Agencje prasowe i inne media
doniosły:
Do potężnego wybuchu doszło w
Bejrucie we wtorek, 4.VIII, wieczorem o g. 18:08.18 EEST. Ucierpiała połowa
budynków miasta, szpitale są przepełnione rannymi. Według relacji korespondenta
„Sputnika” na początku było słychać nieduży trzask, po pięciu minutach pojawił
się czarno-biały dym, a następnie doszło do potężnego wybuchu, w niebo
wystrzelił słup czerwonego dymu. W epicentrum eksplozji w porcie wybuchł silny
pożar.
Na kadrach użytkowników sieci społecznościowych
widać, jak nad miejscem zdarzenia wisi ogromna chmura w kształcie grzyba.
Niektórzy internauci przekazali przy tym, że uszkodzone zostały pomieszczenia
biurowe, w których przebywali. Jest informacja o kilkudziesięciu rannych,
których karetki pogotowia przewożą do najbliższych szpitali.
Sztuczne
trzęsienie ziemi
Pół libańskiej stolicy zostało
zmiecione z powierzchni ziemi.
Cały świat żyje potężną
eksplozją, jaka miała miejsce wczoraj (4.VIII) w stolicy Libanu, w Bejrucie.
Wszystko wskazuje na to, że doszło do wybuchu saletry amonowej magazynowej w
tutejszym porcie bez zabezpieczeń. Eksplozja wstrząsnęła ziemią do takiego
stopnia, że zarejestrowały ją nawet sejsmometry Amerykańskiej Służby
Geologicznej.
-
Jordańskie Obserwatorium Sejsmologiczne oraz USGS zarejestrowało wybuch w
porcie w Bejrucie, którego aktywność sejsmologiczna była równoważna trzęsieniu
ziemi o magnitudzie 3,3 w skali Richtera - czytamy w oświadczeniu.
-
Jednak - jak zaznacza Don
Blakeman, geofizyk z Narodowego Centrum Informacji o Trzęsieniach Ziemi - wybuchy powierzchniowe, takie jak wtorkowy z
Bejrutu, nie wytwarzają takich wstrząsów jak trzęsienie ziemi o podobnej
energii. Ta fala rozprzestrzeniła się na powierzchni, a nie głębiej, kilka
kilometrów pod ziemią. Za mało energii
przenosi się do skał w ziemi - dodał.
Gdyby jednak do wybuchu doszło
pod ziemią, magnituda wstrząsu mogłaby być jeszcze większa. Moc eksplozji
oszacowano na 1,1 kt TNT czyli 4,6 TJ.
Doniesienia z Bejrutu są
katastrofalne. Wiadomo, że po wybuchu magazynu, w którym składowana była
saletra amonowa – NH4NO3, pół libańskiej stolicy zostało
zmiecione z powierzchni ziemi. Pod gruzami zniszczonych domów wydobyto ciała
135 ofiar, ponad 4 tys. innych odniosło obrażenia, a 300 tys. ludzi straciło
dach nad głową. Wiadomo, że akcja ratunkowa potrwa wiele dni, a katastrofę
mieszkańcy będą odczuwać przez lata.
Według gazety „Cyprus Mail”, echo
wybuchu rozprzestrzeniło się na setki kilometrów i dotarło do stolicy Cypru,
Nikozji, oddalonej od Bejrutu o 241 km. Mieszkańcy zachodnich wiosek
cypryjskich na zboczach gór Troodos również twierdzą, że słyszeli dźwięk
eksplozji.
Nie
tylko Bejrut
I rzecz najciekawsza - niemal do
identycznego kataklizmu doszło w dniu 17.VII.1944 roku na terenie Port Chicago
Naval Magazine w amerykańskiej miejscowości Port Chicago, CA. Statek
transportowy typu Liberty SS E. A. Bryan zacumował po
wewnętrznej, bliższej lądu kei pojedynczego, 450-metrowego pirsu załadowczego
bazy Port Chicago, o godz. 8:15 w dniu 13 lipca 1944 roku. Statek miał puste
ładownie, ale jego zbiorniki wypełniało 841.360 litrów ropy koniecznej do
pokonania Pacyfiku. O godzinie 10:00 PDT tego samego dnia marynarze z będącego
na służbie batalionu zaczęli zapełniać jego ładownie amunicją. Po czterech
dniach całodobowej pracy około 4200 ton materiałów wybuchowych znalazło się pod
pokładem. Do wieczora 17 lipca ładownie były wypełnione w około 40 procentach.
