Janusz Młynarski
Kiedy pisaliśmy
nasze opracowanie na temat tajemniczych katastrof lotniczych, to zwróciliśmy
uwagę na pewne dziwne zjawiska zaobserwowane w 2010 roku, a które – jak się
wydaje – mogłyby mieć związek z katastrofą prezydenckiego Tupolewa. A dokładniej
chodzi o błędne wskazania GPS. I okazuje się, że nie tylko my... A zatem:
Teoria
alternatywna, czyli, jak Amerykanie zabili Lecha Kaczyńskiego
Jeśli niektórzy - nie mając ku
temu najmniejszych podstaw - mają prawo, z pełnym przekonaniem twierdzić, że Lech Kaczyński zginął w zamachu
sprokurowanym przez Putina, to ja
mam prawo twierdzić, że stoją za tym Amerykanie. W każdym razie moja teoria nie
jest bardziej kretyńska od macierewiczowej, a rzekłbym nawet, że mniej.
Przez cztery lata dzielące nas
od katastrofy smoleńskiej rzadko i niechętnie zabierałem głos na temat
katastrofy smoleńskiej. Budziło w mnie niesmak, to, co Jarosław Kaczyński, Antoni
Macierewicz oraz wyznawcy „religii smoleńskiej” z nią wyprawiają. Drażniła
mnie zaciekłość i zapiekłość „smoleńczyków”, obrzucanie tych, co myślą inaczej
obelgami. Przez te cztery lata byłem prawie pewien, że katastrofa była skutkiem
całego ciągu zaniedbań, bałaganiarstwa, chorych ambicyjek i nieszczęśliwych
zbiegów okoliczności. Wersja, iż, to robota Rosji, kompletnie do mnie nie
przemawiała i tak jest nadal, ale – jak zaznaczyłem – byłem „prawie pewien”, bo
od czasu, do czasu nachodziły mnie różne myśli. Najpierw mgliste (nie mające
nic wspólnego ze „sztuczną mgłą smoleńską) - jednak z czasem coraz
wyraźniejsze. I nie biegły one w kierunku wschodnim, lecz zachodnim Mijały
Europę, a później długo krążyły nad Ameryką.
Prezydent
i prezes stają okoniem
Jest rok 2008, PiS już nie
rządzi, ale prezydentem RP jest nadal Lech Kaczyński, choć jest on wiernym
sojusznikiem USA, we wszystkim co dotyczy współpracy wojskowej, to jednocześnie
staje okoniem, kiedy Amerykanie żądają dalszej liberalizacji polskiej
gospodarki. Ta liberalizacja ma pomóc międzynarodowej finansjerze w dorwaniu
się do istniejących jeszcze polskich banków, fabryk, kopalni oraz pomóc w
sprywatyzowaniu polskiej służby zdrowia.
Pamiętajmy - Lech Kaczyński aż
18 razy wetował w Sejmie ustawy dające globalistom wolną rękę w ogałacaniu
Polski z resztek majątku narodowego. Ostatnie jego weto dotyczyło reformy
emerytalnej wiodącej wprost do prywatyzacji ubezpieczeń społecznych. Dodatkowym
argumentem przemawiającym za amerykańskim sprawstwem zamachu jest obecność na
pokładzie Sławomira Skrzypka –
prezesa NBP.
Przypomnijmy pewne fakty. Na
początku roku 2010 pomiędzy NBP i rządem zaistniał się spór w związku z
zamiarem odnowienia przez rząd elastycznej linii kredytowej, ale Skrzypek nie
zgadzał się na to, nie chcąc, by Polska zadłużała się w najbardziej
złodziejskim banku na świecie. Kto rządzi w MFW? Wiadomo.
