Stanisław Bednarz
Nie ma piękniejszego widoku jak
przelot wielkiego sterowca nad dachami miasteczka. Wielkie cygaro dostojnie i
cicho sunęło nad Szczecinkiem 30 lipca 1931. Wracał on z niemieckiej wyprawy
polarnej z archipelagu Nowej Ziemi do Berlina.
Wyprawa doszła do skutku w lipcu
1931 roku, start nastąpił 24 lipca 1931 r. z Friedrichshafen, po czym sterowiec
przez Berlin, Leningrad, półwysep Kanin dotarł najpierw na Ziemię Franciszka
Józefa a następnie na Nową Ziemię. Dokonano udanej wymiany poczty z rosyjskim
lodołamaczem SS Małygin oraz udanego wodowania i samodzielnego startu na Oceanie
Lodowatym. Choć samego Bieguna nie zdobyto, wyprawa, podczas której przebyto
10.600 km, w tym 8600 km bez tankowania, zakończyła się pełnym sukcesem
udowadniając niezawodność i przydatność sterowca także w warunkach polarnych.
Ze względu na monumentalne rozmiary powietrzny statek porównywany był do Titanica.
Sterowiec Graf Zeppelin miał 236 metrów długości, a kadłub dzielony na 17
komór mierzył w najszerszym miejscu 30,5 metra. Zeppelin mógł przewieźć
nawet 70 osób, w tym 20 pasażerów i 40-50 członków załogi. LZ-127 Graf Zeppelin był
unikatową konstrukcją. Napędzały go bowiem silniki pchające zasilane gazem Blaua.
Wynalazek Hermana Blaua rozwiązał
problem trawiący sterowce. Otóż silniki benzynowe zużywały takie ilości paliwa
, że sterowiec robił się lżejszy i trzeba było wypuszczać wodór nośny co było
niebezpieczne. Gaz Blaua był wagowo zbliżony do powietrza więc jego ubytek nie
wpływał na nośność. Był bardzo podobny do jednego ze składników LPG - butanu. Pięć
silników Maybacha rozpędzały sterowiec do prędkości 128 km/h. Mieszkańcy
wdrapywali się na dachy, aby móc z jak najbliższej odległości podziwiać ten cud
techniki. I właśnie wracając z tej wyprawy do Nowej Ziemi zachwycił mieszkańców
Szczecinka.
Moje
3 grosze
Nawiasem mówiąc, był on widziany
także nad Gdańskiem i sfotografowano go, z czego później też powstały niemieckie
pocztówki.
Ta wyprawa polarna była śledzona
przez szeroką publiczność tak jak dzisiaj śledzimy przebieg lotów kosmicznych. O
tym locie wzmiankujemy w naszej książce o katastrofach lotniczych i napisaliśmy
tak:
No i właśnie na
poszukiwania legendarnych wysp Arktyki wyprawili się Niemcy i Rosjanie w 1931
roku sterowcem LZ-127. Była to naprawdę doskonale zorganizowana wyprawa
statkiem powietrznym o długości 237 metrów, szerokości 30 i wysokości 34
metrów. Ogólna pojemność wszystkich balonetów sterowca wynosiła 105.000 m³, zaś
pięć silników o mocy 2.650 KM nadawały masie własnej LZ-127 wynoszącej 62 tony
plus 23 tony payloadu prędkość 128
km/h. Praktyczny zasięg tego statku powietrznego wynosił 11.250 km. Najpierw
pokonano trasę Berlin – Szczecin – Kołobrzeg – Visby – Helsinki – Leningrad -
gdzie na pokład dokooptowano ekipę radzieckich uczonych, którzy potem polecieli
dalej do Wysp Nowosyberyjskich. Chodziło o konkretne rozstrzygnięcie kwestii
istnienia Ziemi Sannikowa i Ziemi Andriejewa, następnie statek powietrzny skierowano
na Tajmyr i z powrotem do Berlina. W ciągu 110 godzin LZ-127 pokonał odległość
13.200 km. Ziemi Sannikowa i Ziemi Andriejewa nie znaleziono. Pozostały one
jedynie na kartach powieści Leonida
Płatowa „Archipelag Znikających Wysp” i „Kraina Siedmiu Traw”... Ta
wyprawa, to pełny tryumf ludzkiej nowoczesności myślenia i techniki! W ciągu
czterech i pół dnia z pokładu sterowca zbadano tak wielką przestrzeń, którą z
lodołamaczy badano by co najmniej przez trzy lata![1]
I tak faktycznie było.
Po latach pogardy i niełaski
sterowce powracają na niebo. Wypełnione niepalnym helem potrafią wznieść się na
duże wysokości, a wyposażone w silniki odrzutowe są w stanie poruszać się
szybko w górnych warstwach atmosfery dochodząc niemal do linii Kármána.[2]
Być może wkrótce staną się one wygodnymi platformami startowymi dla pojazdów
kosmicznych…
Ale na razie sterowce pełnią funkcję transportowców, latających dźwigów, pojazdów turystycznych, jednostek patrolowych i rozpoznawczo-zwiadowczych. A że są tańsze w eksploatacji od samolotów, z pewnością powrócą na nasze niebo.