czujność
wszystkich: kapitana, załogi i pasażerów. Nawet w tą bajkę uwierzył sam
konstruktor. Prawda wygląda tak: pośpiech, lekkomyślność i żądza pieniądza –
oto prawdziwe przyczyny tej tragedii. I raczej nie ma żadnych innych.
A przekręty?
Te miały miejsce już później, ale to już inna ballada.
Przekład z czeskiego – ©R.K.F. Leśniakiewicz
sobota, 17 marca 2018
TAJEMNICA TEMPLARIUSZY
Wielki Mistrz - Jacques de Molay
Templariusze, czyli Zakon Rycerzy
Świątyni, został założony w 1119 roku na Ziemi Świętej w okresie krucjat, przez
grupę francuskich rycerzy krzyżowców. Po dziś dzień krążą najróżniejsze legendy
na jego temat. Czy wielki mistrz zakonu, Jakub de Molay, zabrał tajemnicę do
grobu?
Klątwa de Molaya
Jakub de Molay, aresztowany na rozkaz
króla Francji w piątek 13 października 1307 roku, postawiony przed sądem za herezje,
a także stosowanie magii i czarów, dzieciobójstwo, wyrzeczenie się Chrystusa,
bezczeszczenie krzyża, czczenie demona o imieniu Baphomet, a nawet
homoseksualizm; po farsie jaką był proces, spłonął na stosie 18 marca 1314
roku. Przed egzekucją odwołał swoje zeznania i jak głosi legenda rzucił
przekleństwo na papieża, króla i jego ministra policji Wilhelma de Nogaret. Na
chwilę przed śmiercią w płomieniach miał wykrzyknąć: Papieżu Klemensie,
królu Filipie, rycerzu Wilhelmie! Nim rok minie spotkamy się na Sądzie Bożym!
Papież zmarł 28 dni po tych wydarzeniach w
Roquemaure w dolinie Rodanu. A Filip IV osiem miesięcy później w
niewyjaśnionych okolicznościach. Czyżby przekleństwo miało się spełnić?
Niektóre historycy uważają, że zostali po prostu otruci.
Być może to tu kryje się odpowiedź,
dlaczego najwyższych dostojników zakonu tak długo utrzymywano przy życiu? Ich
śmierć spowodowała szybki odwet.
Warunki w jakich ich przetrzymywano, o
chlebie i wodzie były, co tu dużo pisać, skandaliczne. Lochy były zawilgocone i
zimne. Zastanawiam się, czy miały na celu złamać ducha bitnych rycerzy?
Tajemnica wielkiego mistrza
Papież Klemens V
rozwiązał zakon w 1312 roku. Egzekucję de Molaya przeprowadzono dwa lata
później. A więziono go w sumie prawie siedem lat. Praktycznie był więc
zakładnikiem monarszy. Pytanie brzmi: dlaczego aż tak długo pozwolono mu żyć?
Czyżby król liczył na
szczodry okup? Kto miałby udzielić pomocy wielkiemu mistrzowi, pamiętając, że
większość templariuszy z Francji rozpierzchła się po Europie, część spalono na
stosach, niedługo po aresztowaniu. A być może najwyższy przedstawiciel zakonu
był w posiadaniu cennych informacji, których nie można było z niego wydusić
żadną siłą? Jaką tajemnicę zabrał do grobu?
Ludzie od ponad siedmiu stuleci poszukają
wielkiego skarbu templariuszy. Niektórzy twierdzą, że został dawno odnaleziony
przez słynnego alchemika Nicolasa
Flamela. Legenda głosi, że jako pierwszy stworzył kamień filozoficzny –
substancję zmieniającą m.in. metal w czyste złoto. Powszechnie jednak uważa
się, że dorobił się majątku na aferach finansowych, związanych z wygnaniem Żydów
z Paryża.
Kaźń rycerzy Zakonu Templariuszy
Święty skarb templariuszy
Wielu ludzi nie interesuje zawiła intryga
możnych, lecz zastanawiają się nad innym aspektem tej historii. Czy zakon był w
posiadaniu cennych relikwii? A może magicznych artefaktów?
Członków Zakonu Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona posądzano o
herezję, świętokradztwo, innowierstwo, rozpustę, kult bożka Bafometa,
odstępstwo od wiary, niszczenie symboli chrześcijańskich i spiskowanie z
Saracenami.
A także czary, dzisiaj uważane za
zabobon. Co może rodzić w nas podejrzenie, że być może byli w posiadaniu Arki Przymierza?
Nazwa zakonu pochodziła
od ich siedziby obok dawnej świątyni (łac. templum) Salomona w Jerozolimie. Wiele osób
uważa, że już na samym początku swojej działalności na Bliskim Wschodzie,
skupili się wyłącznie na wzgórzu świątynnym, a raczej na tym, co mogło kryć się
pod nim. Przez szereg lat intensywnie przeszukiwali podziemia. Bowiem pod
świątynią ciągnie się sieć korytarzy, a niektóre odkryte sale są tak przestronne,
że można było trzymać w nich nawet konie. Naukowcy zastanawiają się od dawna, w
jakich celach je budowano?
Moim skromnym zdaniem Arki Przymierza,
nie było tam na długo przed przybiciem rycerzy. Podziemia pozwalały mieszkańcom
ukryć cenne przedmioty kultu religijnego, za to korytarze, ciągnące się daleko
poza mury twierdzy, wynieść je niezauważone daleko poza obręb miasta.
Wytrawni żeglarze?
Wyprawy Rycerzy Świątyni obrosły
legendami. Podejrzewa się nawet, że posiadali wiedzę o
odległych i egzotycznych krainach. Młodzi absolwenci historii i polemizują na
portalach internetowych, że za pomocą prywatnej floty galeonów odbywali długi i
niebezpieczne podróże. Moim zdaniem ta romantyczna wizja mija się z prawdą.
Będąc na Wschodzie na pewno zetknęli się
z tamtejszą gnozą i filozofią. Poznali tajemnice minerałów i ziół, którymi
leczyli się Arabowie i inne tamtejsze ludy. No i być może przeniknęli do Indii
i Chin, a z pewnością mieli przyczółki na Kaukazie, gdzie znaleziono materialne
ślady ich pobytu.