Po śmierci Sławomira Skrzypka,
jego miejsce zajął Marek Belka,
który zaraz po zaprzysiężeniu złożył wniosek do MFW o dostęp do kredytu. Idźmy
dalej. Co jeszcze zyskiwały USA na śmierci prezydenta Kaczyńskiego? O, bardzo
wiele. Sprawiły np. to, że w dającej się przewidzieć przyszłości, żadna siła
polityczna nie odważy się polepszać stosunków z Rosją, by nie narazić się na
potępienie. Antyrosyjskie resentymenty łatwo w Polsce rozbudzić i łatwo je
eskalować i tak się dzieje. Nie trzeba chyba dodawać, że takie działania są na
rękę Amerykanom, a po części i UE. Widzą bowiem, jak łatwo Polakami
manipulować, jak ich rozgrywać i przeciwko sobie i innym. Dlatego, to nas, a
nie Węgrów, Czechów, czy Słowaków napuszcza się na Rosję, na Białoruś. W ten
sposób Ameryce, przy wsparciu naszych polityków udało się w Polsce uzyskać
przychylny klimat do umieszczenia np. tarczy antyrakietowej. Mało kto myśli o
tym, że owa tarcza jest dla Polski większym zagrożeniem niż jej brak, podobnie
jak obecność obcych wojsk na terenie Polski. Dodatkową korzyścią dla „naszych
amerykańskich przyjaciół” jest możliwość pozbywania się wszelkiego militarnego
złomu i na dodatek za dobre pieniądze.
Sądzę, że Lech Kaczyński
naiwnie myślał, że mącąc w Gruzji i na Ukrainie (wspierając banderowca i
amerykańskiego agenta Juszczenkę), a kąsając Rosję, ugra coś dla Polski, ale
się przeliczył, co należy zapisać po stronie błędów.
Co
Rosjanie znaleźli w Gruzji?
Kolejne pytanie: Jeśli, zamachu
dokonali Rosjanie, to dlaczego nie odpalili tej „bomby” na wysokości np. 10
tys. metrów, lecz nad lotniskiem? Debile? Nie, ponieważ, to nie byli Rosjanie,
ale wszystko urządzono tak, by wskazywało na nich. Rosjanie odpaliliby zdalnie
ładunek w powietrzu, jeszcze nad Polską – nie byłoby ciał, nie byłoby wraku.
Nie zrobili tego, ponieważ nie mieli żadnego powodu, by dybać na życie Lecha
Kaczyńskiego.
A teraz cofnijmy się kilka lat
wstecz. Rok 2008. Trwa agresja Gruzji na Osetię Południową, na jednym z
odcinków granicy dochodzi do starcia pomiędzy oddziałami gruzińskimi, a
rosyjskimi. Tym drugim sztab podaje gdzie jest najlepsze miejsce do zajęcia
pozycji. Żołnierze korzystają z cywilnego GPS, który przez chwilę „wariuje”,
ale po chwili znów działa i doprowadza ich do miejsca, w którym dostają się pod
silny ostrzał ze strony gruzińskiej. Wycofują się. W obozie zdają raport
dowództwu z całego zdarzenia, żołnierze mają pretensje, że wysłano ich prosto
pod ogień wroga, dowództwo nie daje wiary opowieści o GPS, bo wydając rozkaz
zajęcia pozycji wskazali miejsce najlepsze z możliwych opierając się na obrazie
z satelity.
Żołnierze zostają ukarani za
niewykonanie rozkazu. Mija kilka dni i podobny przypadek spotkał rosyjskich
artylerzystów – ogólnodostępny sygnał GPS został przekierowany – współrzędne
zostały przesunięte o 300 metrów. Gdy Rosjanie wkroczyli do Gruzji w ich ręce
trafił gruziński hummer. Po dokładnym przeszukaniu samochodu znaleziono w nim
dyski twarde i kopią zapasową oprogramowania do zarządzania GPS oraz notatki.
Sprzęt pochodził z USA, a obsługiwali go żołnierze amerykańcy, co wynikało z
zapisów w notatkach. Dzięki temu Rosjanie dowiedzieli się, że Amerykanie
dysponują sprzętem, który potrafi fałszować wskazania GPS i przekierowywać
system nawigacji satelitarnej.
Co
pomyślał Putin 10 kwietnia 2010?
Katastrofa była szokiem nie tylko
dla Polaków. Dla Władymira Putina również, choć może z tą różnicą, że raczej
nie żałował ofiar. Zapewne pierwszą jego myślą było: „kto?”,a drugą, będącą
jednocześnie odpowiedzią na pierwsze pytanie, była: „Ameryka”. Trzeciego
pytania: „Dlaczego?” - zadawać sobie już nie musiał, bo druga odpowiedź
odpowiadała również na trzecie. Do akcji wkroczyły rosyjskie służby specjalne,
które prowadziły równoległe śledztwo do oficjalnego. Po kilku tygodniach Putin
wiedział już co się stało z prezydenckim tupolewem.
