To ogromne wulkanisko znajduje
się na Islandii – a jego centrum znajduje się na N 65°01′48″ - W 016°45′00″.
Ogromna kaldera mierzy 50 km² i znajdują się w niej dwa jeziora: Öskjuvatn (220 m głębokości)
oraz Viti (isl. dosł. Piekło) wypełnione ciepłą, siarkową wodą. Ostatni jej wybuch
miał miejsce w 1961 roku.
Jest to islandzka wersja jeziora kraterowego,
Askja („pudełko”), to zestaw dużych nakładających się kalder, które górują nad
szerokim masywem Dyngjufjoll, starszego zerodowanego stratowulkanu. Główna
kaldera ma średnicę 5 mil (8 km), a w jej obrębie znajduje się spektakularne
jezioro Öskjuvatn, które ma ponad 4 km średnicy. Wulkan leży na północ od
Vatnajokull w jałowym regionie zwanym Ódádahraun („pustynia zbrodni”), który znajduje
się w cieniu deszczu wysokiego płaskowyżu pola lodowego.[1]
Niepokojące wieści płyną w
Islandii, gdzie w okolicach jednego z najbardziej niebezpiecznych wulkanów
zaobserwowano znaczące deformacje gruntu świadczące o gromadzeniu się magmy.
Jeśli dojdzie do erupcji, popioły mogą zacząć opadać na Europę. Geolodzy
ostrzegają, że wulkan Askja na Islandii może szykować się do erupcji. Póki co
ogłoszono w jego rejonie tzw. stan niepewności, który oznacza, że służby muszą
na bieżąco monitorować sytuację, ponieważ może ona prowadzić do zagrożenia
zdrowia i bezpieczeństwa ludzi, środowiska i infrastruktury. Podniesiono też
kolor alertu dla lotnictwa z najniższego zielonego do żółtego.
Wulkan od kilku tygodni wykazuje
poziom aktywności wykraczający poza dotychczasowe tło, co skłoniło naukowców do
analizy zdjęć satelitarnych i odczytów z GPS, które wykazały, że w rejonie
wulkanu doszło do deformacji gruntu. Uniósł się on nawet o 7 cm, co oznacza
gromadzenie się magmy na głębokości 2-3 kilometrów. Do tego dochodzą jeszcze
liczne i częste wstrząsy sejsmiczne.
Dla naukowców zbliżająca się
erupcja nie jest zaskoczeniem, ponieważ ostrzegali przed nią wkrótce po
zakończeniu się aktywności wulkanu Eyjafjallajökull, który w 2010 roku
całkowicie sparaliżował ruch lotniczy nad Europą. Wkrótce może nas czekać
powtórka z tamtych wydarzeń, ponieważ rozmieszczenie układów barycznych sprzyja
wędrówce popiołów w kierunku Europy. W pierwszej kolejności chmura pyłu znad
Islandii mogłaby dotrzeć nad Wyspy Brytyjskie i Skandynawię.
Askja położony jest w
środkowo-wschodniej części wyspy, w wiecznie zasypanych śniegiem górach
Dyngjufjöll. Wulkan drzemie od jesieni 1961 roku. Pierwsze oznaki budzenia się
ze snu zaobserwowano w marcu 2005 roku, kiedy zaledwie 30 kilometrów na wschód
od wulkanu zanotowano serię trzęsień ziemi. Z biegiem tygodni trzęsienia jednak
ustały. Na nowo pojawiły się wiosną 2010
roku, zaraz po erupcji wulkanu Eyjafjallajökull, ale i one wkrótce ustały.
Kolejny rój ponad 700 trzęsień ziemi odnotowano w 2019 roku. Tym razem może być
podobnie, choć naukowcy muszą zakładać czarny scenariusz, aby przygotować
ludność np. do ewakuacji.
Mimo tych danych nie można
szczegółowo podać czasu erupcji. Wiadomo, że wulkan położony jest na tej samej
płycie tektonicznej co Eyjafjallajökull i w ciągu ostatnich kilku stuleci
wybuchał około 40 razy. Niektóre z erupcji miały olbrzymi zasięg.
Wybuch z 29 marca 1875 roku
okazał się najpotężniejszy, ponieważ chmury popiołów zaczęły opadać od Szkocji
przez Skandynawię po Niemcy, a nawet Polskę, rządzoną wówczas przez króla
Aleksandra II Romanowa. Wulkan wyprodukował olbrzymie ilości lawy, które
pokryły obszar o powierzchni ponad 20 kilometrów kwadratowych. Do dziś rekord
ten w skali całej Islandii nie został pobity.