Niektórzy w swoich rozmyślaniach idą krok
dalej i piszą, że templariusze organizowali wyprawy do Ameryki Północnej i
Południowej na wiele lat przed Kolumbem oraz innych części świata, a to
oznaczałoby przede wszystkim dostęp do olbrzymich bogactw, takich jak korzenie i
złoto, lecz również niewolnicy. Za dowód często wskazują dziwną budowlę na
Wyspie Dębów w Zatoce Fundy. Ale i nie tylko. Czy zakon mógł utworzyć swoje
przyczółki w Nowym Świecie?
Wydaje się to nieprawdopodobne, ale możliwe.
Gdyby dysponowali doskonałymi mapami, które są niezawodne przy nawigacji. O
podobne wyczyny trzy tysiące lat wcześniej podejrzewano Fenicjan, a także
Kreteńczyków przed wybuchem wulkanu Thera.
Jednak słabym ogniwem w tej całej teorii
jest pewien drobny szczegół. Starożytni Rzymianie mogli znać położenie
kontynentu amerykańskiego. A co ważniejsze, zakładać tam kolonie, na długo
przed templariuszami. A przynajmniej posiadać wiedzę o istnieniu innych lądów,
którą ponoć mieli przekazać im Fenicjanie. Ci doskonali antyczni żeglarze wyprawiali
się do Wali po cenioną miedź. Pokonując, jak na tamte czasy, astronomiczne
odległości. Informacje te było to na tyle ważne dla władców imperium, że
zdecydowano się je po prostu utajnić.
Szantaż Kościoła?
Pewna grupa badaczy interesująca się
tematem templariuszy twierdzi, że zakon wręcz szantażował Kościół. Podaje
najróżniejsze przykłady. Najczęściej pomysły krążą wokół postaci Jezusa,
gnostycyzmu. Do dzisiejszego dnia wymienia się najróżniejsze i najdziwniejsze
hipotezy, na temat posiadanych przez zakon artefaktów.
Tajemnice próbowano rozwikłać nawet w
oparciu o zauważone przez wielu dziwne zachowanie opata z Clairvaux. Bernard,
ogłoszony po śmierci świętym, zaczął wykazywać niezrozumiałą pilność w nauce
hebrajskiego. Mówiono też, że sprowadza do miasta rabinów i żydowskich magów z
Troys. Szeptano, że templariusze odkryli w świątyni Salomona stare egipskie
teksty, które przywiózł tam znad Nilu sam Mojżesz. Jego ręką spisane pergaminy
zawierające wiele tajemnic zostały wywiezione do Szampanii i ukryte za
podwójnym pierścieniem twierdz.
Jednakże należy pamiętać, że za rządów
Filipa Pięknego, Żydom, co tu dużo pisać, nie wiodło się najlepiej we Francji i
byli prześladowani. Ponadto Jakub de Molay do końca swojego życia pozostał
osobą niepiśmienną. Wątpię, aby interesował go gnostycyzm i filozofowie
antyczni. Otaczał się podobnymi ludźmi. Jego rzemiosłem była wojna.
Formalnościami zajmował się ktoś inny. Zatrudniał skrybów.
„Wilhelm de Nogaret zapewnił, że ma
pisemne przyznanie się do winy wielkiego mistrza, choć Jakub de Molay był
niepiśmienny” – trzeźwo zauważa w artykule pt. „Spalenie templariuszy” M.
Maciorowski.
Tajne archiwa Watykanu
Na początku 2012 roku, szerokiej
publiczności udostępniono 100 różnych dokumentów z XII – XX wieku w Muzeum
Kapitolińskim w Rzymie, w związku z jubileuszem 400-lecia istnienia
Archiwum. Pośród eksponatów wystawy pt. „Lux in Arcana” znalazł się 60. metrowy
arkusz z zeznaniami templariuszy, które wydobyto z nich w trakcie procesu w XIV
wieku.
Nie łudźmy się jednak, że poznamy prawdę
o tajemnicach templariuszy z oficjalnych dokumentów wystawionych na pokaz
gapiów. O wiele więcej można się dowiedzieć z Watykańskiego Tajnego Archiwum – Archivum
Secretum Apostolicum Vaticanum. Problem w tym, że do niego nie ma wolnego
dostępu. Mimo wszystko nie przeszkadza to wielu pisarzom snuć niedorzeczne
teorie na temat zakonu, od czego jestem daleki.
Aby zgłębiać stare księgi trzeba znać
łacinę, ale przede wszystkim mieć dojścia, być wysoko postawionym w hierarchii
kościelnej lub po prostu posiadać pieniądze. Processus Contra Templarios
ukazał się blisko 700 lat po rozwiązaniu zakonu. Egzemplarz dokumentu można
było nabyć już za ok. 8,5 tysiąca dolarów!
Wielu historyków uważa, że w pewnym
momencie zakon wybił się na niezależność. Podobno doszło do tego, że to głowa
Kościoła składała przysięgę na wierność templariuszom. A nawet posunięto się do
szantażu. Jeżeli więc pozostały po tym jakieś źródła pisane, to zapewne zniszczono
je z oczywistych powodów lub głęboko ukryto, w tajnych archiwach Watykanu.
Warszawa, 2016 r.
Korzystałem
m.in. z:
Adriano
Forgione „Templariusze: płomień niewinności”. Tłum. Grzegorz Kowalski:
Paweł Łepkowski „Tajemnice templariuszy”.
Uważam Rze:
Mirosław
Maciorowski „Spalenie templariuszy”. Gazeta
Wyborcza 12.05.2014 r.:
Alfred Palla „Pergamin z Chinon i klątwa
ostatniego wielkiego mistrza templariuszy”:
Dominika Malinowska
„Jakub de Molay.
Zmierzch templariuszy”:
Źródła
przykładowych ilustracji z Wikipedii (kolejność zachowana):
1. Obraz
przedstawia egzekucję wielkiego mistrza zakonu templariuszy Jakuba de Molaya.
