Oczywiście chodzi tutaj o papieża Franciszka,
który realizując swoją działalność
postanowił wybrać się do
Iraku na spotkanie w celu próby
pogodzenia dwóch
wielkich, światowych
i zwaśnionych od wieków religii – chrześcijaństwa i
islamu.
Sytuacja polityczna w tym
kraju jest jaka jest – jak u nas po II Wojnie Światowej. W zasadzie nie
obowiązuje tam żadne prawo, poza prawem pięści. I dlatego właśnie tak bardzo
niepokojąco brzmią wersy z II Centurii Nostradamusa, które głoszą, że:
Rzymski
papieżu strzeż się wejść do miasta,
które
opływają dwie rzeki.
Krew
Twoja i Twych bliskich popłynie
kiedy
róże Apamei się rozwiną...
Nostradamus Cen. II/97
Przepowiednia jest oczywista i
klarowna. Miasto, które opływają dwie rzeki, to Bagdad, a kraj to Mezopotamia –
dzisiaj Irak.
Róże Apamei to słynne róże
kalifa, które rosną tylko w Apamei. Sama zaś Apameia to miasto położone u
zbiegu Eufratu i Tygrysu. W morderczym klimacie tego miejsca, róże kalifa
rozkwitały na parę dni tylko w najchłodniejsze dni – na przełomie lutego i
marca. Czyżby Nostradamus tak właśnie określił czas zamachu na Ojca Świętego?[1]
Franciszek jedzie do Iraku z
misją pojednawczą – rzucenie pomostu (pontiff) pomiędzy chrześcijan i
muzułmanów. Jest wielu ludzi, którym się coś takiego nie podoba, którzy mają
swój interes w tym, by konflikt ten trwał jak najdłużej.[2]
A w grę wchodzą ogromne pieniądze!
Poza tym Franciszek zabrał się
za powolne wprawdzie, ale zawsze, porządkowanie Kościoła katolickiego,
oczyszczenie go z brudów i skandali, którymi obrósł w czasie pontyfikatów Piusa XI, Piusa XII, Jana XXIII, Pawła VI i – niestety – Jana Pawła II. I to Franciszkowi najbardziej
pasuje przydomek De Solis labor
nadany przez św. Malachiasza, bo
wykonuje on pracę Słońca – daje nowe życie strupieszałym, spetryfikowanym
strukturom Kościoła. A nie wszystkim jest to w smak, jego wrogowie podnoszą
coraz śmielej łby, i nie są to bynajmniej ateiści, ale ludzie Kościoła…
Dlatego właśnie Franciszek
musi uważać na siebie, by żadna zbrodnicza dłoń nie przekreśliła jego
dzieła.