Wiktor Miednikow
Zjawiska, podobne do
tych, jakie obserwuje się w Trójkącie Bermudzkim, zdarzają się także w rejonie
Morza Diabelskiego znajdującego się
pomiędzy Japonią a wyspami Ogasawara (Bonin), które są także niebezpieczne dla żeglugi.
Trójkąt na Oceanie
Atlantyckim, którego wierzchołkami są Floryda, Bermudy i Puerto Rico jest
jednym z najbardziej niebezpiecznych miejsc na naszej planecie. Rejon ten
wsławił się tajemniczymi zniknięciami statków wodnych i powietrznych. W celu
wyjaśnienia tych wydarzeń postawiono rozliczne hipotezy: od niezwykłych zjawisk
przyrodniczych aż do porwania ich przez Gości z Kosmosu albo mieszkańców
Atlantydy. Sceptycy zaś twierdzą, że statki i samoloty w Trójkącie Bermudzkim
przepadają równie często jak na innych akwenach Wszechoceanu, i wszystko można
wytłumaczyć przyczynami naturalnymi. Taki pogląd także podziela US CG – czyli
amerykańska Straż Przybrzeżna. Spory wokół tej anomalii ciągną się od
dziesiątków lat, być może lepiej zorientować się w zagadnieniu pomogą najnowsze
badania naukowe.
Paskudna reputacja
Trójkąt Bermudzki
wzbudził strach u marynarzy jeszcze za czasów Krzysztofa Kolumba. W dziennikach
okrętowych jego ekspedycji znajduje się zapis o zaroślach wodorostów,
zatrzymujących ruch statków, o „wariującym” kompasie, o ogromnym znikąd
pojawiającym się języku płomieni, i o
dziwnym świeceniu morza. Z podobnymi zjawiskami spotykali się potem
także inni żeglarze. Ich relacje w portowych tawernach przekazywano z ust do
ust, obrastały fantastycznymi detalami i z biegiem czasu powstawała ponura
legenda i paskudna reputacja tego akwenu.
W XX wieku oliwy do
ognia dolał pisarz Vincent Gaddis,
napisawszy w 1946 roku artykuł do czasopisma „Argosy” i tajemniczym zaginięciu
klucza amerykańskich samolotów bombowo-torpedowych Avenger. Jest on także
uważany za autora określenia Trójkąt
Bermudzki. A pracownik jednej ze światowych agencji informacyjnych
Associated Press – Edward „Van Winkle”
Jones po prostu nazwał to miejsce Morzem
Diabła.
W 1974 roku,
amerykański pisarz Charles Berlitz
opublikował książkę pt. „Trójkąt Bermudzki”, w której zebrał on opisy
tajemniczych wydarzeń w tym rejonie. Stała się ona bestsellerem. Jednakże
sceptyczni czytelnicy złapali autora na tym, że niektóre fakty są pokazane
niedokładnie.
W ślad za tym, w 1975
roku, były lotnik-instruktor zainteresowawszy się wydarzeniami na Atlantyku,
Amerykanin Lawrence David Kusche
opublikował książkę pt. „Trójkąt Bermudzki – tajemnica rozwiązana” (I wydanie
polskie Warszawa 1983), w której dowodził, że nic dziwnego i tajemniczego na
tym akwenie się nie zdarza. Książka powstała dzięki długoletnim badaniom
dokumentów i rozmów z naocznymi świadkami, które ujawniły wiele błędów i
niedokładności w publikacjach stronników istnienia tajemnicy „diabelskiej
strefy”.
Tym niemniej
zainteresowanie Trójkątem Bermudzkim, które wybuchło na przełomie lat 60. i 70.
XX stulecia nie wygasło do dziś dnia.
Zagadkowe zniknięcia
Przez ostatnie 100 lat
w rejonie Bermudów ucierpiało od awarii, uległo katastrofie czy znikło bez
śladu setki statków morskich i powietrznych. Czasami znajdowano tutaj statki,
które były porzucone przez załogi bez żadnych widocznych przyczyn. Ci ludzie
znikli bez śladu.
Najsłynniejszym z nich
było zniknięcie bez śladu klucza pięciu samolotów bombowo-torpedowych typu Grumman
TBF Avenger. W dniu 5.XII.1945 roku, te samoloty wystartowały z Fort
Lauderdale NAS i nie powróciły do bazy. Nie znaleziono ich szczątków. To miało
miejsce w czasie lotu przy jasnej i słonecznej pogodzie, nad spokojnym morzem.
