2 lipca minęła 83. rocznica zaginięcia bez wieści słynnej amerykańskiej lotniczki – Amelii Earhart. Jej losy są nadal
ponurą tajemnicą Pacyfiku, bo w dalszym ciągu nie mamy niczego poza
przypuszczeniami i hipotezami.
Daleki lot
Amelia Earhart
zamierzała jako pierwsza kobieta dokonać oblotu naszej planety. To śmiałe
zamierzenie miało się zrealizować przy pomocy samolotu Lockheed L-10 Electra o
numerze rejestracyjnym NR-16020. Ten
niewielki samolocik miał masę własną -
2930 kg, długość - 11,8 m, rozpiętość skrzydeł – 16,8 m, dwa silniki dające
prędkość maksymalną 325 km/h na maksymalnym pułapie 5910 m i dające mu zasięg
1150 km.
Oczywiście lot ten
musiał odbyć się z aż 30 międzylądowaniami. Sama trasa przelotu wyglądała
następująco:
20.V – start w
Oakland, CA
1.VI – start z Miami,
FL
5.VI – start z Natalu,
Brazylia i skok przez Atlantyk
10.VI – start z
Dakaru, Senegal
17.VI – start z
Karaczi w Pakistanie
20.VI – Start z
Singapuru
29.VI – start z
Darwin, Australia
2.VII – start z Lae,
Papua-Nw. Gwinea
I tutaj ślad się
urywa.
Błędne ogniki
Maszyna Amelii
Earhart, którą nawigował Frederick Joseph Noonan miała kolejne międzylądowanie
na wyspie Howland w archipelagu Wysp Feniksa. Czekał tam na nich okręt Straży
Przybrzeżnej USCGC Ithasca. Niestety – nie doczekał się. Amelia i Fred nigdy nie
dolecieli do Howlandu. Musieli oni być gdzieś w pobliżu, bowiem radiostacja Ithascy
nawiązała z nimi kontakt radiowy, ale sygnał stopniowo słabł, wreszcie zanikł.
Wynikał z tego jasny wniosek – Electra oddalała się od Howlandu.
Ale w którym kierunku?
Wszystko to przypomina
niektóre przypadki zaginięć jednostek morskich i powietrznych na akwenach
Trójkąta Bermudzkiego: najpierw wszystko jest OK., a potem zaczyna się wzywanie
pomocy i zniknięcie bez śladu, albo jednostki meldują, że wszystko jest OK. i…
znikają bez wieści. Opisano to wiele razy, więc nie ma sensu tego powtarzać.
Tak samo było w
przypadku Amy Earhart i Freda Noonana. Odbiornik Ithascy odbierał
transmisje radiowe z pokładu Electry. Wszystko wyglądało na to,
że załoga Electry po prostu zagubiła się nad Pacyfikiem.
Zaginieni
Mało kto potrafi to
sobie wyobrazić. Ogromny przestwór największego oceanu świata. Można nad nim
lecieć całymi godzinami i nie ujrzeć skrawka lądu czy atolu. Nie ma się co
dziwić, że załoga straciła rozeznanie nad tym bezmiarem wód. Rzecz w tym, że
lecąc z Lae w kierunku Howlandu lecieli nad praktycznie rzecz biorąc pustym
oceanem. Na trasie nie było żadnych wysp czy atoli, wedle których można byłoby
skorygować trajektorię samolotu. Ta fatalna okoliczność była pierwszą
przesłanką do stwierdzenia, że Electra musiała się zgubić nad oceanem. Ale nie ostatnia.
Drugą przesłanką były
umiejętności nawigacyjne Freda Noonana. Czarna legenda głosi, że lubił wypić i
potrafił popełniać ogromne błędy. W tym locie na ten przykład, po przeskoku
przez Atlantyk z Natalu do Dakaru pomylił się o 100 km, które skorygował
dopiero lecąc wzdłuż afrykańskiego brzegu. Problem polega na tym, że wtedy
posługiwano się nawigacją zliczeniową i takie błędy były możliwe. Nie było
nawigacji radiowej i GPS… Wyobraźmy sobie, że taka pomyłka – te 100 km –
zdarzyła się na Pacyfiku. Mając mało paliwa nie mogli skorygować tego błędu i
musieliby wodować.
Wodowanie?
- oczywiście jest
możliwe. Electra przez jakiś czas mogłaby unosić się na wodzie, bo miała
niemal lub całkiem puste zbiorniki paliwowe. Biorąc pod uwagę fakt, że nie
znamy jej położenia w chwili katastrofy można było prowadzić poszukiwania
jedynie po omacku. Niestety Ithasca nie miała radionamiernika i
nie była w stanie określić kierunku, z którego docierały do niej sygnały z Electry.
I to była kolejna przesłanka.
Legendy mówią, że Ameria
Earhart i Fred Noonan dotarli do wyspy Gardner/Nikumaroro, gdzie zmarli. Jak
podaje Wikipedia - Na
atolu Nikumaroro odnaleziono but uznany za damski, pudełko od amerykańskiego
sekstantu, butelkę benedyktynki, którą lubiła pilotka, a także ludzkie kości. W
1940 roku zostały one uznane za męskie, ale ponowna analiza antropologiczna
opublikowana w 2018 roku wskazuje, że należały jednak do kobiety. Wymiary kości
odpowiadają tym, które można wyznaczyć z fotografii i zachowanych ubrań
Earhart. To sugeruje, że pionierka awiacji zakończyła życie jako rozbitek na
odizolowanej wyspie.
Ale czy oznacza to, że
dolecieli i zmarli właśnie tam? Przecież z kości można ustalić przyczyny śmierci
delikwenta, czy nikt tego nie spróbował? Można zrobić to na podstawie
zachowanych na kościach śladów obrażeń, złamań, itd. Czy tego nie zrobiono? Ciekawe
jest to, że jak w wielu tego rodzaju przypadkach gdzieś zawieruszyły się dokumenty
i artefakty. Komuś zależało na tym, by prawda nie wyszła na jaw?