Tegoż dnia, o godzinie 22.00, 98
marynarzy z 3. dywizjonu rozpoczęło wypełnianie ładowni nr 3 E. A.
Bryan bombami 450-kilogramowymi, ładowni nr 5 – pociskami kalibru 40
mm, a ładowni nr 4 – bombami rozpryskowymi. Jednocześnie ładowano 290-kilogramowe
bomby zapalające; te były „żywe” – ich zapalniki były już zainstalowane i
uzbrojone. Bomby zapalające ładowane były, ze szczególną ostrożnością, do
ładowni nr 1, tej samej, w której hamulec windy ładunkowej był wciąż
niesprawny.
W podstawionych wagonach
znajdowały się ponadto lotnicze bomby głębinowe nowej generacji, każda
wypełniona 110 kilogramami nowego, czulszego od TNT materiału wybuchowego
torpexu; te zaczęto składać w ładowni nr 2. Na pirsie, na trzech równoległych
torowiskach, stało 16 wagonów zawierających jeszcze około 390 ton materiałów
wybuchowych. Ogółem, na pirsie i w ładowniach statku, znajdował się odpowiednik
2 000 ton TNT – 2 kt.
102 ludzi z 6. dywizjonu, w
większości dopiero co przybyłych z NSGL, pracowało w tym czasie na nowo oddanym
do eksploatacji statku typu Victory SS Quinault Victory (według niektórych
źródeł Quinalt), by przygotować go do załadunku amunicji, który miał
się rozpocząć po północy. Quinault miał zbiorniki częściowo
wypełnione stosunkowo łatwopalnym paliwem. Na obu statkach pełniło wówczas
służbę 67 oficerów i członków załóg, ponadto na pirsie znajdowało się trzech
cywilnych specjalistów, żołnierz Marines,
dziewięciu oficerów marynarki i 29 uzbrojonych strażników na służbie. Kuter
pożarniczy Coast Guard z pięcioma ludźmi załogi stał również przy pirsie.
Oficer, który opuścił port krótko po godzinie 22:00 odnotował, że ludzie z 3.
dywizjonu mieli trudności z rozładowaniem wagonów, w których amunicję upchnięto
nadzwyczaj ciasno. Zauważył też (rzecz wówczas bez znaczenia), że śruby Quinaulta
obracały się z wolna, co mogło oznaczać, że statek (choć pusty) jest gotowy do
wyjścia w morze.
O godzinie 22.18 świadkowie
usłyszeli „metaliczny gwizd oraz odgłos łamiącego się drewna, jakby spadającego
bomu”. Natychmiast potem nastąpiła pierwsza eksplozja i wybuchł pożar. W kilka
sekund potem nastąpiła znacznie poważniejsza eksplozja, która zamieniła E. A.
Bryan i otoczenie w wielką kulę ognia o średnicy około 4800 metrów.
Kawałki rozpalonego do białości metalu i inne płonące szczątki siła eksplozji
wyrzuciła na około 3700 metrów w górę. Pilot samolotu przelatującego nad
miejscem eksplozji, dojrzał krąg płomienia, który rozszedł się po ziemi,
osiągając jakieś 4,5 km średnicy, a następnie słup wybuchu sięgnął jego samolotu
– fragmenty metalu „wielkości domów” przelatywały wysoko nad samolotem lecącym
na wysokości 2700 m. SS E. A. Bryan został całkowicie
unicestwiony, a Quinault siła podmuchu wyrzuciła z wody, rozerwała na kawałki i
rozrzuciła w różne strony; rufa, do góry dnem, wylądowała 150 metrów dalej.
