Od czasu do czasu czytamy w
prasie czy w Internecie o „przystojnych” bolidach czy meteorytach, które nocami
i dniami rozświetlają nasz nieboskłon. Niekiedy są one brane za samoloty czy
inne pojazdy powietrzne, czasami za UFO – szczególnie jak ich trajektoria czy
barwo wydaje się obserwatorom dziwna. Chciałbym pokazać Czytelnikom dwie mapki
ukazujące gęstość meteorytowego obstrzału naszej planety i jego moc wyrażoną w
kilotonach TNT – kt, w latach 1988-2021.
Inną, niemniej
frapującą ciekawostką był Meteoryt Grenlandzki, który spadł na Ziemię w dniu 7 lub
9 grudnia 1997 roku na Grenlandię. Nie byłoby w tym niczego dziwnego, gdyby nie
fakt, że energia tego impaktu wyniosła około 20-25 kt TNT - czyli tyle, ile
energia wybuchu bomby atomowej „Little Boy”, która zamieniła w perzynę
Hiroszimę. Najciekawszym jest jednak to, że informacje tą zdjęto ze światowego
serwisu informacyjnego PAP w ciągu 2 godzin! - tak, że podał ją jedynie nasz
„Super Express” piórem red. Ewy Jabłońskiej. Potem w jednym z pism
ukazał się artykuł na temat poszukiwań tego właśnie meteorytu na Grenlandii,
ale którego - ponoć - nie znaleziono. To dziwne, ale powinien pozostać jakiś
ślad impaktu na lodowym pancerzu Grenlandii - jednak go nie było, ergo albo
meteoryt eksplodował w powietrzu, jak TM, albo nie był to żaden meteoryt, albo
był to jakiś satelita wojskowy Rosjan, Amerykanów czy Chińczyków, a może
Atlantydów?... na razie to sprawa z „Archiwum X” i nie widać rozwiązania.
Roman Rzepka jest zdania, że 9 grudnia 1997
roku na Grenlandię w okolicy miejscowości Nuuk (d. Godthåb), na N 64°20’ – W 054°30’,
spadł meteoryt, który poruszał się z niezwykłą prędkością w atmosferze Ziemi -
aż 56 km/s. Wychodzi więc na to, że meteoryt ten pochodził z głębin Galaktyki!
Szczątków meteorytu nie znaleziono – podobno… i to właśnie było argumentem
„pro” dla ortodoksyjnych uczonych twierdzących, że takich meteorytów po
prostu nie ma… - bo nie mają one prawa przedostać się w głąb Układu
Słonecznego. Uczonego, który pracował w renomowanym Instytucie im. Nielsa Bohra
w Kopenhadze - dr Larsa Lindberga Christiansena za wygłoszenie
poglądu o tym, że to był meteoryt pozaukładowy, po prostu zwolniono z pracy w
trybie natychmiastowym…
Jak dotąd, to sprawa
Meteorytu Grenlandzkiego jest otwarta. Podejrzewam, że został on jednak
znaleziony i podzielił los wszystkich niewygodnych ortodoksyjnej nauce
artefaktów w rodzaju „sześcianu Gurtla” czy „kuli z Żabna” - został zniszczony
lub kiśnie gdzieś na dnie piwnicy Instytutu Nielsa Bohra albo jakiejś
amerykańskiej bazy lotniczej…
I tutaj jeszcze jedna
ciekawa dygresja: pod koniec XIX wieku, wielki Juliusz Verne napisał
powieść pt. „Łowcy meteorów”, w której występuje ogromny złoty meteoryt o
wartości 60.000.000.000.000.000 ówczesnych franków - teraz można by to pomnożyć
przez 100. Ten cudowny meteoryt miał spaść na południowy skraj wysepki
Upernivik (Uppernavick, Upernavik) na N 72°51’30” – W 053°35’18”. Czyżby była
to prorocza wizja genialnego pisarza, podyktowana niezwykle wyostrzoną, wręcz
wodnikową intuicją?... Zaiste, niewiele się pomylił, zaledwie o kilkaset
kilometrów!
Znany polski ufolog Kazimierz
Bzowski sądził, że Meteoryt Grenlandzki był z antymaterii i na Grenlandii
doszło do wybuchu anihilacyjnego...
Ano właśnie. Dzisiaj już wiemy na
pewno, że w przestrzeń Układu Słonecznego wlatują obiekty z przestrzeni międzygwiezdnej
– I1/’Oumuamua i I2/Gierasimow, które są kometami z innych układów
planetarnych. Takim właśnie międzygwiezdnym obiektem był zapewne Meteoryt
Grenlandzki. I nie ma w tym nic dziwnego czy niezwykłego – wszak obszar Układu
Słonecznego a dokładniej Obłoku Oorta, gdzie znajdują się komety rozciąga się
na odległość 300-100.000 AU czyli 1,5 x 10^13 km albo 1,62 ly od Słońca, a
niektóre szacunki mówią nawet o 2 ly! Możemy być pewni, że wszystkie gwiazdy z
układami planetarnymi mają podobnie, a więc ich Obłoki Oorta mogą stykać się ze
sobą i tym sposobem dochodzi do wymiany materii pomiędzy nimi ergo jest to zjawisko powszechne w całym
Wszechświecie. Jeżeli idzie o Układ Słoneczny, to może się on stykać z potrójnym
układem Tolimana (α Centaura) którego Obłok Oorta może być o wiele bardziej
przestrzenny niż słoneczny, a to ze względu na to, że układ słońc Tolimana A i
B okrąża także czerwony karzeł Toliman C (Proxima) w odległości 0,205 ly od
nich wykonując jeden obrót na 550.000 lat.
Z grafiku przedstawionego powyżej
wynika, że wkrótce będziemy mieli więcej gwiazd w naszym pobliżu, Proxima
będzie w aphelium, a Toliman A i B w peryhelium. Poza nimi w ciągu najbliższych
80.000 lat do Słońca zbliży się Gwiazda (Strzała) Barnarda, Lalande 21185, Ross
248, Gliese 445 i Ross 128, ale wszystkie na odległość nie mniejszą niż 3 ly. No
chyba że przypałęta się jakaś szybka gwiazda z Galaktyki albo wędrująca
planeta, której jeszcze nie udało się nam wykryć. W każdym przypadku takiego
pasażu gwiazd koło Słońca może dojść do interakcji pomiędzy ich Obłokami Oorta
i co za tym idzie kometarnego obstrzału wnętrza Układu Słonecznego i także
(niestety) Ziemi.
I tego należy się obawiać.