2. Jacques de Molay. Litografia z XIX wieku.
piątek, 16 marca 2018
POWRÓT DO PRZESZŁOŚCI
W ostatnich dniach
dowiedzieliśmy się z mediów, że zabito Siergieja
Skripala, szpiega, który pracował dla Rosjan, ale przekazywał Brytyjczykom
cenne informacje. (Pominę jego karierę szpiegowską, śmierć członków rodziny,
gdyż nie to mnie interesuje w całej sprawie.)
Zachodzi pytanie, co tak
naprawdę się wydarzyło?
Na ten temat krążą różne
opinie i hipotezy. Jedna z nich brzmi, że jest to ofiara służb rosyjskich,
które nigdy nie darują. Wyjątkowo upiekło się innemu szpiegowi o nazwisku Suworow. Co budzi moje podejrzenia, czy
jest to naprawdę ofiara służb wschodnich. Kolejna hipoteza mówi, że jest to
działanie służb brytyjskich lub amerykańskim, mające wywołać określone skutki. Jakie?
Spójrzmy, co się aktualnie dzieje. Na szczytach politycznych rozważane są nowe
sankcje wobec Rosji. Znowu inna hipoteza głosi, że śmierć szpiega to nic innego
jak wewnętrzna walka KGB z GRU. Od lat rywalizują między sobą. Moim zdaniem
jest to błędna hipoteza, ponieważ afera nie uderza bezpośrednio w jedną z tych
organizacji, ale w wizerunek Rosji na świecie.
Prawdopodobnie i my sami
mamy na ten temat wyrobione zdanie i własne przemyślenia. Czy w ogóle poznamy
prawdę? Jak w przypadku chociażby zabójstwa małżeństwa Jaroszewiczów? Wątpliwe. Chociaż niektóre portale wypisują, że
doszło do przełomu w śledztwie.
Możemy się jedynie
domyślać i snuć nowe przypuszczenia, opierając się wyłącznie na czystej logice.
Fanów zagadek kryminalnych, książek Suworowa, czy emerytowanych agentów wywiadu
sprawa ta będzie jeszcze długo intrygować.
Moim skromnym zdaniem
skupiając się wyłącznie na wątku rosyjskim, gubimy z oczu ważne poszlaki, które
prowadzą nas do Chin. To prawda, że sytuacja polityczna we współczesnej Europie
przypomina tą sprzed dekad, kiedy istniała tzw. żelazna kurtyna: wyraźny
podział na blok wschodni i zachodni, a na ich granicach stacjonowały armie
najeżone rakietami, to mimo wszystko jest to obraz niepełny. Nie tak dawno
mogliśmy usłyszeć w telewizji, że takim samym zagrożeniem dla USA jest nie
tylko Rosja, ale również Chiny. Gra strategiczna mocarstw przebiera innego
wymiaru, gdy spojrzymy na to, co się dzieje nieco szerzej, wybiegając poza
nasze podwórko.
Potęga Chin rośnie. Wiemy
o tym państwie niewiele. Głównie dzięki programom podróżniczym. To dla nas kraj
wciąż zagadkowy, ale i ciekawy. Dla mnie osobiście, alternatywa dla obecnego
hegemona. Osoby zajmujące się geopolityką rozumieją, że kluczem do Europy jest
Moskwa. Kto ją kontroluje, ten w zasadzie kontroluje Europę Zachodnią. Według
mnie od dawna nie dochodzi do przeciągania liny, między mocarstwami, gdyż
Moskwa od dawna nawiązała ścisłą współpracę z Azjatami. Wspominałem, że jedna z
hipotez na temat śmierci szpiega Skripala mówi, że jest to prowokacja służb
zachodnich. To samo powtarza ambasador Rosji w Wielkiej Brytanii. Czy należy mu
wierzyć? W przypadku Litwinienki
mówił podobnie. Ale to bardzo ciekawa hipoteza. Dlaczego? Otóż na rękę
Zachodowi jest wytworzyć coś w rodzaju sztucznego napięcia między Unią
Europejską, jej mieszkańcami, a Rosją. Coś na dawną modłę. Bezpośrednio celem
tych działań jest Rosja, ale uwaga, pośrednio Chiny, które planują budowę
nowego szlaku jedwabnego i chcą zarzucić Europę swoimi produktami. Wielu
ekspertów ekonomicznych jest przekonana, że będzie to oznaczało poważny kryzys
w Europie. Tanie towary Made in China
zaleją rynek, jak wodospad Niagara, stając się śmiertelną konkurencją dla
miejscowych przemysłowców, no i samego hegemona. Oczywiście nie ma nakazu, aby
te towary kupować. Nawet, jeżeli to strachy na Lachy, kolejne bajki mające
wywołać w nas określone obawy, podświadome zagrożenie itp., to nie da się
ukryć, że stworzenie nowej żelaznej kurtyny zahamuje napływ tanich produktów ze
Wschodu. Ale to nie wszystko. Jakie będą tego konsekwencje? W takim przypadki
Chiny czeka zadyszka, a dłuższej perspektywie bolesna kolka. Bo właśnie według
tych samych ekspertów ekonomicznych ich być lub nie być w dużej mierze zależy
właśnie od handlu. A że skutecznie są blokowani przez USA na wodach, stąd
powstał pomysł reanimacji jedwabnego szlaku.
Czy jest w tym trochę
racji? Co ciekawe, że gdy wczytamy się w dostępne materiały w Internecie i
obejrzymy mapki, jak ma on wyglądać, dostrzeżemy, ku naszemu wielkiemu zdziwieniu,
że jego odnogi przechodzą przez terytoria, gdzie obecnie trwają konflikty
zbrojne, a nie tak dawno panował spokój. Pozdrawiam,
Agent 007
czwartek, 15 marca 2018
Litwiniewnko, Skripal i inni
Pogoda, Przyroda & Jordanoviana: Litwiniewnko, Skripal i inni: Od kilku dni europejskie a głównie brytyjskie media huczą i unoszą się oburzeniem na temat niesłychanej – ich zdaniem – zbrodni, jak...