Kuter pożarniczy Coast Guard CG-60014-F został pchnięty siłą
podmuchu 180 metrów w górę rzeki, gdzie zatonął. Pirs, wraz z wagonami,
parowozami, ładunkiem i ludźmi, został rozerwany na części. Czekające na
rozładunek wagony, umieszczone między zabezpieczającymi nasypami, zostały
zgniecione i zniszczone siłą wybuchu, jeden z nich stanął w płomieniach, co
groziło dalszymi eksplozjami. Baraki koszar i inne zabudowania portowe, a także
pobliskie miasto, zostały w znacznym stopniu zniszczone. Odłamki szkła, metalu
i niezdetonowane pociski zraniły wielu członków militarnego i cywilnego
personelu bazy, aczkolwiek w samym miasteczku nikt nie zginął. Położony 1,5
mili dalej budynek koszarowy się niemal zawalił, a mieszkańców rzuciło na
ściany – gdy się wydostali i ruszyli ciężarówką na pomoc, samochód musiał
zatrzymać się w pół drogi: eksplozja doszczętnie zniszczyła jezdnię, czyniąc ją
nieprzejezdną. Szkody władz federalnych wyceniono na 9,9 miliona dolarów (133
miliony w roku 2014). Sejsmografy uniwersytetu w Berkeley odnotowały dwa
wstrząsy sejsmiczne, z których drugi, silniejszy, miał swój odpowiednik w 3,4
stopnia w skali Richtera.
Wszystkich 320 ludzi na pirsie i
na statkach zginęło natychmiast, 390 cywilów i wojskowych odniosło rany,
niektórzy poważne. Wśród zabitych było pięciu członków załogi kutra
pożarniczego Coast Guard. W katastrofie zginęło 202 Afroamerykanów, a 233
zostało rannych, co stanowi 15 procent wszystkich czarnoskórych obywateli USA
poległych w czasie operacji morskich II wojny światowej.
Także
Halifax…
Jednak najpotężniejszym wybuchem
nie-atomowym była katastrofalna eksplozja statku amunicyjnego w porcie Halifax,
która miała miejsce w dniu 6.XII.1917 roku. W czasie I wojny światowej Halifax
był jednym z głównych portów, z których wypływały statki z żołnierzami oraz
zaopatrzeniem dla Europy. Tutaj formowały się konwoje atlantyckie. 6 grudnia
1917 około godziny 08.45 ADT w zatoce Bedford Basin nastąpiło zderzenie
francuskiego frachtowca SS Mont Blanc wiozącego 2653 tony
materiałów wybuchowych (w tym m.in. kwas pikrynowy) oraz cieczy łatwopalnych,
takich jak benzen, z pływającym w czarterze belgijskim norweskim statkiem SS Imo.
Wskutek kolizji na Mont Blanc doszło do pożaru, a następnie do wybuchu
przewożonego ładunku. W wyniku eksplozji zginęło około 2 tysiące osób (dokładna
liczba nie jest znana), około 9000 osób zostało rannych, u 600 osób stwierdzono
uszkodzenia oczu, z czego 38 straciło wzrok na zawsze.
Szacuje się, że moc eksplozji
była równoważna wybuchowi 3 tysięcy ton trotylu – 3 kt, a więc ok. 1/5 mocy
bomby jądrowej zrzuconej na Hiroszimę. Była to jedna z największych
nienuklearnych eksplozji wywołanych przez człowieka.
Taktyczna
broń jądrowa
Te wszystkie wydarzenia ukazują
nam, jakie straty i szkody są w stanie spowodować takie wybuchy. Na Zachodzie i
Wschodzie rozważa się możliwość użycia małych ładunków jądrowych o mocy >5
kt – czyli tzw. taktycznej broni jądrowej. Obniżenie progu użycia broni jądrowej
doprowadziłoby do jej masowego użycia i co za tym idzie – skażeń środowiska o
niewyobrażalnych skutkach i skali. Najstraszniejsze jest to, że te paranoiczne
rojenia już są w stadium realizacji.
Uważam, że otrzymaliśmy kolejne
ostrzeżenie, czym grozi obniżenie progu użycia broni jądrowej i w ogóle BMR.
Katastrofy nuklearne takie jak Czarnobyl i Fukushima, katastrofy takie jak w
Bhopalu i Seveso, epi- i pandemie różnych chorób, z którymi walczymy aktualnie
– czymże one są? Według mnie są one BARDZO POWAŻNYM OSTRZEŻENIEM. Nieznany Ktoś
chce nam powiedzieć: Ludzie, bardzo źle się bawicie. Każde tych wydarzeń, to krok ku zagładzie. I to już
nie jest bredzenie różnych „oświeconych” i „widzących inaczej”, ale twarda,
namacalna rzeczywistość, która wiedzie nas w przepaść samozagłady.
Ale kogo to obchodzi poza garstką
ludzi, którym leży na sercu dobro naszej planety?
Nikogo, i to jest właśnie
straszne…
Źródła:
· CNN i FT
·
„Sputnik”
·
„Hindustan Times”
·
Wikipedia