W rozmowach z kontrolą lotów, lotnicy mówili o dziwnym zachowaniu się
przyrządów nawigacyjnych i niezwykłych zjawiskach wizualnych – np. mówili, że
jakby ogarniał ich jakiś ciemny obłok, w którym ostro pogarszała się
widzialność. Ostatnią rzeczą, którą usłyszeli kontrolerzy lotu zanim łączność
się definitywnie urwała – to słowa jednego z pilotów: „biała ściana” i „dziwna
woda”.
W dniu 21.X.1944 roku,
okręty US Navy odnalazły statek SS Rubicon opuszczony przez załogę i
pasażerów (wszystkich na pokładzie było 300 osób). Jedyną żywą istotą
znalezioną na pokładzie był pies. Ostatni wpis do dziennika pokładowego Rubicona
był datowany na 26 września, kiedy wchodził on do portu w Hawanie. Na statku
nie było szalup ratunkowych. Z dziobu zwisała oberwana cuma – gruba okrętowa
lina służąca do mocowania statku do nabrzeża. Wytłumaczono to nagłym,
nadchodzącym znienacka sztormem, który zmusił wszystkich do ucieczki ze statku
w szalupach, i to tak szybko, że zapomniano o psie. W rezultacie tego, sztorm
wyniósł szalupy na ocean, gdzie zatonęły.
W 1984 roku, bryg SV Marcus
biorący udział w wszystkim znanym wyścigu żaglowców, zaginął bez wieści wraz z
załogą, w północnej części Trójkąta Bermudzkiego, bez względu na to, że statek
był wyposażony we współczesne systemy nawigacyjne.
Taka lista może być
ciągnięta jeszcze długo…
Atak gazowy
Jedna z najbardziej
popularnych hipotez wyjaśniających tajemnicę Trójkąta Bermudów głosi, że
dochodzi tam do wyrzutów metanu z dna morskiego. W szczególności lansują ją
australijscy uczeni Josef Monahan i David May. Zgodnie z tąż hipotezą, w
rezultacie rozkładu hydratu metanowego (CH4 · H2O) powstają
w wodzie ogromne pęcherze tego gazu. statek, który znajdzie się w takim bąblu,
traci wyporność i zapada się w wodzie na dno oceanu.
Metan wydostający się do
atmosfery zmienia jej gęstość, co oznacza zgubę dla samolotów poprzez
zmniejszenie siły nośnej i zmianę wskazań altymetrów. Poza tym metan w
powietrzu może zatrzymać pracę silników. Jakby tego było mało, pęcherzyki
metanu wibrują w częstotliwości ultradźwięków i negatywnie wpływają na psychikę
człowieka, powodując panikę. Stąd właśnie biorą się te zagadkowe legendy o
statkach opuszczonych przez załogi. I wreszcie miliardy metanowych bąbelków
trąc o wodę i o siebie powodują powstanie ładunków elektrostatycznych i lokalne
zmiany pola magnetycznego Ziemi. w takich warunkach samoloty tracą kierunek
lotu.[1]
A może magma?
Druga hipoteza mówi, że
w rejonie Trójkąta Bermudów, na dnie rowów oceanicznych, gdzie znajdują się
krawędzie płyt kontynentalnych i jednej oceanicznej, dochodzi do wylewów
gorącej lawy, o temperaturze sięgającej powyżej 1000°C. Przydenna woda
zalegająca przy dnie rozpadlin Grzbietu Śródoceanicznego tam się rozgrzewa od
lawy do temperatury 500-600°C, ale się nie gotuje, a to ze względu na bardzo
wysokie ciśnienie do 700-750 at, ale podnosi się do góry na głębokość 700-900 m
i tam zaczyna wrzeć i zamieniać się w parę. Słup pary wodnej wyrywającej się do
atmosfery tworzy głęboki krater w wodzie o głębokości setek metrów, który z
ogromną siłą po kilkudziesięciu sekundach zasysa statek. Proces wydostawania
się pary z głębiny powoduje potężne różnice potencjałów elektrycznych, zakłócenia
pola magnetycznego i anomalie, które mogą wpływać na upływ czasu i powodować
dziwne świecenia oceanu, o których tak często wspominają naoczni świadkowie.[2]
„Głos morza”
W czasie sztormu powstaje
tzw. „głos morza” – silne promieniowanie infradźwiękowe[3], którego częstotliwość
wynosi 6 Hz[4].