Otóż samolot ten wyposażony był
w system nawigacji satelitarnej produkcji USA. GPS podał fałszywe współrzędne
geograficzne i równie fałszywe dane o odległości od miejsca lądowania. W złych
warunkach pogodowych pilot nie miał czasu, aby zareagować i wyciągnąć samolot z
nurkowania. Samolot na 500 m przed lotniskiem znajdował się na wysokości 5 m
podczas, gdy piloci byli przekonani, że znajdują się na 60 metrach! Bzdury?
Cztery lata temu portal Niezależna.pl,
podał mniej więcej to samo, tyle, że winę za fałszowanie danych przypisali
Rosjanom, powołując się na opinię, jakiegoś eksperta o inicjałach K.M. - Polaka mieszkającego od lat za
granicą. Ów ekspert miał nawet dowodzić tego przed Parlamentem Europejskim.
Milczenie
mediów, czyli niewygodna hipoteza
Jest jednak pewien problem –
otóż system nawigacji satelitarnej, w który wyposażony był feralny samolot, był
- jak się już rzekło – produkcji amerykańskiej i tylko Amerykanie mogli
wprowadzać do niego zmiany, czyli fałszować wskazania GPS. Wspominały też o tym
inne media i eksperci, ale ciągle ze wskazaniem na Rosjan. Wzmianki o tym
pojawiły się również na rosyjskich portalach internetowych, ale szybko
zniknęły. Dziwnym trafem polskie środki przekazu również w tej kwestii
zamilkły, za to zaczęły się mnożyć „sztuczne mgły”, „hele” „trotyle” i inne
niestworzone teorie. Dlaczego? Można, by tu snuć różne domysły – wygląda na to,
że nikomu nie jest na rękę badanie tego wątku.
Amerykanie - cały czas
zakładam, że to ich robota – bardzo tego nie chcą, bo prawda jednak mogłaby
wyjść na jaw, jakie miałoby to skutki - lepiej nie myśleć. A Rosjanie?
Dysponują dowodem, lub dowodami, że zamach jest dziełem Amerykanów – mają wrak,
mają oryginalne czarne skrzynki, mają wszystkie dane z wieży kontrolnej i
wreszcie – mają GPS z rozbitego samolotu. Mają to wszystko i czekają, a na
razie robią, co im się podoba i jak będzie trzeba, to ujawnią. Warto też
zastanowić się dlaczego NATO nie pomogło nam w śledztwie, dlaczego „nasi amerykańscy
przyjaciele” nie udostępnili nam zdjęć satelitarnych, nagrań z nasłuchu i w
ogóle nie udzielili nam żadnej pomocy?
Kaczyński
nie twierdzi, że Putin
Myślę, że Jarosław Kaczyński
postawił sobie podobne pytania jak Putin: „Kto i dlaczego?”. Jako człowiek –
bez wątpienia – inteligentny, dość szybko musiał dojść do wniosku, że najwięcej
na śmierci jego brata i Sławomira Skrzypka korzystają Amerykanie. Zwróćmy teraz
uwagę na fakt, że Kaczyński bardzo rzadko i oględnie wypowiada się na temat
winowajców. Powiedział wprawdzie, że „Tusk ma krew na rękach”, ale – jak
później wyjaśnił – chodziło mu – o niedopilnowanie przez rząd spraw związanych
z podróżą prezydenta do Katynia, z bezpieczeństwem lotu, zaniedbania, których
konsekwencją była katastrofa. W 2012 roku, w „Uważam Rze" ukazał się
wywiad z Jarosławem Kaczyńskim, który stwierdził, on, że „na 99 procent doszło
do zamachu”oraz, że "Motywów mogło być wiele. Mogło chodzić o zemstę -
Leszek naraził się bardzo różnym wpływowym ośrodkom politycznym, biznesowym, powiązanym
ze służbami albo składającym się z ludzi służb."