Dziewiąta Planeta, Phattie, Planeta X…
Wygląd hipotetycznej 9-tej Planety
Dziewiąta Planeta, Planeta X
lub Phattie to tymczasowa nazwa nadana hipotetycznej, wielkiej planecie
lodowej, która może istnieć w zewnętrznym Układzie Słonecznym, głównie w
oparciu o badania opublikowane 20 stycznia 2016 r. w „Astronomical Journal”
przez astronomów Kalifornijskiego Instytutu Technologicznego (Caltech) Michael E. Brown i Konstantin Batygin. Istnienie tej planety można wywnioskować na
podstawie zachowania grupy obiektów transneptunowych - TNO. Według doniesień
prasowych ze stycznia 2016 r. astronom Michael Brown określił
prawdopodobieństwo istnienia 9-tej Planety na 90%. Może to być piąta
gigantyczna gazowa planeta, która została wyrzucona z wewnętrznego Układu Słonecznego
zgodnie z modelem Nicei. Istnienie Planety X wytłumaczyłoby osobliwe orbity
dwóch grup obiektów w paśmie Kuipera.
Porównanie wielkości planet: Ziemi, 9-tej Planety i Neptuna
Postawiono hipotezę, że Planeta
nr Dziewięć podąża bardzo wydłużoną, eliptyczną orbitą wokół Słońca, z okresem
orbitalnym od 10.000 do 20.000 lat ziemskich. Orbita planety miałaby w półosi
co najmniej 700 AU (1,05 x 10^11 km), około dwudziestokrotnie większą niż
odległość Neptuna od Słońca, chociaż mogłaby zbliżyć się do 200 AU (3 x 10^10 km),
a jej oszacowane nachylenie wynosiłoby około 30° (± 10) na płaszczyźnie
ekliptyki. Wysoka ekscentryczność orbity Dziewiątej Planety mogła umieścić ją w
odległości do około 1200 AU (1,8 x 10^11 km) w swoim aphelium.
Aphelium to punkt orbity
położony najdalej od Słońca i znajduje się on na pograniczu konstelacji Oriona
(Ori) i Byka (Tau), zaś peryhelium czyli punkt najbliższy Słońcu znajduje się
mniej więcej na pograniczu konstelacji Głowy Węża (Ser1), Węża Wodnego (Oph) i
Wagi (Lib). […]
Towarzyszące tej zamarzniętej
gigantycznej planecie, zgodnie z modelami komputerowymi użytymi do tego
badania, powinny istnieć przynajmniej zespół pięciu obiektów zajmujących
prostopadłe orbity do płaszczyzny Układu Słonecznego. Gdyby znajdowała się ona
obecnie w najdalszej części Słońca na swojej orbicie, to potrzebne byłyby
największe teleskopy na świecie, takie jak np. teleskop Subaru na Hawajach.
Szacuje się, że planeta ma
dziesięciokrotną masę i od dwóch do czterech razy większą od średnicy Ziemi. Badanie
w podczerwieni w szerokopasmowym eksploratorze podczerwieni (WISE) w 2009 r. nie
wyklucza takiego obiektu, ponieważ jego wyniki pozwalają istnienie obiektu wielkości
Neptuna powyżej 700 AU. Podobne badania przeprowadzone w 2014 r. koncentrowały
się na możliwych ciałach o większej masie w zewnętrznym Układzie Słonecznym i
odrzuconych obiektach z masy Jowisza poza 26.000 AU (3,9 x 10^12 km). Brown
szacuje, że masa Planety Dziewiątej jest większa niż masa potrzebna do
oczyszczenia jej orbity od ponad 4.6 mld lat, i dlatego spełnia ona definicję
planety.
Pierwsze
szacunki
Odkrycie Sedny i jej osobliwej
orbity w 2004 r. doprowadziło uczonych do wniosku, że jakiś czas temu coś
znajdującego się poza ośmioma znanymi planetami zakłóciło ruch Sedny z dala od
pasa Kuipera. Mogła to być inna planeta, mogła to być gwiazda, która zbliżyła
się do Słońca lub mogłaby to być grupa gwiazd, gdyby Słońce utworzyło się w
skupisku.
Po analizie orbit grupy TNO o
wysoce wydłużonych orbitach, Rodney
Gomes, z Brazylijskiego Narodowego Obserwatorium Astronomicznego, stworzył
kilka modeli, które wykazały istnienie planety jeszcze nie wykrytej, nieznanych
rozmiarów i nieokreślonej orbity, która może być zbyt daleko, aby wpłynąć na
ruchy Ziemi i innych planet wewnętrznych, ale nadal wystarczająco blisko dysku
rozproszonych obiektów, aby wprowadzić je w ich wydłużone orbity.
Ogłoszenie odkrycia obiektu
2012 VP113 w marcu 2014 roku, które powiązało kilka rzadkich obiektów orbitalnych
z Sedną i innymi ekstremalnymi obiektami TNO, dodatkowo zwiększyło możliwość
istnienia niewykrytej Superziemi znajdującej się na dużej zewnętrznej orbicie.
Sprawa
istnienia nowej planety
Trujillo
i
Shepherd przeanalizowali orbity
obiektów transneptunicznych (TNO) z perihelium większym niż 30 AU i wielką półosią większą niż 150 AU, i odkryli, że mają zbiór cech orbitalnych,
szczególnie w kontekście argumentu o peryhelium, który opisuje orientację orbit
eliptycznych w ich płaszczyznach orbitalnych. Zaproponowali oni „pojedyncze ciało o masie 2-15 mas Ziemi na kołowej
orbicie o niskim nachyleniu, pomiędzy 200 a 300 AU”, aby wyjaśnić te anomalie.
Nie był to jedyny sposób na stworzenie zgrupowania orientacji orbitalnych.
