czwartek, 6 sierpnia 2020

Bejrut, 4 sierpnia, 18:08 EEST

 

Agencje prasowe i inne media doniosły:

Do potężnego wybuchu doszło w Bejrucie we wtorek, 4.VIII, wieczorem o g. 18:08.18 EEST. Ucierpiała połowa budynków miasta, szpitale są przepełnione rannymi. Według relacji korespondenta „Sputnika” na początku było słychać nieduży trzask, po pięciu minutach pojawił się czarno-biały dym, a następnie doszło do potężnego wybuchu, w niebo wystrzelił słup czerwonego dymu. W epicentrum eksplozji w porcie wybuchł silny pożar.

Na kadrach użytkowników sieci społecznościowych widać, jak nad miejscem zdarzenia wisi ogromna chmura w kształcie grzyba. Niektórzy internauci przekazali przy tym, że uszkodzone zostały pomieszczenia biurowe, w których przebywali. Jest informacja o kilkudziesięciu rannych, których karetki pogotowia przewożą do najbliższych szpitali.

 








Sztuczne trzęsienie ziemi

 

Pół libańskiej stolicy zostało zmiecione z powierzchni ziemi.

Cały świat żyje potężną eksplozją, jaka miała miejsce wczoraj (4.VIII) w stolicy Libanu, w Bejrucie. Wszystko wskazuje na to, że doszło do wybuchu saletry amonowej magazynowej w tutejszym porcie bez zabezpieczeń. Eksplozja wstrząsnęła ziemią do takiego stopnia, że zarejestrowały ją nawet sejsmometry Amerykańskiej Służby Geologicznej.

- Jordańskie Obserwatorium Sejsmologiczne oraz USGS zarejestrowało wybuch w porcie w Bejrucie, którego aktywność sejsmologiczna była równoważna trzęsieniu ziemi o magnitudzie 3,3 w skali Richtera - czytamy w oświadczeniu.

- Jednak - jak zaznacza Don Blakeman, geofizyk z Narodowego Centrum Informacji o Trzęsieniach Ziemi - wybuchy powierzchniowe, takie jak wtorkowy z Bejrutu, nie wytwarzają takich wstrząsów jak trzęsienie ziemi o podobnej energii. Ta fala rozprzestrzeniła się na powierzchni, a nie głębiej, kilka kilometrów pod ziemią. Za mało energii przenosi się do skał w ziemi - dodał.




Gdyby jednak do wybuchu doszło pod ziemią, magnituda wstrząsu mogłaby być jeszcze większa. Moc eksplozji oszacowano na 1,1 kt TNT czyli 4,6 TJ.

Doniesienia z Bejrutu są katastrofalne. Wiadomo, że po wybuchu magazynu, w którym składowana była saletra amonowa – NH4NO3, pół libańskiej stolicy zostało zmiecione z powierzchni ziemi. Pod gruzami zniszczonych domów wydobyto ciała 135 ofiar, ponad 4 tys. innych odniosło obrażenia, a 300 tys. ludzi straciło dach nad głową. Wiadomo, że akcja ratunkowa potrwa wiele dni, a katastrofę mieszkańcy będą odczuwać przez lata.




Według gazety „Cyprus Mail”, echo wybuchu rozprzestrzeniło się na setki kilometrów i dotarło do stolicy Cypru, Nikozji, oddalonej od Bejrutu o 241 km. Mieszkańcy zachodnich wiosek cypryjskich na zboczach gór Troodos również twierdzą, że słyszeli dźwięk eksplozji.

 



Nie tylko Bejrut

 

I rzecz najciekawsza - niemal do identycznego kataklizmu doszło w dniu 17.VII.1944 roku na terenie Port Chicago Naval Magazine w amerykańskiej miejscowości Port Chicago, CA. Statek transportowy typu Liberty SS E. A. Bryan zacumował po wewnętrznej, bliższej lądu kei pojedynczego, 450-metrowego pirsu załadowczego bazy Port Chicago, o godz. 8:15 w dniu 13 lipca 1944 roku. Statek miał puste ładownie, ale jego zbiorniki wypełniało 841.360 litrów ropy koniecznej do pokonania Pacyfiku. O godzinie 10:00 PDT tego samego dnia marynarze z będącego na służbie batalionu zaczęli zapełniać jego ładownie amunicją. Po czterech dniach całodobowej pracy około 4200 ton materiałów wybuchowych znalazło się pod pokładem. Do wieczora 17 lipca ładownie były wypełnione w około 40 procentach.