Podczas ostatniej swej erupcji 60
lat temu, popiół wzbił się na wysokość 8 kilometrów, a następnie zaczął opadać
w promieniu 7-8 kilometrów od krateru, przy tym powodując skażenie pól
uprawnych. Wulkan Askja ma 1510 metrów wysokości, a wewnątrz jego krateru
znajdują się dwa jeziora wypełnione wodą siarkową. Jedno z jezior o głębokości
220 metrów, jest najgłębszym na Islandii.[2]
Jakie mogą być implikacje erupcji
Askji? Przede wszystkim byłaby to powtórka z 2010 roku, kiedy to po erupcji
wulkanu Eyjafjallajökull został zatrzymany ruch lotniczy w całej niemal
Europie, a straty kompanii lotniczych szły w miliardy dolarów i euro. Wybuch
doprowadził do emisji do atmosfery chmury pyłów wulkanicznych, która
spowodowała zakłócenia lotów na terenie całej północnej Europy. Loty z głównych
lotnisk zostały zawieszone 15 kwietnia 2010 w Belgii, Czechach, Danii, Estonii,
Finlandii, Francji, Islandii, Hiszpanii, Holandii, na Litwie, na Łotwie, w
Niemczech, Norwegii, Irlandii, Rosji, Szwecji i Wielkiej Brytanii.
15 kwietnia od godziny 20:00 CEST
Polska zamknęła strefę powietrzną nad północną częścią kraju. 16 kwietnia od
8:00 zamknięto przestrzeń powietrzną nad Polską centralną i
południowo-zachodnią, a o 12:00 lotnisko w Krakowie. Wieczorem po wyłączeniu
lotniska w Rzeszowie, zamknięta została cała przestrzeń powietrzna nad Polską.
Wykonywane mogły być tylko loty na małej wysokości, poniżej podstawy chmury
pyłu wulkanicznego (ok. 6 km).
16 kwietnia zamknięto część lub
całość przestrzeni powietrznej w kolejnych krajach europejskich: Austrii,
Mołdawii, na Słowacji, w Szwajcarii, na Węgrzech i we Włoszech.
17 kwietnia zamknięto przestrzeń
powietrzną nad Bośnią i Hercegowiną, Chorwacją, Czarnogórą, Rumunią i Serbią.
Międzynarodowe Zrzeszenie
Przewoźników Powietrznych oszacowało, że światowe linie lotnicze poniosły w
związku z erupcją i odwołaniem lotów straty rzędu 200 mln USD dziennie. 16
kwietnia w europejskiej przestrzeni powietrznej odbyło się 11.659 lotów z
planowanych 28.597, 17 kwietnia było to 4886 z 22.653, 18 kwietnia 4000 z 24.965.[3]
Po raz pierwszy zobaczyłem ten
wulkan na zdjęciu satelitarnym Europy Północnej, gdzie Askja wyróżniała się
swoją kalderą częściowo pokrytą śniegiem i przez to wyjątkowo plastycznie
przedstawioną. Przypominała mi jakiś otwarty wrzód na skorupie ziemskiej. Wtedy
wulkan ten był uważany za nieaktywny po erupcji w 1961 roku.
W zasadzie na Islandii nie ma
wygasłych wulkanów. Wyspa znajduje się na wierzchołku „gorącego punktu” skorupy
ziemskiej, gdzie jest górna część pióropusza magmy tryskającego z jądra Ziemi
aż do dolnych warstw skorupy ziemskiej, i co jest przyczyną silnego wulkanizmu
na tej wyspie, która sama w sobie stanowi podniesiony poprzez strumień magmy
fragment dna morskiego. Gdyby strumień ten znikł lub się przesunął – Islandia
zapadłaby się na co najmniej trzy kilometry w wody Atlantyku.
Tak już całkiem à propos, to czy to właśnie Atlantydę
nie spotkał podobny los? Na środkowym Atlantyku znajdowała się wyspa wielkości
Islandii, wulkaniczna jak samo piekło, natomiast pod nią znajdowała się kolumna
wrzącej magmy, której ciśnienie utrzymywało ją nad powierzchnią oceanu.
Jednakże pewnego dnia przyszedł „jeden dzień i jedna noc okropna” jak napisał Arystokles Ateńczyk vel Platon
i pióropusz magmy znikł lub się przesunął… W efekcie tego, Atlantyda zapadła
się na cztery kilometry w wody Atlantyku, a po wyspie pozostała jedynie
legenda. I to może być jakimś wyjaśnieniem.
Inna hipoteza głosi, że w
Atlantydę trafiła asteroida zwana Planetoidą
A, co spowodowało dewastację wyspy i koniec jej cywilizacji. A może jednak
było trochę inaczej? Asteroida trafiła w wypiętrzoną nad poziom oceanu wyspę,
przedziurawiła skorupę ziemską i spowodowała ujście ekshalacji wulkanicznych,
magmy i tym samym wyspa zapadła się pod wodę… Wystrzelona w atmosferę tefra
spowodowała zimę poimpaktowo-poerupcyjną, ale Prąd Zatokowy, który wdarł się na
północ Europy spowodował koniec tamtejszej Epoki Lodowej.
A zatem co będzie, gdy Askja się
zaktywizuje? Nie liczę na jakiś kataklizm jak 13.000 lat temu, ale kłopoty z
pylistą tefrą w atmosferze mogą być. A co za tym idzie także deszcze,
zmętnienie atmosfery, barwne wschody i zachody Słońca i Księżyca i inne dziwne zjawiska,
które będziemy obserwować, jak po wybuchu Kasatochi czy Kluczewskiej Sopki w
latach ubiegłych.