Brown i Batygin przeanalizowali
następnie sześć ekstremalnych obiektów transneptonan w stabilnej konfiguracji
orbit głównie poza Pas Kuipera (mianowicie Sedna, 2012 VP113, 2007 TG422, 2004
VN112, 2013 RF98 i 2010 GB174). Bardziej szczegółowa analiza danych pokazała,
że te sześć obiektów posiada eliptyczne orbity, które są ustawione w
przybliżeniu w tym samym kierunku w przestrzeni kosmicznej i są w przybliżeniu
w tej samej płaszczyźnie. Stwierdzili, że zdarzyłoby się to przypadkowo z
prawdopodobieństwem tylko 0,007%. Są to jedyne niewielkie planetki, o których
wiadomo, że mają peryhelium większe niż 30 AU i oś podłużną większą niż 250 AU,
do stycznia 2016 r.
Hipoteza
Trujillo i Shepparda (2014)
Pierwszy argument na istnienie
planety poza Neptunem został opublikowany w 2014 roku przez astronomów Chad Trujillo i Scott Sheppard, którzy sugerowali, że podobne orbity TNO takich
skrajnych jak sednoidy[1]
może być spowodowane przez planety odległych o wiele jednostek astronomicznych,
w tym układzie orbit o nachyleniu 0° lub 180° tak, że ich orbity krzyżują się z
płaszczyzną orbity planety w pobliżu peryhelium i aphelium, w najdalszych
punktach orbity planety. Trujillo i Sheppard analizowano orbity dwanaście TNO o
peryheliach powyżej 30 AU i wielkiej półosi większa niż 150 AU i stwierdzono zbiór
właściwości orbitalnych, a zwłaszcza ich peryhelia (wskazujący orientację
eliptycznych orbitach wewnątrz swoich orbitach) zaburzenia czterech znanych
planet układu słonecznego (Jowisz, Saturn, Uran i Neptun) powinien lewo od
peryhelium z dwunastu TNO, jak w pozostałej części regionu trans-neptunowego,
chyba że coś jest nie do utrzymania ich w późniejszym okresie ogłaszając
odkrycie kilku bardziej odległych obiektów Trujillo i Sheppard zaobserwowli
korelację między długością peryhelium i argument peryhelium tych obiektów.
Grupy o nachyleniu 0-120° perihelium ma argumenty peryhelium pomiędzy 280-360°,
a te o długości 180-340° perihelium mają argumenty peryhelium 0-40°.
Stwierdzili statystyczną trafność tej zależności na 99,99%.
Symulowali oni numerycznie
pojedyncze ciało o masie 2-15 mas ziemskich na kolistej orbicie o małym
nachyleniu orbity do ekliptyki i w odległości od Słońca od 200 AU do 300 AU, a
także dodatkowe symulacje z dużym obiektem typu Neptuna na dużym nachyleniu
orbity w odległości 1500 AU, aby pokazać podstawową ideę, w jaki sposób jedna
duża planeta może prowadzić mniejsze odległe obiekty TNO o podobnych typach
orbit. Był to podstawowy test symulacji koncepcji, który nie uzyskał unikalnej
orbity dla planety, ponieważ wskazują one, że istnieje wiele możliwych
konfiguracji orbitalnych, które może posiadać taka planeta. Dlatego nie
sformułowali modelu, który z powodzeniem włączył całą grupę ekstremalnych obiektów
z orbitą dla planety. Ale oni pierwsi zauważyli, że na orbitach bardzo
odległych obiektów znajdowało się ugrupowanie i że najbardziej prawdopodobnym
powodem była odległa planeta o nieznanej masie. Jego praca jest bardzo podobna
do tego, jak Alexis Bouvard
zauważył, że ruch Urana był osobliwy i sugerował, że prawdopodobnie były to
siły grawitacyjne nieznanej ósmej planety, która doprowadziła do odkrycia
Neptuna.
Hipoteza De la Fuente Marcosów
(2014)
W czerwcu 2014 roku, obserwacje
Raula i Carlosa de la Fuente Marcosów
obejmowały trzynaście niewiekich planet i zauważyli oni, że wszystkie ich
argumenty peryhelium są pobliżu 0°0. W innej analizie, Carlos i Raul de la
Fuente Marcos z Sverre J. Aarsetha
potwierdzili, że jedynym znanym sposobem jest to, że zaobserwowane wyrównanie
argumentów peryhelium można wyjaśnić niewykrytą planetą. Również teorię, że
zbiór obiektów (ETNO) pozostały pogrupowane przez mechanizm podobny do tego, jak
między kometą 96P/Machholz i Jowiszem. Spekulowano, że Planeta X ma masę
pomiędzy Marsem a Saturnem i orbituje w odległości około 200 AU od Słońca. Sugerują
oni, że ta planeta jest w rezonansie z ogromną planetą położoną około 250 AU od
Słońca, jak przewidywano to w pracach Trujillo i Shepparda. Nie wykluczył, że
planeta może być położona i może być bardziej masywna, niż się to szacuje
teraz.
Hipoteza
Batygina i Browna (2016)
Konstantin Batygin i Michael E.
Brown z Caltech próbowali obalić mechanizm zaproponowany przez Trujillo i
Shepparda. Wykazali oni, że pierwotne sformułowanie Trujillo i Shepparda, które
zidentyfikowało grupowanie argumentów o peryhelium w 344°, było głównie pod
wpływem rezonansów środkowego ruchu Neptuna dla wielu obiektów w ich zestawie
analitycznym oraz, że po odfiltrowaniu argument peryhelium dla pozostałych
obiektów, na które Neptun nie wpłynął, wynosił 318° ± 8°. Nie zgadzało się to z
tym, w jaki sposób mechanizm Kozai wyrównał te orbity. Jednakże Batygin i Brown
odkryli, że cztery pozostałe wyróżniające się obiekty, na które Neptun nie miał
wpływu, były w przybliżeniu skojarzone z Sedną, Sednoidami i 2012 VP113, a także zgrupowane wokół argumentu
peryhelium z nimi i stwierdziły, że było tylko 0,007% prawdopodobieństwa by to
było spowodowane przypadkiem.
Batygin i Brown przeanalizowali
sześć ekstremalnych obiektów trans-neptunowych (ETNO) w stabilnej konfiguracji
orbit głównie poza Pas Kuipera (tj. Sedna, 2012 VP113, 2007 TG422, 2004 VN112,
2013 RF98, 2010 GB174). Bliższe spojrzenie na dane wykazało, że te sześć obiektów
ma orbity, które nie są zgrupowane w swoich argumentach peryhelium, ale że są
one z grubsza wyrównane w tym samym kierunku w przestrzeni fizycznej i są w
przybliżeniu na tym samym poziomie. Odkryli, że to miałoby to miejsce tylko przypadkiem
z prawdopodobieństwem 0,007%.