Tegoż dnia, o godzinie 22.00, 98 marynarzy z 3. dywizjonu rozpoczęło wypełnianie ładowni nr 3 E. A. Bryan bombami 450-kilogramowymi, ładowni nr 5 – pociskami kalibru 40 mm, a ładowni nr 4 – bombami rozpryskowymi. Jednocześnie ładowano 290-kilogramowe bomby zapalające; te były „żywe” – ich zapalniki były już zainstalowane i uzbrojone. Bomby zapalające ładowane były, ze szczególną ostrożnością, do ładowni nr 1, tej samej, w której hamulec windy ładunkowej był wciąż niesprawny.

W podstawionych wagonach znajdowały się ponadto lotnicze bomby głębinowe nowej generacji, każda wypełniona 110 kilogramami nowego, czulszego od TNT materiału wybuchowego torpexu; te zaczęto składać w ładowni nr 2. Na pirsie, na trzech równoległych torowiskach, stało 16 wagonów zawierających jeszcze około 390 ton materiałów wybuchowych. Ogółem, na pirsie i w ładowniach statku, znajdował się odpowiednik 2 000 ton TNT – 2 kt.

102 ludzi z 6. dywizjonu, w większości dopiero co przybyłych z NSGL, pracowało w tym czasie na nowo oddanym do eksploatacji statku typu Victory SS Quinault Victory (według niektórych źródeł Quinalt), by przygotować go do załadunku amunicji, który miał się rozpocząć po północy. Quinault miał zbiorniki częściowo wypełnione stosunkowo łatwopalnym paliwem. Na obu statkach pełniło wówczas służbę 67 oficerów i członków załóg, ponadto na pirsie znajdowało się trzech cywilnych specjalistów, żołnierz Marines, dziewięciu oficerów marynarki i 29 uzbrojonych strażników na służbie. Kuter pożarniczy Coast Guard z pięcioma ludźmi załogi stał również przy pirsie. Oficer, który opuścił port krótko po godzinie 22:00 odnotował, że ludzie z 3. dywizjonu mieli trudności z rozładowaniem wagonów, w których amunicję upchnięto nadzwyczaj ciasno. Zauważył też (rzecz wówczas bez znaczenia), że śruby Quinaulta obracały się z wolna, co mogło oznaczać, że statek (choć pusty) jest gotowy do wyjścia w morze.

O godzinie 22.18 świadkowie usłyszeli „metaliczny gwizd oraz odgłos łamiącego się drewna, jakby spadającego bomu”. Natychmiast potem nastąpiła pierwsza eksplozja i wybuchł pożar. W kilka sekund potem nastąpiła znacznie poważniejsza eksplozja, która zamieniła E. A. Bryan i otoczenie w wielką kulę ognia o średnicy około 4800 metrów. Kawałki rozpalonego do białości metalu i inne płonące szczątki siła eksplozji wyrzuciła na około 3700 metrów w górę. Pilot samolotu przelatującego nad miejscem eksplozji, dojrzał krąg płomienia, który rozszedł się po ziemi, osiągając jakieś 4,5 km średnicy, a następnie słup wybuchu sięgnął jego samolotu – fragmenty metalu „wielkości domów” przelatywały wysoko nad samolotem lecącym na wysokości 2700 m. SS E. A. Bryan został całkowicie unicestwiony, a Quinault siła podmuchu wyrzuciła z wody, rozerwała na kawałki i rozrzuciła w różne strony; rufa, do góry dnem, wylądowała 150 metrów dalej. Kuter pożarniczy Coast Guard CG-60014-F został pchnięty siłą podmuchu 180 metrów w górę rzeki, gdzie zatonął. Pirs, wraz z wagonami, parowozami, ładunkiem i ludźmi, został rozerwany na części. Czekające na rozładunek wagony, umieszczone między zabezpieczającymi nasypami, zostały zgniecione i zniszczone siłą wybuchu, jeden z nich stanął w płomieniach, co groziło dalszymi eksplozjami. Baraki koszar i inne zabudowania portowe, a także pobliskie miasto, zostały w znacznym stopniu zniszczone. Odłamki szkła, metalu i niezdetonowane pociski zraniły wielu członków militarnego i cywilnego personelu bazy, aczkolwiek w samym miasteczku nikt nie zginął. Położony 1,5 mili dalej budynek koszarowy się niemal zawalił, a mieszkańców rzuciło na ściany – gdy się wydostali i ruszyli ciężarówką na pomoc, samochód musiał zatrzymać się w pół drogi: eksplozja doszczętnie zniszczyła jezdnię, czyniąc ją nieprzejezdną. Szkody władz federalnych wyceniono na 9,9 miliona dolarów (133 miliony w roku 2014). Sejsmografy uniwersytetu w Berkeley odnotowały dwa wstrząsy sejsmiczne, z których drugi, silniejszy, miał swój odpowiednik w 3,4 stopnia w skali Richtera.