To bardzo ogólne i niewiele
mówiące stwierdzenie i właściwie można je dopasować do każdej teorii. Może, to
być Rosja, mogą też i Stany Zjednoczone, ale mogą to być równie dobrze rodzime
„ośrodki polityczne, biznesowe, powiązane ze służbami specjalnymi”. Wszystko
jednak wskazuje na „przyjaciół” zza oceanu.
Dlaczego Jarosław Kaczyński,
nie rozważał głośno takiej ewentualności? Jeżeli nadal bierze pod uwagę powrót
do władzy i budowę IV Rzeczpospolitej, to nie może zrazić do siebie USA, bo
lepszy taki sojusznik niż żaden. Może wydaje mu się, że za jego rządów Ameryka
zrobi z Polski swojego przedstawiciela i powiernika w Europie? A może – po
prostu - nie wierzy w żaden zamach?
Macierewicz
i „błazenada smoleńska”
Antoni Macierewicz jest
znacznie mniej wstrzemięźliwy w wygłaszaniu opinii na temat przyczyn
katastrofy. On nie przypuszcza, on wie, że to był zamach i nie ma wątpliwości,
że to robota Putina, oraz współpracującego z nim Tuska. Próbuje, to udowodnić
przy pomocy ekspertów-klaunów, którzy słyszą głosy dobywające się wiadra, dla
których pryzma spróchniałych desek, to brzoza, a eksperymenty z puszką po
piwie, czy gotowanie parówek, to dowody naukowe. Cała ta błazenada ma na celu
dostarczanie pożywki wyznawcom „religii smoleńskiej”. Dopóki jest ich czym
karmić, dopóty są. A Macierewicz jako „zaopatrzeniowiec”, jest niezastąpiony.
Wiele z tego co mówi, Kaczyńskiemu nie przeszłoby przez gardło, a on nie ma
oporów i radykalna część elektoratu PiS łyka te brednie i jeszcze po rękach
całuje. I właśnie tych radykałów ma trzymać przy PiS Macierewicz.
Tak jest lepiej dla prezesa,
ponieważ Macierewicz ma już w PiS tyle zwolenników, że mógłby stworzyć
samodzielną partię, a to jest najgorsza rzecz, jaka Kaczyńskiego mogłaby
spotkać.
Kiedy
Rosja ujawni prawdziwą prawdę?
Czy zagadka katastrofy pod
Smoleńskiem zostanie kiedykolwiek wyjaśniona? Istnieje taka szansa, ale tylko
wówczas, gdy Amerykanie bardzo czymś wkurzą Rosją, ale – jak widać – są na
dobrej drodze.
*******
Być może to, co
napisałem, to jedna wielka bzdura, być może informacje, na których się
opierałem są fałszywe, a wnioski błędne i nie mające z logiką nic wspólnego,
ale jednego jestem pewien – moja teoria w niczym nie jest bardziej kretyńska
niż teoria Macierewicza. Dodam jeszcze, że nie jest to, tak do końca moja
hipoteza, ponieważ i taki wariant część opinii publicznej brała pod uwagę, a w
internecie naprawdę jest sporo materiałów na ten temat. A mnie do tej wersji
dodatkowo przekonuje, to, co „nasi amerykańscy przyjaciele” zrobili 11 września
2001 roku – zabili prawie 3 tys. własnych obywateli, tylko po to, by mieć
pretekst do interwencji w Afganistanie i wojny w Iraku.
Moje
3 grosze
Brzmi to wszystko jak
powieść political fiction, ale…
Chodzi o to, że
rzeczywiście, we wrześniu 2010 roku zetknąłem się – i to kilkakrotnie – z dziwnym
zjawiskiem: otóż mój pokładowy GPS podawał dziwne wskazania, pokazywał moją
pozycję w stosunku do przebywanej drogi z błędem wynoszącym 200-250 m! Dla
samochodu to nic, wszak ma drogę przed sobą, ale dla samolotu lecącego we mgle
może mieć (i ma) kolosalne znaczenie! A zatem istnieje możliwość, że ktoś
gmerał przy urządzeniach systemu GPS owego fatalnego ranka 10.IV.2010 roku…
Czyżby więc Janusz
Młynarski miał rację???