Te sześć obiektów zostało
odkrytych w sześciu różnych poszukiwaniach przy pomocy sześciu różnych
teleskopów. To spowodowało, że mniej prawdopodobne było skumulowanie się błędu
obserwacyjnego, takiego jak wskazanie teleskopu w określonej części nieba. I
znowu, będąc sześcioma najdalszymi obiektami, mieli oni na myśli, że mniej
prawdopodobne jest, że zostaną zakłócone grawitacyjnie przez Neptuna, który krąży
w odległości 30 AU od Słońca. Generalnie, TNO z peryheliami mniejszymi niż 36
AU doświadczają silnych perturbacji z strony Neptuna.
Sześć z nich jest jedynymi
mniejszymi planetami, o których wiadomo, że mają peryhelia większe niż 30 AU i
półosią większą niż 250 AU, od stycznia 2016 r. Sześć obiektów jest stosunkowo
niewielkich, ale obecnie są stosunkowo jasne, ponieważ są bliskie ich
najbliższej odległość od Słońca na eliptycznych orbitach.
Symulacja numeryczna była w
stanie wyjaśnić zarówno elementy peryhelium jak i zbieżność płaszczyzn
orbitalnych ze średnimi rezonansami ruchu spowodowanymi przez hipotetyczny
masywny obiekt o wartości 10 mas Ziemi na wysoce ekscentrycznej i umiarkowanie
nachylonej orbicie. Model wygenerował rój obiektów o wysokim nachyleniu, które jak
spekulowali, w wyniku kombinacji efektu ruchu średniego z efektem Kozai w
stosunku do hipotetycznej planety, i które później znaleźli w bazach danych
drobnych obiektów w Układzie Słonecznym. Jego pochodzenie nie mogło być
wcześniej zadowalająco wyjaśnione. […]
W ramach hipotezy Dziewiątej
Planety i w zależności od rzeczywistych wartości parametrów orbitalnych
przypuszczalnego perturbera, ETNO mogą być pierwotną lub przejściową populacją.
Orbita 2013 RF98 na jest podobna do tej z (474640) 2004 VN112. Widoczne widma
(474640) 2004 VN112 i 2013 RF98 są podobne, ale bardzo różne od widma 90377
Sedny. Wartość jego nachylenia spektralnego sugeruje, że powierzchnie RF98 mogą
mieć czyste lody metanowe (jak w przypadku Plutona) i wysoko przetworzony węgiel (???),
w tym niektóre bezpostaciowe krzemiany. Jego widmo spektralne jest podobne do widma
2004 VN112.
Wnioski
Batygin ostrożnie interpretował
wyniki, mówiąc: Dopóki
Dziewiąta Planeta nie zostanie uchwycona przez aparat fotograficzny, to nie
liczy się jako prawdziwa. Wszystko, co mamy teraz, to jej echo.
Brown określił szanse na
istnienie Planety X na poziomie około 90% . Greg Laughlin, jeden z niewielu badaczy, którzy z góry wiedzieli o
tym artykule, szacuje się na 68,3%. Inni sceptyczni naukowcy żądają więcej
danych dotyczących dodatkowych KBO do analizy lub ostatecznego dowodu poprzez
fotograficzne potwierdzenie. Brown, choć przyznaje rację sceptykom, wciąż
uważa, że jest wystarczająco dużo danych, aby przeprowadzić poważne
poszukiwanie nowej planety i zapewnia wszystkich, że nie będzie to daremne
poszukiwanie.
Brown jest wspierany przez Jima Greena, dyrektora Departamentu
Nauk Planetarnych NASA, który powiedział, że dowody
są teraz bardziej przejrzyste niż kiedykolwiek wcześniej.
Tom
Levenson doszedł do wniosku, że na razie Dzięwiąta Planeta wydaje
się być jedynym satysfakcjonującym wyjaśnieniem wszystkiego, co jest obecnie
znane z zewnętrznych regionów Układu Słonecznego. […]
Phattie wśród gwiazd...
Prawdopodobna orbita Phattie w Pasie Kuipera
Moje
3 grosze
Od razu przepraszam za
kulawy przekład, ale chciałem jak najszybciej przekazać te informacje szerszemu
ogółowi. Istnienie Dziewiątej Planety, dla której proponuję nazwę Shaggai – na
cześć Howarda Phillipsa Lovecrafta, NB,
który nazwał Plutona mianem Yuggoth – wydaje się być wysoce prawdopodobne. Cały
problem polega jednak na tym, że mimo swego ogromu jest ona niewidoczna. Po
prostu jej odległość od centrum Układu Słonecznego powoduje, że dostaje ona za
mało światła, które mogłaby odbić. I to jest problem.
Pewną nadzieją jest
podczerwień, bo Shaggai mogłaby emitować ciepło i promieniowanie radiowe tak
jak Jowisz i inne gazowe olbrzymy. Niestety – jak dotąd nie wychwycono żadnego
silnego pozaukładowego źródła radiowego czy podczerwonego w Pasie Kuipera i
Obłoku Oorta, które by odpowiadało parametrom Dziewiątej Planety.
Wygląda więc na to, że
Shaggai jest wyziębionym, lodowym światem o temperaturze nieco tylko przewyższającej
Zero Absolutne, bez atmosfery lub z cieniutką atmosferką, w której nie zachodzą
żadne zjawiska godne uwagi, i nawet jeżeli ma magnetosferę, to niczego to nie
daje…
A jednak istnieje pewna
szansa, by ją dostrzec. Trzeba mieć trochę szczęścia no i patrzeć uważnie. Skoro
ta planeta krąży gdzieś w Obłoku Oorta czy Pasie Kuipera, to od czasu do czasu
przyciąga do siebie jakieś drobniejsze skały z tego regionu Układu Słonecznego
i te właśnie impakty może pozwolą nam na
namierzenie tej planety!