Nie napotykający na swej drodze „głos morza” żadnej przeszkody może wypełniać
przestrzeń na setki i tysiące kilometrów. Ludzie poddani napromieniowaniu
infradźwiękami mogą odczuwać niepokój przechodzący w strach i panikę,
halucynacje, które każą im uciekać z rejonu sztormu porzucając statek.[5]
Wiry wodne Golfstromu
Angielski uczony sir Artur Eddington wysunął teorię o
prostej zależności kierunku upływu czasu i ekspansji Wszechświata. Odkrycie to
nazwał „strzałką czasu”. Kiedy zakończy się wchłanianie materii przez czarne
dziury, to być może „strzałka czasu” obróci się w drugą stronę, a rozszerzanie
stanie się kurczeniem (kontrakcją). Radziecki astronom i astrofizyk Nikołaj Kozyriew poparł tą teorię,
uważa on mianowicie, że Czas jest czynnikiem fizycznym, a jego upływ cechuje
się liniową prędkością powodującą odwrócenie w konsekwencji powinien się on
podporządkować szczególnym prawom fizyki, np. prawom pochłaniania i odbicia.
Stronnicy hipotezy Kozyriewa są przekonani, że wielkie wiry wodne o średnicy
setek kilometrów spowodowane przez Golfstrom są przyczyną pojawiania się
świecących czy białych kręgów i białej mgły magnetycznej, które opisują
świadkowie w rejonie Trójkąta Bermudzkiego. One zakrzywiają przestrzeń wbrew
„strzałce czasu” – i zmieniają upływ Czasu. Zmiana upływu Czasu i zmienia się
ciężar[6] statku wodnego czy
powietrznego. Być może błyskawiczna zmiana ciężaru stoi za przyczyną niektórych
katastrof?
Czarne dziury
Szwajcarscy uczeni,
badając akwen Atlantyku odkryli niezwykłe kratery, które swą aktywnością jak i
matematyczno-fizycznymi parametrami przypominają czarne dziury w Kosmosie. One
zasysają wodę oceaniczną i światło. Przez analogię z czarnymi dziurami
wszystko, co wpada w taki krater znika bez śladu i na zawsze.
Przywiedliśmy tutaj
tylko niektóre z hipotez, które mogłyby wyjaśnić tajemnice Trójkąta
Bermudzkiego. Jednak zauważmy, że ta anomalia nie jest unikalna. Podobnych
stref na Ziemi jest około 10, a wszystkie one znajdują się w miejscach
zamieszkiwania ich przez dawne wysokorozwinięte cywilizacje. Rejon Bermudów
jest tylko najbardziej znanym…
Źródło – „Tajny XX
wieka” nr 49/2017, ss. 20-21
Przekład z rosyjskiego
– ©R.K.F. Leśniakiewicz
[1]
To jeszcze nie wszystko, jako że metan wpływa toksycznie na psychikę ludzi i
zwierząt, a poza tym zmieszany z powietrzem w ilości 4-16% stanowi mieszaninę
piorunującą, która może eksplodować pod wpływem światła słonecznego czy
wyładowania elektrycznego.
[2]
Zarówno hipoteza metanowa jak i parowa mają to do siebie, że obie doskonale
tłumaczą zjawisko „kalafiora wodnego” zaobserwowanego w latach 60. przez załogę
samolotu pasażerskiego lecącego z San Juan do Miami. Prawdopodobnie to właśnie
wtedy doszło do uwolnienia się metanu lub pary wodnej z dna morskiego. Zjawisko
takie może przebiegać bez wstrząsów sejsmicznych i tsunami, i dlatego
przechodzi niezauważalnie. Ale w szczególnych przypadkach – jak np. w dniu
11.III.2011 roku – trzęsienie ziemi mogło uwolnić potężną erupcję metanu z dna
Pacyfiku, co spowodowało wzmocnienie fali tsunami, która spustoszyła potem
wybrzeża Japonii.
[3] Czyli
dźwięk o częstotliwości <20 Hz.
[4]
Częstotliwość 7 Hz jest niebezpieczna dla zdrowia człowieka, może spowodować
m.in. zawał serca albo wylewy krwi do mózgu i w rezultacie śmiertelne zejście.
[5]
Ta bardzo elegancka hipoteza ma jedną wadę: otóż gdyby tak było, to w czasie
każdego sztormu ataki paniki ogarniałyby mieszkańców wybrzeży na głębokość
nawet kilkuset kilometrów w głąb lądu (jak np. w przypadku wiatru halnego).
Tymczasem takich zjawisk się nie obserwuje, co jednak nie przekreśla tej
hipotezy całkowicie i można ją zastosować właśnie w stosunku do efektów
oddziaływania wiatrów fenowych.
[6]
Autorowi prawdopodobnie chodziło o zmianę masy statków. Zmiana ich masy (bezwładności ciał) mogłaby wpływać drastycznie na ich właściwości fizyczne…