Wszystkich 320 ludzi na pirsie i na statkach zginęło natychmiast, 390 cywilów i wojskowych odniosło rany, niektórzy poważne. Wśród zabitych było pięciu członków załogi kutra pożarniczego Coast Guard. W katastrofie zginęło 202 Afroamerykanów, a 233 zostało rannych, co stanowi 15 procent wszystkich czarnoskórych obywateli USA poległych w czasie operacji morskich II wojny światowej.

 

Także Halifax…

 

Jednak najpotężniejszym wybuchem nie-atomowym była katastrofalna eksplozja statku amunicyjnego w porcie Halifax, która miała miejsce w dniu 6.XII.1917 roku. W czasie I wojny światowej Halifax był jednym z głównych portów, z których wypływały statki z żołnierzami oraz zaopatrzeniem dla Europy. Tutaj formowały się konwoje atlantyckie. 6 grudnia 1917 około godziny 08.45 ADT w zatoce Bedford Basin nastąpiło zderzenie francuskiego frachtowca SS Mont Blanc wiozącego 2653 tony materiałów wybuchowych (w tym m.in. kwas pikrynowy) oraz cieczy łatwopalnych, takich jak benzen, z pływającym w czarterze belgijskim norweskim statkiem SS Imo. Wskutek kolizji na Mont Blanc doszło do pożaru, a następnie do wybuchu przewożonego ładunku. W wyniku eksplozji zginęło około 2 tysiące osób (dokładna liczba nie jest znana), około 9000 osób zostało rannych, u 600 osób stwierdzono uszkodzenia oczu, z czego 38 straciło wzrok na zawsze.

Szacuje się, że moc eksplozji była równoważna wybuchowi 3 tysięcy ton trotylu – 3 kt, a więc ok. 1/5 mocy bomby jądrowej zrzuconej na Hiroszimę. Była to jedna z największych nienuklearnych eksplozji wywołanych przez człowieka.

 

Taktyczna broń jądrowa

 

Te wszystkie wydarzenia ukazują nam, jakie straty i szkody są w stanie spowodować takie wybuchy. Na Zachodzie i Wschodzie rozważa się możliwość użycia małych ładunków jądrowych o mocy >5 kt – czyli tzw. taktycznej broni jądrowej. Obniżenie progu użycia broni jądrowej doprowadziłoby do jej masowego użycia i co za tym idzie – skażeń środowiska o niewyobrażalnych skutkach i skali. Najstraszniejsze jest to, że te paranoiczne rojenia już są w stadium realizacji.




Uważam, że otrzymaliśmy kolejne ostrzeżenie, czym grozi obniżenie progu użycia broni jądrowej i w ogóle BMR. Katastrofy nuklearne takie jak Czarnobyl i Fukushima, katastrofy takie jak w Bhopalu i Seveso, epi- i pandemie różnych chorób, z którymi walczymy aktualnie – czymże one są? Według mnie są one BARDZO POWAŻNYM OSTRZEŻENIEM. Nieznany Ktoś chce nam powiedzieć: Ludzie, bardzo źle się bawicie. Każde  tych wydarzeń, to krok ku zagładzie. I to już nie jest bredzenie różnych „oświeconych” i „widzących inaczej”, ale twarda, namacalna rzeczywistość, która wiedzie nas w przepaść samozagłady.

Ale kogo to obchodzi poza garstką ludzi, którym leży na sercu dobro naszej planety?

Nikogo, i to jest właśnie straszne…

 

Źródła:

·        CNN i FT

·        „Sputnik”

·        „Hindustan Times”

·        Wikipedia