Przypominam tutaj, że takie
tajemnicze eksplozje energii zaobserwowano na Ziemi i nie było dla nich
jakiegoś racjonalnego wytłumaczenia. Mówiono o atomowej wojnie w Kosmosie,
testach nuklearnych mieszkańców innych planet, etc. etc. Zaczęło się od
obserwacji jednego z polskich astronomów silnego błysku w 1994 roku, a potem
już poszło – tajemnicze błyski zaobserwowano latach: 1997, 2006, 2007, 2008, 2009.
Co ciekawe – wszystkie one znajdowały się w Pasie Kuipera i na dodatek miały
moc ok. 100 kt TNT. Do poszukiwań źródła tych błysków zaangażowano ponoć rentgenowski
teleskop Astro-E2, teleskop
promieniowania gamma – GLAST, optyczny orbitalny teleskop LST
Hubble – i co najciekawsze –
rezultaty badań utajniono. Dlaczego? Czyżby już odkryto Planetę nr 9? Kiedy
opublikowałem przekład artykułu na ten temat z rosyjskiego czasopisma „Tajny XX
wieka”, to okazało się potem, że ów artykuł po prostu … wyparował z blogu. Komu
na tym zależało, oto jest pytanie? I najważniejsze: dlaczego?
Wobec tego przypominam ten
materiał, bo warto:
Nieznane
wojny gwiezdne
Sołomon Naffiert
Być może ktoś powie, że to
jest niewiarygodne, ale trzeba to powiedzieć: w dniu dzisiejszym ma miejsce
wojna jądrowa i ogromna większość mieszkańców naszej planety nic o niej nie
wie!
Mistyfikacja?
Przyczyna jest prosta: jej
teatr działań bojowych znajduje się bardzo daleko od nas. Znajduje się on na
granicy Układu Słonecznego – w Pasie Kuipera.
Trochę historii: 12 stycznia
2006 roku japoński astronom-amator Atoku
Nakamura fotografował gwiaździste niebo i naraz zauważył on błysk świetlny
nieznanego pochodzenia. Dalsze obserwacje już wspólnie z astronomami z innych
krajów zaowocowały zaobserwowaniem trzech innych błysków światła. Komputerowa
obróbka danych wykazała, że źródło tego promieniowania znajduje się w odległości
około 8.000.000.000
km od Ziemi – w tak zwanym Pasie Kuipera. Jest to
miejsce, w którym znajdują się planetoidy (tzw. kuiperowce – przyp. tłum) czyli
niewielkie planetki rozmiarami ustępujące Marsowi, ale nieraz dorównujące
rozmiarami Księżycowi. Analizy spektralne ukazały uderzające podobieństwo tych
błysków światła do błysków eksplozji jądrowych o mocy od 60 do 300 kt TNT.
Miłośnicy-obserwatorzy
utworzyli grupę inicjatywną astronomów-amatorów i oznajmili o swych odkryciach
światu naukowemu – w tym szefostwo największych obserwatoriów astronomicznych
Ziemi. Jednakże echa tego były mierne: profesjonalni uczeni od razu
stwierdzili, że mamy do czynienia z błędem obserwacyjnym albo z mistyfikacją.
GRUPA
2006
Inicjatywna GRUPA 2006, w
skład której weszli astronomowie z różnych krajów zdecydowała się na
kontynuację obserwacji własnymi siłami, by znaleźć nowe dowody. W roku 2007
zarejestrowano nowy błysk, w 2008 – kolejny, i wreszcie w dniu 9 grudnia 2009
roku – ostatni w tym momencie. Atoku Nakamura – główny koordynator GRUPY 2006 –
w dniu 21 grudnia 2009 roku wypuścił memorandum, w którym ukazał on wszystkie
fakty będące w jego posiadaniu. Przede wszystkim źródła błysków rozmieszczone
były w Pasie Kuipera, a charakterystyka ich była dokładnie identyczna z
charakterystykami błysku wybuchu nuklearnego po mocy 100 kt i wyżej. Biorąc pod
uwagę kolosalne rozmiary Pasa Kuipera i ograniczone możliwości naszych
entuzjastów można założyć, że w samej rzeczy tych błysków mogło być na pewno o
wiele więcej.
Ściśle
tajne?
Ale najważniejszą rzeczą w tym
memorandum było coś innego. Nakamura oznajmił, że dysponuje świadectwami o tym,
że rządowe obserwatoria astronomiczne nie zignorowały pierwszego doniesienia o
tajemniczym błysku w 2006 roku i obecnie są prowadzone szeroko zakrojone,
wielkoskalowe projekty mające na celu zbadania natury tych anomalnych
rozbłysków. Projekty te są o wiele większe i dokładniejsze, niż badania
prowadzone przez GRUPĘ 2006 i zastosowano w nich – poza ziemskimi
obserwatoriami – także kosmiczne aparaty, w tym:
1.
rentgenowski
teleskop Astro-E2
2.
teleskop
promieniowania gamma – GLAST
3.
optyczny
orbitalny teleskop LST Hubble
4.
orbitalny
teleskop podczerwieni WISE
Niestety nie zna on żadnych
doniesień o rezultatach tych projektów, bowiem nie opublikowano ich w żadnym
czasopiśmie naukowym. Na zapytania na ten temat oficjalne osobistości
odpowiadają, że chodzi tu tylko o badania planet Układu Słonecznego i nic
ponadto. Nakamura jest przekonanym, że wszelkie informacje na ten temat zostały
utajnione. Ale nie udało się osiągnąć pełnej tajności i pewne dane, które udało
się mu zdobyć świadczą o tym, że w Pasie Kuipera toczy się pełnowymiarowa wojna
nuklearna, którą obserwują światowe mocarstwa na naszej planecie.
Kto z kim walczy? Na to
pytanie nie ma żadnej wiarygodnej odpowiedzi, ale za to pojawiła się hipoteza:
Pas Kuipera jest zamieszkały. Planety Pasa Kuipera są nieprzyjazne dla
tradycyjnych form życia, ale wysoko rozwinięte technologicznie cywilizacje są w
stanie skolonizować te wyjątkowo niegościnne światy jak np. nasz Księżyc.
Zasadniczym problemem nie jest brak tlenu i wody, ale energii. Kontrolowana
reakcja termojądrowa jest w stanie zlikwidować ten problem. Posiadając źródła
takiej energii cywilizacja może się rozwijać tam, gdzie ma na to ochotę i gdzie
jej pasuje. Z tego punktu widzenia Pas Kuipera jest idealnym miejscem. Istnieją
nawet hipotezy, które Nakamura nazwał „odważnymi i śmiałymi”, a które
zakładają, że ziemskie cywilizacje dochodząc do pewnego, bardzo wysokiego
stopnia dojrzałości porzucają naszą planetę i przenoszą się – najpierw na
Księżyc, a potem na dalekie planety i asteroidy Pasa Kuipera. Istnienie
człowieka jako gatunku, zaczęło się miliony lat temu i w tym czasie przeżył on
niejeden cykl rozwoju i dlatego też w
Pasie Kuipera może istnieć cywilizacja Atlantów i protoegipska cywilizacja
Królów-skorpionów i tajemniczy hiperborejski „Naród Lodów”…
Nie ma więc się co dziwić, że
pomiędzy nimi mogły wyniknąć konflikty, które manifestują się w postaci
lokalnych eksplozji nuklearnych.
Inne
hipotezy
Druga wersja tej samej
hipotezy głosi, że toczy się wojna pomiędzy sojuszem ziemskich cywilizacji z
Przeszłości z jednej strony, a najeźdźcami z Kosmosu z drugiej. I nie da się
tego wykluczyć, że prędzej czy później w ten konflikt zostanie wmieszana i
nasza Ziemia. Nasze technologie zainteresują sojusz ziemskich cywilizacji, a na
pewno także nasze rezerwy osobowe i materiałowe. I dlatego też mają miejsce tak
szeroko zakrojone badania tych tajemniczych rozbłysków, które mają miejsce w
Pasie Kuipera – rządy chcą mieć maksimum informacji, by przybycie rekrutujących
nie stało się zaskoczeniem. Taki fakt należało utajnić chociażby dlatego, że
istnienie wysoko rozwiniętej cywilizacji mogłoby stać się zarzewiem konfliktów społecznych w łonie
naszej własnej.
No i na koniec należy jeszcze
wysunąć przypuszczenie, że te dziwne zjawiska w Pasie Kuipera mają swe
naturalne wyjaśnienie nieznane jeszcze ziemskiej nauce, i póki co nie grozi nam
wciągnięcie w nie naszą wojnę. Tak czy inaczej, GRUPA 2006 nadal prowadzi swe
obserwacje i badania w Pasie Kuipera.
Moje
trzy grosze
Poszukałem w Internecie
jakichkolwiek śladów na temat tej grupy i Nakamury. Nie znalazłem. Tak samo nie
znalazłem żadnego śladu informacji na temat tajemniczych błysków. Zapytałem
naszego japońskiego współpracownika Pana Kiyoshi’ego
Amamiya, czy jest mu coś wiadomo na ten temat. Jest on m.in.
astronomem-amatorem, więc powinien znać Nakamurę. Odpowiedź była negatywna. Pan
Amamiya stwierdził, że być może zaobserwowano rozbłyski gwiazd Nowych (Novae), których kilka udało się zauważyć
japońskim astronomom – amatorom. Ale nie o nie tutaj chodziło.
A jednak. Pisząc „Projekt
Tatry” (Kraków 2002) otrzymałem kilka ciekawych informacji o zjawiskach w
Kosmosie, które można przyporządkować właśnie wizji podanej nam powyżej przez
Sołomona Naffierta.
Pierwsza z nich miała miejsce
w dniu 3 maja 1994 r. około godziny 18:30 GMT, nad Zieloną Górą dostrzeżono
bardzo silny błysk biało - niebieskiego światła – o jasności około -4m,00
na wysokości orbity wokółziemskiej. Miejscowy astronom - prof. dr hab. Janusz Gil z tamtejszej WSP stwierdził,
że mógł to być nawet wybuch atomowy!...
Po publikacji kilku artykułów
na temat tej i innych (także i moich) obserwacji otrzymałem kilka listów i
emaili z doniesieniami o dziwnych zjawiskach dostrzeżonych na niebie. Część z
nich odpowiada przelotom satelitów Iridium,
które potrafią dać bardzo silne błyski nawet do -8m oraz innym dużym
satelitom Ziemi, ale co z resztą? Wynika z tego, że w Kosmosie jednak coś się
dzieje i są to albo nasze tajne próby z broniami jądrowymi i przygotowania do
wojen gwiezdnych, albo w Pasie Kuipera trwa może nie od razu wojna, ale np.
mają tam miejsce jakieś prace związane z wydzielaniem znacznych ilości energii
jądrowej?
Jest jeszcze jedna hipoteza, a
mianowicie taka, że mamy do czynienia z pozostałościami po wielkiej wojnie
bogów-astronautów opisanej w mitach całego świata i to, co widzimy są to
detonacje pozostałych po nich niewypałów i niewybuchów, które po prostu lecąc
poza Układ Słoneczny uderzają w planetoidy i lodowo-kamienno-metalowy gruz Pasa
Kuipera i Obłoku Oorta. Hipoteza dobra jak każda inna. Zainteresowanych odsyłam do książki Miloša Jesenský’ego pt. „Bogowie atomowych
wojen” (Ústi nad Labem 1998 – dostępna w Internecie na stronie - http://www.sm.fki.pl/Lesniakiewicz/Lesniakiewicz.php?nr=Bogowie_Atomowych_Wojen_1
- 4) w której rozważa on na serio taką właśnie
możliwość.
Źródło: „Nieizwiestnaja
jadiernaja wojna” w „NLO” nr 4/2009, s.4 – przekład mój.
I to byłoby na razie na tyle,
jak mawiał nieodżałowanej pamięci Jan
Tadeusz Stanisławski.
Przekład z hiszpańskiego -
©R.K.F. Leśniakiewicz